niedziela, 13 maja 2018

Od Felicity do Zaina

- Aha, i żebyś nie wpadła na już totalnie głupi pomysł bycia na treningu, bo po pierwsze, to chyba nie uda nam się być na czas, a po drugie, nie zamierzam ci nosić ciepłych herbatek do pokoju, gdy będziesz leżeć chora w łóżku - przewróciłam w duchu oczami, w ostatniej chwili powstrzymując się od uzewnętrznienia tej reakcji. Zamiast tego pojawiła się pierwsza sugestia przeziębienia mojego organizmu. Nim Zain skończył swoją wypowiedź, psiknęłam, starając się to zrobić najciszej jak potrafię. Niemniej dźwięk ten dotarł do uszu chłopaka, który odwrócił się w moim kierunku ze znaczącym wyrazem twarzy, świadczącym, że nie ma zamiaru usłyszeć najmniejszego słowa sprzeciwu z mojej strony.
- Wcale nie kichnęłam - zaczęłam oponować dla samej zasady zaprzeczania wszystkiego, co przeszło Malikowi przez usta. - A przynajmniej nie przez wychłodzenie. Mam alergię. Na pyłki.
Reakcja Zaina wcale mnie nie zaskoczyła. Parsknął, jakby ledwo powstrzymując się przed głośnym śmiechem, a wnioskując z mimiki boku jego twarzy, kąciki jego ust uniosły się ku górze w całkiem szerokim, jak na niego, uśmiechu.
- Wiem, że zrobiło się ciepło, ale na ten moment nic jeszcze nie pyli - spostrzegł, jednak wbrew moim przeczuciom ograniczył on swoją wypowiedź do zaledwie jednego, nie-złośliwego zdania.
- Ekspert się znalazł - mruknęłam pod nosem, jednak tym razem odpowiednio cicho, by moje słowa nie dotarły do czujnych uszu chłopaka, a nawet jeśli Zain je wyłapał, co było dość mało prawdopodobne, to kompletnie je zignorował. Tym samym zakończyłam naszą konwersację, zapoczątkowując jednocześnie długą chwilę, którą wypełniała jedynie cisza uzupełniana odgłosami leśnej przyrody. A przynajmniej jej zimowymi ostatkami - szumem wiatru, szelestem liści pozostałych po jesieni i rzadkim, jednak wciąż obecnym cichuteńkim ptasim piskiem. Ten spokój, niemal martwy bezruch działał na mnie kojąco i to po części dzięki niemu w tak szybkim tempie udało mi się doprowadzić do względnego porządku psychicznego. Teoretycznie Zain też miał w tym swój udział, jednak na tę chwilę nie zamierzałam się nad tym rozczulać. A przynajmniej taki był plan, bowiem moje w tamtej chwili myśli nie potrafiły ukierunkować się inaczej niż w stronę tematu jakim był Malik - gdyby to był post na facebooku, moja reakcja byłaby chyba oczywista 'przykro mi'.
Okej, całkiem możliwe, że mogłam ocenić go zbyt szybko i zbyt pochopnie po całej tej sytuacji w barze, a postrzeganie chłopaka przez pryzmat tamtego wydarzenia mogło być sporym błędem, do którego przyznania nie potrafiłam się zdobyć w gronie szerszym niż tym składających się jedynie z mojej skromnej osoby, ale - tak, zawsze musi być jakieś 'ale' - to nadal nie usprawiedliwia złośliwości Zaina podczas naszego pierwszego spotkania. Fakt faktem, że przeprosił, jednak moja urażona duma leczy się naprawdę wolno i chociaż powolnymi wspólnymi krokami topiliśmy lód pomiędzy nami - celowe porównanie - to do chwili aż będziemy mogli nazwać się przyjaciółmi nadal zostało wiele czasu i pracy przed nami. Jakaś część mnie nadal była okropnie wrażliwa na każde słowo chłopaka,
Po upływie dobrej pół godziny, kiedy byłam prawie pewna, że za kilka chwil zza gęstej ściany drzew uda nam się dostrzec fragmenty ścian akademickich budynków oraz gdy poczułam się znacznie lepiej, lekko niezdarnie zsunęłam się z grzbietu idącej Lady Makbet stawiając stopy na ziemi dość nieporadnie, co spowodowane było zmarzniętymi i lekko ścierpniętymi mięśniami nóg. Potrzebowałam kilku chwil, by dojść do siebie, a zaraz po tym przyspieszyłam kroku, aby zrównać się z niezmiennie idącym naprzód Zainem. Rozciągnęłam rękaw jego bluzy, w zdradzającym moje lekkie zakłopotanie - połączone z oczywistą nerwowością - geście, miętoląc w dłoni końcówki miękkiego materiału. Gdyby bluza nie należała do akurat do Malika, zapewne bym ją zatrzymała nawet nie pytając o zgodę. W tym wypadku wolałam ją mu oddać, nawet porozciąganą.
Kiedy zrównałam się z chłopakiem z mojej głowy nagle pouciekały wszystkie starannie ułożone wcześniej kwestie, w których to uprzejmie przepraszałam za całą tę dziwną sytuację oraz dziękowałam z wyraźną, uzewnętrznioną wdzięcznością, która miała podkreślić moją skruchę. To chyba pierwszy raz, kiedy żałowałam, że zignorowałam gadanie Zaina i postanowiłam działać według własnego pomysłu, który, jak już wiadomo, zakończył się fatalnie.
- Z tego co pamiętam, nie zdążyłam cię przeprosić - zaczęłam bardzo ostrożnie i powoli, odwracając twarz w stronę chłopaka, by lepiej zobaczyć jego reakcję. Jednak niemal od razu pożałowałam tej decyzji, bowiem przedzierające się przez drzewa światło słoneczne padło prosto na moje oczy w dość oczywisty sposób mnie na moment oślepiając. Szybko spojrzałam więc w drugą stronę, licząc, że Zain nie weźmie tego za oznakę zakłopotania albo, ja wiem, zawstydzenia. - Nie tylko za to, że wyciągnąłeś mnie z tego głupiego jeziora, ale też za to, że byłam wobec ciebie nie fair. Masz rację, nie powinnam była oceniać cię tak szybko i później zachowywać się jak obrażona królewna, ale... - z automatu miałam zacząć się usprawiedliwiać, ale szybko uznałam to za niezbyt dobry pomysł, który w efekcie mógł doprowadzić do zaprzepaszczenia całej istoty przeprosin. Szybko wzięłam więc własne słowa na poprawkę. - Dobra, nie ma żadnego 'ale'. Po prostu chcę, żebyś wiedział, że mi przykro. I że dziękuję za wyciągnięcie mnie z jeziora. Oraz za bluzę. Nawet gdybyś mi jej nie dał, nie mogłabym ci mieć tego za złe, bo w końcu to ja z reguły wyskakiwałam z pierwszą złośliwością.
Urwałam nagle, zdając sobie sprawę, że każde moje zdanie brzmi jak coraz większa bzdura i ujawnia, z jakim trudem przychodziło mi przyznanie się do pomyłki, szczególnie jeśli w grę wchodziło potwierdzenie, że z naszej dwójki, to Zain miał rację w stwierdzeniu, że oceniłam go zbyt pochopnie.
- Prawie cały prawy policzek masz umazany mułem.
Momentalnie przyłożyłam rękę do boku twarzy, energicznymi ruchami ścierając już prawie wysuszony brud ze skóry, którym musiałam się ubrudzić, kiedy znalazłam się już na brzegu. Z nim, czy bez niego wyglądałam jak siedem - albo nawet osiem - nieszczęść z pobladłą skórą, posklejanymi, mokrymi włosami oraz będąc ubrana w lekko przydużą bluzę i całkowicie przesiąknięte wodą spodnie. Modliłam się tylko, żeby udało mi się przemknąć niezauważenie do pokoju, bo być widzianą w takim stanie było ostatnią rzeczą, jaką chciałam na ten moment. Zadanie ułatwiał fakt, że większość uczniów zapewne będzie na treningach.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - odezwałam się lekko zdziwiona, gdy już poradziłam sobie ze starciem mułu, który na szczęście zszedł dość szybko. Wsunęłam zmarznięte dłonie do kieszeni bluzy w oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka.
- Zapomniałaś przeprosić za to, że przez ciebie spóźnię się na trening.
Przez chwilę wpatrywałam się tylko w jego twarz, jakbym z trudem przetwarzała właśnie odebraną informację i kiedy w końcu dotarło do mnie, że Zain wypowiedział te słowa w żartobliwym tonie, uśmiechnęłam się krzywo.
- Zawsze to robisz, nawet bez pomocy mojej skromnej osoby - zauważyłam.
W odpowiedzi Zain wzruszył jedynie ramionami, po chwili dodając:
- Akurat dzisiaj zamierzałem być na czas.
Na chwilę obrócił twarz w moim kierunku, unosząc kąciki ust ku górze w całkiem ładnym i przede wszystkim pozbawionym cienia złośliwości uśmiechu. Westchnęłam w duchu, by zaraz go odwzajemnić.
Marsz zajął nam jeszcze niecałe czterdzieści minut, czyli troszkę więcej niż zakładałam, ale to dało mi przynajmniej więcej czasu na wysuszenie się - niemniej jednak nadal czułam wilgotny materiał bryczesów, przylegający do ciała i dający wrażenie, jakbym wciąż znajdowała się we wodzie. Włosy spięłam w koński ogon, jeszcze zanim przekroczyliśmy próg stajni i założyłam na głowę toczek. Przejęłam też od chłopaka wodze Lady Makbet, odprowadzając ją do boksu oraz dając Zainowi szansę na rozejrzenie się za Morrigan, która, jak podejrzewałam, powinna spacerować sobie gdzieś w okolicach stajni i czekać na powrót swojego właściciela, który jednocześnie był jej przepustką do boksu i żłobu z paszą. Zamiast bezczynnie czekać na powrót chłopaka, zajęłam się ściąganiem uprzęży z Lady Makbet i doprowadzeniem jej do porządku, co akurat nie należało do rzeczy trudnych, bowiem klacz nie zdążyła ubrudzić się zbytnio podczas przejażdżki. Uporawszy się z wyszczotkowaniem rudawej sierści swojego wierzchowca, wrzuciłam przybory do skrzynki i upewniwszy się, że dobrze zamknęłam boks, ruszyłam w kierunku miejsca Morrigan, mając nadzieję, że zastanę tam jeszcze krzątającego się przy niej Zaina.
Ku mojemu zadowoleniu, udało mi się go złapać zanim skończył oporządzać klacz i skierował się ku wyjściu ze stajni. Oparłam więc dłonie na górnej krawędzi drzwi od boksu i zwróciłam się do chłopaka, jakby od niechcenia rzucając:
- Podejrzewam, że nie masz nic ciekawego do roboty aż do powrotu Harry'ego z treningu, więc chciałam ci zaproponować rozrywkę.
Malik poklepał na odchodne szyję Morrigan, dając mi głową znak, żebym odsunęła się od drzwi i tym samym pozwoliła mu wyjść. Przewróciłam oczami, jakby irytował mnie fakt, że nie chce mu się wdrapywać na nie i przechodzić przez nie górą, jednak stanęłam obok, czekając na jego odpowiedź.
- Mam dużo ciekawych rzeczy do roboty, City. Inteligentni ludzie się nie nudzą.
- No właśnie. Więc ty pewnie będziesz mopsował na kanapie i narzekał na rutynę - uśmiechnęłam się lekko, podążając za nim, kiedy ruszył ku drzwiom siodlarni, by odłożyć sprzęt. - Mam Cluedo. Rozwiążemy sprawę morderstwa, będzie fajnie. Ewentualnie obejrzymy coś na Netflixie, jeśli nie chce ci się przegrzewać mózgu. Oczywiście wersji Kids, Psi Patrol pewnie wpasowuje się w twoje klimaty.
Zain uśmiechnął się lekko kpiąco, dopiero po chwili odwracając się w moją stronę.
- Nie miałem pojęcia, że orientujesz się w takich świetnych produkcjach. Myślałem, że zatrzymałaś się na przygodach Biedronki i Czarnego Kota.
- Uznaję to za potwierdzenie przyjścia, a nawet jeśli się nie pojawisz, nie będę tęsknić. Jednak gdybyś raczył to zrobić, potrzebuję piętnaście minut na ogarnięcie się. Nie waż się pukać do drzwi wcześniej.
- Dobry pomysł z tym ogarnięciem, bez urazy, ale czuć od ciebie rybami i błotem - mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, żebym go usłyszała. Przypuszczałam, że taki zabieg był celowy.
- Ty też troszkę cuchniesz, jeśli mamy być ze sobą szczerzy, Zain. O, i gdybyś był tak miły i zrobił po drodze dwie herbaty z cytryną, byłabym bardzo zobowiązana. - odparłam z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź chłopaka, pognałam w stronę akademika.

Po zmyciu z siebie nieprzyjemnego zapachu brudnej wody i zmianie ubrań na czyste, zarzuciłam na siebie granatową bluzę Yale, którą kiedyś brat przywiózł mi ze swojego uniwerku i czarne, smukłe materiałowe spodnie, dopełniając swój ubiór długimi do połowy łydki puchatymi skarpetkami. Bluzę Zaina zostawiłam na koszu na pranie, obiecując sobie jak najszybciej zanieść ją do pralni, by równie prędko móc ją mu oddać. Według zasady, którą od zawsze wpajała mi matka, zamierzałam kupić mu później czekoladę jako formę podziękowania za uprzejmość.
W oczekiwaniu na możliwe przyjście chłopaka, klapnęłam na łóżko i odpaliłam laptopa, włączając stronę Netflixa i kontynuując oglądanie zaczętego wczoraj odcinka Sherlocka.

Zain? C;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz