niedziela, 10 września 2017

Od Zaina cd. Brooke

Woda nie była zimna, całkiem przyjemna, ale Brooke ani myślała o opuszczeniu się niżej. Wspominałem o jej upartości... więc podsumujmy. To zaciętość do możliwej granicy, której zaniżenie dla niej wydaje się wręcz niemożliwe.
- A ja naprawdę chcę żebyś była mokra - zrobiłem smutną minę - Będzie fajnie.
- Nie, nie będzie - zaprzeczyła, kręcąc głową.
- Zawsze musisz zaprzeczać wszystkiemu co mówię? To się robi....
- Denerwujące? - chciała żebym to powiedział, ale zagryzłem wargę i zmierzyłem ją spojrzeniem - Jakbyś powiedział, że wychodzimy to bym nie zaprzeczyła.
- Nie odzywaj się filozofie. Nie ma mowy bym wyszedł w tym momencie z wody. A puścić cię teraz nie puszczę, bo i tak za chwilę to zrobię. Nie masz wyjścia. Czy sama się zanurzysz czy ja to zrobię, jakie to ma obecnie znaczenie, skoro i tak ostatecznie będziesz mokra?
- Na pewno wlecisz do tej wody, już ci tak oświadczam bez cienia wątpliwości - zignorowałem jej wypowiedź specjalnie, mając właściwie na nią odpowiedź, ale nie przepuszczę szansy trzymania ją w niepewności.
- Teraz uważaj i skup się. Daję ci wybór miejsca, gdzie chcesz być wrzucona. Ciesz się z mojej okazywanej łaski - rozejrzałem się dookoła.
- Zain! Czy ty mnie słuchasz?
- Oczywiście - oburzyłem się, z powrotem przenosząc spojrzenie na jej twarz - Więc co mówiłaś? - przewróciła oczami i rezygnując z tłumaczeń, spojrzała w dół.
- Wybieram brzeg.
- Nie, tak się nie bawimy - odpowiedziałem twardo.
- Wcale się nie bawimy. Pozwoliłbyś mi chociaż zdjąć ubrania.
- Kusząca propozycja, ale będziesz to mogła zrobić nieco później - wyszczerzyłem się - A teraz na serio... jesteś strasznie ciężka - oparłem jej plecy na swojej ręce i opuściłem w dół.
- Nie, nie, czekaj...
- Co?
- Można by coś wynegocjować.
- Chcesz się targować?
- A powiedziałam tak? - uniosła brwi.
- Mogę ci jedynie zaproponować sposób żebyś nie poczuła jakże niesamowicie przeszywającego zimna lodowatej wody, której się tak boisz - zmrużyła oczy - Zgadzasz się?
- Jaki to sposób?
- Musisz się zgodzić.
- Najpierw chcę wiedzieć.
- Ja też chcę dużo rzeczy. Zauważyłem, że mi nie ufasz, więc przy okazji będzie to też test zaufania. Postaraj się otworzyć i włożyć w to całą siebie, dobrze? - spojrzała za mnie, obserwując uważnie wszystko dookoła i skinęła głową - Tylko po prostu się trzymaj - podniosłem ją, zakładając sobie jej nogi wokół bioder. Oparła ręce na moich ramionach, krzyżując na karku - Gotowa? - objąłem ją w pasie. Pokręciła głową, nic nie mówiąc. Wyraźnie już zrezygnowała albo jej się skończyły pomysły. Nareszcie. Przyciągnąłem jej ciało do siebie, mając wodę już do pasa.
- Więc to jest ten plan?
- Nie. Mój plan zakłada kompletnie co innego - nabrałem powietrza do płuc i sięgnąłem jej ust, natychmiast się zanurzając. To było jedno z dłuższych chwil pod wodą i mogłem ją zaliczyć do przyjemniejszych.
Gdy poczułem już brak powietrza w płucach, wynurzyłem się, nadal trzymając dziewczynę w ramionach. Zaczerpnąłem łapczywie powietrza, odgarniając energicznym ruchem głowy, opadającą na moje czoło grzywkę.
- Widzisz, nie było tak źle - przetarła twarz dłonią, sama zakładając włosy do tyłu - W domku będzie czekać w nagrodę ciepła herbatka albo coś w tym stylu - uśmiechnąłem się do niej, puszczając jej biodra i podchodząc bliżej brzegu.
- Nagrodę sama sobie wybiorę. Ale dla ciebie będzie kara - popchnęła mnie do tyłu, przez co spadłem z powrotem w wodę, słysząc tylko śmiech Brooke. Faktycznie, zabawne i bardzo dojrzałe.
- Jeżeli chcesz mnie utopić to chociaż się postaraj - wyszedłem do dziewczyny, która już stała na brzegu i starała się pozbyć wody ze swojej bluzki. Uniosła głowę.
- Dobrze, następnym raz zaplanuję to dokładnie - odpowiedziała - A teraz będziesz zmuszony oglądać ze mną zachód słońca - usiadła na piasku.
- Zachód? To przereklamowane - skrzywiłem się, siłą zostając posadzony na ziemi. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale przyklejony piasek do mokrego ciała nie jest przyjemny. Pomimo tego, że nadal miałem na sobie ubrania.
- Nie pytałam się ciebie o zdanie. Wyraźnie powiedziałam będziesz zmuszony - wzruszyła ramionami, opierając się plecami o mnie.
- Podobno komuś jest zimno - rzuciłem z niewinnym uśmiechem.
- Podobno mam dostać coś rozgrzewającego - uniosła brew.
- Podobno mamy iść do domu żebyś się rozgrzała.
- Podobno ktoś ma w zwyczaju nie odpuszczać.
- Podobno zawsze wygrywam, więc złośliwości są całkowicie zbędne - podoba mi się taka konwersacja.
- Nie jestem złośliwa - odwróciła głową w moją stronę z pretensjonalnym spojrzeniem.
- Przegrałaś - klasnąłem w dłonie z triumfalnym wyrazem twarzy - I przyznaj, że jesteś.
- Nie jestem. Po prostu to specyficzna szczerość.
- Nie potrafiłabyś przeżyć dnia bez tej "specyficznej szczerości".
- Taki pewien? - usiadła bokiem, bardziej skierowana do mnie. Wykrzywiłem usta w uśmiechu, widząc jakie będą skutki tych słów.
- Dzień bez złośliwości u ciebie?
- Dwadzieścia cztery godziny powagi - podkreśliła każde słowo po kolei. Że niby co? Że nie potrafię?
- Ja jestem bardzo poważny.
- Oczywiście. Zero głupich pomysłów.
- Potrafisz być dla mnie miła?
- A nie jestem?
- Zaczynamy od jutra - uśmiechnąłem się szeroko, zadowolony z przebiegu zdarzeń.
- Dlaczego od jutra?
- A dlaczego nie? Musimy skończyć z tym podważaniem mojego świętego zdania i oczywistej racji.
- Dobrze. Niech ci będzie. Od jutra.
- Dziękuję o łaskawa kobieto...
- Widzisz jaka ja wspaniała.
- Absolutnie mi się poszczęściło.
- Przeczysz temu?
- Wiesz co... chodźmy z powrotem - wsparłem się na rękach i podniosłem z piachu, otrzepując swoje ubrania. Wyciągnąłem ręce w jej stronę by pomóc jej wstać.
- Wycofujesz się? - złapała mnie za dłonie i stanęła obok. Opuściłem brwi.
- Nie mam w zwyczaju rezygnować, o czym już zdążyłaś się przekonać.
- Czasem mam wrażenie, że za bardzo.
- Nie będzie łatwo.
- Wiem.
- A może być nawet bardzo trudno.
- Przekonaj mnie - zatrzepotała rzęsami.
- Zaniosę cię do domu.
- Na plecach?
- Masz wzgląd na mój kręgosłup?
- Nie skarżysz się.
- A mówiłem ci, że jesteś ciężka?
- Przestań w końcu wypominać mi wagę.
- Jaką wagę? Jesteś chuda jak patyk, nie wiem czy pod tą delikatną skórą jest chociażby trochę tłuszczu bądź mięśni - śmierć poprzez zabicie wzrokiem numer tysiąc dwieście osiem nastąpi za dokładnie moment -  Ile ważysz?
- Kobiet o wagę się nie pyta - skrzyżowała ręce na piersi, przechylając głowę w bok.
- To założę sobie w głowie ile ważysz, a wtedy już łatwo mnie od tego nie odciągnąć.
- Jesteś okropny - roześmiała się.
- Ja tylko dbam o twoje ego.
- Ja bym popatrzyła na twoje.
- Moje ma się całkiem w porządku, nie narzekam i teraz właśnie mi podpowiada, że chce zdjąć te mokre ubrania, bo mi jest źle. Ale mówi coś jeszcze innego...
- Co takiego?
- Że ty nie musisz ściągać z siebie ubrań. Pasuje mi tak jak jest - spojrzała w dół na swoje przemoczone rzeczy.
- Faktycznie. Przyklejająca się bluzka jest uciążliwa - przyznała.
- Zdejmij ją, a już nie założysz.
- Groźby są karalne.
- To nie jest groźba, tylko sugestia.
- Ukryta propozycja?
- Możesz to tak nazywać. Wiem, że i tak postawisz na swoim, więc nie ma sensu w przekonywaniu cię - spojrzałem w kierunku oceanu i uśmiechnąłem się - Chyba, że siłą...
- Idziemy do domu - zarządziła i odwróciła mnie tyłem do wielkiej wody - Łap mnie.
- Czekaj... - uniosłem ręce do góry, spinając ramiona, na które położyła ręce - Pamiętaj, że ja to nie Tikani
- Postaram się wziąć to pod uwagę - kiwnąłem głową niezbyt przekonany tą jakże szybką odpowiedzią i pochyliłem się do przodu.

Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz