piątek, 22 września 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Nie wiem jak miałam to określić. Przez moment starałam się wyobrazić sobie to wszystko. Próbowałam wmówić, że to mi się tylko wydaje.
Nie jestem gotowa. Ani na dziecko ani na związane z nim obowiązki. Poza tym... ja nie chcę niczego zmieniać, a ciąża właśnie to zrobi. Obróci nasze życie do góry nogami i rozkaże poddać się pewnym zasadom.
Usiadłam na szafce i oparłam z głośnym westchnięciem głowę o ścianę. Bawiłam się testem ciążowym. Nie chciałam wychodzić, ale też nie chciałam tutaj zostać. Odgarnęłam włosy ręką do tyłu, ostatecznie decydując się na opuszczenie miejsca, gdzie dorwała mnie prawda.
Nie wiedziałam co myśleć. Przez moment po prostu nie myślałam, starając się zepchnąć wszystko na drugi plan i zająć umysł czymś innym. Spanikowałam. Inaczej tego nie da się określić.
A on potrafił naprawdę dobrze grać. Okazywał spokój, który oddziaływał na mnie, mimo tego wiedziałam, że trzęsie się w środku. Ja nie potrafiłam jednak trzymać już takich emocji wewnątrz i po prostu czułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Miałam wszystko zaplanowane. A teraz niektóre z nich runęły i prawdopodobnie nigdy nie wrócą. Dobre strony? Obecnie ich nie widzę.
- O nie. Tylko mi nie mdlej, bo wtedy całkowicie puszczą mi emocje - uśmiechnęłam się, ociężale unosząc kąciki ust - A co do poinformowania świata o tym wszystkim to poczekajmy jakiś czas... Nie chcę tego wszystkiego... no... rozumiesz? - westchnęłam, rysując po niewielkich zagięciach jego bluzki, jakby w zamiarze całkowitego wyprostowania jej. Skinął głową i choć nie widziałam tego bezpośrednio, to poczułam jak zaraz potem wzdycha głęboko - Poradzimy sobie - próbowałam powstrzymać narastające u siebie napięcie siedzenia w ciszy. W tym się różniliśmy. Lewis wolał posiedzieć w ciszy, wszystko przemyśleć, samotnie ocenić i dopiero działać. U mnie natomiast sprawa przybierała inny obrót. Wokół musiało się coś dziać, wdrążenie w ciszę było dla mnie czymś co tylko pogłębiało problem, z którego nie mogłam wyjść. Jednak teraz dałam mu pole do tego. Być może było za wcześnie na jakiekolwiek nowe postanowienia, ale zawsze można je odhaczyć za wczas.
- Oczywiście - odezwał się po jakimś czasie - Mało nas życie zaskakiwało?
- Ciebie może tak. U mnie wygląda to nieco inaczej... - zamknęłam oczy, przypominając sobie po kolei wydarzenia - I wnioskując, to twoja wina - spuścił głowę na znak, że mam kontynuować - Przez ciebie to nabrało innego obrotu, może nawet sensu i wcale nie stwierdzam, że to źle. To cudowne... i zarazem wspaniałe - uniosłam delikatnie głowę i ucałowałam w policzek - Dziękuję za to, że się starasz, choć wiem, że to nie łatwe - odwrócił powoli głowę i spuścił spojrzenie z moich oczu na usta. Z powrotem oparłam skroń o jego ramię, wdychając świeży zapach męskich perfum - Nigdy tego nie mówiłam szczerze nikomu... prócz rodziców rzecz jasna, ale kocham cię... całą swoją złośliwą i denerwującą duszyczką - wiedziałam, że się uśmiechnął. A może w tej sprawie są jednak plusy? Przecież mam obok kogoś kto wspólnie ze mną to przeżywa. Nieco inaczej, ale razem wkopaliśmy się w ten dołek. Złe określenie... po prostu sytuację. 
- O której dzisiaj wstałeś? - spytałam cicho, nadając chwili niejednorodnego znaczenia.
- A jaki to ma związek ze wszystkim? - odpowiedział tak samo cicho, rysując palcami po moich plecach.
- Nijaki. Próbuję dyskretnie i bardzo łagodnie zmienić temat, póki jeszcze mogę go omijać - wzruszyłam ramieniem, czując na sobie jego spojrzenie, które nie okazywało ani pochwalenia, ani też nie było wielce pretensjonalne. Właściwie to uważam, że obydwoje nie chcemy zbyt szybko o tym myśleć. Pośpiech tylko powoduje narastanie stresu, a ja miałam go od jakiegoś czasy zbyt dużo. Pomyśleć, że jeszcze wracamy do Morgan...
Morgan. Szkoła. Nauka.
- O ósmej czterdzieści - odpowiedział, a z moich ust wydobył się śmiech.
- Nie wierzę - pokręciłam głową - Nawet ty nie możesz wyleżeć tyle godzin w jednym miejscu - uszczypnął mnie delikatnie w bok. Ja mam pojęcie o swojej czasem okazywanej szczerości, ale to było żartobliwie. A przynajmniej miało tak brzmieć. Być może wcale mi się to nie udało.
- Wstałem wcześniej, fakt. Ale nie oznacza, że musiało to nastąpić o piątej czy szóstej, tak jak miewasz czasem zauważać, nie raz niezgodnie z prawdą - mruknął.
- Chociaż raz chciałabym wstać pierwsza albo chociażby w tym samym czasie co ty. Taka miła odmiana.
- Nie miałbym serca cię budzić tak wcześnie. Zbyt piękny widok - zmarszczyłam delikatnie brwi.
- No wiesz... też się na ciebie popatrzę... kiedyś... jak już na siłę pozwolisz mi wstać wcześniej - zachichotał, wypuszczając powietrze z płuc.
- Spójrz na plusy. Masz gotowe śniadanie, obsługę i jakże cudowne poranki.
- Prócz tego...
- Też jest cudowny. Tylko po prostu nabrał innego znaczenia - zadziwiło mnie to jego pozytywne nastawienie. Aż nienaturalnie, ale podobało mi się. A to był dowód na to, jaki zmienny potrafił być. Zmienny w innym znaczeniu tego słowa. W tym lepszym.
- To znaczy, że będę musiała się przyzwyczaić do mojego pozytywnie nastawionego partnera? - to było coś w rodzaju pochwały.
- A nie chcesz?
- Mi ten układ niezwykle pasuje. Skąd ta nagła zmiana? - wzruszył ramieniem. Dobrze, nie będę drążyć.
Dzisiaj nie mogłam spać. Ta nocka była jedną z dłuższych. Nie najgorszych, ale też nie należała do najprzyjemniejszych. Dlatego teraz z chwilą uczucia spokoju, przymknęłam oczy. Jeśli zasnę to będzie pierwszy raz kiedy w dzień, a nawet rano, położę się jeszcze na chwilkę. Być może mój organizm stwierdził, że przyda się jeszcze chwila snu, albo czegoś w rodzaju odpoczynku. Chłopak czekał w bezruchu, mając zapewne chwilę dla siebie i swoich myśli. Mimo tego, nie czułam już tak ogromnego napięcia jak wcześniej. Nie byłam też w stanie otworzyć oczu i spojrzeć na test, który leżał gdzieś obok. Właściwie to cieszyłam się, że w tamtej chwili stracił on znaczenie. Byłam skupiona na czymś innym.
- Dokąd idziesz? - zapytałam, gdy poczułam jak wygodnie układa mnie na łóżku i delikatnie pochyla się.
- Na dół. Przyjdę, a ty odeśpij ranek - kiwnęłam głową. Usłyszałam jak cicho zamyka drzwi i schodzi po schodach.
~*~
Nie spałam za długo, ale tyle wystarczyło mi aby w jakimś znaczeniu zmienić nastawienie do tego dnia. Będzie dobrze. Powoli podniosłam się do siadu i zagarnęłam włosy do tyłu. Matko, czy można być tak śpiącym o godzinie jedenastej? To nie było normalne.
Usiadłam na skraju łóżka, przeciągając się. Wnioskując po gładkiej powierzchni pościeli wcale nie wrócił tak szybko jak mówił, albo nawet nie zdążył. Wstałam, od razu schodząc po schodach na dół. Nie zastałam tam Lewisa, ale Rossy, która wytrwale i uparcie pełniła wartę, mimo tego, że wspominano jej o zrobieniu sobie wolnego. Usiadłam przy stole, przysuwając sąsiednie krzesło bliżej i opierając o nie nogi. W ciszy obserwowałam kobietę, która mogłoby się wydawać, że nie zwróciła wcale uwagi na mnie. Nie żebym czuła się z tym jakoś źle. Większość rozmów z nią była krótka i co jeszcze dziwniejsze, to nie ja zaczynałam konwersację. Teraz to była kwestia przyzwyczajenia. Normalne wejście do kuchni i zajęcie się sobą.
- Ciężki ranek? - spytała, a ja jak na zawołanie uniosłam wzrok ze swoich dłoni. Ciężki? To mało powiedziane. Dosyć... niespotykany.
- Trochę - skrzywiłam się, zastanawiając nad odpowiedzią.
- Nie wyspałaś się - stwierdziła, odwracając się w moją stronę.
- To aż tak widać? - kobieta rozpromieniła się jeszcze bardziej i pokręciła głową.
- Instynkt - odpowiedziała - Mam trochę życia za sobą - spojrzała na mnie wymownie. Uśmiechnęłam się delikatnie rozbawiona, wiedząc co ma na myśli.
- Nie... to znaczy... - zacisnęłam usta, dobierając słowa do odpowiedzi - Zrobiliśmy sobie przerwę w tym... - i raczej szybko do tego nie wrócimy.
- Co do przerwy... napijemy się herbaty - postawiła przede mną kubek, sama siadając naprzeciwko - Pani Lennox niedługo wraca, a to oznacza, że zapanuje tu znowu czystość ponad wszelkie granice - oparła ręce na blacie stołu. Ja natomiast objęłam palcami białą porcelanę i uniosłam do góry, wdychając przyjemny zapach zielonej herbaty.
- Nie rozpanoszyłam się po domu tak jak myślałam - obydwie zaśmiałyśmy się jednocześnie - Poza tym pilnuję by moje ubrania, akurat w tym przypadku bielizna, nie gubiła się po całym domu - właśnie posłodziłam zieloną herbatę. Nigdy nie nie dodawałam do niej cukru, ale nie smakowała najgorzej.
- Jest tu porządek - stwierdziła, na potwierdzenie kiwając głową i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Kiedy go nie było? - uniosłam spojrzenie znad herbaty.
- Gdy pani Lennox wyjeżdża i napatoczy się grupka przyjaciół? - odpowiedziała z wyczuwalnym westchnieniem, może nawet rozbawieniem? Tak czy inaczej, wywołało u mnie cichy śmiech.
- Rozumiem - przyznałam jej rację - Ale na każdego można wymyślić odpowiedni patent - uśmiechnęłam się, po chwili dodając ciszej - Szczególnie jeśli chodzi o faceta - puściłam jej oczko i usłyszałam w tej samej chwili dźwięk zamykanych drzwi od domu.
- Kiedy chcecie wyjechać? - niespodziewanie mnie zapytała. Na to pytanie nie znałam odpowiedzi, albo po prostu nie byłam jej pewna. Zapewne gdyby wszystko było "po staremu", wróciłabym do akademii dziś czy jutro, ale nie chcę odpowiadać ani podejmować decyzji bez Lewisa. Szczególnie w przypadku gdy miał jakieś inne plany. Szczerze mówiąc, to liczyłam na to. Sama nie wiedziałam za co tak naprawdę się zabrać na sam początek.

Lewis?
Bardzo spóźnione, ale wynagradzam ci to długością ♥

1511 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz