poniedziałek, 14 maja 2018

Od Harry'ego cd. Isabelle

Karetka przyjechała w przeciągu niecałych piętnastu minut, wcześniej nawet nie zwróciłem uwagi, że znajdujemy się tak blisko miasta. Samo to miejsce wbrew pozorom nie było zbytnio ukryte, nieopodal przebiegała droga i pewnie nie jeden przechodzień mijał ten budynek, w przeciągu tych kilku dni, nie mając zielonego pojęcia, że ktoś właśnie tam potrzebuje pomocy. Policja zabrała Bensona, a ja... jeszcze kilka tygodni temu dałbym mu szansę, gdyby tylko przyszedł z tym do mnie i powiedział... zapłaciłbym wszystkie jego długi, byle tylko wreszcie dał spokój Isabelle. On wybrał jednak inną drogę i w tym momencie w ogóle nie obchodziła mnie jego osoba, ani to, co się z nim teraz stanie, byle tylko nie pojawił się już nigdy więcej w życiu Issy. 
Policja zatrzymała mnie na przesłuchaniu, przez co nie mogłem pojechać razem z nią do szpitala. Dziewczyna uparcie twierdziła, że nic jej nie jest, jednak ratownicy twardo stwierdzili, ze musi przejść obowiązkowe w takim przypadku badania. Mimo ostrej wymiany zdań, lekarz nie udzielił zgody, by jechała w jednej karetce z Natem, więc tą krótką chwilę w oczekiwaniu na drugą spędziliśmy razem, niestety nie trwało to zbyt długo. 
Z komendy zabrał mnie Niall, który na całe szczęście był jeszcze w Morgan. W drodze do szpitala czułem się okropnie, bo ogarniała mnie ogromna ulga, myślałem tylko o Issy, o tym, że nic jej nie jest i że wszystko będzie dobrze. Ani przez chwilę nie pomyślałem o jej bracie, co było bardzo niewdzięczne z mojej strony, dopiero gdy zadzwoniła ze szpitala, mówiąc, że z nią wszystko dobrze zwróciłem uwagę na Nate'a. Nie chciałem, by coś mu się stało, gdyby nie on, pewnie nie znaleźlibyśmy jeszcze Isabelle, a poza tym.. jest bratem mojej dziewczyny i mimo, że on raczej za mną nie przepada, to ja nawet go lubię.
- Nie obwiniaj się za to, to nie twoja wina - odezwał się w pewnym momencie Niall - ... i to że martwisz się bardziej o Isabelle jest normalne.
- Czytasz mi w myślach? - Zmarszczyłem brwi nie odrywając wzroku od widoku za boczną szybą.
- A zgadłem? - Zaśmiał się, jednak szybko spoważniał. - Na razie.. bądź myśli, że wszystko będzie dobrze. Zamartwianie się nic nie da.
- Wiem - odpowiedziałem, bo jedynie na tyle było mnie w tym momencie stać. Droga do szpitala zajęła nam jeszcze niecałe dziesięć minut, które potwornie mi się dłużyły. Przy samym wejściu spotkałem się z tłumem dziennikarzy, którzy nie mam pojęcia skąd się tu wzięli. Ciekawe jakie historie tym razem wymyślą, ale jedno jest pewne, nie mogę tędy wejść. Z trudem udało nam się odnaleźć na tyłach budynku wejście dla personelu, a jeszcze gorsze było przedostanie się przez nie podczas, gdy pilnowała je bardzo nieprzyjemna recepcjonistka. Dopiero po dłuższych negocjacjach przekonałem ją, że koniecznie muszę tędy przejść i... o dziwo przystała na moją prośbę. Podczas, gdy próbowałem rozszyfrować mapę całego szpitala, Niall poszedł do głównej recepcji, by dowiedzieć się, gdzie możemy szukać Issy.
- Nie powiedzieli mi - burknął podchodząc bliżej. - Nie jestem nikim z rodziny, a wpuszczają tylko i wyłącznie rodzinę, więc ciebie też nie będą chcieli.
- Zaraz zobaczymy - westchnąłem, podchodząc do recepcji, przy której stała dość niska, czarnowłosa pielęgniarka. - Dzień dobry, chciałem się zapytać o Isabelle Ghate Mortensen.
- Jest Pan kimś z rodziny? - Spytała znudzonym głosem, podnosząc na chwilę spojrzenie znad obszernego zeszytu.
- Mężem - odpowiedziałem pewnie mając nadzieję, że mi uwierzy. Elizabeth, jeżeli dobrze przeczytałem na jej identyfikatorze, spojrzała na mnie niezbyt przyjaźnie i przekartkowała gruby zeszyt.
- Drugie piętro, sala 109. Nic nie zagraża jej życiu, brak obrażeń, pozostało jej jeszcze kilka rutynowych badań i będzie mogła czekać na wypis. - Jeżeli ta kobieta traktuje wszystkich z takim znudzeniem i miną jakby chciała uderzyć mnie w twarz swoim zeszytem to nigdy w życiu nie chciałbym mieć już z nią do czynienia.
- A co z Nathanielem Mortensen?
- Jest Pan kimś z rodziny? - Mruknęła pod nosem.
- To mój szwagier.
- Przechodzi właśnie operację wyjęcia kuli, stracił dużo krwi, ale rokowania są dobre. Coś jeszcze?
- Nie, dziękuję za miłą obsługę - burknąłem pod nosem i skierowałem się w stronę schodów, ciągnąc za sobą Nialla. Oczywiście jak na złość sale nie były ponumerowane w kolejności, a odnalezienie tej z numerem 109 zajęło nam jakieś dwadzieścia minut, a nikt nie okazał się na tyle pomocny, by wskazać nam, gdzie ona się znajduje. Już nawet nie chciałem wracać do tej recepcjonistki, bo podejrzewałem, że tym razem faktycznie mogę oberwać zeszytem po głowie.
Gdy tylko złapałem za klamkę dopadły mnie emocje nagromadzone przez te dni. Nie byłem w stanie się poruszyć, a 





Isabelle? 
już nie będę przepraszać za długość i jakość XD albo jednak... przepraszam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz