piątek, 1 września 2017

Od Ryana cd. Tessy

Mój telefon włączony był całą dobę, gdyż czekałem jedynie na jakieś wieści od mechanika. Miałem ogromną nadzieję, że ważniejsze części nie zostały uszkodzone – mój portfel zapewne i tak stanie się o wiele lżejszy, jednak chociaż w małym stopniu wierzyłem, że nie było aż tak źle. Co chwila zerkałem na wyświetlacz telefonu, sprawdzając, czy aby nie przegapiłem żadnego połączenia, jednak w dalszym ciągu nie było nic nowego. Wpatrywałem się pustym wzrokiem w sufit, rozmyślając nad sensem swojej smutnej – i nudnej, nawiasem mówiąc – egzystencji. Przejechałem wzrokiem po pokoju, ale zmarszczyłem brwi, zatrzymując się na zegarku. Było już po ósmej – miałem jakieś piętnaście minut na zejście na dół i wejście do stołówki, po czym zjedzenie czegoś. Pozostawała jeszcze kwestia ubrań, więc pewnie jakieś dziesięć minut… możliwe spadnięcie ze schodów byłoby jeszcze szybsze, więc względnie jakieś dwanaście…
Zdążę.
Odrzuciłem kołdrę na bok i dźwignąłem się do pozycji stojącej. Szybko pomyślałem, czy lepiej najpierw się ubrać – prawie wbiegłem do łazienki i porwałem szczoteczkę, po czym w błyskawicznym tempie, pobieżnie wyszczotkowałem zęby. Przemyłem twarzy zimną wodą i przeczesałem włosy dłonią, spoglądając w lustro – kiedy zobaczyłem, że wyglądałem w miarę dobrze, uśmiechnąłem się sam do siebie z satysfakcją i wyszedłem z pomieszczenia. Wolniejszym już krokiem ruszyłem do szafy i otworzyłem ją na oścież, po czym wzrokiem przejrzałem wszystkie ubrania. W końcu wyciągnąłem spodnie dresowe ze ściągaczami u dołu oraz czarną koszulkę, po czym wciągnąłem je na siebie z prędkością światła. Jeszcze parę razy przeczesałem dłońmi włosy i włożyłem na siebie jasne najki oraz wyszedłem z pokoju. Pewnym siebie krokiem zszedłem po schodach i swoje kroki skierowałem do stołówki, z której właśnie wychodziły jakieś pojedyncze osoby. W środku siedziało jeszcze pewnie z dwadzieścia parę osób, więc zdążyłem – w ostatniej chwili.
Ruszyłem do kuchni i zrobiłem sobie coś na szybko – płatki z mlekiem okazały się dobrym pomysłem. Wychodząc z pomieszczenia rozejrzałem się wokół, szukając stołu, przy którym mógłbym usiąść; zauważyłem Tessę, więc z braku lepszych pomysłów skierowałem się prosto do niej. Z hukiem położyłem miskę na stole, tym samym sprawiając, że parę kropli mleka spadło na blat.
– Cześć – rzuciłem do Tessy, odsuwając krzesło i na nim siadając.
– Hej – odparła wesoło dziewczyna, wgryzając się w kanapkę.
– Jak ci mija dzień? – zagaiłem, po czym wziąłem pierwszy łyk śniadania.
Tessa wzruszyła ramionami, opierając łokcie na stole. Spojrzała na mnie i zaczęła:
– Dobrze… jakby nie licząc całych ud w siniakach, to wygląda jakbym ugniatała nimi jakieś masło czy coś w tym stylu.
Właśnie wkładałem łyżkę do ust, jednak słysząc porównanie Tessy, ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem, wskutek czego mleko wylało mi się spomiędzy warg i ściekło z powrotem do miski. Dziewczyna skrzywiła się na ten widok.
– Nawet nie umiesz się śmiać.
Posłałem jej posępne spojrzenie. Zanim odpowiedziałem, wypiłem pozostałe mleko i odniosłem miskę do odpowiedniego okienka. Wróciłem na krzesło i splotłem ze sobą ręce na blacie, po czym zacząłem wpatrywać się w oczy Tessy, od czasu do czasu powoli mrugając.
– Doskonale umiem się śmiać, ale jeszcze zobaczymy, jak ty potrafisz z wodą w ustach – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem.
– Już się boję – wyznała Tessa, jednak wątpiłem w to, że mówiła prawdę.
Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie – czas wyznaczony na śniadanie właśnie się skończył, więc z cichym westchnięciem wstałem z krzesła i ruszyłem do wyjścia z pomieszczenia. Kompletnie nie miałem co robić, nawet nie mogłem się ruszyć z akademii bez motoru, więc jedynie wsadziłem ręce do kieszeni i wyszedłem na świeże powietrze. Nie spodziewałem się tego, że po tej krótkiej wymianie zdań Tessa ruszy za mną – moje przypuszczenia się potwierdziły. Na zewnątrz wyszedłem zupełnie sam i nawet nie wiedziałem, co będę mógł robić – zawsze pozostawały treningi z Walkerem, jednak ostatnio jakoś stroniłem od jazdy konnej i nie miałem pojęcia, czemu. Może przez wciąż narastające zainteresowanie końmi, ale tymi mechanicznymi…?
Postanowiłem przejść się po całym terenie uniwersytetu z myślą, że coś zainspiruje mnie do dalszej jazdy – jeśli się nie uda, prawdopodobnie wrócę do USA… Chciałem tu spędzić jakiś czas, jednak ostatnią nadzieją były… konie.
Podszedłem do jednego z pastwisk, gdzie pasło się dosyć dużo wierzchowców. Wspiąłem się na najwyższą poprzeczkę płotu i po prostu wpatrywałem się w rumaki, oczekując na jakiekolwiek przebłyski inteligencji i motywacji do dalszych działań. Chmury nad moją głową powoli przepływały po niebie, wcale się nie spiesząc. Słuchałem cichych parsknięć koni, które wcale nie przejmowały się moją obecnością. W sumie nie dziwiłem im się – gdybym mógł, też miałbym wszystko, co inne, gdzieś.
Gdzieś za sobą usłyszałem ciche kroki na piasku – nie przejmowałem się nimi, myśląc, że to pewnie jakaś losowa osoba z akademii poszła się przejść. Głęboko się zdziwiłem, kiedy tuż obok mnie odgłos ucichł, a po krótkiej chwili zaczął rozlegać się coraz bliżej. Dyskretnie się obejrzałem i zobaczyłem za sobą Tessę – wątpiłem, że poszła za mną, gdyż nie przyszłaby tutaj po tak długim czasie. Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, kiedy usadowiła się na poprzeczce obok mnie. Moją uwagę przyciągnęły sińce na jej udach – mimowolnie się skrzywiłem widząc ich intensywną barwę.
– To musi piekielnie boleć – stwierdziłem, podnosząc wzrok na Tessę.
Ta jedynie wzruszyła ramionami. Nagle przypomniałem sobie o tym, że przecież właśnie dzisiaj rozpoczął się rok szkolny – fantastycznie, nie poszedłem już na pierwsze lekcje. Dziewczyna jakby wyczytała to w moich myślach, gdyż zapytała:
– Czemu urwałeś się z lekcji?
Nie chciałem się przyznawać do tego, że kompletnie o nich zapomniałem, więc jedynie zbyłem pytanie milczeniem. Ucieszyłem się z tego, że Tessa nie dociekała, co dokładniej się stało. Zdarzało mi się wagarować, jednak w większości przypadków było to celowe zagranie, a nie tak, jak teraz.
– Dopiero co tutaj przyjechałem, ale… myślę, czy by nie wrócić do Stanów – powiedziałem po chwili półgłosem, bardziej do siebie. – Nagle jakoś straciłem wenę na… konie i w ogóle.
– Może daj sobie jeszcze trochę czasu?
Powoli pokiwałem głową. Wydawało się to całkiem dobrym rozwiązaniem – po tak krótkim czasie zdecydowanie nie miałem ochoty wyjeżdżać nagle, bez uprzedzenia. Oczywiście, jeśli po tym opuszczeniu lekcji mnie nie wywalą, jednak starałem się być dobrej myśli. Po prostu ustawię sobie budzik dwie godziny wcześniej… i po sprawie.
– Myślałem o tym i chyba nawet tak zrobię – odparłem. – Jeśli i to nie wypali, rzucam wszystko, kupuję harleya i wyjeżdżam, by jeździć po tych wszystkich pustyniach Ameryki Północnej prosto w stronę zachodzącego słońca… Mogę cię nawet wziąć ze sobą – dodałem z krzywym uśmiechem, czekając na reakcję Tessy.

Tessa?

1 komentarz:

  1. A ja Ci dopiero odpisze w poniedziałek 😢 pozdrawiam z pracy!

    OdpowiedzUsuń