niedziela, 20 maja 2018

Od Zaina cd. Daisy

Przechyliłem głowę na bok, wlepiając w nią spojrzenie, co jeszcze bardziej mogło nasilić jej obawy przed... właściwie sam nie wiem czym. Mimo wszystko wyglądała dla mnie tak, jakby próbowała aby jej słowa były starannie przemyślane, zanim zostaną użyte, jednak ostatecznie i tak jej to nie wychodziło. Oczywiście nie odbierałem tego w sposób negatywny. Dla mnie to dosyć nietypowe. Nigdy w otoczeniu znajomych ludzi nie trzymałem się kurczowo tego, aby nie palnąć głupiej rzeczy, chyba że akurat wymagała tego sytuacja. Czasem nawet żartowałem sobie, że gdybym od dziecka nie mieszkał w Anglii, a samego języka uczył się po swoim rdzennym, to pewnie nikt nie mógłby mnie zrozumieć. A urdu używałem tylko wtedy, gdy byłem naprawdę bardzo mocno zły.
Dziewczyna chyba zauważyła, że przez jakiś czas przyglądam się jej w milczeniu i choć z postawy to nie wynikało, nadal staliśmy na środku, niemalże na wolnej przestrzeni, a sprawa dawno rozpoczętych treningów odpłynęła w odmęty pamięci. Dopiero po chwili stała się znowu rzeczywistością, gdy zorientowałem się, że wypada odpowiedzieć.
- Faktycznie. A w szkole hierarchia jest jak w dżungli. Małe stworzonka muszą uważać na każdym kroku, albo znaleźć silnego sojusznika. Duże i wredne panoszą się po niej, jak po swoim terytorium, czyhając na każdym kroku - zaśmiałem się, samego mnie rozbawiło to porównanie. Tak bardzo typowe w książkach dla kurczowo szukających prawdziwej i cudownej miłości nastolatek. Biblioteczka mojej siostry była zbyt kusząca by nie zabrać jej kilka rzeczy z niej, a potem z grymasem na twarzy stwierdzić, że to nie dla chłopca mającego w końcu aż trzynaście lat - Przynajmniej nie jesteś klasowym kujonem-informatykiem, podtrzymując tradycję noszenia sweterków w romby i trzymający się ściśle w swojej odciętej od reszty świata grupce - przejechałem wzrokiem po jej ubraniach do jazdy, tak bardzo nie pasujących do wizerunku dziewczyny w mojej głowie. Sama spojrzała w dół, zaginając koniec swojej bluzki.
- Sweterka w romby jeszcze nie mam - uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż dotychczas, co oznacza, że samą ją rozbawiło to stwierdzenie - I rozumiem, że jak w każdej szkole są tutaj... określone społeczności...
- Oczywiście - parsknąłem sarkastycznie - Grupa wiecznych imprezowiczów, chowających się po kątach hobbitów, neutralnych kosmitów, trenujących sportowców-idiotów i armia chodzących hybryd, uważających się za królowe całego uniwersytetu. Normalnie jak w filmie amerykańskim - przewróciłem oczami. Daisy podłapała prześmiewczy ton i sama spuściła głowę z bardziej promieniejącym wyrazem twarzy.
- A ty do której grupy należysz? - zmierzyłem ją szybkim spojrzeniem i mruknąłem cicho pod nosem w zastanowieniu.
- Ja wychodzę poza skalę - odpowiedziałem na jej pytanie poważnym tonem, przez chwilę wydawało mi się, że zbyt poważnym jak na poprzednie żarty, a cisze, która mogłaby właśnie zapanować, przerwał tylko mój dyskretny gest aby mimo przyjemnej rozmowy, udać się na trening, a przynajmniej postarać tam dojść - Zresztą... za niedługo i tak mnie tu nie będzie - westchnąłem na myśl, że właściwie za parę miesięcy ukończę akademię. Niby pełnoletność przyszła już dawno, a jednak wraz z rutynowym chodzeniem do klasy, zaliczaniem wszystkich rzeczy potrzebnych do zdania szkoły i całą codziennością, nie dało się tego jakoś bardzo odczuć. Pomijając rzeczy, które dla mnie były standardem mojego życia, a dla innych stanowiły wielką odskocznię od normalności - A wracając do twojego stwierdzenia dotyczącego odbioru u innych ludzi, to nie zawsze bycie otoczonym grupą osób jest najlepsze. Często to wygląda po prostu sztucznie i jest sztuczne. Owszem, znajomi znajomymi, ale nie nazwiesz ich kimś komu bezgranicznie ufasz. A już szczególnie, gdy są to ludzie z sortu dziennikarze. Automatycznie bierze mnie uczulenie na wszelkie aparaty i lampy błyskowe - skrzywiłem się nieznacznie, odruchowo rozglądając dookoła i w dali widząc już, jak trening powoli się rozpoczyna - A ty jesteś uprzejma, skryta i ostrożna, ale przynajmniej nie można się specjalnie o to przyczepić - spuściła głowę, co najpewniej oznaczało to, że zawstydzają ją słowa drugiej osoby z opinią o niej samej.
- Myślę, że znalazłoby się parę rzeczy... - wypowiedziała nieco ciszej, wchodząc do środka stajni, od której drzwi były uchylone, a które delikatnym pociągnięciem otworzyłem, tym samym wpuszczając z drugiej strony więcej światła. Jak na sygnał, parę głów wychyliło się ze swoich boksów, strzygąc uszami i cicho parskając w oczekiwaniu na smakołyk, który prawdopodobnie może być ukryty w kieszeni.
- Człowiek jak chce, to się o wszystko przyczepi - zakończyłem i zanim temat zaczął się bardziej rozwijać, zadałem pytanie, które odwróciło uwagę od rozpoczynającej się dyskusji na temat charakterów ludzi - Gdzie stoi twój wierzchowiec? - stanąłem przy Morrigan, która spuściła głowę, próbując wyszukać możliwej dobrej przekąski w moich kieszeniach.
- Z tego co pamiętam, gdzieś w okolicach drzwi - wskazała ruchem ręki prawdopodobne miejsce pobytu jej konia.
- Wyczyść sobie go... ją...
- Gigi - poinformowała, na co skinąłem głową, uśmiechając się delikatnie.
- W takim razie ją. Ja ubiorę moją diablicę i przy okazji przyniosę ci sprzęt z siodlarni żeby w miarę skrócić czas oczekiwania mojej trenerki na mnie - posłałem dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie i otworzyłem drzwiczki boksu karej - A zanim się zacznę usprawiedliwiać z kolejne karygodne spóźnienie, odprowadzę cię na twoją lekcję - nie musiałem długo czekać na odpowiedź, Daisy pokiwała głową, tym samym dziękując i zabierając szczotki, poszła do swojego konia.
Gdy ja swoją królową demonów dałem radę już oporządzić, poszedłem wraz z nią pod boks Gigi wraz z jej sprzętem, który odłożyłem obok. Daisy szybko się uporała, co nieco opowiadając w jaki sposób klacz do niej trafiła. Więc w ramach odwetu i ja podzieliłem się historią Morrigan, której jak zwykle obecność innych przeszkadzała, aczkolwiek mając ciekawsze zajęcie jak próba podkradnięcia siana, położonego przez stajennego aby uzupełnić boksy, całkowicie ją zajęła. Co prawda na próżno jej starania, gdyż dała radę tylko raz z impetem dać mi znać, że nie życzy sobie w obecnej chwili trzymania, jakby przez ten cały czas, stojąc w boksie nie miała go wystarczająco.
- Teraz muszę strategicznie ominąć wzrok trenerki, więc idziemy szybko przed siebie, nie patrzymy w tą stronę, ja cię odprowadzam, w razie czego wyjaśniam powód twojego spóźnienia i wszyscy są szczęśliwi.
- Brzmi jak doskonały plan - stwierdziła, na co pokiwałem głową, chowając się za sylwetką idącej Morrigan - Mój trener uwierzy tobie?
- Jestem tu dłużej, poza tym wszyscy mnie tu znają, a jedyną osobą z personelu, z którą mam na pieńku to jedna ze sprzątaczek - Daisy posłała mi pytające spojrzenie, ale zarazem takie, aby nie wyglądać na natrętną. Machnąłem ręką, omijając opowieść o naszym konflikcie - Długa historia, właściwie zmieściłbym się w dwóch zdaniach... powiedzmy, że nie przepadamy za sobą od pewnego czasu - obydwoje spojrzeliśmy na grupę pierwszą, a raczej na siedzących już na koniach ludzi i trenera pomiędzy nimi - No... to tutaj.
- Dziękuję - odpowiedziała, a ja wzruszyłem ramionami z delikatnym uśmiechem, wycofując się do tyłu - Aaa... po treningu?
- Zazwyczaj każdy idzie się ogarnąć do siebie, a potem coś zjeść, więc zapraszam do stolika - odpowiedziałem niedbale na pożegnanie.
- Do stolika?
- W końcu chciałaś poruszyć delikatny temat moich tatuaży - uniosłem brew - Chętnie poopowiadam na temat jak to mnie koszmarnie bolało - dziewczyna popatrzyła na mnie z przerażeniem. Zaśmiałem się i pokręciłem głową - Żartuję. Miłego pierwszego treningu.

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz