sobota, 5 maja 2018

Od Zaina cd. Felicity

Ona była przekonana, że zgodzę się na jej propozycję, tak śmiało rzuconą w moją stronę. Obiecałem sobie samemu, że nie wejdę na lód bez silnie przekonującego argumentu za. Wyjątkowo ładna pogoda niezbyt mnie do tego przekonała, jak wszystko zresztą, nawet gdybym usilnie szukał i chciał znaleźć.
Dziewczyna nie otrzymując entuzjastycznej odpowiedzi, a właściwie to nie otrzymując nawet cichego przytaknięcia, odwróciła głowę i delikatnie zmrużyła oczy, napotykając moje skrzywienie na twarzy. Być może była zdziwiona moją niechętną reakcją, a jej wnikliwe spojrzenie tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzało.
- Nie ma mowy - z pełną elokwencją i wyrazistą stanowczością odmówiłem już teraz wykonania tejże czynności, która wiązała się z choćby najmniejszym dotknięciem tafli lodu przeze mnie - Nie dam się namówić nigdy więcej na wejście na lód bez żadnych obiektów podtrzymujących mnie, a tym bardziej moją dumę - puściłem powoli wodze Morrigan, która automatycznie, czując zdecydowany luz na wędzidle, przyspieszyła tym samym nieznacznie wyprzedzając klacz dziewczyny, tak jak to robiła z każdym koniem, który szedł przed nią.
- A dlaczego? - zapytała Felicity, próbując brzmieć wyrachowanie, lecz tej nutki ciekawości w głosie nie udało jej się powstrzymać. Z natury przyjemnością dla mnie było opowiadanie o sobie, nawet jeśli oznaczało to piętnastominutową, mówioną rozprawkę, ale w przyzwyczajeniu było raczej omijanie tych godzących w moją idealność rzeczy. Zresztą nie byliśmy przyjaciółmi, nie wiem czy nawet da się nazwać tę relację koleżeństwem, bo od początku dało się czuć spięcie pomiędzy nami, jak na polu walki.
- Powiedzmy, że w moim mózgu zapala się czerwona lampka na ten pomysł - odpowiedziałem delikatnie, zaraz jednak przypominając sobie naszą umowę, która zabraniała kontrolowania tego co zamierzamy powiedzieć. Między innymi poprzez pełne wyrzutu spojrzenie Felicity - Rzadko kiedy to robi, ale stanowczo twierdzi "O nie, stary. Teraz to już przesadzasz. Jak chcesz się zabić, to w inny sposób" - dziewczyna wykrzywiła usta w uśmiechu, zagłębiając się na chwile w swoje myśli.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że masz z tym złe wspomnienia. Zrozumiałabym- w chwili kiedy chciałem stanowczo zaprzeczyć i oddalić się od tematu nawiązującego do wydarzeń z dzieciństwa, ona chyba to wyczuła i od razu dodała szybko jedno słowo, które rozwiązało całą sprawę.
- Wiesz jaki jest problem między nami? - uniosłem wysoko głowę, przez co wyglądało to jakbym był dumny ze swoich własnych wyniesionych wniosków przez ten czas. Dziewczyna uniosła brwi z widocznym rozbawieniem na twarzy czekając aż zamienię moje myśli w słowa. I o to właśnie chodziło - Zbyt szybko przypisałaś mi pewne cechy.
- Czyli mówiąc prościej, to moja wina? - wstrzymałem delikatnie Morrigan, która wybiegała zbytnio na przód, przez co całkowicie nie widziałem Felicity i jej reakcji.
- Natrafiłaś na bardzo niewłaściwy moment - spodziewałem się, że to zdanie może zapoczątkować bezowocną dyskusję, ale mając za argument obronny naszą umowę z początku wycieczki, nie czułem presji trzymania szczerości w sobie.
- A no tak, zapomniałabym. W końcu wasz gatunek także potrafi mieć nieuzasadnione humory - skrzywiłem się na jej słowa, co wywołało u dziewczyny zaskakującą reakcję, jakby dziwiła się mi. Być może miała rację - Co masz taką kwaśną minę?
- Skąd wiesz, że są one nieuzasadnione? - wróciłem do jej poprzedniego zdania, ignorując zadane przez nią pytanie.
- Żebyś mnie przypadkiem nie posądził o kierowanie się popularnymi sekwencjami... Zresztą - przerwała myśl, którą wyraźnie miała już ułożoną w głowie i wraz z delikatnie podejrzliwym spojrzeniem, przekręciła głowę w moją stronę - A jest jakiś powód?
- Nie. Być może - dziewczyna cicho zachichotała, ale zanim zdążyła to skomentować, zmieniłem szybko i delikatnie ciąg rozmowy - Tak naprawdę nie posiadam żadnego powodu żeby ciebie nie lubić.
- Czyli... jesteś zły tylko o to, że nie zwiesiłam wtedy głowy i nie posiadałam wyrzutów sumienia, a potem bezczelnie się tobie postawiłam? - uniosłem brew, uśmiechając się z chwili na chwilę coraz szerzej.
- Całkiem dobrze to ujęłaś... jeszcze lepiej gdybyś tak faktycznie zrobiła - pokiwałem głową z uznaniem.
- Nie znoszę bezczelności - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Głośno westchnąłem odwracając głowę w przeciwną stronę.
- Cóż, to chyba faktycznie powinniśmy siebie omijać szerokim łukiem.
Jezioro było już niedaleko, delikatnie zrysowane na tle nieba góry na to wskazywały, a lasek powoli tracił na swojej gęstości, aż w końcu pomiędzy drzewami dało się zobaczyć mieniącą się w słońcu powierzchnię jeziora. Widok był może piękny, ale wizja wchodzenia na lód psuła wszystko.
- On mi wygląda podejrzanie - posłałem zamarzniętemu jezioru nieprzyjemne spojrzenie, a im dłużej wpatrywałem się w chropowatą powierzchnię lodu, tym coraz bardziej czułem napływającą niepewność - To zły pomysł - wyraziłem się jasno i zawróciłem Morrigan w przeciwną stronę do jeziora. W tym samym czasie, Felicity zdążyła zeskoczyć z konia, przywiązać go i podejść do jeziora. Odwróciła się w moją stronę, pytającym spojrzeniem sprawdzając, czy oby na pewno nie jestem chętny spróbować. Pokręciłem z wolna głową z miną jakbym wpadł w jakiś stan depresyjny. A dziewczyna zdążyła już wejść bez żadnych obaw na lód. Zazwyczaj nie zwracam uwagi, gdy ktoś mówi mi, że to zły pomysł, ale gdy ja sam to stwierdzam, to wtedy jest to już fatalny pomysł. Chętnie zawróciłbym i oddalił się od tego miejsca, ale na sam wpierw muszę przekonać do tego City. Zszedłem z konia, wkładając ręce głęboko w kieszenie i przystanąłem na brzegu, z początku patrząc na dobrą zabawę towarzyszki.
- Jesteś pewien, że nie chcesz? - uniosłem oczy, odrywając tym samym spojrzenie od czubków swoich butów. Uśmiechnąłem z teatralnym wykrzywieniem i pokręciłem głową.
- Dzięki, ale wolę sprawdzać czy przypadkiem nie brakuje mnie tutaj, w bezpiecznym miejscu, to znaczy na ziemi - City wzruszyła ramionami i powoli przesuwała stopami po tafli lodu - Ty posiadasz instynkt samozachowawczy? - nie otrzymując odpowiedzi, a jedynie dostając zamiast niej, szybki przewrót oczami, westchnąłem głośno - Jedźmy stąd, proszę - niechętnie wypowiedziałem to zdanie, na które dziewczyna nie zwróciła uwagi. Za to odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła triumfalnie, jakby to, że znajduje się obecnie sama na lodzie i nie ma mnie obok stanowiło jakieś udowodnienie bądź wygraną. Aby nie pokazać po sobie jak bardzo podoba mi się widok próbującej utrzymać równowagę Felicity, odwróciłem się z widoczną irytacją i nie wtrącałem się. Nawet nie zwracałem uwagi na jej słowa, kierowane do mnie. Przekonywała mnie do wejścia, nie naciskając, ale uparcie stawiałem na swoim.
- Może kiedyś wejdę - mruknąłem pod nosem, siedząc na ogromnym pniu drzewa, wnioskując po wyglądzie, od dawna już w tym miejscu leżącego - Ale nie uda ci się mnie namówić teraz.
- A ktoś potrafi?
- Bardzo mało osób. A jeszcze mniej ma na mnie wpływ - bawiłem się trzymaną w dłoni trzciną, łamiąc jej łodyżkę.
- A to ciekawe - zainteresowała się, na co ja uniosłem wyżej podbródek, czekając aż skończy. O wiele lepiej rozmawiałoby mi się gdyby zeszła z tego lodu, ale tak jak na moim przykładzie, ja nie chciałem wejść, tak pewnie nie uda mi się jej przekonać by zeszła - Wiesz... odniosłam inne wrażenie przez ostatnie... ostatni dzień, od kiedy tu jestem - zrobiła kilka kroków w stronę brzegu, lekko chwiejąc się.
- A może teraz parę pytań odnoszących się do twojej persony? - uniosłem brew, a moje pytanie spowodowało u dziewczyny delikatną rezygnację - Lubię o sobie mówić, sprawia mi to niezwykłą przyjemność, ale patrząc na to, że próbujemy usilnie się nie pozabijać - obiegłem wzrokiem po jeziorze, posyłając City wymowne spojrzenie - i pogodzić, to powinienem wiedzieć też coś o tobie.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i przekrzywiła głowę, po chwili wzruszając ramionami.
- Myślałam, że to wycieczka mająca na celu wywrzeć na nas pozytywny efekt spędzania czasu w swoim otoczeniu, a nie wzajemnie poznawcza.
- Nie uważasz, że ty wiesz o mnie zdecydowanie więcej niż ja o tobie? - uśmiechnąłem się czysto złośliwie, co nie spowodowało u dziewczyny negatywnego odbioru, a wręcz odwrotnie.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby abyś wiedział więcej skoro znasz już moje imię, nazwisko, imiona moich znajomych tutaj...
- Numer pokoju, w którym mieszkasz, na jakie zajęcia chodzisz, i że jesteś strasznie pyskata. Taaak - przeciągnąłem, kiwając głową - Zdecydowanie to mi wystarczy.
- A od kogo, że tak spytam, wiesz? - z uśmiechem na twarzy, spuściłem głowę by zaraz potem podnieść oczy i przyjrzeć się przenikliwie świdrującej mnie spojrzeniem Felicity.
- Nie zdradzam moich informatorów, chyba że masz mi coś do zaoferowania. Oczywiście coś co według mnie zasługuje na sprzedanie danych osobowych...
- Domyślam się kto to mógł być, ale nie wyciągam wniosków pochopnie.
- Serio? A wydawało mi się, że oceniasz książkę po okładce - zapadła chwila ciszy, która zakłóciła chwilę, w której mogłoby się wydawać, że całkiem dobrze idzie nam wspólne dogadywanie.
- Wracajmy już - przerwała ją Felicity i nareszcie zdecydowała się zejść z tego lodu. Nie wiem dlaczego moim pierwszym odruchem było odetchnięcie z ulgą, ale zdecydowanie za szybko to zrobiłem. Tak jak ona swoje kroki w kierunku brzegu. W kolejnej chwili ciszy, słychać było trzask, a lód jakby przestał w jednej chwili istnieć. Gdy się odwróciłem, po tym jak w zamierzeniu wskoczenia na konia, kierowałem się w stronę wierzchowca, widziałem tylko jak dziewczynie jakimś cudem udaje się złapać krawędzi i przytrzymać. Mimo wszystko, pod wpływem ciężaru zanurzyła się niemal cała w wodzie. Całe szczęście nie była daleko od brzegu - o ile można tak powiedzieć, gdy woda sięga tobie do pasa - a ja bez problemu mogłem złapać ją za rękę, przyciągnąć do siebie i pomóc wyciągnąć się z jeziora. Niemal od razu cofnąłem się do tyłu, na tyle szybko, na ile pozwalał mi opór wody. Ostatnią rzeczą o jakiej marzę to pływanie w taką pogodę. Woda z jej kurtki przesiąknęła nieznacznie przez moją bluzę. Nie znoszę zimna, a czując jak chłodne powietrze przenika przez przemoczone miejsca, po moim ciele przebiegły dreszcze, dając tym samym wrażenie jeszcze większego zimna niż faktycznie było. W tej sytuacji jednak ja to inna sprawa, bo pod wpływem tego samego chłodnego powiewu, Felicity zatrzęsła się tak mocno, że miałem wrażenie jakby nie była w stanie utrzymać się na nogach. A przez to jeszcze chwilę obejmowałem ją ramionami, próbując utrzymać.
- W porządku? - oparłem dłonie na jej ramionach, oglądając jej nieciekawy stan ubrań. Pokiwała głową i obejrzała się za siebie.
- Oprócz tego, że cholernie się przestraszyłam... to raczej w porządku - potarła dłonią o przemoczoną kurtkę. Nie tylko ty się przestraszyłaś. Obiecałem sobie nie wchodzić do wody, i co?
- Nie rób tego więcej - uśmiechnąłem się, aby nieco się wyluzowała, bo obecnie wyglądała jak mała, przestraszona dziewczynka, choć z pewnością mogę stwierdzić, że wcale nie chciała osiągać takiego efektu przede mną. Znów zmierzyłem ją spojrzeniem. Zdecydowanie dobrą decyzją byłoby wrócić do akademii i się przebrać. Zdjąłem suchą bluzę, a raczej bardziej suchą niż reszta jej ubrań i bez słowa podałem dziewczynie - Zdejmij chociaż górę, bo jak mi się przeziębisz, to będzie na mnie. A twoja przyjaciółka już mi nie zaufa, w najgorszym wypadku będzie mi to wypominała - City bez słowa zabrała ode mnie ubranie, uśmiechając się na myśl Emerson, co dla mnie naprawdę nie było śmieszne, bo zawsze opcja "wkurzonej best friend" była możliwa. Pokazała mi zgrabnym ruchem palców żebym się odwrócił... i odwróciłem się w stronę koni... a raczej Lady Makbet, bo tak jak w zwyczaju Morrigan, wykorzystała okazję i ulotniła się szybko do domu. Musiała przestraszyć się huku pękającego lodu, a z racji tego, że jej nie przywiązałem, to pozbawiłem siebie transportu.
- I co teraz? - gdy tak patrzyłem w dal, myśląc o rzeczy, którą następną zamierzałem zrobić, z delikatnie już posiniałych ust dziewczyny padło ciche pytanie. Gdy upewniłem się, że założyła bluzę, odwróciłem się, z początku patrząc na nią pustym spojrzeniem, zagłębiony w swoim wymyślanym na bieżąco planie działania. Przygryzłem wargę, podchodząc do Lady Makbet, pytaniem wyrysowanym na twarzy skierowanej w kierunku Felicity, czy nie zostanę śmiertelnie zagryziony przez jej podopieczną, a gdy otrzymałem pozwolenie na zbliżenie się jeszcze na mniejszą odległość, chwyciłem swobodnie zwisające z kłębu wodze i podprowadziłem konia do dziewczyny.
- Miałem udowodnić, że nie jestem kompletnym chamem, więc postanowiłem być dżentelmenem i pozwolić tobie wsiąść na twojego konia, abyś jako sprawczyni zmoczenia połowy moich cudownych ubrań i mnie samego, odpokutowywała na grzbiecie - ruchem głowy wskazałem na grzbiet klaczy i oczekująco wpatrywałem się w City, która po chwili przyglądania się mi i kalkulowania moich słów, spuściła głowę i zachichotała cicho pod nosem. Chyba pierwszy raz od naszego poznania uśmiechnęła się szczerze i bez żadnego widocznego sarkazmu, przewrócenia oczami czy innej rzeczy wskazującej na nieprawdziwą intencję. Bez słowa pozwoliła sobie pomóc wskoczyć na konia. Zanim jednak ruszyliśmy w drogę powrotną, która w wyliczeniach trochę czasu nam zajmie, znów uniosłem głowę i znów promienie przedzierającego słońca przysłoniły mi widok sylwetki dziewczyny - I ani słowa o tym co tu zaszło, bo następnym razem nie uratuję cię.
- Następnym razem? - wydawało mi się, że uniosła brew, a przynajmniej na to wskazywał jej ton głosu. Przewróciłem oczami, wolnym krokiem idąc przed siebie z trzymanymi wodzami Lady Makbet w jednej dłoni, z drugą nie miałem co zrobić - pozbawiony bluzy jako jedynej ochrony - a mama mówiła zawsze "Ubieraj się ciepło".
- Rozumiesz o co chodzi - zaśmiałem się cicho - Aha, i żebyś nie wpadła na już totalnie głupi pomysł bycia na treningu, bo po pierwsze, to chyba nie uda nam się być na czas, a po drugie, nie zamierzam ci nosić ciepłych herbatek do pokoju, gdy będziesz leżeć chora w łóżku - słysząc ciche psiknięcie, spojrzałem wymownie na dziewczynę.
- Wcale nie kichnęłam - zaprzeczyła, strategicznie odwracając ode mnie wzrok.

Felicity?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz