niedziela, 3 września 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

Gdy skończył śpiewać, jeszcze przez chwilę w ciszy powoli tańczyliśmy. Dałam się prowadzić, mając w głowie jeszcze słowa piosenki i dźwięczne brzmienie głosu chłopaka.
- Ładnie - przyznałam, uśmiechając się szerzej - Myślę, że możesz mi częściej tak śpiewać - usłyszałam cichy chichot obok ucha.
- Czyli prysznic odpuszczamy?
- Tego nie powiedziałam. Lubię słuchać jak wyżywasz się artystycznie pod bieżącą wodą... wychodzą ciekawe kawałki - zaśmiałam się, zjeżdżając dłońmi po jego ramionach i obejmując w pasie - Chyba pora się położyć - jutro wyjazd. Pomimo, że dopiero wieczorem, wolałabym się wyspać. Pokiwał głową i ruszył do mojego pokoju. Przepraszam bardzo, chyba się panu coś pomyliło.
- A ty dokąd? - weszłam do pokoju, zastając go już leżącego pod kołderką - Drogi panie...
- Dobranoc - mruknął z uśmiechem. Przewróciłam oczami. Nawet jakbym chciała go ruszyć to bym pewnie nie dała rady. Stanęłam ze swojej strony, a raczej wolnej strony i położyłam się obok.
- Dobranoc - odpowiedziałam gasząc światło i zamykając oczy, po chwili będąc już przytulaną od tyłu.

*całkiem wcześnie rano*
Jak zawsze wstałam pierwsza, ale nie przeszkadzało mi to nigdy. Prawdę mówiąc to zostałam obudzona przez dzwonek telefonu. Byłam pewna, że to Nate zaczyna mnie terroryzować z przyjazdem, o dziwo, nie dzwonił on. Harry jeszcze spał i zdaje mi się, że jeszcze trochę pośpi. O ile nie obudzi go nasza rozmowa.
I: Mamo... ja wiem, że u was jest nieco przestawiony zegar, ale za wcześnie ~ jęknęłam do telefonu, z trudem podnosząc rękę i przykładając słuchawkę do ucha.
L: Przepraszam żabko ~ zawsze denerwowały mnie te pieszczotliwe zwroty mojej mamy, ale nic na to nie mogłam. Wiem po kim braciszek odziedziczył nadopiekuńczość ~ Ale chciałam się upewnić czy dzisiaj przylatujesz.
I: Tak, ale będę dopiero rano. Samolot mamy wieczorem ~ odparłam nieprzytomna, z trudem skupiając się na słowach Lilianne ~ Nate ci nie mówił?
L: Mamy? ~ nie zwróciła większej uwagi na moje pytanie, bo było ono oczywiste, ale uświadomiła mi, że rano nie myślę nad moimi odpowiedziami i przypadkowo mówię coś niepotrzebnie ~ To z tobą leci ktoś jeszcze? ~ jak mam się wykręcić od odpowiedzi. Jak jej powiem to zorganizuje terror w domu, zaczynając go sprzątać, ogarniać, a jak powie młodym, że to wszystko dzięki siostrze, która przyjeżdża z gościem to przez cały dzień będą mi to wypominać. Albo gorzej...
I: Mamuś, u nas jest piąta rano... mogłabym się wyspać? ~ to była prośba, a słysząc głośne westchnięcie po drugiej stronie, chyba skuteczna
L: Przepraszam. Nadal zapominam, że gdy u nas jest wieczór, wy jeszcze śpicie ~ uśmiechnęłam się nieco wymuszenie i niepotrzebnie, bo przecież mnie nie widzi ~ Miłego dnia, myszko ~ obiecuje, że jak zacznie mnie nazywać tak w obecności Harry'ego to się spalę ze wstydu.
Odłożyłam telefon, zakrywając się po nos kołderką. Z powodu, że trochę zaczęłam się kręcić, chyba niechcący obudziłam chłopaka. Przewrócił się na drugi bok, w moim kierunku.
- Która godzina? - standardowe pytanie, zadawane przez Harry'ego rano.
- Wcześnie. Idź spać jeszcze - mruknęłam, słysząc jak ustawia sobie poduszkę pod głową i układa się wygodnie. Spałam jeszcze godzinę, ale potem sen zszedł z moich oczu, przez co nie mogłam już dłużej wyleżeć. Przewróciłam się na plecy, nieco obolała po tej nocce. Musiałam spać w złym ułożeniu, bo poczułam nieprzyjemne szczypanie w karku i wzdłuż kręgosłupa. Usiadłam, patrząc na chłopaka. Zebrałam kilka kosmyków z jego czoła i podeszłam do szafy, zabierając z niej rzeczy. Zanim jednak udałam się do łazienki w celu ubrania się, podeszłam do balkonu, otwierając go na oścież. Oparłam ręce na barierce, tylko na chwilę, zaraz przeciągając się w porannych promieniach paryskiego słońca, patrząc na widok miasta. A raczej żegnałam się z nim. Dzisiaj wieczorem wylatuje mój, nasz samolot do Australii. Nikt nie dzwonił, bo pewnie wszyscy u mnie spali, więc będę miała dzień spokoju. Jednak i tak trzymałam telefon przy sobie, nie ze względu na rodzinę, ale na informację, która miała do mnie przyjść, gdy Michel załatwi bilet. Między innymi dlatego nie mogłam zasnąć. A przy okazji, zadzwoniłam też do dyrekcji Morgan, aby wyjaśnić sprawę naszej nieobecności na rozpoczęciu. Pani Stewart nie widziała żadnego problemu, życząc nam przyjemnych, przedłużonych wakacji. Więc sprawa rozpoczęcia roku załatwiona. Miałam też nadzieję, że po powrocie jakoś nadrobię te zaległości. Harry niechętnie do tego usiądzie, ale zmuszę go do nauki.
Zostawiłam otwarty balkon by chłodne, poranne powietrze wleciało do pomieszczenia. Weszłam do łazienki, biorąc szybki prysznic i przebierając się w ubrania. Nie ma mowy abym już kiedykolwiek wyszła w nim samym, chyba że w wyjątkowych wypadkach.
Gotowa, zamknęłam za sobą łazienkę i zaraz usłyszałam dzwonek telefonu. Z ręcznikiem na głowie podbiegłam do niego i odebrałam.
I: Udało się? ~ zapytałam z nadzieją.
M: Tak. Bilet załatwiony. Odbierzecie jak będziecie wychodzić ~ odetchnęłam z ulgą, opadając na fotel.
I: Dzięki. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy ~ uśmiechnęłam się.
M: Proszę. Zawsze do usług ~ rozłączyłam się. To znaczy, że załatwiłam najważniejszą rzecz, która niby tak drobna, sprawiła że ten dzień również będzie całkiem dobry. On nie będzie dobry. On będzie wspaniały! Cieszyłam się jak dziecko, leżąc na kanapie z ręcznikiem na głowie, którego właściwie powinnam się pozbyć. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, przerywając mój cichy śmiech. Podniosłam się z poważną miną, a biała tkanina spadła z mojej głowy, ukazując jedno wielkie afro. Kolejne pukanie. Chwila...
Podeszłam do drzwi, chyba z rozentuzjazmowania zapominając się rozczesać. Otworzyłam drzwi, widząc dwie młode pokojówki. Ach tak. Miały zmieniać pościel. Tylko dlaczego, do cholery jasnej ona znowu tu jest.
- Proszę - odpowiedziałam przesadnie miłym głosem, wpuszczając dwie pokojówki. Lucienne, czy jak jej tam, spojrzała po mnie. Odgarnęłam do tyłu potargane włosy. Pamiętaj Issy, wyglądaj naturalnie - Może najpierw tamten pokój - wskazałam na sypialnię Harry'ego, a gdy wyszły z salonu, złapałam za szczotkę, rozczesując swoją naturalną fryzurę. Nieco tam pobędą. Mam nadzieję, że nie zraża ich bałagan, pozostawiony przez chłopaka.
Wróciłam do swojego pokoju, zastając Harry'ego stojącego przy łóżku. Proszę, sam wstał. Bez mojej pomocy. To się nazywa postęp. Natychmiast znalazłam się przy nim, a gdy się odwrócił w moją stronę, ja z szerokim uśmiechem rzuciłam mu się na szyję i przewróciłam na łóżko.
- Ktoś umarł? - szepnął. Odsunęłam głowę  i zmrużyłam oczy w pytającym spojrzeniu.
- Nie? Skąd takie pytanie? - wzruszył ramionami, ale widząc mój uśmiech, również wykrzywił usta - Nie ważne. Mam dla ciebie bilet - roześmiałam się, ponownie wtulając się w jego szyję.
- Serio? Ale jak? - mocno się przytulił i mam nadzieję, że cieszył się równie mocno jak ja.
- A to pozostanie moją małą tajemnicą - wyszeptałam.
- O nie... nie wolno tak ukrywać... - przerwałam, dmuchając mu w szyję - To... to łaskocze - roześmiał się i czując, że zaczynam coraz bardziej, przewrócił mnie na plecy. O nie Harry... to nie ładnie. Mnie się nie łaskocze.
- Dobra, już przestaję - odepchnęłam go ze śmiechem  i wstałam- A teraz ubieraj się. Jestem głodna, co się rzadko zdarza, a jak trwam w takim stanie to robię się drażliwa - wstał, poprawiłam mu przy okazji ponownie włosy i obeszłam łóżko, aby ładnie je pościelić. Chociaż pokojówki zapewne to zniszczą, ale tak z przyzwyczajenia.
- To ja pójdę po swoje rzeczy - wstał i skierował się w stronę drzwi. Zerwałam się z łóżka, uderzając się stopą o jego kraniec i o mało nie wylądowałam na podłodze. Także z trudem, niemal na czworaka podbiegłam do drzwi i zagrodziłam jemu drogę. Spojrzał na mnie niezrozumiale, niepewnie rozglądając się po pokoju. Przystawiłam plecy do zimnej powierzchni drzwi i objęłam je rękoma.
- Nie możesz tam wyjść - powiedziałam stanowczo, wpatrując się w jego twarz.
- Yyy... - nie do końca wiedział co powiedzieć, więc cofnął się krok do tyłu, pocierając dłonią kark - No dobrze. A... dlaczego? - Harry, nie zadawaj głupich pytań. Nie to nie. Koniec dyskusji.
- Bo nie - pokręciłam głową - Ja ci przyniosę rzeczy, a ty tutaj czekaj - zarządziłam, szukając klamki, nadal nie spuszczając z niego spojrzenia. W głównym pokoju rozległ się śmiech. Na tyle głośny by każde z nas go usłyszało.
- Kto tam jest? - zapytał kierując na mnie świdrujące spojrzenie. Nie zadawaj pytań, na które ci nie odpowiem.
- Nikt - wzruszyłam ramionami, nadal mając położoną dłoń na klamce.
- Przecież słyszę - uniósł brwi.
- Tam nikogo ważnego nie ma...
- Ktoś się śmiał - naciskał, a ja nie lubię jak ktoś naciska. Skoro nie ma to nie ma - Ja chcę wyjść - zrobił krok w moją stronę, ale uniosłam rękę ze wskazującym palcem do góry i zacisnęłam usta, także zbliżając się krok do niego. Cofnął się. Niechętnie, ale zrobił to.
- Nigdzie nie chcesz wychodzić - Haroldzie... musisz wiedzieć, że za żadne skarby nie wypuszczę cię w takim stanie do miejsca, gdzie kręci się dwójka młodych pokojówek, w tym ta jedna, która doprowadza mnie do szewskiej pasji - Powtórz.
- Nigdzie nie chcesz wychodzić - uśmiechnął się szeroko, a ja przewróciłam oczami, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- W pierwszej osobie, liczby pojedynczej, proszę - uniósł ręce na znak, że już zaraz się poprawia.
- Nigdzie nie chcę wychodzić - uśmiechnęłam się zadowolona - Ale... kto tam jest?
- Nikt godny chociaż trochę uwagi i wysiłku żeby wychodzić z pokoju. Ładnie siadasz na łóżeczku, a ja przyniosę ci ubrania. Łazienkę masz obok tutaj - wskazałam drzwi na końcu pokoju i wyszłam z niego, od razu kierując się do sypialni Harry'ego. Posłałam szybkie spojrzenie w kierunku pokojówek, głównie tej Lucienne i udałam się pod szafę chłopaka, wyciągając jakieś podobające mi się ubrania. Myślały, że nie wiem o czym rozmawiają, ale to oczywiste, że nie są podekscytowane faktem zmieniania pościeli. Właściwie to ile mogły mieć lat? Na oko dałabym dwadzieścia pięć, nie więcej. Posłałam im przelotny uśmiech i wróciłam do swojego pokoju.
- Jeszcze nie byłeś w łazience? - zapytałam zdziwiona, podając mu rzeczy, które uważnie przejrzał, jakby się bał, że wybiorę mu najgorsze dopasowanie albo nie wiadomo co.
- Zdałem sobie sprawę, że wolałbym nie wychodzić i czekać w ręczniku - pociągnęłam nosem, po chwili uśmiechając się szeroko.
- W sumie racja... jeszcze byłoby trzy do jednego, a wtedy byś się już nie pozbierał - przewrócił oczami i zniknął w łazience, po chwili wychodząc z niej już ubrany. Uniosłam spojrzenie - Wiesz, że idziemy na śniadanie poza hotelem? - powiedziałam to w sumie ucieszona. Brak śniadania równa się brakiem pokojówki. A nie... przecież ona jest tutaj.
- Tak? - pokiwałam głową, zakładając buty i wyprzedzając go - Faktycznie było coś wspominane.
- Właśnie teraz. Buciki i wio - wyszłam do salonu. Chłopak zaraz za mną, oglądając się dookoła. Wiedziałam, że będzie chciał sprawdzić kto tu jest. Pociągnęłam go za kraniec koszulki, rzucając tylko szybkie "wychodzimy" i natychmiast znaleźliśmy się w windzie. Zauważyłam w odbiciu ten uśmiech, więc spojrzałam na chłopaka z pytającym wyrazem twarzy.
- Co się śmiejesz? - zmarszczyłam brwi.
- Ja? Nie... nie prawda - pokręcił głową. Zmierzyłam go spojrzeniem. Winda po chwili dojechała na sam dół. Harry ruszył w kierunku drzwi, ale złapałam go za rękę.
- Idziemy tyłem, przez kuchnię i wychodzimy na miasto - zaproponowałam, po chwili dodając wyjaśnienie - Nie będziemy przebijać się przecież przez tłum fanów. Idź w tamtą stronę, a ja tylko coś załatwię - posłałam mu uśmiech i podbiegłam do recepcji. Michel widząc mnie przed sobą, wyciągnął z zeszytu bilet i podał mi go.
- Dzięki jeszcze raz - uśmiechnęłam się, zabrałam świstek papieru i wróciłam do chłopaka, który czekał przed drzwiami do restauracji - Możemy iść - podeszłam tanecznym krokiem, wchodząc do środka i wzrokiem szukając drzwi od kuchni.

Harry?

1911 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz