piątek, 29 września 2017

Od Joshuy cd. Milesa

Objąłem spojrzeniem jego całą twarz, zwracając szczególną uwagę na delikatnie zmierzwione włosy. Byleby dalej od tych świdrujących oczu. Starałem się uniknąć ich wielokolorowej palety barw, która najpewniej jaśniała teraz milionem światełek. Nie mogąc jednak długo trzymać spojrzenia w jednym miejscu, spuściłem głowę, co okazało się jeszcze gorszym wyjściem. Widok jego mięśni działał podobnie jak oczy.
Odchyliłem usta by odpowiedzieć, ale ostatecznie tylko nabrałem głęboko powietrza do płuc, powoli je wypuszczając. To dla mnie była nowość. Nie lubię nowości. One w moim życiu przynosiły tylko same złe i coraz grosze chwile, rzeczy. Z każdą zmianą ciągnęła się fala innych zdarzeń, które wpływały na niekorzyść. A ja uczę się na błędach. Przynajmniej staram. Zmiany nie są dobre. Jedynie stabilizacja pozwala komuś na chociażby początek sukcesu. Zaczynam gadać jak Samantha i Jason. Boże... ja im właśnie przyznałem rację. A żeby tego uniknąć, tej cholernej świadomości i poczucia, że byliby usatysfakcjonowani, po prostu musiałem wynaleźć pomysł by o tym zapomnieć. I być może gorączka, którą przez rozgrzanie się, przez Milesa, przeszkadzała mi w racjonalnym myśleniu, to teraz czułem, że po prostu odbiera mi umysł. I to było dobre. Nic tak złego nie mogło mnie teraz uratować z sytuacji. W pewnej chwili chciałem aby wzrosła do granic. Ten pomysł jak na mój obecny stan, nie wydawał mi się wtedy taki zły...
Zacisnąłem szczękę z powodu delikatnych dreszczy, by zaraz ją rozluźnić i wydobyć z siebie słowa wyjaśnienia. Jednak i tym razem nie wypowiedziałem nic. Zbliżyłem twarz na tyle blisko by zamknął oczy. Jego usta były przyjemnie chłodniejsze, jakkolwiek można to określić. Mniej rozpalone od moich.
- To dla mnie nowe - przyznałem po chwili ciszy, zaciskając wargi, które od czasu oderwania się od jego ust, nadal znajdywały się całkiem blisko. Na tyle blisko, że mogłem bez problemu czuć jego wydychane powietrze przez nos i nabierać je przez usta do płuc. Nie wiem jak mu powiedzieć i wytłumaczyć, by nie odebrał tego źle. Niby miałem opanowane tłumaczenie. Niby robiłem to przez ostatnie lata swojego życia, a teraz nie jestem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
Miles zmrużył delikatnie oczy, nawet nie ruszając z miejsca. Jak zwykle coś spieprzyłem. Znaczy... teoretycznie jeszcze tego nie zrobiłem... Cholerne przeziębienie, choroba, czy jak to inaczej nazwać. To wszystko jej wina. Zastanawiałem się jak jego pierwszy raz z chłopakiem wyglądał. Czy był tak samo raz spięty, raz rozluźniony jak ja teraz.
- To nie tak, że nic nie czuję... - przełknąłem ślinę, lecz w tej ciszy słyszałem nawet swój wewnętrzny jęk z powodu, że to tak kurewsko trudne wyjaśnić to wszystko - Jak na razie czuję, że dzięki tobie jeszcze bardziej wzrosła mi temperatura - uśmiechnął się. To znaczy, że jakoś rozładowałem narastającą atmosferę. Zepsucie tego byłoby porażką.
- Nie zmuszam cię do niczego - jego uśmiech poszerzył się. Będę w ramach nieświadomie odbudowywanej złośliwości mówił, że jest słodki. Chociaż to prawda. Jest naprawdę słodki - Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz.
- To nie o to chodzi... Ja po prostu muszę potrafić... to nie kwestia chcenia... - pokręciłem głową, biorąc kolejny głębszy oddech wydychanego przez niego ciepłego powietrza - Ale, cholera Miles. Nie sądziłem, że utrzymanie siebie będzie tak trudne. Jeśli chcesz do tego doprowadzić, musisz dać mi niepodważalny powód abym nie śmiał przerywać, nie miał odwagi się odsunąć, a przede wszystkim nie myślał o konsekwencjach - nie zdawałem sobie nawet sprawy, że moje usta przy tym drżą, ale musiałem mu zdradzić jakąś ogólną instrukcję. Inaczej zacząłbym się sam wycofywać. I tylko osoba druga potrafi przywrócić mnie z powrotem do pionu - I po drugie, twierdzisz że jestem chory. Więc pozwól mi wyzdrowieć - westchnąłem i uniosłem kąciki ust - I nie zmuszaj do brania tego świństwa. Nie znoszę tabletek, lekarstw i innych bzdur, które niby pomogą mi wyzdrowieć. Są dla mnie... nieprzyjemne - sprawnie ominąłem ten temat, nad którym nie zamierzałem się rozwodzić. Pokiwał głową, choć doskonale wiedziałem, że to nie jest zgoda na moje słowa, lecz na to, że podążał ruchem mojej głowy, zjeżdżając spojrzenie na moje usta. To był kolejny delikatny ruch, który ciągnął mnie w stronę, w którą zdecydowałem się podążać. Miles w pewnym momencie odwrócił głowę ze spokojnym wyrazem twarzy, ale zdecydowanie nie podobał mi się ten ruch. Jeśli już mam się przełamywać to niech działa na moich zasadach.
- A ty dokąd? - moja dłoń wśliznęła się pomiędzy jego podbródek, mocno zaciskając palce na szczęce i odwróciła z powrotem w moim kierunku - To, że poprosiłem o co poprosiłem, nie powoduje jakiejś zmiany wszystkiego. Nadal mam słabość do tego uśmiechu i oczu - nie chciałem wypowiedzieć tego na głos. Te słowa należały tylko i wyłącznie do mnie, do mojego umysłu, który chyba kompletnie stracił rozum (co za niedorzeczność), mając odwagę zmusić mnie do oddania ich światu. A tym bardziej Milesowi. Jedyny plus sytuacji - moje policzki musiały być już na tyle rozgrzane, że po prostu nie widać było na nich żadnego śladu zawstydzenia. Za to chłopak rozpromienił się jeszcze bardziej. Nie wiem czy to odruchowo czy pod przyczyną moich słów.
- Pociągam cię? - zapytał całkiem prosto z mostu. Lubię szczerość i lubię to, że nikogo w pobliżu nie ma. To dawało mi jako tako pewność siebie. Której nie posiadałem w nadmiarze. Albo po prostu schowałem za głęboko w sobie. Uśmiechnąłem się zadziornie, oczekując właśnie takiego przebiegu spraw. W której to niejako mogłem przejąć kontrolę całkiem dyskretnie. Naciskając na jego kości szczęki, zmusiłem do odchylenia głowy. Powoli nachyliłem się nad jego uchem, otwierając usta.
- Nie mogę pozwolić aby twoje ego zbytnio się napompowało, bo inaczej nie mam żadnych szans przy tobie, dlatego nie odpowiem na to pytanie - wyszeptałem, składając pocałunek tuż pod płatkiem jego ucha, po chwili oblizując nieco zaschnięte usta - Ale żeby cię nie zniechęcać, powiem że może nie - musnąłem ich krawędzią jego ciepłą skórę niżej - A może tak - dałem nacisk na ostatni wyraz i przygryzłem zrobioną całkiem niedawno malinkę, przez co się naturalnie skrzywił. Zamierzony efekt otrzymany. Oparłem dłonie na jego ramionach i delikatnie popchnąłem do tyłu, sam utrzymując się na ręce i nie odrywając od jego szyi - Musisz mi kiedyś wybaczyć, że stać mnie tylko na tyle - wyszeptałem, znów wracając wyżej, na policzek obok ucha - I wiem, że chciałbyś więcej, nie ukrywajmy... - zacisnął zęby, bo poczułem ruch jego mięśni twarzowych - Dlatego masz prawo kiedyś zażądać ode mnie godnej zapłaty za dzisiejszą sytuację - nie wiem czy to choroba zabierała mi możliwość mówienia pełnymi zdaniami bez przerywania czy wszystko naraz, ale nie wychodziło źle. Przeszedłem po jego obojczykach na drugą stronę, tym razem, pieszcząc językiem skórę szyi po prawej. Właściwie to omijałem usta, ale chcąc mu w jakiś sposób jeszcze teraz podziękować, próbowałem w jakiś inny sposób rozpalić jego zmysły i sam przyzwyczaić się do tych nowości. Bo po pierwsze, nie zamierzam być taki jakim oczekiwaliby mnie Samantha i jej małżonek, a po drugie, czuję że po prostu to w jakimś sensie mój obowiązek abym już teraz zaczął mu wynagradzać.

Miles?
Opowiadanie nieco krótsze niż reszta, ale starałam się

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz