"Do you walk in the valley of kings?
Do you walk in the shadow of men
— Paniczu Raskolnikov, goście czekają. — Zza drzwi wyłoniła się głowa Luby, pulchnej kobiety przed czterdziestką, która na polecenie matki miała pilnować, abym ubierał się należycie do okoliczności. Przeniosłem na nią znudzone spojrzenie, poruszając zawartością kryształowej szklanki w mojej dłoni. Taki gest wystarczył, żeby blondynka cofnęła się momentalnie, znikając mi z pola widzenia. Powinna się już nauczyć, iż robię wszystko w swoim czasie. Spokojnie. Metodycznie. Jednak, mimo to, zawsze robię. Od tej zasady nie ma odstępstw.
Westchnąłem cicho, po czym opadłem na oparcie skórzanego fotela. Wsłuchiwałem się przez dłuższą chwilę w melodię, wygrywaną przez orkiestrę.
Goście czekają.
Goście, którzy są jedynie tłem sytuacji, która odbywa się za kulisami. Podobnie jak ten cały bal charytatywny dla elity moskiewskiej. Tajemnicą poliszynela było przecież, co tak naprawdę się stanie tego wieczoru. Wiedziała tylko o tym nasza jedna, wielka rodzina.
Wypiłem do końca whisky, odłożyłem naczynie na niski stolik i podniosłem się powoli, budząc tym śpiącego Vadima. Musnąłem palcami psa, kiedy tylko minąłem swoje łóżko i wkroczyłem do garderoby. Dłuższą chwilę przyglądałem się odbiciu w lustrze, zajmującym całą ścianę naprzeciwko przesuwanych drzwi. Wzrokiem powiodłem po posturze bladego młodzieńca, którym niby byłem. W głowie nadal nie potrafiłem ułożyć obrazu samego siebie jako albinosa. To po prostu było zbyt odległe, zbyt abstrakcyjne, abym przyjął tę informację ze stoickim spokojem, nawet jeśli na zewnątrz nie pokazywałem tego.
Ktoś ponownie zapukał do drzwi. Nie musiałem się odwracać, aby wiedzieć, do kogo te ciche kroki należą. Również, kto wchodzi do pokoju bez pytania.
— Katja — Zacząłem surowym, lecz mimo to opanowanym tonem — Co ja ci mówiłem o...?
— No nie burz się już tak, co, bro? — Skrzywiłem się od razu, słysząc tę okropną, amerykańską naleciałość, która niestety w towarzystwie innych ostatnimi czasy przejęła szturmem słownictwo dziewczyny. Gdybym miał taką możliwość, kazałbym czytać jej Puszkina czy Tołstoja dzień i noc. Jednak nie mogę, gdyż każda próba resocjalizacji mowy nastolatki kończy się płaczem Katji i długą rozmową z matką na temat wychowywania dzieci. Obejrzałem się przez ramię, będąc gotowym do długiej przemowy o prywatności, lecz zamilkłem. Zdawałem sobie sprawę, że ta urocza szatynka o oczach w kształcie migdałów, lśniących szafirowym odcieniem niebieskiego w światłach lamp, uwielbia się stroić i eksponować swą urodę, ale żeby aż tak?
Od razu zobaczyła moje zdziwione spojrzenie, więc chwyciła się pod boki i zawirowała kilkukrotnie w miejscu. Długie, chude nogi były ledwie widoczne zza warstw bladoniebieskiego tiulu, jaki opadał kaskadami w dół, kończąc się dopiero przy kostkach nastolatki. A górna część? Najbliżej temu było do srebrzystych liści, które zakrywały piersi Katji, a za razem zwracały w tamto miejsce uwagę obecnością drobnych kryształów. Mając więc w głowie różne scenariusze, chwyciłem siostrę za rękę, zmuszając ją do zatrzymania się.
— Jak żeś się ubrała? Luba ci pozwoliła ci w ogóle wyjść tak od krawcowej? — Spytałem z nutką irytacji w głosie, przyciągając szatynkę do jednej z szuflad. Tam wybrałem odpowiednią apaszkę, na tyle stonowaną, aby nie zakłócić ogólnej kolorystyki kreacji, po czym zawiązałem ją na szyi niezadowolonej z takiego obrotu spraw osiemnastolatki. W ten sposób zakryłem chociaż po części dekolt siostry. A co otrzymałem w zamian?
Przewrócenie oczami i kolejne mamrotanie w amerykańskiej odmianie języka z Wysp. Jedyny plus był taki, że Katja skierowała się ku wyjścia.
— You fu... Hej! — Dziewczyna zakryła głowę dłońmi, cudem unikając oberwania lecącą w jej stronę szczotką — Za co to?!
— Ty już dobrze wiesz, za co. — Burknąłem wyraźnie naznaczoną akcentem angielszczyzną, po czym kontynuowałem swoją wypowiedź już po rosyjsku — Powiedz innym, że zaraz będę.
— Jak żeś się ubrała? Luba ci pozwoliła ci w ogóle wyjść tak od krawcowej? — Spytałem z nutką irytacji w głosie, przyciągając szatynkę do jednej z szuflad. Tam wybrałem odpowiednią apaszkę, na tyle stonowaną, aby nie zakłócić ogólnej kolorystyki kreacji, po czym zawiązałem ją na szyi niezadowolonej z takiego obrotu spraw osiemnastolatki. W ten sposób zakryłem chociaż po części dekolt siostry. A co otrzymałem w zamian?
Przewrócenie oczami i kolejne mamrotanie w amerykańskiej odmianie języka z Wysp. Jedyny plus był taki, że Katja skierowała się ku wyjścia.
— You fu... Hej! — Dziewczyna zakryła głowę dłońmi, cudem unikając oberwania lecącą w jej stronę szczotką — Za co to?!
— Ty już dobrze wiesz, za co. — Burknąłem wyraźnie naznaczoną akcentem angielszczyzną, po czym kontynuowałem swoją wypowiedź już po rosyjsku — Powiedz innym, że zaraz będę.
***
"I'll tell you my sins and you can sharpen your knife
Offer me that deathless death
Wiedziałem, że moje przybycie nie przejdzie bez echa. Zwrócono na mnie uwagę, kiedy tylko wysokie, ciężkie drzwi do sali otworzyły się. Pamiętam jak dziś moment wznoszenia tego łącznika między poszczególnymi sekcjami rodzinnej rezydencji. Wielu architektów próbowało podjąć się tego zadania, lecz tylko pewna Włoszka podołała wymaganiom ojca, wznosząc na kamiennych fundamentach szklaną kopułę, łączącą w swojej kreacji nowoczesność i naturę, poprzez pnące się po zewnętrznych murach rośliny. Latem, kiedy dodatkowo wszystko kwitło, wyglądało to niezwykle pięknie.
— Paniczu Raskolnikov, czy miałby pan chwilę porozmawiać? — Mężczyzna o pociągłej twarzy podszedł do mnie i złapał za ramię. Przebiegłem szybko spojrzeniem po jego dłoni, dając mu do zrozumienia, że powinien cofnąć rękę, co momentalnie zrobił. Niezwykle pedantycznym ruchem strąciłem niewidzialny kurz z mojego smokingu, po którego swoją drogą leciano aż do Włoch. Nawet jeśli nie jestem szczególnym fanem Armaniego, to ten krój niezwykle przypadł mi do gustu.
— Później — odparłem krótko, idąc dalej. Ludzie przesuwali się nieznacznie na boki, pozwalając mi przejść na drugą stronę sali, gdzie para krętych, lecz szerokich marmurowych schodów pięła się w górę, aby złączyć się w niewielki balkon. Uniosłem kącik ust na widok dwóch mężczyzn o ramionach tak grubych jak moje dwie ręce, którzy pilnowali wejścia do drugiej części domu. Tam, gdzie miałem przyjść.
Z grzeczności odpowiadałem na wszystkie pytania, propozycje czy dziękowałem za komplementy. Z trudem ignorowałem strach w oczach niektórych z nich, którzy płożyli się przede mną jak przed panem. Dla części byłem jak pan czy raczej kat. To ode mnie zależało, czy wyślę swoich ludzi, aby chronili ich interesy czy też nie.
— Siergiej, idę z tobą — Katja znalazła się przy mnie wręcz znikąd, obejmując me ramię i uśmiechając się ciepło. Oparłem się dłonią o balustradę schodów i spojrzałem z góry na siostrę. Mimo, że jej oczy mogłyby miotać pioruny, to i tak wyglądała niezwykle krucho. Gdybym był dobrym bratem, nie zgodziłbym się. Nie powinna tego widzieć. Lecz ze względu na okoliczności, w jakich się znaleźliśmy, musi w końcu poznać drugą stronę naszej rodziny. W końcu, ona również w pewnym momencie obejmie pieczę nad częścią całej organizacji.
— A więc, niechaj będzie — Wkroczyliśmy po stopniach na balkon. Spojrzeliśmy na drzwi, gdzie wszystko miało się dokonać.
Skinąłem głową na jednego z mężczyzn. Ten niewidocznym ruchem otworzył jedno skrzydło, wpuszczając nas do całkowicie innego świata.
— Paniczu Raskolnikov, czy miałby pan chwilę porozmawiać? — Mężczyzna o pociągłej twarzy podszedł do mnie i złapał za ramię. Przebiegłem szybko spojrzeniem po jego dłoni, dając mu do zrozumienia, że powinien cofnąć rękę, co momentalnie zrobił. Niezwykle pedantycznym ruchem strąciłem niewidzialny kurz z mojego smokingu, po którego swoją drogą leciano aż do Włoch. Nawet jeśli nie jestem szczególnym fanem Armaniego, to ten krój niezwykle przypadł mi do gustu.
— Później — odparłem krótko, idąc dalej. Ludzie przesuwali się nieznacznie na boki, pozwalając mi przejść na drugą stronę sali, gdzie para krętych, lecz szerokich marmurowych schodów pięła się w górę, aby złączyć się w niewielki balkon. Uniosłem kącik ust na widok dwóch mężczyzn o ramionach tak grubych jak moje dwie ręce, którzy pilnowali wejścia do drugiej części domu. Tam, gdzie miałem przyjść.
Z grzeczności odpowiadałem na wszystkie pytania, propozycje czy dziękowałem za komplementy. Z trudem ignorowałem strach w oczach niektórych z nich, którzy płożyli się przede mną jak przed panem. Dla części byłem jak pan czy raczej kat. To ode mnie zależało, czy wyślę swoich ludzi, aby chronili ich interesy czy też nie.
— Siergiej, idę z tobą — Katja znalazła się przy mnie wręcz znikąd, obejmując me ramię i uśmiechając się ciepło. Oparłem się dłonią o balustradę schodów i spojrzałem z góry na siostrę. Mimo, że jej oczy mogłyby miotać pioruny, to i tak wyglądała niezwykle krucho. Gdybym był dobrym bratem, nie zgodziłbym się. Nie powinna tego widzieć. Lecz ze względu na okoliczności, w jakich się znaleźliśmy, musi w końcu poznać drugą stronę naszej rodziny. W końcu, ona również w pewnym momencie obejmie pieczę nad częścią całej organizacji.
— A więc, niechaj będzie — Wkroczyliśmy po stopniach na balkon. Spojrzeliśmy na drzwi, gdzie wszystko miało się dokonać.
Skinąłem głową na jednego z mężczyzn. Ten niewidocznym ruchem otworzył jedno skrzydło, wpuszczając nas do całkowicie innego świata.
***
Milczeli. Stali wokół stołu jak strażnicy, mimo, że nie chronili nikogo. Wszyscy prawie jednakowi, ubrani w odcieniach szarości, z czerwonym goździkiem po prawej stronie. Nawet Oleg zachował należyte zasady naszej wewnętrznej etykiety. Wyprostowałem się i usiadłem na przeciwko mężczyzny, który dopiero teraz mógł zasiąść na swoim miejscu. Katja, nieco zdenerwowana, stanęła u boku jej najbliższego znajomego, Alana. Zapewne po to, aby poczuć się pewniej. Nikt inny nie usiadł oprócz naszej dwójki. Zgodnie z zasadami.
— Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek spotkamy się w takich okolicznościach, Petrov. Zgaduję jednak, że masz coś do powiedzenia, czyż nie? — Mój ton był opanowany, jakby to nie był mój pierwszy raz przy wymierzaniu sprawiedliwości. Widziałem to tylko z boku, tak jak Katja, kiedy ojciec zastrzelił szpicla z petersburskiego gangu. A teraz, kiedy Boris nie żyje, to ja muszę zająć się problemami pośród członków rodziny. A kwestia Olega była stosunkowo skomplikowana. Zajmował się przerzucaniem żywego towaru przez niemiecką granicę i przekazywaniem wiadomości. Ostatnio jednak, według informacji, które do nas dotarły, zaczął współpracować z Interpolem. Wniosek jest więc prosty — zdradził nas. U nas nie ma drugich szans. Gdyby było inaczej, już dawno aresztowano by wszystkich, uwikłanych w sprawę.
— Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie — Jako były członek KGB, wiedział, co grozi za zdradę. Zapewne idąc tutaj, szykował się mentalnie na śmierć.
Przypomniało mi się, jak podczas naszego treningu samoobrony, Oleg powiedział, że wraz ze Związkiem Radzieckim, jego dusza umarła, a jedynie ciało pozostało. Być może dlatego zaczął tyle ryzykować, zwłaszcza, że nie posiadał rodziny. Szanowałem go. Lubiłem. Czasami traktowałem jak wuja.
A teraz?
Wziąłem podsunięty pistolet, odbezpieczyłem go. W tle grała muzyka, ludzie rozmawiali, bawili, tańczyli. Podniosłem broń i wycelowałem w skroń Petrova. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Czułem na sobie spojrzenia ludzi, podwładnych mi tylko przez pozycję ojca i matki. Gotowych rzucić się jak wygłodniałe sępy, jeśli okażę chociaż odrobinę strachu.
Dlatego pociągnąłem za spust, a wystrzał zgrał się idealnie z melodią, wygrywaną przez orkiestrę.
***
"So look in the mirror
And tell me, who do you see?
— Spotkanie integracyjne? — powtórzyłem z niechęcią, na co Cassie pokiwała ochoczo głową. Chociaż zapewne to wszystko był pomysł jej znajomej, to ona przejęła pałeczkę rozmawiania ze mną na ten temat. Otworzyłem szerzej drzwi, oparłem się o framugę. Skrzyżowałem ręce na piersi. Udałem, że się zamyślam. Niby miałem ochotę na wypicie czegoś więcej niż wody, lecz z drugiej strony, nie miałem zamiaru dzielić się swoimi zapasami alkoholu. Pić mogę sam. No ale do kogo się odezwę?
Miałem już zamknąć dziewczynom drzwi przed nosem, mówiąc, że nie mam czasu na socjalizację, kiedy to energiczne dziecko, zwane bodajże Cadlynn, wyprostowało się gwałtownie jak czujny pies.
— Ktoś idzie — syknęła konspiracyjnie, a zanim zdążyłem zaoponować, wepchnęła nas do pokoju i zamknęła drzwi. Przebiegłem spojrzeniem od Cassiopeii, która siłą rzeczy znalazła się w moich ramionach, do jasnowłosej, która jak rasowy detektyw nasłuchiwała ... właśnie, czego?
— Amell — Posadziłem kuzynkę na łóżku. Dwie puchate bestie momentalnie obsiadły ją. Były całkiem cwane. Kiedy Vadim skupiał na swoim pysku uwagę dziewczyny, Tasza penetrowała nosem jej ubrania w poszukiwaniu przysmaków. Przynajmniej zaczęły robić coś pożytecznego.
Podszedłem do Cad, lecz ta uciszyła mnie ruchem dłoni. Ściągnąłem brwi z niezadowoleniem. Nie lubiłem być uciszany. Zwłaszcza przez takie osoby jak ta o to dziewczyna. Powstrzymałem się jednak przed dokładnym, złożonym i niezbyt miłym wyrażeniu opinii na ten temat. Jedynie zamilkłem, słuchając, jak ktoś, pewne stróż, przechodzi korytarzem. Czyli to pewnie dlatego kazała nam wejść do środka. Sprytna bestia.
— Skoro już niebezpieczeństwo minęło, możecie iść — powiedziałem, po czym przyciągnąłem do małego stolika krzesło i zacząłem sprzątać z blatu znajdujące się tam dokumenty. Dziewczyny spojrzały po sobie. Wyglądały, jakby rozmawiały ze sobą za pomocą spojrzeń, gdyż te co chwila uciekały im w różne strony. Plus wystarczyło spojrzeć na mowę ich ciał.
Zaśmiałem się pod nosem, wyciągnąłem z szafki kryształową szklankę i nalałem do środka nieco szkockiej. Kiedy dodałem do whisky kostki lodu, mogłem już na spokojnie rozsiąść się na swoim miejscu, skąd byłem w stanie dokładnie obserwować "kłótnię" dziewcząt.
Nagle Cadlynn przerwała niemą rozmowę, podeszła szybko do stolika, po czym wyciągnęła spod kartek coś srebrnego. A w dodatku niezwykle znajomego.
— Co to jest? — Cheerleaderka obróciła w małych dłoniach Glocka, przyglądając się uważnie lufie i spustowi. Przekląłem w myślach na samego siebie. O blyat. Powinienem nie zostawiać go na wierzchu. Zwalając wszystko na roztargnienie, nowy klimat oraz inną strefę czasową, odebrałem dziewczynie broń. Cassie wstała z Taszą w objęciach, prawie ginąc w futrze, stanęła u boku kuzynki i spojrzała na mnie z odrobiną podejrzliwości w tych ładnych oczach. Na pewno są cechą, jaką otrzymała po matce. Tak się przynajmniej próbowałem przekonywać.
— Co to jest? To, co widzisz. Narzędzie zbrodni. Po godzinach dorabiam sobie jako płatny morderca — Odparłem ze śmiertelną powagą, co odniosło zamierzony skutek. Śmiech Cadlynn rozszedł się po pokoju. Cassiopeia natomiast jedynie uśmiechnęła się. Całe szczęście, że wszystko obróciło się w żart.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Oleg znowu wdarł się do mojego umysłu, wypędzając stamtąd wszystkie inne myśli. Przed oczami stanął mi obraz ciała mężczyzny, osuwającego się powoli na podłogę. Ciemnoczerwone plamy niczym maki wyrosły na jasnobrązowej ścianie na Petrovem, mogłem przysiąc, że widziałem jakieś zarysy obiektów przez ranę postrzałową. Jak upiorny, nawiedzony malarz grawitacja ściągała krew i materię ciała w dół, znacząc boazerię stróżkami posoki, szukającymi drogi w stronę podłogi.
Złapałem się za blat stołu, wziąłem głęboki wdech. A następnie wypuściłem powietrze tak szybko, że zwisające luźno włosy poruszyły się.
A kiedy odwróciłem się w stronę dziewcząt, na powrót byłem zwykłym młodzieńcem, udającym, iż na jego duszy nie ciąży żadna zbrodnia.
— Chyba jednak się napijemy. Siadajcie. Chcecie whisky czy wódki? Gin też mam. Ah, Amell, wyciągnij z lodówki oliwki.
***
Zdziwiło mnie, jak mocnym zawodnikiem jest Cassiopeia. Nie żebym był jakimś seksistą. To tylko moje prywatne obserwacje, przeprowadzone na kobietach, które widywałem w klubach bądź w moim domu. Większość z nich wytrzymywała kilka mocniejszych drinków, utrzymując jako taką świadomość, lecz wszystkie, wcześniej czy później, odpadały. Zgodnie ze stereotypem, to mężczyźni mają twardą głowę, nie dziewczyny. A tutaj?
Chuda ręka ciemnej blondynki wysunęła się spod stołu, gotowa zacisnąć się na szyjce butelki wódki. Wydąłem wargi z niezadowolenia, obserwując, jak zawartość kolejnego kieliszka znika we wnętrzu Cassie i jedynie pogłębia jej delikatny stan zamroczenia. A Cade?
Wychyliłem się znad stołu, aby poszukać spojrzeniem drugiej z dziewczyn. Trochę mi to zajęło, bo burza włosów Weatherly przysłaniała mi większość pola widzenia. Nie miałem zbytnio ochoty się odzywać, po tym, jak Cadlynn zrobiła wykład o komunizmie, obozach zagłady i Krymie, kiedy tylko zacząłem mamrotać po rosyjsku. Wtedy jasnowłosa postanowiła bronić swojej kanadyjskości, zakazała mi kolonizacji kolejnych krajów i rozpoczęła swój monolog. Co jakiś czas wtrącała z niewiadomych mi powodów "кларнет", jakby to był jakiś znak przystankowy, porównywalny co najmniej z "блять". A ja, jako panicz z dobrej, ułożonej i bogatej rodziny, wypiłem kolejną serię, już całkowicie ignorując paplającą dziewczynę.
Ale, na czym to ja... Tak, Cade.
Leżała gdzieś między psami, z butelką ginu w jednej ręce i telefonem w drugiej. Oglądała coś. Jakąś komedię pewnie, bo co jakiś czas parskała śmiechem i upijała kolejny łyk.
— Dobrze się bawisz, Cadeen? — Cass wychyliła się na krześle, chcąc zobaczyć w większym stopniu ekran komórki blondynki. Dziewczyna jednak, widząc ten ruch, zazdrośnie ukryła urządzenie w futrze śpiącego Vadima. Samojed nawet nie zareagował. Był na to zbyt leniwy, a moim zdaniem, również zbyt dumny. Gdyby był człowiekiem, zachowywałby się jak Robert Downey Jr. Takie jest przynajmniej moje zdanie i ja je podzielam. Blyat.
— Nie stalkuj mnie, stalkerze ty jeden! Podam cię do sądu, będę w programie ochrony świadków i już mi nic nie zrobisz! — Amell obróciła się na brzuch, naburmuszona jak małe dziecko. Nawet burknęła w podobny sposób. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle zaczęła uderzać nogami o podłogę i płakać o nową zabawkę.
Zaśmiałem się krótko, dolałem do szklanki whisky i wypiłem zawartość w kilku łykach. Następnie oparłem się o ścianę, wyciągnąłem nogi przed siebie. Po namyśle, ściągnąłem z swojej szyi również szalik, uznając, że powinienem to zrobić już dawno. Rzuciłem go gdzieś w głąb pokoju, odnotowując w głowie, że będę musiał tu posprzątać, kiedy dziewczyny skończą alkoholizację moim kosztem.
Zabawne. Udawałem odpornego na wszelkie próby nawiązania relacji. Stworzyłem nową wersję siebie. Zimnego, niedostępnego mężczyznę z północy, a za razem eleganckiego i wyrachowanego myśliciela. Wszystko po to, aby nie tworzyć nowych związków, bo te bolą. Bolą jak cholera. Bolą na początku, bolą w trakcie, bolą, kiedy się rozpadają. Zacząłem wbrew sobie pukać opuszkami palców w kryształową powierzchnię. Spojrzałem w bok, za oknem panowała ciemność.
Kolejne wspomnienie. Jedna ze wspólnych nocy. Bliskość drugiej osoby. Dotyk na ciele, rozgrzany oddech, muskający kark. Słabe oponowanie, napastliwe domaganie się tego, co mnie obiecano. Wilgotne pocałunki, składane wpierw na jędrnych wargach, później na szyi, piersi, brzuchu. Palce przebiegające po kręgosłupie. Łzy.
***
"I can turn it on
Be a good machine
I can hold the weight of worlds
If that’s what you need
Przeciągnąłem dłonią po plecach chłopaka. Nikołaj zamruczał leniwie w poduszkę, podnosząc się nieznacznie. Nie chciało mu się wstawać czy chociażby poruszyć. Zwrócić uwagę na moją osobę. Był zmęczony po długiej nocy, potrzebował odpoczynku. Zwłaszcza, że nad Moskwą powoli wznosiło się słońce, a przez szybę wpadł zagubiony promień światła. Podciągnąłem kolano pod brodę, oparłem na nim policzek i spojrzałem na leżącego szatyna. Widząc niesforny kosmyk, który wił się na mokrym od potu karku Nikołaja, zaśmiałem się cicho i nawinąłem go na palec. W ten sposób rozbudziłem nieco kochanka, sprawiając, że zielone oko wyjrzało na mnie. Obserwował. Jak zwykle obserwował, co się dzieje. Nigdy nie dawał się zaskoczyć. Jak wystraszone zwierzę pośród wilków. Jednak, czy tak właśnie nie było?
— Wstawaj — szepnąłem do młodzieńca, starszego ode mnie o zaledwie rok. Mimo to, kochałem go. Oddałem mu całe swoje serce, umysł, ciało. A gdybym mógł, to nawet duszę. Był powodem, dla którego budzę się każdego poranka, dla którego idę na drugi koniec miasta i czekam. Czekam, aż wyjdzie z domu, abym mógł go odprowadzić. A potem, jak wierny kundel, oczekuję, aż skończy pracę. Czasem obserwuję go przez okna zakładu, jak naprawia silnik czy wymienia koła, aby później z typowym dla siebie uśmiechem walczyć z natarczywymi klientami. Bywa, że wychodzi na papierosa, a wtedy mamy chociaż chwilę dla siebie. Nikołajowi nie przeszkadza to, że jestem albinosem, że nigdy nie wyjedziemy na wakacje nad morze. Nie przeszkadza mu, iż nie możemy być jak zwykłe pary i nie jesteśmy w stanie spacerować po parku, mając tylko siebie nawzajem.
Czułem się bezpiecznie w jego ramionach. Uwielbiałem te delikatne, jakby nieśmiałe pocałunki. Wracałem do nich w każdej chwili mojego życia.
— Jeszcze chwilę — Nikołaj przewrócił się na plecy, spojrzał na mnie znacząco i uniósł kącik ust. Na ten widok, od razu usiadłem okrakiem na brzuchu ukochanego. Długi, wręcz tęskny wzrok, skrzyżowane spojrzenia.
Ciepłe ręce przeniosły się na moje biodra. Nikołaj prawie od razu zaczął badać opuszkami palców moje ciało, zupełnie jakby chciał zapamiętać każdy cal, każdy centymetr, każdą nierówność, każdą fakturę.
— Powinieneś znać mnie już na pamięć — powiedziałem mrukliwie, kradnąc kolejny pocałunek. Szatyn opuścił powieki, przypominające płatki róż. Przesunął wyżej dłonie, podwijając do góry koszulkę, którą używałem do spania. Kciukami zataczał okręgi, masował, uspokajał. Oderwałem się od niego po dłuższej chwili, po czym starłem z podbródka wilgoć.
— Nie musisz iść dzisiaj do pracy? — Nie chciałem, żeby pomyślał, że go nie chcę. To by zupełnie mijało się z prawdą. Gdybym mógł, oddałbym mu wszystko, aby już nigdy nie musiał pracować i mógł być w tym pokoju razem ze mną aż do końca.
Nikołaj uśmiechnął się smutno.
— Muszę — przyznał, a następnie szybkim ruchem zamienił się ze mną miejscami, przez co to teraz ja byłem na dole. I wcale mi to nie przeszkadzało. — Ale nie dam ci o sobie zapomnieć przez resztę dnia, Raskolnikov.
Zaśmiałem się dźwięcznie. Zawsze tak mówił.
— Pierdol się, Koslov.
***
— Zagrajmy w coś! — zaproponowała nagle Cade, podrywając się z podłogi i budząc biednego Vadima. Pies podniósł leniwie głowę, zerknął na naszą trójkę, głównie skupiając się na jasnowłosej, która właśnie wyciągała z lodówki kolejną butelkę, a następnie wziął głębszy wdech i od tak wrócił do spania. Chciałbym mieć taki talent do zasypiania w niesprzyjających okolicznościach jak czworonóg. Zaczynałem powoli marzyć o miękkim łóżku, gdzie mógłbym się na spokojnie zrelaksować po długiej podróży. Tylko, że pewne osoby uniemożliwiały mi to.
Cassie przyklasnęła pomysłowi, a po chwili i ona, i Cadlynn zaczęły mnie namawiać na jakąś pijacką grę. Nie mając zbyt dużego wyboru, zgodziłem się, nie omieszkując przy tym przewrócić oczami i westchnąć ostentacyjnie.
Położyliśmy się na łóżku, butelkę stawiając na stoliku. Oparłem się o zagłówek, rozłożyłem ręce i odchyliłem głowę do tyłu. Moja kuzynka (skąd?) wzięła jedną z poduszek, wyklepała ją, a następnie razem z nią ułożyła się na mojej piersi. Uniosłem brwi, nie rozumiejąc zbytnio, co robi. Nie chciałem jej pytać, bo jeszcze wyjdzie na to, że nie chcę się zapoznawać z rodziną. Jednak wszystko ma swoje granice, czyż nie?
Mimo to, nie odezwałem się. Przeniosłem jedynie spojrzenie na swojego laptopa, którego druga z dziewczyn zapewne wpatrzyła wśród rzeczy, walających się po pokoju. Niechętnie wprowadziłem hasło, resztę zostawiając Cade. Niezwykle pewna siebie położyła się przed komputerem, nogami machając w powietrzu. Ponownie przypominała małą dziewczynkę. Może była nią w duszy?
— Dobra, zasady są proste. Oglądamy "American Pie" i za każdym razem, kiedy jest jakaś scena z podtekstem, pijemy... Ej, Siergiej, o co tu chodzi? — Pochyliła się nad ekranem i klawiaturą, spoglądając na cyrylicę. Wywołało to uśmiech na mojej twarzy. Trafiła kosa na kamień. Ułożyłem się w wygodniejszej pozycji niczym pan i władca sytuacji.
— Po co mam używać angielskiego języka systemu, jeśli pochodzę z Rosji? — zapytałem retorycznie. Cadeen po chwili ciszy pomachała palcem i pokiwała głową.
— To ma sens! Czekaj, ja to rozpracuję. Znam trochę rosyjskiego..
I w ten sposób blondynka odpłynęła w świat dedukcji. Brakowało jej tylko kaszkietu i fajki, aby dopełnić całego wyglądu kobiecego Holmesa. Chwilę obserwowałem, jak klika w poszczególne foldery, napotykając informacje o potrzebnym haśle. W takich chwilach cmokała niezadowolona, aby szybko wrócić do eksploracji.
W tym czasie mogłem skupić swoją uwagę na Cassie. Nadal leżała na mnie, wodząc wzrokiem po suficie. Więc aby nieco wróciła na ziemię, dotknąłem jej nosa opuszkiem palca. Wpierw spojrzała w jeden punkt, a następnie przeniosła wzrok na moją osobę. Wtedy miałem lepszą okazję przyjrzeć się dziewczynie. Pociągła, nieco zaokrąglona twarz, dodająca jej uroku i odejmująca lat. Stosunkowo duże oczy, przypominające swą barwą wzburzone morze tuż przed sztormem. Do tego palce. Niewiele myśląc, zbliżyłem dłoń do tej Cassiopeii i przechyliłem głowę na bok.
— Podobne — powiedziałem jedynie, na co kuzynka uśmiechnęła się ciepło i podniosła się nieco wyżej. Objąłem ją ramieniem, nieco odważniejszy i pewniejszy siebie przez alkohol. Akurat chwilę potem Cadeen odnalazła drogę do przeglądarki, więc mogliśmy na spokojnie zacząć oglądać film. Nie wyglądał zbyt ambitnie ani ciekawie. Ot, zwykła, amerykańska komedia o napalonych mężczyznach. Żałosne. Blyat.
Nagle ktoś rzucił niewybredny żart, powodując u Cadlynn wybuch śmiechu. Kiedy się opanowała, sięgnęła po butelkę.
— Co się tak patrzycie? — spytała z szerokim uśmiechem po upiciu nieco alkoholu — Teraz wasza kolej!
***
Wróciły do swojego pokoju gdzieś przed czwartą. Dziękowałem za to bogom w niebiosach, bo przynajmniej miałem tę chwilę regenerującego snu. Dlatego po zamknięciu drzwi do pokoju, wziąłem szybki, chłodny prysznic, delektując się szczypaniem na rozpalonej skórze. Były niczym pocałunki, jego pocałunki. Przygryzłem wargę. Próbowałem odrzucić od siebie myśli o Nikołaju. To przeszłość, muszę się w końcu pozbierać, pójść dalej.
Bo na razie tkwię w miejscu i do cholery nie wiem, co mam robić.
Złapałem się za włosy, zamknąłem oczy i oparłem się czołem o ścianę. Muszę się uspokoić. To za dużo jak na jeden dzień. A jeszcze jutro ma być to całe zwiedzanie uczelni. Powinienem zebrać się w sobie, odrzucić myśli o tamtych nocach i tamtych pocałunkach. On został w Rosji. Nie ma go ze mną. I już nigdy nie będzie.
To przeszłość, Siergiej.
Musisz zapomnieć.
A ja?
A ja tak bardzo nie chciałem o nim zapomnieć.
< Cadlynn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz