niedziela, 8 października 2017

Od Milesa C.D. Joshuy

To powiodło, czy nie powiodło... Weź tu się z takim dogadaj. Norweg. Niby tam jakiś Szkot, a czuję się teraz jakbym z Chińczykiem gadał. Przysunąłem się do niego, oparł się teraz plecami o ścianę, z nadal spuszczoną głową. Bawił się palcami. Nie mogłem go rozgryźć. Większość moich znajomych była dosyć prosta w obsłudze. Adrien był nieco bardziej skomplikowany, ale z tego co wiem, to obchodzenie się z nim całkiem nieźle mi wychodziło. Był szczęśliwy. A co ja mam zrobić z tym nieszczęściem przed sobą? Chyba ponownie upić... choć nie. Nadal nie wiem, co robiłem tamtego wieczoru, a teraz mógłbym zrobić jeszcze jakąś głupotę. Oparłem dłonie o ścianę przebieralni, po obu stronach jego ramion.
- Ktoś się tutaj plącze w zeznaniach? - uśmiechnąłem się, unosząc brew.
- Nie. Po prostu... W sumie to sobie poszła, nie? - wzruszył ramionami, potrząsając tylko grzywką. Wsunąłem dłoń pod jego podbródek i uniosłem głowę. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Nie jesteś Adrienem. Widzę to. Całkiem wyraźnie. Może jesteś podobny, ale bardzo się od niego różnisz. Wtedy byłem na twoim miejscu...
- No to leć zapłać, a ja zwinę się po tobie i poczekam przed sklepem - odparłem powoli zbliżając swoją twarz do jego. W końcu byłem na tyle blisko, że tylko zerknąłem w jego oczy, które natychmiast zamknął i pocałowałem go. Bardzo delikatnie naciskałem na jego wargi, które miękko się uginały. Ważniejsze jednak było dla mnie to, że potrafił to odwzajemnić. Moja myśl, kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, teraz stała się rzeczywistością... No może nie do końca, ponieważ zakładała ona jeszcze kilka innych interesujących czynności, ale przecież od pierwszego pocałunku, a może już nawet wcześniej, wiedziałem, że to nie pójdzie tak szybko. Chyba nie powinienem się w to tak zagłębiać... jebać to. Odsunąłem się.
- To ja pójdę - stwierdził lekko zarumieniony, poprawiając włosy. Pokiwałem głową. Opuściłem ręce, dając mu się ruszyć. Wychodząc jeszcze zerknął za siebie, a ja nawet nie próbowałem ukrywać, że przyglądam mu się. Wolałbym, abyś następnym razem nazwał mnie chłopakiem, a nie dziewczyną. Najlepiej swoim chłopakiem. Ej, ej, ej!
Czy ty się nie zapędzasz Milesie?
Pojebało tutaj kogoś? A może małe porażenie prądem jest potrzebne, do ogarnięcia się?
Chcesz znowu cierpieć?
A jeśli będę cierpiał i tak?
Nie będziesz. Tylko nie zakochuj się w nim. To tylko miło spędzony czas. Fizyczność. Nie duchowość. Jasne?
Dobrze. Zrobi się.
Grzeczny Miles.
Zabrałem kurtkę z wieszaka i wyszedłem ze sklepu, zatrzymując się jeszcze przy kilku rzeczach. Na zewnątrz uderzył we mnie zimny wiatr. Jak ja nie lubię wiatru. Przecież to ma same minusy... a propos minusów, to taki związek właściwie ich nie ma. Nie myśl o związkach ty głupku! No już, przepraszam... Z drugiej strony. Zastanówmy się. Nie! Ale czysto teoretycznie.
Zadarłem głowę patrząc na niebo koloru szarego błękitu, po którym przepływały małe obłoczki...
Joshua to drugi chlopak, do którego poczułem coś głębszego. Oczywiście od dawna podobali mi się mężczyźni, jednak zawsze na tym się kończyło. Przed Adrienem nie miałem odwagi, bałem się tego, a po Adrienie czułem do nich żal. Żal, że mogłem ich pokochać, ale ta możliwość została mi odebrała. Nie chciałem już nikogo kochać, bo nie chciałem znowu tam bardzo cierpieć. Nie chciałem egzystować w myśli o śmierci i byciu z Adrienem. Jeśli zaś chodzi o kobiety, to czasem miałem wrażenie, że one mnie tylko pociągają. Nigdy nie myślałem, że to może być coś poważnego. Były... były ładne, często łatwe i kończyło się na cichym wyjściu nad ranem. Nie mówię, że spałem z jakąś ogromną ich ilością, ale kilka się zdarzyło. Wracając do Josha... Działanie zgodnie z planem nigdy mi nie wychodzi. Taka prawda. W moim jakże genialnym zamierzeniu związałem się z tym chłopakiem tylko fizycznie, aby zaspokoić swoje potrzebny, ewentualnie jego. Nigdy jednak głębiej nie zastanawiałem się jak to zrobię. Jak utrzymam tak długo trzymane na łańcuchu uczucia. Przecież każdy je ma i coś musi z nimi zrobić, prawda? Ja moje przekładałem na mamę i Julesa, mniej na tatę. Byli moim życiem, a wszystko co robiłem, robiłem dla nich. No tak, ale taka sytuacja utrzymuje się przez dwa lata. Pamiętasz dwa po śmierci Adriena? Nicość? Raniłeś i ranisz. Ale nie chcę zranić Josha! Dlaczego? Po co ci on? Pamiętasz jak zaryglowałeś się w łazience, w jakimś motelu i pijany chciałeś z tym skończyć? Wtedy nie obchodziło cię to czuje twoja matka, ojciec, Jules. To ci może interesować cię chłopak, którego tak krótko znasz. Bo znasz kilka dni. Co jest takiego w tej nieśmiałej, chodzącej w cieniu osobie, zapomnianej przez wszystkich, że wybrałeś akurat jego?! Bo nie pyta. Naprawdę? Naprawdę chodzi tylko o to? To czemu nie wybrałeś niemego? Byłoby prościej!
To... to nie tak.
A jak?
Przestań.
Mów!
Skończ. Moja głowa...
Nie chcę myśleć. Nie chcę dalej czuć. Chcę mieć spokój. Przyznaj się. Będzie ci lepiej. Nie chcę. Nigdy. Miles... Bo go polubiłem. Zaczynam się przywiązywać. Tak szybko? Jak możesz! Może po prostu mi go szkoda. Nie. Pomogłeś mu. Zaangażowałeś w jego życie. Dotykałeś. Poczułeś. Chciałeś zrozumieć i poznać. Zacząłeś mówić o sobie. Zabrałeś do domu. Chłopak, który może coś zmienić. Miles, musisz zrozumieć, że taka okazja już nigdy może ci się nie trafić!
Zamrugałem kilkukrotnie powiekami. Chmury zdążyły już dawno popłynąć w dal. Słońce, które teraz wyłoniło się zza chmury, raziło mnie po oczach, które nie były przyzwyczajone do takiego światła. Bolała mnie już szyja. Ciekawiło mnie jak długo tak patrzyłem w górę. W głębi duszy miałem nadzieję, że tylko chwilkę i ludzie nie patrzą się na mnie jak na kogoś psychicznie chorego lub co najmniej niezrównoważonego. Delikatnie się skrzywiłem i powoli opuściłem głowę, wracając do normalnej pozycji. Zerknąłem w bok. Dopiero po kilku westchnięciach i jękach związanych z bólem w karku, spojrzałem w lewo. Przed moimi oczyma ukazała się blada, nieco zdezorientowana twarz Joshuy. Chłopak, który może coś zmienić. Spojrzałem prosto w jego oczy, miał takie małe źrenice. Ja zawsze rozszerzone, przez co rzadko kiedy można było zobaczyć moje oczy w całej krasie ich barw.
A jeśli ja nie chcę niczego zmieniać?
- Wszystko dobrze? Kupiłem - uniósł torbę z "prezentem" dla mnie.
- Oczywiście... a co? - zdziwiłem się, krzyżując ręce na piersi.
- No... nic. Znaczy... bo to co robiłeś przed chwilą, nie wyglądało zbyt naturalnie, nawet jak na ciebie i jak dla mnie - zauważył.
- A co właściwie robiłem?
- Stałeś bez ruchu i życia, gapiłeś się centralnie w niebo nad sobą, przy czym coś niemal bezdźwięcznie, ale żywiołowo do siebie mówiłeś.
- A... - mruknąłem i rozejrzałem się. - Było coś słychać?
- Właściwe to nie. Mówiłeś za cicho... - odparł niepewnie.
- Czyli na szczęście zrobiłem z siebie tylko wariata - wypuściłem powietrze z płuc. Josh patrzył na mnie dziwnie. Jakbym naprawdę nie pełnie mądry czy jakoś tak. Taka prawda. Wolałem, żeby ludzie uważali mnie, za najgorszego oszołoma i psychopatę, niż żeby on dowiedział się, o czym tak gorączkowo szeptałem. O co kłóciłem się sam, ze sobą... albo raczej o kogo. Mógł więc pomyśleć, że jest coś ze mną bardziej nie tak, niż myślał. Jednak gdyby tylko wiedział... ale się nie dowie. A może. Nie wiem. Nie wyłączaj się znowu Miles. - To... idziemy gdzieś? Dom? Może chcesz coś zjeść? Albo odwiedzić jeszcze jakiś sklep?

Joshua?
Przepraszam, że krótsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz