piątek, 1 września 2017

Od Harry'ego cd. Isabelle

- Wiesz, że w tym momencie rozpoczęłaś wojnę? - Uniosłem brwi, próbując w jakiś sposób poprawić spadający ręcznik. Złapałem go w ostatniej chwili i nie powiem, że utrzymanie go w ten sposób było wygodne. Wycofałem się ostrożnie do łazienki, obserwując przy tym umierającą ze śmiechu Isabelle.
- To ty ją zacząłeś! - Zawołała, gdy już przekroczyłem próg łazienki. Ja zacząłem? Być może, ale ja to zrobiłem tak.. no.. delikatnie! U niej nie miał szans spaść.
- Nie, nie. Ja rzuciłem rękawice, której miałaś nie podnosić, a zrobiłaś to - odpowiedziałem w spokoju poprawiając biały materiał. Może lepiej będzie od razu się ubrać? Wychyliłem głowę zza drzwi, by sprawdzić, czy Issy wciąż znajduje się w tym samym miejscu. Leżała na podłodze, przyciskając do niej czoło i próbując opanować swoje napady śmiechu.
- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! - Zaniosła się śmiechem, a ja w tym czasie szybciutko przemieściłem się do swojego pokoju. Wyjąłem z szafki pierwszą lepszą bieliznę i czarne spodenki. Trochę zaniepokoiła mnie cisza panująca w salonie, więc czym prędzej się ubrałem i ostrożnie opuściłem swój pokój. Niemożliwe, by Isabelle tak szybko odpuściła, ona na pewno coś kombinuje. Wchodząc do salonu, od razu wyczułem niebezpieczeństwo. Drzwi balkonowe były otwarte, a wraz z nimi do pomieszczenia wleciało chłodne powietrze, od którego aż przeszły mnie ciarki. O nie! Na pewno tam nie wyjdę! Skoro tam jest zimno, a dla Isabelle jest wiecznie zbyt niska temperatura, na pewno nie mogła tam wyjść, tym bardziej w samej koszulce. Mimo, że moja intuicja podpowiadała mi co innego i tak podszedłem bliżej. Niepewnie wystawiłem głowę na balkon i od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Zaraz potem zostałem bezczelnie wypchnięty na zewnątrz, słysząc za sobą tylko śmiech, a raczej chichot Issy. Zanim zdążyłem się obejrzeć, zamknęła drzwi i z szerokim uśmiechem stanęła za szkłem.
- Co ty wyprawiasz? - zawołałem, obejmując się rękoma. Pocierałem dłońmi moje nagie ramiona, które w jednym momencie zrobiły się cholernie zimne. Na litość boską, jest lato! Dlaczego tu tak zimno?
- Prze-przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. - Wydukała, trzymając się za brzuch. Szeroki uśmiech ani na chwilę nie znikał z jej twarzy, czyniąc ją jeszcze piękniejszą. Pieprzyć to, że było mi zimno. Uwielbiałem patrzeć jak się uśmiecha.
- Em.. czy muszę coś zrobić, żebyś mnie wypuściła? - spytałem, opierając się czołem o zimną szybę.
- Jeszcze nie wiem, daj mi chwilę pomyśleć - zaśmiała się, odchodząc kawałek od drzwi.
- Wracaj tu! Zimno mi! - zawołałem, widząc rozbawienie na jej twarzy. Issy rozsiadła się wygodnie na fotelu i wzięła do ręki swój telefon. Niech tylko poczeka, aż stąd wyjdę! Paparazzi mieliby świetny temat. Już widzę te nagłówki "Harry Styles w samych spodenkach uwięziony na balkonie. Czy zrobiła to tajemnicza dziewczyna?". Od dłuższego czasu nie wchodziłem na żadne portale plotkarskie, bo wiedziałem, że tam aż roi się od moich zdjęć. Tylko Niall co chwila mi coś wysyłał, głównie były to fotografie moje i Isabelle, chodzących po Paryżu, czy nawet wchodzących wspólnie do hotelu. Internet aż huczał od tego wszystkiego. Nie potrzebowali wiele czasu, by odkryć tożsamość Issy i podać to do publicznej wiadomości. Nie podobało mi się to. Zawsze uważałem swoje życie prywatne, jako swoje życie prywatne. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Sława naprawdę potrafi uprzykrzać funkcjonowanie, a nie chciałem wpędzać w to też Isabelle głównie przez to, że pojechaliśmy razem na wakacje. Dziewczyna albo nic nie widziała, albo po prostu się tym nie przejmowała.
- Issy! Naprawdę mi tu zimno - jęknąłem, czując jak po moich plecach przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Dziewczyna uniosła wzrok i posyłając mi delikatny uśmiech, podeszła do drzwi balkonowych.
- Aktualnie wygrywam, Harry. Jest dwa do jednego. - Uśmiechnęła się, łapiąc za klamkę, jednak chyba nie miała w planach szybko ich otworzyć. Może lepiej, niech nie otwiera? Wtedy będzie mogła mnie stąd zrzucić.
Gdy tylko Issy otworzyła drzwi, wpadłem do środka, o mało jej nie przewracając. Paryż. Lato. A zimno jak cholera. Isabelle zaśmiała się cicho i zamknęła wyjście na balkon. Co za sadystka się w niej obudziła? Podeszła bliżej i uniosła rękę, dotykając opuszkami palców moich ust.
- Masz sine usta.
- Może dlatego, że było tam zimno? - spytałem z wyrzutem.
- To takie przypomnienie, żeby omijać balkony szerokim łukiem. - Uśmiechnęła się, stając na palcach i zarzucając mi ręce na szyję. Podobno kobieta zmienną jest, ale to, że w jednym momencie zamyka mnie na zimnym balkonie, a potem przejmuje się tym, że zmarzłem i mnie przytula, to w ogóle się kupy nie trzyma. Nie żeby mi się nie podobała ta druga część.
- Okres ci się zbliża, czy jak? - Spytałem, obejmując ją w pasie. Ona próbowała odwrócić moją uwagę, jestem tego wręcz pewny. Spokojnie, Issy. Skoro rozpoczęliśmy wojnę, to na pewno tak łatwo się nie poddam!
- Być może - mruknęła pod nosem - Czasem się zapominam, że nasz zakład się już skończył.
- Mogłem jednak pociągnąć trochę dłużej tą wygraną.
- Ej, nie przesadzaj. Przecież nie jestem dla ciebie aż taka wredna - powiedziała, odrywając głowę od mojego ramienia i przyglądając mi się przez chwilę. W tym momencie chciałem ponownie zrobić to, co zrobiłem wcześniej. Isabelle działała na mnie w taki sposób, że nawet nie byłem w stanie tego opisać. Skorzystałem z okazji i przytuliłem się mocno do Issy. - I to niby ja mam huśtawki nastrojów? - zaśmiała się, odwzajemniając uścisk. 
- Ty też je masz. - Uśmiechnąłem się, chowając twarz w jej włosach. 
- Ale ty się do tego przyznajesz. 
- Wiesz co? Zastanawia mnie jedna rzecz. 
- Jaka? 
- Czy ty zeszłaś tam na dół, ubrana tylko w tą koszulkę? - Zmarszczyłem brwi, domyślając się, że tak właśnie było. Oby spotkała tam pokojówkę, a nie recepcjonistę, chociaż.. w sumie jakby zobaczył, w co jest ubrana, to by się pomyślał, że jest zajęta i nosi koszulkę swojego chłopaka. Łohoho, Harry. Nie zapędzaj się tak. No, ale mógł tak sobie pomyśleć, prawda? 
- Em.. zrozumiałam to dopiero, jak już byłam na dole. Spokojnie, recepcjonista nic nie widział - zaśmiała się.
- Jesteś pewna? 
- Mhm. Ej, czemu dzisiaj nie słyszałam, jak śpiewasz pod prysznicem? - Spytała, zerkając na mnie z naburmuszoną miną. 
- Widocznie słabo słuchałaś. - Kiwnąłem głową. 
- To nie ja słabo słuchałam, tylko ty nie śpiewałeś - burknęła - i wiesz co? To chyba najdłuższy 
przytulas w historii naszej znajomości. 
- I jeszcze niczym nie oberwałem.
- Dobrze mówisz, jeszcze - zaśmiała się cicho. Chyba faktycznie ma dobry humor, a to się często nie zdarza. Okej, bywają takie dni, ale dawno nie widziałem, żeby aż tak dużo się uśmiechała, pomijając ten incydent na mieście. Naprawdę lubiłem jej uśmiech. Był piękny.
- I know you’ve never loved the sound of your voice on tape - zacząłem nucić jedną z moich ulubionych piosenek, a dokładniej Little Things  i obkręciłem Isabelle dookoła - You never want to know how much you weigh, you still loathe to squeeze into your jeans but you’re perfect to me. - Widząc znów ten cudowny uśmiech, postanowiłem kontynuować. Kompletnie nie wiedziałem, co ostatnimi czasy się ze mną działo. Isabelle naprawdę mi się podoba, ale.. czy to coś więcej? Nie wiem. To co się dzisiaj stało. Moment, w którym nasze usta się zetknęły... to było coś, co nie pozostało dla mnie obojętne.  Chociaż ta krótka chwila. To zwykłe cmoknięcie, które aż tak zawróciło mi w głowie. - I won't let these little things slip out of my mouth. But if it's true, it's you, it's you, they add up to. I'm in love with you and all these little things









Isabelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz