czwartek, 31 maja 2018

Od Yuu CD Oli’ego

Pokręciłem głową, uśmiechając się wrednie.
- Dym aż tak bardzo otumanił ci mózg, że myślisz, iż tak po prostu cię posłucham? - zaśmiałem się, otrzymując w odpowiedzi głuchą ciszę. Głośniej zaniosłem się śmiechem, obserwując, jak na twarzy Oli’ego występuje ciemna czerwień, w niektórych miejscach przechodzącą w mocny, malinowy wręcz róż. Wyglądał tak uroczo... Zaraz, nie. Ty jesteś dupkiem bez serca, a on hetero homofobem. Nic was nie łączy.
- Nawet nie próbuj, Yuu - mruknąłem pod nosem do siebie, wprawiając w osłupienie blondyna. - No co? - warknąłem, gdy po dłuższym czasie zrozumiałem, że niepowołane uszy, uszy Oli’ego dokładniej mówiąc, usłyszały to, co mówiłem w swoim kierunku. - Każdy czasem gada do siebie.
Po tym jakże prawdziwym stwierdzeniu, założyłem na siebie ręce i ze skrzyżowanymi rękami stałem w miejscu, przypatrując się całej gamie emocji, jakie widać było w obliczu chłopaka. Najbardziej wybijała się chyba mieszanina poirytowania i rozbawienia- niezwykle rzadko spotykana mieszanka. Zauważyłem też zdziwienie, którego szczerze mówiąc, jako jedynego się spodziewałem. Przerwałem głuchą ciszę, która boleśnie i bardzo powoli, torturując mnie, zaczęła brzmieć mi w uszach niczym huragan.
- Pierdolę to wszystko. Gadaj - zwróciłem się do coraz bardziej zdumionego chłopaka - co ci strzeliło do tego twojego pustego łba, żeby iść do lasu w czasie, kiedy jest najwięcej pożarów w roku!? - wrzasnąłem, a pacjent po drugiej stronie sali podskoczył przerażony. Gdy już się wybudził i zrozumiał, że nic złego się nie stało, mruknął coś, co brzmiało łudząco podobnie do "Kłócące się pary, nawet w szpitalu. Co to się dzieje, spokojnie odpocząć mi nawet nie dadzą". Warknąłem pod nosem słysząc jego wypowiedź. Zaraz jednak spojrzałem na blondyna.
- Póki jestem delikatny... - pogroziłem mu palcem, zaraz po tym wybuchając histerycznych śmiechem. - Ga-gadaj - powiedziałem, a raczej, by nie zakłamywać rzeczywistości, wydusiłem z siebie przez łzy.
- Byłem... - urwał, mechanicznie zagryzając wargę i wypuszczając ją z zębów. Powtarzał te czynności przynajmniej z dziesięć razy, co oznaczało tylko jedno- zaciął się chłopak. - Natłok myśli w mojej głowie - zaczął kaszleć - robił się coraz bardziej uciążliwy, więc...
Zgiął się w pół, podkurczając nogi i obejmując je rękoma. Spojrzał na mnie swoim żałosnym wzrokiem i aż mi się zrobiło... Parsknąłem niepohamowanym śmiechem i aż zachłysnąłem się powietrzem, próbując unormować oddech, by zaraz później czując ból i niechętnie uświadamiając sobie, że moja przepona nie wytrzyma tak dużej ilości powietrza na raz.
- Cholera - mruknąłem do siebie, gdy już zdołałem się względnie uspokoić. Po chwili, aby zachęcić Oli'ego do dalszego mówienia, dodałem - Kontynuuj, homo- urwałem.
Zapadła niezwykle niezręczna cisza i chłopak z przybitą miną i jakby zamglonymi oczami, bardziej przycisnął nogi do klatki piersiowej, kuląc się.
- Po prostu kontynuuj - odezwałem się, jednocześnie walcząc ze swoim ściśniętym, suchym niczym Sahara gardłem.
- Chciałem pomyśleć i... tak wyszło, że poszedłem do lasu. Spokój, cisza i te sprawy - machnął do mnie ręką, jakby próbując mnie zbyć. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Będę cię męczył, dopóki nie wytłumaczysz się z każdego wypowiedzianego słowa i wziętego wdechu. Wszyściutko, ty chuju. 
- I zasnąłeś, a potem wybuchł pożar - dokończyłem za niego, na co blondyn tylko skinął głową. - Powinienem był cię tam zostawić, żebyś się porządnie usmażył. Świeże ludzkie mięsko, prosto z rożna. Zapewne pychota - dodałem po chwili, przykładając dwa palce do ust i cmokając, co miało mniej więcej znaczyć francuskie „mniam”. Oli skrzywił się w odpowiedzi i ostentacyjnie przewrócił oczami. Krzywo się uśmiechnąłem, co jak znam życie, wyszło jak okropny grymas, ale... Tak naprawdę to dobrze. Skinąłem głową, jakby bardziej do siebie, po czym gładko się obróciłem i idąc w stronę wyjścia ze prawie sterylnie czystego pomieszczenia i na odchodne powiedziałem do chłopaka:
- Uważaj na siebie i jak masz dać się zabić, to byle szybko.
Wychodząc z sali zrozumiałem, jak musiał moją wypowiedź odebrać Oli. Coś w rodzaju zdechnij jak najszybciej, ale to nie tak miało brzmieć. Wydźwiękiem moich słów miało być mniej więcej bądź ostrożny i dbaj o siebie, ale ja jak zwykle musiałem spierdolić. Chociaż dla mnie ta wypowiedź miałaby właśnie takie znaczenie, powiedziałem sobie w myślach, że może to nawet lepiej. Musiałem się od niego odseparować, póki jego zgubny wpływ mnie nie zniszczył, zabił powoli i od środka, wewnątrz mnie niszcząc kolejne skrawki mojej osoby. To...
Trzepnąłem się z otartej dłoni w piekący mnie już po chwili policzek, przykładając sobie, aby odgonić myśli zmierzające w coraz głupszym, a w dodatku irracjonalnym kierunku. Westchnąłem i kręcąc głową, szybkim krokiem, poprawka- biegiem- popędziłem w stronę obskurnej, wyraźnie podniszczonej windy. Widok odpadających guzików obrzydził mnie na tyle mocno, że rzez chwilę walczyłem sam ze sobą (obrzucając przy tym samego siebie wyzwiskami- inni ludzie będący w windzie odsuwali się ode mnie z niewiadomego powodu, jakbym był jakimś wariatem), żeby zmusić się do dotknięcia tych rozwalających się rupieci. Gdy w końcu kliknąłem guzik oznaczający parter,  winda ruszyła, a ja na krótki moment mogłem odetchnąć. Słuchając wysokiego gwar rozmów w ciasnym, prawie że przyprawiającym mnie o klaustrofobię pomieszczeni i rytmiczne uderzanie serc w klatkach piersiowych zgrzanych, czerwonych na twarzy i spoconych- co wnioskowałem przez okropny smród unoszący się w powietrzu- lekarzy, czułem coraz większe ogarniające mnie z każdej strony znużenie. A później? Potem było uderzenie, jakby winda się zatrzymała, okropny huk i otumanienie. Mroczki przed oczami spowodowały, że mogłem dostrzec tylko czerń. Wtedy byłem święcie przekonany, że ktoś mnie uderzył czymś ostrym, może na przykład metalową rurą, w kark bądź głowę. Przez te krótkie chwile, podczas których zachowałem przytomność, nie byłem w stanie zlokalizować źródła bólu. Ostatnią rzeczą jaką zrobiłem w pełni świadomie, było spoliczkowanie na oślep jednej z osób, które były w windzie. Jakiś inny idiota, co wywnioskowałem z cichego świstu z ust mężczyzny, pochylił się nade mną i był zdecydowanie za blisko. Swoich oddechem, wdechami dokładniej mówiąc, odbierała mi cenne powietrze, a wydechami wpompowywała we mnie dwutlenek węgla, który coraz bardziej kuł mnie w piersi. Z każdą sekundą tracąc siły i orientację, więc w automatycznym odruchu niechętnie i w dodatku z pewną blokadą wystrzelił rękę w stronę mordujące mnie twarzy, jednak ta zaraz opadła. Gdy twarz nieproszonego "pomocnika" się odsunęła, mogłem spokojnie przestać kontaktować, ze świadomością, że miałem dostęp do tlenu i chociaż to nie przyczyni się do mojej śmierci.

***

Bolało. Tak bardzo bolało. Cholernie mocny, uciążliwy ból rozprzestrzeniał się od ramienia w stronę karku, powodując nieprzyjemne mrowienie. Czyli... Z tym okropnym uczuciem wiąże się tylko jedno. Mrówki. Kurwa, mrówki atakują. Wciąż nie otwierając piekących oczu, z zaciśniętymi powiekami, rozmachnąłem się i wolną- drugą coś blokowało i przyciskało do powierzchni, na której leżałem- ręką uderzyłem powietrze. Nie wyczuwając nic podejrzanego, co mogłoby w jakimkolwiek przypadku przypominać te krwiożercze bestie pod postacią drobnych, niewinnych w swym rozmiarze, ciałek. Wzdrygnąłem się malowniczo, gdy poczułem drażniący moją skórę na zgięciu łokcia z zewnętrznej strony... cholera, która to prawa... lewej ręki chłód. Zacisnąłem mocno powieki, by zaraz je otworzyć. No błagam, tylko nie. Kurwa. To. Wyniosłem oczy ku bladozielonemu sufitowe, prosząc w duchu, aby to były jakieś głupie żarty. Jęcząc cicho i mrucząc pod nosem piękne określenia na sytuację, w jakiej się znalazłem, powtarzałem co chwilę epitety beznadziejności nienadające się do druku i kilka innych równie ciekawych słów. Nie chciałem tego, ba- uważałem, że ktoś tam na górze (czyżby moja sąsiadko, zawsze życząca mi źle, leżała na oddziale piętro wyżej?) pokarał mnie za nic, przez swój wyjątkowo beznadziejny humor. Przewróciłem się na lewy bok, by upewnić się, czy to co myslealem, że blokowało jedną z mych rąk, faktycznie było tym. Okazało się, że niestety, moje przypuszczenia nie okazały się błędnymi. W zgięciu kończyny tkwił wentylator, przypominając mi nieprzyjemne wspomnienia ze szpitalnymi „motylkami” w roli głównej. Skrzywiłem swoją i tak wygiętą już w grymasie twarz, gdy spostrzegłem, że nie tylko miałem nakłucie i byłam przypięty do kroplówki, ale też dostrzegłem małe sińce po najwyraźniej nieumiejętnie wbitych igłach. Wniosek nasuną mi się sam- obecna opieka medyczna zeszła na psy, nie obrażając tych czworonożnych przyjaciół człowieka. Po chwili podniosłem wzrok, aby zlustrować łóżko w drugim kącie i dotarłszy do twarzy jedynego towarzyszącego mi pacjenta, soczyście przekląłem.
- To są jakieś jaja - mruknąłem do siebie, gdy chłopak się poruszył i otworzył wcześniej przymknięte powieki. Oli we własnej homofobicznej, choć się tego zarzekł (o ile coś mi się nie pomieszało) i popierdolonej osobie, zaczął się wiercić i w końcu podniósł się na jednej ręce do pozycji siedzącej. Długo zajęło mu zorientowanie się, że coś było „nie tak”.
- Co do...? - wręcz wysyczał, śląc mi nieprzyjemne spojrzenie.
- A tak sobie przyszedłem poleżeć, bo wiesz, przecież nie mam nic do roboty - sarknąłem i rzuciłem się na poduszkę, zamykając piekące z każdą sekundą mocniej, gałki oczne. Nie musiałem długo czekać na kiepską ripostę.
- To poszukaj innego miejsca do opalania się, bo ta plaża jest już zajęta.
Śmiejąc się pod nosem, pomyślałem krótką chwilkę i otworzyłem ogień:
- Nie sądzę, aby było cię stać na rezerwację - Oli uniósł brew, jakby próbując sobie nadać kpiącego ze mnie, czy też złowieszczego wyglądu.
- Zapewniam cię, że mógłbym kupić cały twój dom razem z tobą i twoją rodziną.
I skurwiel trafił w mój czuły punkt. Skurczylem się w sobie, lekko opuszczając wzrok. Jednak zaraz odzyskałem butę:
- Widać, że jesteś pusty. Nawet ludzkie życie i rodzina nie mają dla ciebie znaczenia, skoro sądzisz, że możesz ich kupić.
Blondyn zaczął coś mruczeć, co niepokojąco przypominało mi miauczenie, ale dodał głośniej, że to przecież nie jego rodzina.

<Oli? Wybacz, że tak długo>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz