środa, 11 października 2017

Od Camilli do Shawna

- Głupi budzik - jęknęłam w poduszkę, zrzucając dzwoniący telefon na podłogę. Cholera. Przecież ja nie mam budzika. Trochę zajęło mi dojście do takiego wniosku, a jeszcze dłużej trwało podniesienie się z łóżka i sięgnięcie po komórkę. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie mojego idiotycznego brata, który chyba postanowił zrobić mi wczesną pobudkę.
- Co chcesz? - mruknęłam, przykładając telefon do ucha. Odruchowo wyjrzałam przez okno i bardzo się zawiodłam widząc ciemne chmury. Krople deszczu z dużym impetem uderzały w szyby, napawając cały pokój nieprzyjemną atmosferą. Mimo to lubiłam taką pogodę. Teraz do szczęścia przydałby mi się tylko kominek, ciepłe, grube skarpetki i kubek gorącej herbaty.
- Zaspałaś na śniadanie. - Usłyszałam głos Julesa, a zaraz potem szarpnięcie za klamkę. - Otwórz.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę, odkładając telefon na jasnofioletową pościel w różowe kwiatuszki. Oczywiście, był to prezent od Julesa, doskonale wiedział, że nie lubię słodkich, uroczych i różowych rzeczy, jednak uznał, że będzie idealnie do mnie pasować.
Nie chciałam wstawać z łóżka, marzyłam tylko o tym, by móc w nim zostać jeszcze długo, ale jednocześnie czułam, jak mój żołądek domagał się pierwszego posiłku. Z ciężkim westchnieniem podniosłam się z posłania i głośno tupiąc bosymi stopami, podeszłam do drzwi. Przez chwilę siłowałam się z kluczem, aż wreszcie udało mi się wpuścić brata do pokoju.
- Która godzina? - Ziewnęłam, przecierając twarz dłonią i zamykając za Julesem drzwi. Chłopak od razu wyłożył się wygodnie na moim łóżku, przykrywając się kołdrą. - Pasuje ci, słodko z nią wyglądasz. - Wysiliłam się na słaby uśmiech i zajęłam miejsce obok niego.
- Jest po dziesiątej, już dawno po śniadaniu i nie martw się, ja też zaspałem - zaśmiał się, przykrywając moją głowę poduszką. Zrzuciłam ją z siebie, a raczej złapałam za jej ruch i z całej siły uderzyłam nią w Julesa. Chłopak uśmiechnął się szeroko. - A ja chciałem zabrać cię do miasta. No trudno, takiej wredoty nie zabiorę
- Chciałeś mnie zabrać do miasta? - Zmarszczyłam brwi, wyczuwając w tym jakiś podstęp.
- Chciałem. Mogliśmy pojechać, zjeść pizzę, a na deser frytki z shakiem, przy okazji zrobić zapas herbaty dla ciebie, ale skoro nie chcesz..
- Daj mi dziesięć.. dobra dwadzieścia minut i możemy jechać. - Uśmiechnęłam się szeroko, całując go w policzek i dosłownie wyskakując z łóżka.
- Ejej, już powiedziałem, że się rozmyśliłem.
- Przestań, jedziemy - rzuciłam do niego i podeszłam do szafy.
- Czuj moją dobroć, daje ci pół godziny i zabieramy Milesa. - Wychylił głowę spod kołdry, jednak zaraz ją schował, obawiając się, że czymś w niego rzucę.
- Okej - westchnęłam. - Dzień dobroci dla przyjaciela mojego brata.
~~*~~*~~
- Ogólnie to jak wyglądają lekcje tutaj? Jeszcze nie zdążyłam być na żadnej. - Zwróciłam się do chłopaków, maczając ostatnią frytkę w truskawkowym shake'u.
- Normalnie, a jak mają wyglądać? - Zmarszczył brwi Miles. Cały dzień próbuje być dla niego miła, a on ani przez moment nie spróbował darzyć mnie chociażby naparstkiem sympatii. Za każdy wredny komentarz skierowany w moją stronę, obrywał po głowie od Julesa.
- Nauczyciele są całkiem w porządku, chociaż ta od matmy to wiedźma. - Jules puścił uwagę przyjaciela mimo uszu.
- Chodźmy jeszcze coś zjeść - zawołał uradowany Miles.
- Zjadłeś już pizzę, duże frytki i hamburgera, mało ci? - Zmarszczyłam brwi.
- Tak - odpowiedział, krzyżując ręce na piersi. To była pozycja typu jestem głodny i chuj ci do tego.
- Idź i weź coś na wynos, zaraz musimy wracać, bo nie zdążymy na trening - westchnął Jules, a Miles zerwał się z miejsca.
Przez chwilę patrzyłam jak biegnie w stronę Subway'a. Rozejrzałam się po centrum, szukając miejsca, gdzie mogę kupić pyszną herbatę. Mam ochotę na białą, albo zieloną, ewentualnie czerwoną.
- Idę po herbatkę, chcesz coś? - Spojrzałam na brata.
- Możesz mi wziąć dużą Americano, poczekam tu na Milesa - mruknął pod nosem, wyjmując z kieszeni telefon.
Ruszyłam spokojnym krokiem w głąb centrum, trzymając w ręce torebkę. Wokół była cała masa ludzi, głównie dziewcząt, które zebrały się ciasno na środku przejścia. Przeciskały się przez siebie, niektóre nawet krzyczały i się odciągały do tyłu, a inne spokojnie stały, czekając na coś, a jak się po chwili okazało, na kogoś. Nie przyglądałam się zbytnio i bokiem cudem udało mi się przejść dalej. Weszłam do upatrzonego wcześniej miejsca, zamawiając dużą Americano, karmelowe latte ( wyjątkowo pomyślałam o Milesie ) i zieloną herbatę z cytryną na wynos. Czekałam zaledwie pięć minut i przez ten czas zdążyłam się zorientować w całej tej sytuacji. Osoba ściśle otoczona przez grono dziewcząt, to chłopak którego już kiedyś widziałam na YouTube. Musiałam zastanowić się dłuższą chwilę, by przypomnieć sobie, że nagrywa on covery piosenek i z tego co pamiętam, są naprawdę dobre, a chłopak ma na imię Shawn. Nie uśmiechało mi się podchodzenie tam, zresztą nawet go nie znałam. Słyszałam może dwa, czy trzy jego wykonania, więc nie byłam żadną fanką, by przepychać się po zdjęcie, czy coś takiego. Odebrałam napoje i wychodząc z pomieszczenia, obeszłam tłum szerokim łukiem. Gdy już udało mi się dotrzeć do naszego stolika, Miles i Jules już na mnie czekali. Jakież zdziwienie dopadło Younga, gdy podałam mu kubek z kawą. Zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem i wydukał ciche dzięki. Pewnie teraz się zastanawia, czy mu czegoś nie dosypałam do napoju, bo biorąc pierwszy łyk, bardzo uważnie mnie obserwował.
- Co tam się dzieje? - Zmarszczył brwi Jules, kiwając w stronę tłumu.
- Shawn, taki typek z YouTube, nagrywa covery piosenek - mruknął Miles, odwracając się do tyłu, by móc uważniej się przyjrzeć.
- Dobra, zwijamy się. Jak kolejny raz się spóźnię na trening, to znowu pani Ruby zabierze mnie na poważną rozmowę - prychnął Jules.
- Lepiej się spóźniać na treningi, niż pobić jakieś laski pierwszego dnia - dodał Miles, przyglądając mi się z szerokim uśmiechem.
- Ciebie też mogę pobić - burknęłam do niego, napawając się pysznym smakiem zielonej herbaty.
- Taaa, jasne już się boje, kwiatuszku - odpowiedział, wiedząc, że doprowadzi mnie tym do furii. Mój brat zawsze nazywał mnie kwiatuszkiem, czego nienawidziłam, chociaż z czasem nauczyłam się to znosić. Jednak, gdy Miles zaczynał się tak do mnie zwracać, doprowadzało mnie to do białej gorączki.
- Niektóre kwiatki mają kolce - burknęłam -  Lepiej uważaj.
Wstaliśmy od stolika, równym krokiem udając się w stronę wyjścia. Gdy tylko Jules odwracał wzrok, razem z Milesem zaczęliśmy się przepychać, aż w końcu chłopak wleciał w kosz na śmieci.
~~*~~*~~
Szybko naciągnęłam brązowe bryczesy i w pośpiechu zaczęłam szukać nowych sztybletów. Z faktu, że jestem tu od wczoraj, nie musiałam już chodzić na treningi. Miałam jeszcze wolne, ale wolałam nie robić zbyt dużej przerwy, a poza tym, chciałam szybciej zaaklimatyzować w nowym miejscu. Usiadłam na podłodze i wyrzuciłam chyba połowę butów z szafy, nie mogąc odnaleźć tych odpowiednich. Moje poszukiwania przerwało ciche pukanie do drzwi, a zaraz potem pojawiła się w nich promienna twarz pani Ruby.
- Dzień dobry - odezwałam się, wstając z podłogi.
- Dzień dobry, wybierasz się gdzieś?
- Na trening. Wiem, że dostałam przywilej wolnego do końca tygodnia, ale chyba nie chcę z niego skorzystać.
- Rozumiem, ale dziś mam dla ciebie inne zadanie. - Uśmiechnęła się. - Przyjechał nowy uczeń i myślę, że to odpowiedni moment, bym mogła was oprowadzić po Morgan Univeristy.
- Już znam najważniejsze miejsca. - Wzruszyłam ramionami, nie mając ochoty znowu zwiedzać.
- Stołówka, sekretariat i portiernia - zaśmiała się. - Pokażę wam ten parkur, tor wyścigowy, ujeżdżalnię i jeszcze kilka ciekawych miejsc. Nie jest zimno, ale weź kurtkę przeciwdeszczową.
- W porządku - westchnęłam wiedząc, że próba wymigania się od zwiedzania nic nie da.
- Za 5 minut na dole. - Posłała mi kolejny uśmiech i zniknęła za drzwiami. Super! Nie mam ochoty zwiedzać, teoretycznie wiem, gdzie co jest, a w praktyce - halo - mam Julesa, który mnie zaprowadzi. Najważniejsze miejsca pokazali mi już zaraz po przyjeździe.
Szybko zmieniłem bryczesy na ciemne jeansy, a bluzę na koszulkę z logo zespołu AC/DC. Naciągnęłam na nogi czarne, skórzane botki, złapałam w jedną rękę kurtkę przeciwdeszczową, a w drugą klucze i opuściłam pokój. Potruchtałam po schodach i dokładnie po pięciu minutach od wyjścia pani Ruby, pojawiłam się w umówionym miejscu. Usiadłam w jednym z foteli na holu, oczekując na panią Stewart. Wyjęłam z kieszeni telefon i ledwo zdążyłam wejść na Instagram, a usłyszałam za sobą głos dyrektorki.
- Mamy nadzieję, że spodoba ci się w naszej akademii - mówiła swoim przesadnie miłym głosem.
- Ja również mam taką nadzieję. - Do moich uszu dotarł również męski, nieznany mi wcześniej głos.

Wyłączyłam telefon, wciskając go do kieszeni kurtki i podniosłam się z miejsca. Pani Ruby podeszła bliżej zatrzymując się kawałek przede mną. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na chłopaka stojącego obok niej. To był ten sam, którego widziałam kilka godzin wcześniej w mieście.
- To również nasza nowa uczennica, przyjechała do nas wczoraj i dzisiaj oprowadzę waszą dwójkę razem. - Uśmiechnęła się serdecznie.
- Camilla. - Wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka.
- Shawn. - Uśmiechnął się, ściskając moją dłoń. Po chwili na schodach rozległo się głośne tupanie, a na dół zbiegł Miles i Jules.
- Chłopcy, znowu spóźnicie się na trening? - Uniosła brwi.
- Nie - odpowiedzieli równocześnie - Mamy jeszcze dwie minuty.
Pani Ruby westchnęła ciężko.
- Nie mam na nich siły.. chodźmy już, zaczniemy zwiedzanie od toru wyścigowego. - Uśmiechnęła się do nas.

Shawn?
Jednak zeszło troszkę dłużej XD

Dla administracji: 1533 słów

3 komentarze: