środa, 9 maja 2018

Od Yuu CD Oli’ego

- Jak miło - sarknąłem do siebie, gdy Oli’emu podano pierwszą porcję tlenu i chłopak zniknął mi z oczu. - Właśnie dowiedziałem się, że mam chłopaka.
Westchnąłem. To prawda, że byłem panseksualny, co w pewnym sensie jest odłamem biseksualistów, ale proszę. Niech mi niecnego nie wmawiają, bo od tych bredni głowa zaczęła mi pulsować. Dzięki cudownie zidiociałem lekarzowi dowiedziałem się, że mały Oliś nie jest już taką cnotką, na jaką wygląda, tylko kurwą. I tak już to wiedziałem... Zaraz, miałem na myśli, że okazał się być gejem. A ja jestem jego ukochanym, odważnym i dominującym seme, który niczym pierwszorzędny superman ratuje biedne dupsko swojego kochasia przed spłonięciem żywcem. Chyba powinniśmy dokładniej ustalać reguły w naszym nowo narodzonym związku. Mocno zakaszlałem, czując jak moje przepełnione dymem nozdrza, drażni ostry, nienaturalnie intensywny zapach niedaleko rosnących, małej grupce kwiatów. Ich ostre kolory irytowały moje oczy, wciąż widzące czające się za plecami płomienie. Wszystko mnie denerwowało. Wręcz wrzasnąłem z furii, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Szybko się odwróciłem, chcąc pozbyć się natarczywej osoby i zostać sam. Czułem, że potrzebowałem długiego snu i kilka godzin na spokojne przemyślenie wszystkiego. Bądź co bądź, najprawdopodobniej właśnie uratowałem komuś życie. Gwałtownie strąciłem rękę lekarza, łypiąc na niego nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Sądzę, że podobnie jak twój chłopak, powinieneś poddać się chociaż wstępnym badaniom - jego spokojny głos nieco ostudził moje mordercze zamiary. Spojrzałem na niego. Był to ten drugi lekarz, nie owy, który magicznie zeswatał mnie i blondyna. Ale najwyraźniej też odebrał nasze relacje błędnie. Westchnąłem, pozwalając starszemu mężczyźnie kontynuować. - Zakładam, że dosyć dużo czasu w lesie spędziłeś na szukaniu...
- Oli’ego - dopowiedziałem. W odpowiedzi doktor tylko kinął głową. - Nie mam nic przeciwko. Badajcie mnie ile chcecie, ja się poddaję. Dajcie mi tylko spać.
Lekarz lekko się uśmiechnął i zaprowadził mnie do karetki. Posłusznie usiadłem na stołku, który mi wskazał i czekałem. Po dosyć długim czasie u wejścia pojawił się jeden z doktorów i jakaś kobieta. Ona zaczęła mnie pytać o samopoczucie, on zapisywał wszystko, co powiedziałem. Starałem się nie pleść głupstw, ale ciemność przed oczami nie ułatwiała mi prowadzenia sensownej konwersacji. Po chwili zrozumiałem, że nie docierają do mnie słowa kobiety i nie mogąc się dłużej opierać- odpłynąłem w krainę snów.

***

Czas to pojęcie tak bardzo względne. Mówią, że szczęśliwi czasu nie liczą, ale praca i namaszczony tryb życia zmusza każdego człowieka do zerkania na zegarek. Tykającej wskazówki, mała i duża, połączone w rytmie oddzielnej, ale łączącej się melodii. Tik-tak, taki-tak.
Potrząsnąłem głową czując się niezwykle idiotycznie. Zagapiając się w tarczę naściennego zegara, nie miałem nic do roboty. Z nudów zacząłem bawić się w filozofa, rozmyślając jaki jest sens obecnego świata. Potrząsając nagle głową, starałem się odgonić idiotyczny słowotok w myślach. Przetarłem palcami wskazującymi kąciki oczu, pozbywając się uciążliwych paprochów. Z ogólnego stanu, jakim było nierozbudzenie się, a jednocześnie już nie spanie, wyrwało mnie ciche postukiwanie kopyt. Irracjonalną częścią siebie licząc, że to Tooru, zerwałem się z noszy- na których swoją drogą nie wiem jak się znalazłem- i uchylając wyjście, zajrzałem na dwór. Rażące słońce przyjemnie musnęło moją twarz, dając poczucie nikłego ciepła. Rozejrzałem się, natychmiast znajdując źródło dźwięku. Jakaś brunetka jechała na koniu. Była ubrana w strój jeździecki i miała skuloną wręcz posturę. Byłem pewien, że znała Oli’ego i po usłyszeniu wieści o pożarze, martwiła się o blondyna. O ile ktoś wytrzymuje z tym chujem. Mocniej pchnąłem drzwi i spokojnie wyszedłem na zewnątrz. Dziewczyna od razu skierowała swój wzrok na mnie i zawiedziona westchnęła, gdy nie okazałem się być blondwłosym dupkiem. Lekko pociągnęła za wodze, całkiem zatrzymując swojego konia. Zgrabnie z niego zeskoczyła, wcześniej wyjmując stopy ze strzemion i przytrzymując wierzchowca, podeszła do mnie.
- Co z nim?
W odpowiedzi roześmiałem się jej prosto w twarz. Obserwowałem, jak dziewczyna, zdziwiona moim zachowaniem, przystaje i dziwnie mi się przygląda.
- Nie interesuje mnie to - prychnąłem po dłuższym czasie, wciąż sławiąc się śmiechem. Brunetka z dezaprobatą podkręciła głową. Spojrzała na mnie po raz kolejny.
- To ty go uratowałeś - bardziej oznajmiła, niż zapytała. Usłyszała w odpowiedzi zwrotnej „może”. Wzruszyłem ramionami. Staliśmy chwilę w kompletnej ciszy. W pewnym momencie na widoku pojawił się lekarz. Dziewczyna od razu do niego podbiegła, puszczając wodze konia. Mimowolnie je złapałem. Doszły do mnie strzępki rozmowy, w której brunette wypytywała doktora- biedny facet- o Oli’ego. Pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem z ironii sytuacji.
- Ostatnio ciągle się śmieję - powiedziałem sam do siebie, obserwując żywą gestykulację obu rozmówców.
- A kim pani jest? Krewną? - spytał po chwili lekarz. Widząc, że dziewczyna kręci głową w formie zaprzeczenia, oświadczył - Nie wolno mi udzielać informacji o stanie zdrowia pacjenta obcym osobom.
- Jestem jego dziewczyną - jęknęła z błaganiem wymalowanym na twarzy. Lekarz westchnął i po kolejnej wymianie zdań, opowiedział pokrótce, co zaszło i co z blondynem. Roześmiałem się, czując, że łzy, które pojawiły się przez moje rozbawienie, nazbierane w kącikach oczu, powoli wydostają się na zapewne zaczerwienione już policzki. Czując, że zaraz przepona miała mi pęknąć, ryknąłem gromkim śmiechem. Był to dźwięk niezwykle głośny, jednak lekarz nie zwracał na te odgłosy. Jednak w końcu zauważył moją płaczącą ze śmiechu osobę. Natychmiast zostawił brunetkę samej sobie i podszedł do mnie, mrucząc coś o tym, że miałem przebywać w karetce. Mężczyzna zaczął wykład, czemu bez zgody nikogo z personelu nie powinienem opuszczać ambulansu.
- Gdzie Oli? - warknąłem w końcu, gdy już się uspokoiłem i przestałem śmiać. Przewróciłem oczami, mając dość ciągłej paplaniny doktora. Na jego twarz wpłynął leniwy uśmiech, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca.
- W szpitalu - odpowiedział niedługo później lekarz, lekko przyglądając się mojej reakcji. Zachowując kamienną twarz, skinąłem głową, analizując w myślach, jak poważne „obrażenia” musiał mieć. Skoro zabrano go do szpitala, zakładałem, że nie mógł czuć się dobrze, chociaż nie wyglądał źle. Wiadomo, że wymiotował, ale to normalna reakcja na duże ilości dymu- mruczałem do siebie. Szybko pożegnałem się z mężczyzną, puściłem konia, czekając aż przejmie go jego właścicielka i skierowałem się w stronę budynku uniwersytetu. W końcu pod murkiem między akademikiem, a miejscem uczniowskich lekcji, zostawiłem rolki. Na miejscu wziąłem wszystkie zostawione rzeczy i wróciłem do akademika. Czując narastające przytłoczeniu, sięgnąłem po papierosa i wyszedłem na swój balkon. Prostą w wyglądzie zapalniczką, zapaliłem i już po chwili zaciągnąłem się dymem, czując jak przyjemne dreszczowiec przechodzą mnie po karku. Podrapałem go, głównie w przy wystającej u mnie lini kręgosłupa. Wydychając powietrze, wypuściłem z ust ciemnoszare kłęby papierosowego dymu. Wdychając zapach tak bardzo różniący się od woni dymu od żywego ognia, przymknąłem oczy. W tamtej chwili absolutnie nie życzyłem sobie, aby cokolwiek zaburzyło mój spokój, jednak nie dane było mi spokojnie wypalić papierosa. Niechętnie, specjalnie się ociągając, zszedłem z balkonu i podszedłem do drzwi. Zajrzałem przez wizjer, czy jak kiedyś usłyszałem- Judasza. Wciąż z nim w ustach, otworzyłem drzwi, do których ktoś usilnie się dobijał. Nie do końca ktoś, bo od razu poznałem tą drobną posturę.
- Jakbyś zapukała raz, to też by wystarczyło - warknąłem na stojącej w drzwiach dziewczyny. Była to ta sama, która pytała lekarza o swojego rzekomego chłopaka. Wtedy zakładałem, że to jedna z ogłupiałych wielbicielek Oli’ego, lecących na jego pedantyzm i możliwe, że pieniądze chłopaka. Nieproszony gość powtórzył to, co ja zrobiłem jeszcze na polu- podniosła ramiona i powoli, ze złośliwym wyrazem twarzy, opuszczała je. Strasznie mnie to zirytowało, dlatego od razu kazałem się jej streszczać. Krótko rozmawialiśmy, poznałem jej, swoją drogą obrzydliwe, imię i po obserwacji zachowania, pokrótce charakter. W końcu dotarła do najwyraźniej tego tematu, który chciała poruszyć od początku i to, co chciała przekazać mi swoim przynudzającym monologiem, miała zaraz mi wyznać. Chciała przejść do tematu swojego chłopaka, Oli'ego.
- On... Pewnie wiesz co się z nim stało... - wykrztusiła, patrząc na moją reakcję. Z kamienną twarzą pokiwałem głową. Przytakując, jednocześnie dałem jej znak, aby kontynuowała to, co chciała powiedzieć. Miałem nadzieję, że dziewczyna szybko przejdzie do sedna. Na szczęście od razu po prostu wypaliła:
- Dzwoniłam do szpitala, na oddział na którym leży. I... - zawahała się i z przybitą miną obniżyła głos o kilka tonów. - I źle z nim.

<Oli?
Miałam pomysł na więcej, ale to by zepsuło dramat kwestii Nastii. W ogóle przepraszam, że ją w to wplątałam>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz