czwartek, 21 września 2017

Od Milesa C.D. Joshuy

Brano. Dzień. Cholera czemu nie zasłoniłem tego okna?! Usiadłem przecierając dłońmi twarz, aby później zerknąć w stronę powodu mojego cierpienia. Grzało słoneczko, a po wczorajszym chłodzie nie było nawet śladu. Rozejrzałem się za bluzą, jednak znalazłem telefon i z niezadowoleniem stwierdziłem, że dawno powinniśmy być z Joshem w drodze do Swansea. Wciągnąłem na siebie jakieś spodenki, żeby nie latać w samych bokserkach. Powolutku podreptałem na korytarz, po czym skierowałem się do pokoju, który aktulanie zajmował. Byłem tak zaspany, że myślałem tylko o tym, żeby się położyć. Obijałem się o każde drzwi i ściany, aż dotarłem we właściwe miejsce. Klamka nie stawiała oporów ciężarowi mojej bezwładnej dłoni, więc ukazał się przede mną nieco ciemniejszy pokój niż mój. Kiedy wszedłem w moje nozdrza uderzył zapach jabłek i czegoś jeszcze... mięty? Chyba tak.
- Josh - odparłem chrypiącym zaspałym głosem. - Musimy iść.
Zero reakcji. Położyłem się na boku na łóżku, tak że mogłem spod moich na wpół przymkniętych powiek patrzeć na śpiącego chłopaka. To był naprawdę piękny widok. Taki codzienny i zwykły... Czy nie one właśnie decydują o naszym szczęściu? Dla mnie tak. Dłonią pogładziłem go po policzku, był gorący. Delikatnie mnie to zaniepokoiło, dotknąłem jego czoła, a później wziąłem za dłoń.
- Tak bez wcześniejszego obudzenia mnie? - wychrypiał.
- Jesteś rozpalony - odparłem, a on zachichotał.
- O tobie też bym mógł to powiedzieć.
- Rozpalony, a nie napalony, ty głupi ty - zaśmiałem się i wyciągnąłem, żeby go pocałować w policzek.
- Aa... to zdecydowana różnica - pokiwał głową pokasłując między słowami.
- Jesteś chory.
- Nie prawda - mruknął.
- Przecież widzę - przewróciłem oczami. Niektórzy to muszą utrudniać życie, jeśli idzie o leczenie...
- Tylko ci się wydaje... - chwila kaszlu. - To kiedy wychodzimy?
- Nigdzie cię nie puszczę chorego - podkreśliłem ostatnie słowo.
- A jeśli ja się nie zgodzę na ograniczenie mojej wolności? - zapytał po chwili, unosząc brew. Westchnąłem. No i weź tu z takim gadaj. Należało go jakoś przekonać, tylko jak? Przyłożyłem głowę do poduszki i uporczywie wpatrywałem się w jego policzek chcąc coś wymyślić.
- A... - zacząłem niepewnie. - A jeśli cię przekonam?
- Przekonasz? Niby jak?
- Hmmm... - zamyśliłem się na sekundę. - Rodzice niedługo wychodzą, tata miał dziś na później do pracy. Będziemy trochę sami, bo mama ma dzisiaj krótszą zmianę...
- Mów dalej - zachichotał. Przysunąłem się do niego i pocałowałem jego szyję.
- A jak ci obiecam striptiz to zostaniesz? - zamruczałem. To właściwie nie była poważna propozycja. Musiałem się bardzo skupić, żeby nie zacząć się śmiać.
- Ale mimo to twierdzę, że nie jestem chory... - moje oczy szerzej się otworzyły.
- Zostaniesz? - zapytałem nie mogąc w to uwierzyć.
- Tylko musisz być bardzo przekonywujący Miles, bo inaczej zmienię zdanie - westchnął.
- Postaram się jak tylko mogę - ponownie sięgnąłem ustami do jego szyi. To zaskakujące, że właściwie o niczym konkretnym wtedy nie myślałem. Próbowałem łapać się jednej myśli, jednak one nadal gnały naprzód, a ja zostawałem z tyłu. Jakby on odbierał mi umiejętność myślenia. Wiedziałem, że nauczę się tego od nowa, ale tym razem nie miałem tyle czasu co z Adrienem. - Dostaniesz piękną lekcję anatomii w praktyce - zaśmiałem się, a on ze mną.
- Mam nadzieję, że jesteś dobrym nauczycielem - odparł mocniej opatulając się kołdrą.
- Jak na razie nie narzekasz - wzruszyłem ramionami. - Więc chyba nie jest źle.
- Zobaczymy później... - odparł cicho. Miał ponownie zamknięte oczy. Przeleżałem chwilę w ciszy, a on chyba zasnął. Ostrożnie wstałem, ale przy drzwiach dobiegł mnie jego głos. - Dokąd idziesz?
- Do kuchni po jakieś jedzenie, ciepłą herbatę i leki - odparłem, opierając się o drzwi. - A ty śpij, dobrze ci to zrobi.
- Coś innego dobrze mi zrobi - uśmiechnął się.
- Ty chyba naprawdę masz gorączkę - odparłem z troską, a po chwili się roześmiałem. - Zaraz wracam, nie uciekaj nigdzie.
- Dobrze - odparł cicho, a ja zniknąłem za drzwiami.
Na dole spotkałem mamę, która po zdaniu przeze mnie relacji o zdrowiu Joshuy, dała mi jakieś dwa opakowanka leków, które miały go postawić na nogi do jutra. Okazało się, że zrobiła na śniadanie naleśniki, więc mi zostało tylko zwinąć ich cały talerz i przygotować rozgrzewającą herbatkę z cynamonem. Po drodze dała mi bluzę do ubrania, jednak nie miałem czasu jej zapiąć. Wszystko to po pięciu minutach w magiczny sposób, ponieważ mało nie przewróciłem się na schodach, znalazło się w pokoju, w którym leżał chłopak. Od razu kiedy wszedłem, otworzył oczy. Nie byłem wstanie zamknąć drzwi, bo nie miałem ręki, a ta cholera ku mojemu niezadowoleniu podniosła się, żeby mi pomóc. Krzyczę do niego "Do łóżka ancymonie cholerny!", a to mi się w oczy śmieje i mówi, że jestem słodki. Oczywiście reakcja najlepsza z możliwych - zrobiłem się czerwony.
- Dlatego tak zawsze reagujesz na to stwierdzenie? - zaśmiał się i jakby nagle sobie przypomniał o zasadach, zaczął przepraszać.
- No i stary Josh powrócił - prychnąłem, a on spuścił głowę i usiadł na łóżku. Usiadłem obok niego, podałem mu kubek, po czym okryłem jego ramiona kołdrą. - Po prostu wiąże to ze sobą wspomnienie, przez które jestem w stanie od razu zapaść się pod ziemię.
- To mam go nie używać - pokiwał głową, jakby chcąc siebie w tym utwierdzić.
- Nie... znaczy... to nie tak - zacząłem się plątać. - Znaczy jeśli chcesz to możesz używać...
- Tak? - zerknął na mnie spod grzywki, która opadła mu na czoło. Delikatnym ruchem zgarnąłem je do tyłu, czując że to coś naturalnego, jednak zarazem w pewien sposób czułego, to może być jednym z tych szczegółów, które przyzwyczają nas do siebie. Niestety ja zwyczajnie chciałem to zrobić i coraz boleśniej dociero to do mojej podświadomości.
- Jasne - kąciki moich ust powoli uniosły się do góry, a po chwili rozchyliłem wargi pokazując zęby.
- Masz czarujący uśmiech - odparł cicho. Zdziwiło mnie to i nadal się uśmiechając mrużyłem oczy. Mogłem to wytłumaczyć tylko gorączką, ponieważ Josh zazwyczaj nie prawił komplementów. Nie powiem, że jego słowa mi się nie podobały, ale wolałbym, jakby mówił je także, kiedy jest zdrowy. Upił trochę herbaty i ponownie na mnie spojrzał. Właściwie nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Dziękuję? - to zabrzmiało niestety bardziej jako pytanie, jednak brązowooki zbytnio się tym nie przejął. Odstawił kubek z nadal dymiącym napojem na szafkę nocną.
- Nie ma za co - odparł przybliżając się do mnie. Pochylił się ku mnie i złożył delikatny pocałunek na moim odkrytym obojczyku. - To co z moim striptizem?
- Rodzice jeszcze nie wyszli - szepnąłem, odchylając wbrew woli głowę, na bok. Pocałował moją szyję, jednak na tyle lekko, że ledwo to poczułem, a zarazem na tyle mocno, żebym poczuł... i było to cholernie miłe uczucie.
- A kiedy wyjdą? - zapytał.
- Za jakieś kilkanaście minut, mają niedaleko do pracy - wyjaśniłem z nadal odchyloną głową i przymkniętymi oczyma. - Będzie słychać zamykanie drzwi.
- A gdzie jest Raven?
- Wyszła ze mną na dół, więc prawdopodobnie... - przerwał mi krzyk mamy, że wychodzą, a po chwili charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi. - Jest na dworze.
- Wyszli?
- Tak - pokiwałem głową. Kiedy otworzyłem oczy i spojrzałem na niego, jego usta były wykrzywione w uśmiechu, a oczy błyszczały, choć pewnie gdybym o to zapytał, to by zaprzeczył. Właściwie to najbardziej chciałem zobaczyć jego reakcję. Móc na niego patrzeć, pochłaniać najmniejsze szczegóły, aby je zapamiętać i jeszcze nie raz wykorzystać. Stanąłem przed nim, jednak w pewnej odległości i nucąc jakąś piosenkę zacząłem przed nim tańczyć, rozbierając się przy okazji. Chłopak na początku zaczął się śmiać, jednak później oparwszy się bokiem o poduszki tylko na mnie patrzył. Dosyć nowy widok oraz gorączka zadziałały w zaskakujący sposób, miał wypieki na twarzy, a myślałem, że u takiego eskimosa jak on, to niemożliwe. Kiedy zostałem w samych bokserkach podszedłem do niego i klęknąłem. Pozbyłem się jego koszulki, w czym mi zresztą pomógł. Zmusiłem go, aby się położył, a sam zawisnąłem nad nim.
- Świetnie tańczysz - odparł. - A ja pewnie czerwienię się jak...
- Jak głupi? - dokończyłem za niego, chichocząc. - To zdecydowanie słodka reakcja - pocałowałem jego policzki, które nadal płonęły.
- To co z moją lekcją anatomii? - uniósł brew.
- Skoro twierdzisz, że wcale nie jesteś chory, to musimy się zamienić miejscami - złapałem go tak, że przewracając się na plecy, Josh powędrował nade mnie. Krążył po moim ciebie. - Spokojnie, oprzyj się. To trochę inaczej jak z dziewczyną, bo ja tak szybko się nie połamię - w chwili kiedy oparł się jednym biodrem o mnie, spiąłem się. Jednak to zaraz przeszło. Właściwie to nie wiedziałem dlaczego tak mam, po prostu potrzebowałem ułamka sekundy na przełamanie. Nawet z Adrienem sporo mi to zajęło.
- Wszystko dobrze? - Josh zareagował od razu.
- Doskonale - szepnąłem. - No to musisz poznać podstawy, jakimi są usta... - podniosłem się, wplątując place w jego włosy i przyciągając go do siebie. Nasze pocałunki były jakby nieśmiałe. Chciałem dać mu przestrzeń, byłem delikatny, co zauważył i dosyć niepewnie, ale pogłębił pocałunek. Właściwie to nie miałem pojęcia jak go ośmielić. Bałem się, że go zniechęcę, albo co gorsze przestraszę. Nie chciałem tego. W końcu jeśli próbuje, to musi to czuć tak jak ja, musi mu czegoś  brakować w normalnym, zwykłym związku z kobietą. Tak? Więc jakbym go przestraszył to pewnie niejako automatycznie wepchnąłbym go w jakiś kolejny beznadziejny związek, w którym byłby tylko z poczucia obowiązku i który codziennie by go unieszczęśliwiał.
- Bardzo interesujące te usta - powiedział łapiąc oddech.
- Inne interesujące rzeczy to na przykład całe ciało - ująłem jego dłoń, aby nią przesunąć wzdłuż mojego boku, aż do biodra. - Czujesz?
- Czuję - uśmiechnął się. Z biodra powędrowałem przez mięśnie brzucha na tors. - Wiesz... masz zajebiste mięśnie - odparł nagle, pochylając się. Zaczął składać na nich pocałunki. Wtedy już całkowicie się odprężyłem.
- Mam prośbę... - powiedziałem nie pewnie czekając aż się podniesie. Jednak on tylko mruknął. - Bo... przygryź skórę - przerwał, wiedziałem że spojrzał na mnie, lecz zaraz potem spełnił moje słowa. Dotyk jego warg zaczął się mieszać z przyjemnym, króciutkim bólem ugryzienia.
- Mów - szepnął.
- Wiesz, że mam ciekawą szyję i obojczyki? - zaśmiałem się.
- Tak? Muszę obejrzeć - stwierdził i powędrował do nich ustami. Przygryzłem wargę czując jak robi mi malinkę na obojczyku. Będę musiał chodzić w koszulkach. - Nigdy nikomu ich nie robiłem... to dziwne... ale fajne.
- Teraz masz okazję zrobić ile chcesz - zapewniłem go. Tak więc zrobił ich kilka na obojczyku i torsie. Było miło, myślałem, że zaraz to minie, kiedy Joshua z chytrym uśmieszkiem przesunął się na dół i delikatnie zostawił taką malinkę tuż nad moim biodrem, w międzyczasie krążąc dłonią po moim ciele. Kiedy wracał pocałunkami w górę, poczułem, że coś rośnie mi w bokserkach. Cholera. Josh się zaraz spiął, podniósł się. Zdążyłem jeszcze złapać go za końcówkę spodenek i posadziłem sobie na kolanach, przodem do mnie. Wziąłem kilka szybkich, płytkich oddechów.
- Do niczego cię nie zmuszam Josh, pamiętasz - zapytałem, delikatnie gładząc jego  bok. - Przepraszam... wiesz... czasem to silniejsze... Jak przejdzie ci gorączka możesz żałować tego co się przed chwilą stało, ale ja nie będę - patrzyłem mu w oczy. - Więc, jeśli możesz to proszę, nie idź, nie przestawaj. Nie zostawiaj mnie... teraz - czy to było zamierzone? W pewnym sensie tak. Informacje zakodowane w chorobie czy po pijaku ciężko wymazać z pamięci, tego jestem pewny. Dla tego dodałem to "teraz", żeby nie dawać mu nadziei. Nie mogłem tego robić, ponieważ dokładnie wiedziałem jak prosto jest stworzyć w swojej głowie idealny obraz tej relacji. Robiło to wiele dziewczyn, a później musiałem obijać ryje ich braciom, a nawet ojcom. W końcu kto uwierzy, że ich ukochana dziewczyna, sama przystała na sam seks? Żaden, a tak właśnie było. Jednak z drugiej strony czułem, że z Joshem to co innego. Coś o wiele bardziej niebezpiecznego. No i po chuj ja się w to pcham? Właściwie to pytanie, to zarazem odpowiedź. Czy to żenujące? Dla mnie nie. Już nie. Kiedyś się nad tym zastanawiałem, ale kiedy codziennie, każdej sekundy czterech lat życia tęsknisz za kimś i próbujesz sobie go jakoś zastąpić, to przestajesz uważać to za upokarzające.

Joshua?

Do administracji: 2021 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz