piątek, 8 września 2017

Od Joshuy cd. Milesa

Nie powiedziałem, że stałem pomiędzy poparciem rozsądku a uczuciami. Ale nie czułem też, że dobrze wybieram. I nie wiem czy to było zbawienie dla mojej trzymanej na łańcuchach osobowości, czy też po prostu chwila odpustu. Wiedziałem, że jednak to też nie jest zły wybór. Właściwie to nie wiem... To wszystko... Być może normalnie bym się nie zgodził. A mówiąc o zasadach... to złamałem już swoją. Mianowicie kierowanie się rozsądkiem. Takie miałem wrażenie.
- Owszem - odpowiedziałem, przerywając jego usilne poszukiwania odpowiednich słów - Zgadzam się - to nie mogło być trudne. Prawda? Ja nie łamię zasad.
Tak, Joshua. A co przed chwilą zrobiłeś? Jeśli nie było to zwykłe zignorowanie rozsądku to...
A zamknij się już i pozwól mi żyć.
Miles uśmiechnął się zadowolony z mojej odpowiedzi i pociągnął za sobą w dół. Tym samym wylądowałem nad nim, przytrzymując się jedynie na rękach. To poprawianie włosów nie ma sensu. Wszystkie wolne kosmyki zawisły w dół. Nasze twarze znajdywały się w odległości dosłownie kilku centymetrów. Krążyłem spojrzeniem po jego oczach przez dłuższą chwilę, odsuwając głowę za każdym razem, gdy próbował sięgnąć moich ust. To było coś w rodzaju zabawy. Jak na razie tylko tyle mogłem mu dać. Wiedziałem, że chciałby więcej i gdybym tylko był chociaż bardziej odważny... pewnie oddałbym mu się, ale no właśnie... ale. Ten szlaban, który mnie powstrzymywał, granica, ona była frustrująca, ale spokojnym głosem mówiła do mnie, że jest czas. Jak tylko go sobie dam, ona się otworzy. Zarówno dla mnie jak i dla Milesa. Nie mówię, że tego nie pragnąłem, bo chciałem zobaczyć, sprawdzić, poczuć.
Ostatecznie wyminąłem sprawnie jego wargi, składając pocałunek na kąciku ust, które się uniosły. Ja bym to utrzymał i tak pozostał, ale wyraźnie komuś się nie spodobało. Może inaczej... obrał całkiem inną drogę.
Zjechał dłońmi po moich ramionach i objął palcami nadgarstki. Bez problemu zgiął mi ręce i położył obok na plecy, zawisając nade mną. Wcale nie protestowałem, ale mój organizm zareagował z powrotem spięciem mięśni i przyjemnym dreszczem, gdy jego biodra dotknęły wewnętrznej strony moich ud.
- Nie baw się tak ze mną - to spojrzenie było pełne pożądania. Jego wzrok krążył po mojej twarzy, właściwie to nie wiedząc gdzie się zatrzymać. Utkwił w moich lekko odchylonych wargach, które pozwalały mi na zebranie większej ilości powietrza, którego miałem wrażenie, że brakowało. Jego brwi delikatnie drgały, jakby analizował dokładnie kształt moich ust, a ja nie nawet nie drgnąłem, po pierwsze z braku sił i chęci. Po prostu rozluźniłem wszystkie mięśnie, łącznie z zaciśniętymi pięściami, co wyraźnie poczuł, bo jego ucisk na moich nadgarstkach zelżał. Na co czekasz Miles? Całuj, bo czuję, że za chwilę moje usta rozpłyną się pod wpływem tego spojrzenia. On jednak ani drgnął, przełykając głośno. Doskonale wiedziałem co zrobić. Oblizałem wargi, delikatnie zagryzając dolną. Zmarszczył brwi, ale nie było widać u niego niezadowolenia. Za to poczułem jak bardziej wślizguje się biodrami pomiędzy moje nogi i przyciska ciałem do łóżka.
- Nie rób tego Josh - nie wiem czy te słowa wyszeptał czy powiedział, ale aksamit jego tonu przyprawił mnie o dreszcze. Zaczynam porządnie świrować...
- To nie ja zacząłem - odpowiedziałem normalnym głosem, choć jakbym był kobietą pewnie nie powstrzymałbym się od cichego jęku. To były znaczące różnice. Miles zaśmiał się pod nosem, zbliżając jeszcze bliżej swoje usta do tego stopnia, że nie mogłem na niego patrzeć i byłem zmuszony zamknąć oczy i polegać jedynie na zmysłu dotyku, choć i on wariował, czując ciepły oddech muskający okolicę mojej szczęki i szyi. Jeśli mnie do cholery za chwilę nie pocałuje to nie wytrzymam. Tak, chwycił moje wargi pomiędzy swoje, najpierw delikatnie dopóki nie odwzajemniłem, potem bardziej gwałtownie, momentalnie ocierając się podbrzuszem o moje ciało. O matko... Wypuściłem powietrze do jego ust, jakbym nie miał dostępu tlenu przez więcej niż minutę, nie mogąc zaczerpnąć go na nowo. Utrudniał mi w tym także sam Miles, któremu nagle przypomniało się o moich ustach, niemal pozwalając mi się udusić. Przez co za każdym razem, gdy się odrywał, ja przez dosłownie chwilę otwierałem szerzej usta, głośno nabierając powietrza, by po chwili pozwolić im na zamknięcie kolejnym pocałunkiem. Odpoczynkiem było, gdy zjechał na moją szyję, zapewne czując jak moja klatka piersiowa szybko i wysoko się unosi, delikatnie uderzając o jego ciało. Był tak blisko i pomimo tego, że obydwoje byliśmy w pełni ubrani, czułem jego ciepło jak na nagim ciele.
- Musimy być cicho - powiedział, odchylając moją koszulkę do góry. Nie wiem czy te słowa były skierowane do mnie czy tylko sam sobie próbował przypomnieć o zachowaniu bezgłośnej przyzwoitości. Tak czy inaczej, pokiwałem głową, czując że mój oddech wraca do normalnego rytmu. Choć szybkość z jaką serce pompowało krew nadal wzrastała. Może ta herbata faktycznie miała w sobie coś energetycznego?
Pomimo, że Miles zajął się moim brzuchem niż ustami, czułem urywkami, jak jego ręce, które dawno zostawiły moje nadgarstki w świętym spokoju, zjeżdżają niżej. Zahaczają o koniec spodenek, a ostatecznie odginając je i odsłaniając jedno z bioder. Nie zdjął jednak ze mnie koszulki, mając pewnie na uwadze, że to ja powinienem się odważyć to zrobić albo dać wyraźny znak, pozwolenie. Gdy jednak jego dłoń powędrowała pod spodnie, wstrzymałem oddech, odwracając głowę w bok. Zauważył to i natychmiast wrócił do góry.
- Tyle starczy - zarządził, widząc jak moje usta delikatnie drżą. Zacisnąłem je, nie wiedząc co dokładnie zrobić. Otworzyłem oczy, biorąc kilka głębszych oddechów. Nie wiem czy tak naprawdę chciałem przerywać, ale nie byłem w stanie powiedzieć by nie przerywał. Choć moje serce, walące jak młotem, twierdziło co innego. Jakbym napił się porządnego napoju energetycznego i nie mógł tego uspokoić.
Położył się obok, dłonią dotykał mojego ramienia, pewnie specjalnie, jakby to dawało mu jako taką bliskość. Leżał w ciszy, bo ja nie zamierzałem się odezwać ani słowem, dopóki nie doprowadzę siebie do porządku. To było dziwne, bo zawsze było całkiem odwrotnie. To kobieta musiała uspokajać oddech. Cholera, te nowości mnie wykończą.
- Mogę cię o coś spytać? - odwrócił głowę w moją stronę, zawieszając spojrzenie na moich ustach. Czułem to jak mi się przygląda. Dlatego nie powtórzyłem jego ruchu, pozwalając mu na wpatrywanie się we mnie świdrującymi oczkami. Właściwie to nadal nie określiłem ich koloru. Nie wiem, czy po prostu nie mogę się zdecydować, czy jego tęczówki w pewnych momentach same z siebie zmieniają kolor, utrudniając mi to zadanie.
- Pewnie - krążyłem spojrzeniem po delikatnie widocznych na suficie pociągnięciach pędzla. Chłopak przewrócił się na bok i skubnął nieco moich włosów z grzywki.
- Z iloma ludźmi już spałeś? Znaczy... ile razy już to robiłeś? - zamrugałem, powoli przenosząc spojrzenie na niego, a gdy nie było to możliwe, przekręciłem głowę.
- To dwa osobne pytania - uśmiechnąłem się. Nie żeby mi to wielce przeszkadzało, ale musiałbym się porządnie zastanowić, sięgnąć w odmęty pamięci, w wspomnienia, które po prostu musiałem wyrzucić jeśli chciałem, jak to określę, znormalnieć - Cóż... - wróciłem oczami na interesujący sufit - Zanim powiem ci z iloma ludźmi sypiałem to wiec, że będziesz moim pierwszym facetem, z którym wyląduję w czymś głębszym niż tylko całowanie...
- Więc już całowałeś się z chłopakiem? - przerwał mi, a jego ton mówił tylko o jeszcze większym zainteresowaniu. Roześmiałem się, natychmiast prostując.
- Raz i nie byłem do końca trzeźwy. Ale pamiętam do dzisiaj jego imię i moment, że faktycznie to zrobiłem. W ten oto sposób pozbyłem się swojej dziewczyny, ale to był czas kiedy "związki" trwały nie więcej niż tydzień. Mógłbym nawet rzec, że to nie był związek... tylko po prostu regularne spotykanie, zakończone aromatem fizycznej przyjemności z tą samą osobą. Od której zresztą dostałem porządnie w twarz - zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami, nie dając Milesowi drugi raz wtrącić się w słowo - A wracając, to nie mam pojęcia ile dziewczyn wylądowało ze mną. Nie raz byłem też zbytnio pijany albo gorzej by cokolwiek i kogokolwiek pamiętać...
- Dziwki wchodziły w grę? - powiedział to nieco niepewnie, a ja się zawahałem. Ale skoro pozwoliłem sobie mówić to skończę.
- Muszę się przyznać... posiadanie pieniędzy, nawet nie swoich, w moim przypadku wtedy nie równał się odpowiednimi wydatkami. Więc nie powiem ci też ile razy uprawiałem seks, bo po prostu nie mam pojęcia. Wielu rzeczy też... nie pamiętam - poczułem jak powinienem przestać mówić. Nie lubiłem się tym chwalić, przede wszystkim dlatego, że sam sobie przypominałem sytuacje. Żenujące momenty z życia, które cudem niektórzy ludzie zdołali zastąpić tym normalnym. To była dosyć wstydliwa odpowiedź, a raczej przyznanie się do tego. Miałem ochotę spytać go o to samo, odchyliłem usta, aby już zadać pytanie, ale w jednej chwili przerwał mi jego aksamitny głos.
- Rodzice chyba idą spać - wsłuchał się w panujący szum za drzwiami. Zrobiłem to samo, przypominając sobie, jak ja wsłuchiwałem się w odgłosy domu, gdy szedłem spać. Ta wersja należała do Joshuy z domu Sellbærg, który czekał na przyjście rodziców i odbycie wieczornego rytuału na dobranoc. Inaczej nie było zmiłuj. Bajka i buziak były obowiązkowe. No... czasem bajkę odpuszczałem, ale w zamian była piosenka. Jednak całusa nigdy niczym nie dało się zastąpić.
Inaczej było w domu Henderson. Wtedy udawałem, że śpię. Czekałem aż wszystkie światła zgasną, w domu zapanuje cisza, a wtedy mogłem spokojnie przejść przed ogromny hol, schody, ogromny salon, ogromny przedpokój, otworzyć również całkiem duże drzwi i wyjść. Choć w większości i tak wybierałem okno. Więc tak wyglądała wersja druga.
- My też powinniśmy - odpowiedziałem. Chłopak skierował na mnie spojrzenie, lustrując czy mówię poważnie czy nie. Ale chyba po wyrazie twarzy odgadnął. Nie pokazał bezpośrednio, że się zgadza, ale też nie zaprzeczył. Mimo tego czekałem na jego odpowiedź.

Miles?
Wiem, że długo mi to zajęło, ale jest ♥

1567 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz