sobota, 12 maja 2018

Od Zaina cd. Daisy

Obejrzałem się za odchodzącą dziewczyną, która natychmiast wraz ze spuszczoną głową zniknęła w tłumie tak szybko, jak się obok mnie pojawiła. Nie zaprzeczę, że chciałem coś powiedzieć, ale wewnątrz coś mnie powstrzymało i ostatecznie zrezygnowałem. Nawet pod nie tak silnym naciskiem Harry'ego, który całym sobą pokazywał, że mam ją natychmiast i w tej chwili przeprosić, co jeszcze bardziej upewniło mnie, aby tego zwyczajnie nie robić. Patrzył na mnie jakbym właśnie przed chwilą kogoś zabił, a on sam, w tym momencie, wydawał na mnie najsroższy wyrok jaki istnieje. Na wszelki wypadek cofnąłem się do tyłu, co nie było dobrym pomysłem, bo uderzyłem głową o wiszącą gablotę, która według mnie znajdowała się na niebezpiecznej wysokości. Ludzie, kto był tego wszystkiego inżynierem? A ten to jakiś sadysta, żeby tak ludzi straszyć.
- Ałć - potarłem głowę z grymasem i ten gest właśnie sprowokował Harry'ego aby wygłosił swój niebywale nudny i znany mi już nie raz monolog.
- No właśnie ałć! - machnął rękoma jak w geście nieporadności i totalnej bezsilności do mojej osoby. Uniosłem brew, czując nadal delikatny ból z powodu uderzenia o wiszącą z tyłu gablotę. Moja mina wyglądała jakbym nie wiedział o co mu chodzi, ale tak naprawdę, wewnętrznie umierałem, przeczuwając, że chłopak szykuje dla mnie kolejne kazanie typu jaki to ja bezczelny wobec kobiety.
- O co ci chodzi? - nie ważne ile razy próbowałem sztuczki z uciekaniem od tematu, zawsze miałem nadzieję, że mi się uda, a on sam odpuści. Jednak, gdy jego przepełnione żądzy krwi spojrzenie skierowało się prosto na mnie, mruknąłem tylko cicho do siebie i ze skrzyżowanymi rękoma na klatce, niczym obrażone dziecko, spuściłem głowę opierając się o ścianę. Tym razem uważając na gablotę. A tak naprawdę, to nie było w stanie nazwać Harry'ego groźnym, a tym bardziej jego spojrzenie mrożącym w żyłach krew. Przynajmniej dla mnie.
- O co mi chodzi? Raczej siebie spytaj. Czy ty masz ostatnio jakiś problem do całego świata? - nie powiem mu przecież, że wcale nie chciałem aby pierwsze słowa skierowane do tej dziewczyny zabrzmiały właśnie w ten sposób. Pretensjonalnie i chamsko. Poza tym to było odruchowe. Mam się z tego jeszcze tłumaczyć? Tym bardziej przepraszać?
Z drugiej strony, faktycznie zrobiło mi się głupio, gdy przestraszona wycofała się i wyraźnie szukała jak najszybszej drogi ucieczki z otoczenia, co ułatwił jej dzwonek. Myślę, że jeszcze chwila, a naprawdę bym ją przeprosił.
- Skończyłeś? - wyrwałem się z krótkiego zamyślenia, przerywając tym samym Stylesowi, który wyprostował się, poprawiając na sobie kurtkę i mruknął w odpowiedzi ciche nie, aby nie być mi dłużnym. Przewróciłem oczami - Przestań zrzędzić na mnie i prowadź na lekcje - zarządziłem, idąc wzdłuż korytarza i uważając na każdą jedną osobę przede mną, jakby w obawie, że sytuacja może się powtórzyć.
- Rok tutaj jesteś, a nadal nie wiesz gdzie mamy lekcje - ruszył za mną, ignorując prychnięciem moje wzruszenie ramion. Jakby mnie to jeszcze obchodziło. Wiem gdzie mamy, ale uwielbiam jego typowe sekwencje i narzekania jaki to ja jestem niedobry. Trochę mi nawet schlebiają.
~*~
Po lekcjach dałem się namówić na grę. Świadomy, że to pewnie nie najlepszy pomysł, patrząc na obowiązek bycia na treningach, ale kto by się tym przejmował. Akurat tak się złożyło, że piłka poleciała najbliżej mnie, tuż pod nogi siedzącej i niedawno poznanej przeze mnie dziewczyny.
Nie wiem dlaczego właściwie podkusiło mnie aby spojrzeć na przyjaciela, ale jego spojrzenie mówiło wyraźnie, że mam się tym razem nie zachować jak dupek. Doskonale to wiem. Nie jestem wiecznie opryskliwym zrzędą. A ten tak jakby nie wiedział, dlaczego to robię. To mnie najbardziej wkurzało.
Wolnym krokiem ruszyłem za piłką, przez cały czas patrząc na dziewczynę, która spięła się jakby właśnie zrobiła coś złego, albo tym złym było to, że samowolnie tutaj siedzi. Przez to poczułem się naprawdę okropnie i zrobiło mi się zwyczajnie jej żal. O nie. Wyrzuty sumienia. Czy to odpowiedni moment aby po prostu wziąć piłkę, uśmiechnąć się koleżeńsko i wrócić na boisko? Ale zanim zdecydowałem się na ostateczny krok, to ona dosłownie uciekła, co samego mnie, nie mało, że zbiło z tropu, to jeszcze sprawiło, że coraz mocniej chciałem wyjaśnić tę sytuację z korytarza, którą właściwie od samego zakończenia lekcji zostawiłem w karcie Przypadki z przeszłości. Zatrzymałem ją, najdelikatniej jak potrafiłem, bo jak się okazało, sam się bałem, że znowu teraz ucieknie i będę miał dwie niekomfortowe dla nas sytuacje, które za każdym razem, gdy siebie spotkamy na korytarzu będą przyczyną do mało pozytywnych skojarzeń. Nie ma to jak przypisywanie człowiekowi cech, które są najmocniej widoczne. Całkowicie normalna dla człowieka rzecz.
Starałem się brzmieć jak najdelikatniej, kojarząc sobie dziewczynę jako kruchą porcelanę, którą można łatwo stłuc poprzez nieuwagę.
- Problemu... - prychnąłem w odpowiedzi ze śmiechem, zdejmując dłoń z jej ramienia. Przez chwilę popatrzyłem w stronę grających osób z boiska. Mógłbym wygłosić całą formułkę na temat problemów, tych co były i tych co prawdopodobnie przyjdą, ale żyjmy chwilą - Nie musisz mnie przepraszać - z powrotem odwróciłem się w jej stronę, zostawiając za plecami widok boiska - Tam na korytarzu... może zbyt gwałtownie zareagowałem i niepotrzebnie się uniosłem. Więc... to ja przepraszam - ona naprawdę wyglądała na przestraszoną. Dziwne, bo nigdy nie miałem do czynienia z człowiekiem, który może w jakiś sposób się mnie bać. Nie licząc przyjaciół, gdy trzymałem w dłoni coś niebezpiecznego, w szczególności, gdy mieliśmy już nieco wypite i znajdowaliśmy się w niesprzyjającej sytuacji, podczas której nieważne jaki ruch spowodowałby śmiertelny wypadek któregoś z nas. Tyle na temat wspomnień.
Poprawiła trzymany w dłoniach zeszyt, nieco luźniej przyciskając go już do piersi i pewniej, jakkolwiek można to nazwać, uniosła wyżej głowę. Z doświadczenia wiem, że takie nieśmiałe osoby łatwo w szkołach nie mają, ale być może opieram to na zbyt powszechnym powiedzeniu i przekonaniu społeczności wokół. Po chwili uniosła delikatnie kąciki ust w dyskretnym uśmiechu, jakby przyjęła moje słowa.
- Wracam - powiedziałem, wskazując na boisko i powoli się odwracając w jego stronę - Em... Zain. Jakbyś czegoś potrzebowała to spytaj... kogokolwiek. Raczej wszyscy skojarzą - uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę, na co ona jeszcze bardziej uniosła kąciki ust. Aż tak bardzo mi się to spodobało? Naturalnie, w końcu już kiedyś udało mi się wywołać uśmiech u...
- Brawo Zain - Harry klasnął kilka razy w dłonie, jakbym dokonał czegoś wielkiego - Podaj mi wodę - chłopak wyciągnął rękę do przodu, zadowolony, że tym razem udało mi się porozmawiać z kimś normalnie. Błagam. Czuję się jakbym był pod opieką psychologa. Schyliłem się po butelkę, szybko ją odkręcając i rzuciłem nią w przyjaciela, który podskoczył, gdy tylko woda dotknęła jego ciała. Roześmiałem się od razu, posyłając mu w powietrzu całusa i w razie czego wycofałem w dalszą część boiska.
Po skończonym meczu, skierowałem się prosto do pokoju, aby przygotować się na popołudniową jazdę, na którą otrzymałem nakaz obowiązkowej obecności, w dodatku na czas. Osobiście uważam, że ja się nie spóźniam, tylko to wszyscy są wcześniej ode mnie. I przy tym założeniu zostańmy. Rzuciłem na Sharikę ubrania, przez co kotka tylko niezadowolona zeszła z łóżka, siadając na dywanie, jak to koty mają w zwyczaju i lustrowała mnie spojrzeniem zielonych oczu. Ściągnąłem z siebie koszulkę, zaznaczę tylko, że czarną, bo mój geniusz stwierdził, że po co ubrać jaśniejszy kolor w taki upał. Wyjąłem ręcznik z szafy, przerzucając sobie go przez ramię i pogłaskałem szarą po głowie. Natychmiast się uniosła aby zaraz mnie zignorować i pójść obrażać się dalej. Typowa kobieta. Wszedłem do łazienki, wcale się nie spiesząc. Nigdy nie uważałem tego miejsca za pomieszczenie do odpoczynku, prysznica do przemyśleń, próbując wyczuć spływającą każdą kroplę po ciele jako powód do zastanowienia. W łazience się spieszyło. Przynajmniej mi. Jedyną zaletą jaka tu była to lustro.
Do jazd zostało mi dziesięć minut, a wyjście z pokoju uniemożliwiła wiadomość przychodząca na mój telefon, jak się po chwili okazało od Harry'ego, który był ciekawy w jakim stanie ogarnięcia jestem by przyjść gotowym na trening. Nie zapomniał także powiedzieć, że wraz z Isabelle czekają już w stajni. Prychnąłem drwiąco, spoglądając przez okno, znajdujące się tuż przede mną. Przejechałem spojrzeniem po okolicy, a gdy przerzuciłem wzrok z zieleni akademii, rosnącej nieopodal na szary chodnik, zobaczyłem dziewczynę, która miała bliskie spotkanie z przeszkodą jaką stanowiłem na korytarzu. Zastanawiałem się dlaczego nie szła przed siebie, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że właściwie co mnie to obchodzi. Czyjeś sprawy, to czyjeś sprawy. Ingerowanie nie zawsze było pożądane. Ja obecnie jestem prawie spóźniony na trening, który mam za pięć minut.
Zabrałem z szafki kluczyki od pokoju, zamknąłem drzwi i pobiegłem do wyjścia. Powiadają, że gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Chyba się sprawdziło. Oparłem ręce o drzwi wyjściowe, ale w tym samym czasie, jedno skrzydło się cofnęło, a ja sam wbiłem się w nie ramieniem, aż zabolało. Odsunąłem się na krok, cicho klnąc pod nosem i widząc przed sobą Daisy, która wystraszona zasłaniała usta dłonią. Przypadek? A może odwet losu?
- Przepraszam... - cicho zająknęła, na tyle bym nie był w stanie usłyszeć, ale po jej minie mogłem domyślić się co powiedziała. To samo co kilka razy wcześniej. Zaśmiałem się z tej ironii losu, prostując w plecach.
- Chyba mi się należało - posłałem jej szybki uśmiech, który mam nadzieję wyglądał na taki, żeby nie słyszeć jej przeprosin po raz kolejny. Właściwie, to nie powinna być na zajęciach?

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz