niedziela, 17 września 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

To. Mi. Się. Ani. Trochę. Podobało. Jakaś laska, nie ważne, że znana na całym świecie Jenner nagle pojawia się znikąd i z serdecznym uśmiechem zatrzepota rzęskami niczym motylek skrzydełkami przed moją twarzą, w dodatku myśli, że nie wyrobię sobie o niej dobrego pierwszego wrażenia. Nie to było najgorsze. Ja jestem bardzo tolerancyjną osobą, uważam że akceptuję naprawdę dużo, ale rzucanie się na szyję było naprawdę zbędne. Z drugiej strony... jeśli to przyjaciółka, nie mogę aż tak negatywnie na to reagować. Oczywiście mentalnie, bo na zewnątrz moje usta nie przestawały się wykrzywiać w uśmiechu. Tylko jak najbardziej naturalnie.
Wszędzie... naprawdę mogłaby pojawić się wszędzie, ale akurat w wesołym miasteczku? Chociaż... istnieje szansa zakamuflowania się w tłumie i zniknięcie jej sprzed oczu. Już ja ci dam "pokręcę się tu". Pokręcić to się możesz na karuzeli albo delikatnie w główce z tymi gestami.
Zmierzyłam dziewczynę wzrokiem od tyłu. Nie był to wzrok zaliczający się do przyjemnego. Wywiercić komuś w plecach dziurę? Miło, gdyby było to możliwe...
- Całkiem... przyjemne spotkanie - z wolna przesunęłam spojrzeniem po nutach przechodzących obok nas ludzi aż w końcu dotarłam do jego oczu, które były jednak wbite w jakiś punkt przed sobą. Standardowe unikanie kontaktu wzrokowego, który zamiast pomagać, tylko pogarszał sytuację - Kendall Jenner... - nadal czekałam na jego reakcję, chociaż ciche mruknięcie pod nosem, ale tylko zauważyłam jak obgryza skórki na ustach - Przyjaciółka? - odwróciłam się całkowicie przodem do niego, mając znikającą w tłumie Kendall za sobą. Dopiero ten ruch zmusił go do przeniesienia spojrzenia na mnie.
- Właściwie... -  na sekundę spojrzał w jej stronę. Uniosłam brew. No dalej Harry. Właściwie to...? - To moja była dziewczyna... - uśmiechnęłam się szczerzej, choć w środku poczułam tak jakby delikatne ukłucie.
- Aha - odpowiedziałam beztrosko - Chyba kolejka nam ucieka - wskazałam palcem w stronę diabelskiego młyna. A trzeba było cieszyć się z przyjaciółki, która okazała się byłą. Gorszej opcji nie można było obrać?
- Jesteś zła? - spytał to takim delikatnym głosem, że aż nietypowym. Zacznę myśleć, że się mnie boi. Roześmiałam się pod nosem. Zastanawiając się, nie jestem zła. Prawda?
- Harry, za co miałabym być zła? Chyba tylko wtedy gdybyś mnie siłą zabrał z tego wesołego miasteczka bez zaliczenia diabelskiego młyna. Wtedy byłabym wkurzona i prawdopodobnie spałbyś w ogródku - rzuciłam żartobliwie, lecz nie dostałam odpowiedzi. To było aż tak słabe? Westchnęłam po krótkiej chwili - Miałabym być zła za to, że pojawiła się przed nami twoja była? - de facto sama Kendall Jenner, uchodząca za piękną kobietę, znaną, która rzuca się na swoich byłych przy ludziach, którzy ją rozpoznają, śledzą, tak samo jak Harry'ego, a ja odgrywam tu rolę zwykłej przybocznej, która właściwie także zaczyna wzbudzać ciekawość. Tak, sprawdzam media. Mam świadomość zadawania się z gwiazdą. Widząc jego nadal niepewną minę, postanowiłam zmienić temat - Jak wejdziesz ze mną tam tam - uniosłam głowę do góry, patrząc na najwyższe krzesełka - To bądź pewien, że będę miała prześwietny humor i nie będę cię ciągać po bocznych uliczkach Adelaide. Twój lęk wysokości się zminimalizował?
- Nie, właściwie to jeszcze się nie uaktywnił - powędrował wzrokiem do góry, przy okazji się krzywiąc. Ja natomiast triumfowałam z udanej zmiany tematu - Zaciągasz mnie w miejsce, gdzie mogę umrzeć. Przy Niallu mogą mnie ściągać, ale... - przerwał, przygryzając wargę.
- Ale? - przekrzywiłam głowę, powstrzymując szerszy uśmiech, który mógłby go zniechęcić do powiedzenia dalszych słów.
- Po prostu to żenujące - przewrócił oczami i schował ręce w kieszenie. Skinęłam głową, mierząc go przez chwilę wymownym spojrzeniem, którego unikał. Nie zdążyłam rzucić czegoś zapewne prowokującego, bo nastąpiła nasza kolej. Harry miał właśnie zamiar się cofnąć, ale w ostatniej chwili złapałam go za rękaw i mocno przyciągnęłam. Jęknął, uśmiechając się i nie dając po sobie poznać jaki jest zdenerwowany. Ale w końcu dałam radę go zaciągnąć. Usiadł cały spięty jakby miał przed sobą dobrze widoczną śmierć. Odwróciłam głowę w stronę widoków, które były coraz bardziej widoczne. Prawie całe Adelaide pięknie kreśliło się na horyzoncie, a wkrótce również błękitna woda rzeki Torrens i Zatoki Świętego Wincentego. Piąte co do wielkości miasto Australii stało przed nami otworem, pokazując w całej okazałości centrum i obrzeża. Próbowałam z tej wysokości wyszukać swojego domu, choć wiedziałam, że przez rosnące drzewa, nie będzie go zbytnio widać.
- Issy... - oderwałam się od zachodzącego słońca nad dachami domów i oparłam z powrotem plecy, spoglądając na chłopaka - Tutaj się robi coraz wyżej... - nie chciał nawet odwrócić głowy w bok. Jak mu pokazać, że to nic strasznego? - Ja nie mogę... - pokręcił głową.
- Daj rączkę moje kochane dzieciątko - wyciągnęłam otwartą dłoń. Zwrócił na nią przestraszone spojrzenie, potem podnosząc je na mnie i znów na dłoń. Oparł swoją bokiem. Na serio bywał w związkach? Spojrzałam przed siebie z uśmiechem, przekręcając rękę tak, aby moje palce wśliznęły się pomiędzy jego - A teraz zamknij oczy i unieś głowę.
- Nie... - zaprzeczył, ale jedną rzecz zrobił. Zamknął oczy.
- Unieś głowę i nie podglądaj - odparłam bardziej stanowczym tonem, ściskając jego dłoń - To naprawdę nic strasznego, szczególnie że nie grozi ci wypadnięcie z tego - wziął głęboki oddech, po czym westchnął i podniósł podbródek, zaciskając usta - Nie podglądasz?
- Nie mam zamiaru.
- Dobrze. To teraz robimy tak - odwróciłam się bardziej w jego stronę - Ja przysłaniam ci te szmaragdy ręką, a ty odsuniesz ją kiedy będziesz chciał - zacisnęłam mocniej palce - Tak?
- A mogę tak aż nie znajdę się na dole? - zapytał niepewnie.
- Bo ci wyznaczę limit czasowy.
- Okey - odparł pospiesznie - No to... zgoda - przysłoniłam mu oczy ręką i czekałam na jego ruch. Nie miałam bladego pojęcia czy to zrobi. Po jakimś czasie otworzył oczy, bo poczułam jak jego rzęsy muskają moją wewnętrzną stronę dłoni. W końcu podniósł rękę i oparł ją na moich palcach, powoli ciągnąc ją w dół. Spojrzał na miasto w dali. Zmrużyłam oczy z powodu zbyt dużej ilości dostającego się światła do nich.
- I co? Zabiło cię?
- Nadal nie wierzę, że tutaj siedzę, ale masz rację... teraz umieram, patrząc na ten zachód - uśmiechnęłam się rozbawiona. Jak widać, przedstawiciel pełnej powagi, nawet wtedy gdy lęk wysokości się ujawnia - Ale jeśli to wysokie cholerstwo się zatrzyma, wtedy będziesz miała trupa obok...
- Harry, to nie film by diabelskie młyny się zatrzymywały - aczkolwiek tak jak w filmach pojawiła się słodziutka była.
- A skąd wiesz, że tak się nie stanie?
- Po prostu wiem i już - wyrwałam się z zamyślenia. Ta odpowiedź chyba mu wystarczyła albo po prostu zrezygnował z dalszego naciskania na rzecz oglądania. W sumie to niech korzysta. Może dam radę zaciągnąć go na kolejkę. Opierałby się i to mocno, gdyby uzyskał po jakimś czasie świadomość dokąd go zaciągam, ale tak się składa, że moje sposoby na przekonywanie są niezwykle proste i skuteczne.
Nie można było opisać ulgi z jaką odetchnął Harry po wyjściu z wagonika. Ja natomiast odetchnęłam, gdy w pobliżu nie widziałam tych czarnych włosów potencjalnej kandydatki na wroga. Zaczynam wariować i zachowywać się jak niedojrzała nastolatka. Natychmiast muszę przestać.
- To teraz koniki - wyszczerzył się. Nareszcie.
- Ty sobie pojeździsz, a ja postoję z boku wraz z innymi matkami i popilnuję aby moje duże dziecko nie spadło - poprawiłam włosy. Pokręcił głową.
- Nieee - przeciągnął ostatnią literkę - Ty pójdziesz ze mną.
- Mogłam zabrać Howrada i Hugo, oni by z tobą chętnie poszli... przy okazji psując wszystko dookoła...
- Isabelle... proszę? To jest słodkie i są tam dzieci - w jego policzkach pojawiły się dołeczki, gdy się uśmiechnął. Dobrze. Podsumujmy. Ładnie zarysowane kości szczęki - jak najbardziej. Delikatnie zaróżowione usta? Super. Szmaragdowe oczy? Cudo. Ale to podbijało wszystko.
- Nie lubię dzieci - odparłam, starając się o obojętny ton - Akceptuję tylko rodzinę i dzieci bliskich znajomych. Reszta to dla mnie małe potwory, szczególnie te w wieku od sześciu lat w górę - skrzyżowałam ręce na piersi.
- No wiesz co... - udał oburzonego - Dzieci są słodkie...
- Denerwujące...
- Otwarte...
- Często rozkapryszone...
- Szczere...
- Ledwie się odwrócisz, a ta szczerość zamienia się w niecny plan działania na twoją niekorzyść - nie dawałam za wygraną, czekając na jego odpowiedź. Zmarszczył brwi.
- Ty też kiedyś byłaś dzieckiem.
- Bardzo grzecznym i poukładanym dzieckiem. Teraz też jestem poukładana - odpowiedziałam słodkim głosem, odwracając się w kierunku wyjścia z miasteczka.
- Aaa... grzeczna? - uniosłam kąciki ust.
- A nie widać? - zamrugałam oczami - Teraz idziemy na plażę. Na tą samą, która znajduje się po drugiej stronie parku. Jest tam idealna ścieżka...
- Idziecie na plażę? - usłyszałam za sobą. Już wiem, że ten głos za każdym razem będzie doprowadzał moją twarz do zmiany wyrazu. Przewróciłam niezauważalnie oczami i skierowałam spojrzenie na stojącą niedaleko mnie Kendall - Zamierzamy tam we dwójkę się udać - podkreśliłam każde słowo, ale chyba wiadomo, że najbardziej uwydatniłam "we dwójkę".
- Mogę wam pokazać parę fajnych miejsc w Australii - bo cholera nie wiem jak wygląda Australia i wcale tu nie mieszkam.
- Dzięki, ale znam Adelaide i również ciekawe miejsca w okolicy - uśmiechnęłam się, czując że pozbycie się problemu nie będzie łatwe.
- Ale chyba nie macie nic przeciwko mojej obecności? Chciałam tylko porozmawiać, tak długo się nie widzieliśmy - to zdanie właściwie totalnie ignorowało mnie. I nie żebym miała jakiś z tym problem. Skądże! Bo Kendall jak postanowiła, tak z nami na tę plażę poszła.

Harry?
Jednego dnia masz trzy pod rząd opowiadania do dokończenia ♥

1559 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz