poniedziałek, 9 października 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Doskonale o tym wiem. I oczywiście, że im powiem. Nie było z tym żadnych wątpliwości. Muszą to wiedzieć, bo przecież bezsensowne byłoby ukrywanie tego. Zresztą... po co? A ich wsparcie było mi potrzebne.
- Tak, wiem - spuściłam spojrzenie - Ale to jest trudniejsze niż się wydaje. Nie znam ich reakcji i szczerze mówiąc, to nie wiem czy chcę poznać... Są kochani, wiem że mam w nich oparcie, ale informacja, że w wieku trzydziestu dziewięciu lat zostaną dziadkami, może ich nie mało zaskoczyć - wzruszyłam ramionami.
- Trzeba im powiedzieć
- Wieczorem, dobrze? - skrzywiłam się delikatnie, czekając aż zatwierdzi moją decyzję. Jego zdanie liczyło się jak nigdy dotąd. Choć zawsze liczyłam się z jego zdaniem. Jak z niczyim innym. Wszyscy inni mogli mówić mi, że im się to nie podoba, ale jeśli Lewis już tak mówił, to znaczyło, że trzeba zmienić rzecz, która nie przypasowała. Oczywiście nigdy mu tego nie powiedziałam i nigdy nie powiem, być może się nawet domyśla.
- I obiecasz, że nie będziesz tego w nieskończoność przekładać?
- Nie wymiguję się od niczego. Nigdy - spojrzałam mu prosto w oczy - I tak, obiecuję. Chociaż wydaje mi się, że to taka drobna zapłata za to, że ja kazałam ci również coś obiecać - uśmiechnął się delikatnie, lecz nieznacznie. Jakby na siłę. Zmrużyłam oczy - Ja nie żartowałam, Lewis. Nie pójdziesz tam. Nawet o tym nie myśl. Widziałam jakim wzrokiem patrzyłeś w tamtą stronę. I oświadczam ci, że jeśli to zrobisz... - przerwałam, próbując w miarę szybko wyszukać coś dość silnego. Niestety, uprzedził mnie.
- To? - bił od niego spokój, który czasami potrafił mnie wyprowadzać z równowagi, ale i tak dziękowałam, że został nim obdarzony.
- Nie znoszę jak patrzysz na mnie tym wzrokiem. I jak jesteś pewien, że nie mam konkretnego argumentu - przyłożyłam ręce do jego szyi, opierając kciuki na jego policzkach - Pamiętaj, że mi to obiecałeś. A wiesz jak bardzo nie cierpię, gdy nie dotrzymujesz słowa. Nawet jeśli chodzi o nas...
- Nie pójdę tam, Hailey. Nie teraz, gdy musimy się zająć czymś innym - zapewnił. Wierzę ci. Oczywiście, że ci wierzę. Po prostu muszę sama się upewnić w tym przekonaniu.
- Po prostu czuję, że przez nich wszystko się może zawalić... nie chcę abyś znowu przez nich cierpiał
- Nigdy tam nie pójdę. A jeśli już, to tylko z twoim pozwoleniem
- I bardzo dobrze - uchwyciłam jego usta między swoje - Wiesz jak mnie przekonać.
- Żadna nowość - wzruszył ramieniem, tym razem uśmiechając się już szerzej. No proszę, ktoś tu wrócił do siebie - uniosłam brwi, starając się utrzymać nadal poważny wyraz twarzy.
- Już wyjaśniłyście sobie z mamą wszystko?
- Bardzo ogólnikowo. Oczekuje szczegółów, ale przynajmniej jest na tyle poinformowana żeby przeżyć twoją obecność w moim pokoju. A musisz wiedzieć, że jesteś pierwszy, który tu jest
- Spotkał mnie zaszczyt?
- Dzięki mnie. Chociaż nie, wybacz... nie jesteś pierwszy - energicznym ruchem zgarnęłam wszystkie włosy na jedną stronę i pochyliłam się nad jego twarzą - Przed tobą był tu jeszcze Aleksander - wyszczerzyłam się - I on jedyny wie jaką bałaganiarą potrafię być. Ale obiecał mi wieczne milczenie na temat co tu widział, więc nawet ty jako starszy brat, nie dowiesz się niczego - pokręciłam głową, powoli opadając na łóżko z uśmiechem, podczas gdy chłopak wsparł się na ramionach tuż nade mną. Skrzyżowałam ręce na jego karku.
- Czyli walający się stanik na środku pokoju to u ciebie normalne?
- Tam był porządek. Wierz mi czy nie, ale tam był ład i czystość. I przestań mi tutaj okazywać swoje dewiacje - zmrużyłam oczy, przeczesując sobie jego włosy między palcami.
- Chyba się powoli w tobie odkochuję - stwierdził ze skrzywieniem.
- Wiesz co... ja chyba też - wyszeptałam.
- No to jesteśmy kwita, kochanie - pochylił się, na co odpowiedziałam tylko delikatnym uniesieniem głowy, doprowadzając do ponownego zetknięcia naszych ust. W tym samym momencie uśmiechnęłam się, będąc świadoma, że jedynie może to poczuć, a nie zobaczyć. Drzwi od pokoju zostały otworzone, a ja zachowałam się jak typowa nastolatka, której zakazane jest spędzać miło czas ze swoim partnerem. Oderwałam gwałtownie usta i spojrzałam w bok, delikatnie odpychając go do tyłu. Dlatego między innymi, żaden chłopak nie bywał u mnie w domu. Bo ich po prostu nie przyprowadzałam w obawie przed krępującą obecnością mamy. Albo co gorsza... obojętnym spojrzeniem taty.
- Proszę zejść z mojej córki w tym momencie - mimo tego, że było słychać żartujący ton kobiety, to wcale nie było śmieszne. Lewis usiadł obok i uniósł ręce do góry. Podniosłam się do siadu i oparłam plecy o ścianę, mierząc tym samym spojrzeniem mamę co ona mnie. Różnica polegała na tym, że ona po chwili zrezygnowała i uśmiechnęła się niewinnie, tak jakby wszystko wróciła do normy.
- Mamo... powiedz mi, kiedy ukończyłam osiemnaście lat? - krzyżowałam ręce na piersi i zacisnęłam usta.
- Dla mnie zatrzymałaś się tak w wieku dziesięciu. Wtedy przynajmniej byłaś grzeczna... - powtórzyła mój ruch. Teraz rozumiem stwierdzenie Aleksandra, gdy powiedział, że wie po kim odziedziczyłam talent to kłótni.
- Dlatego nie mówiłam przez tyle czasu mojej mamie wszystkiego - wymamrotałam do Lewisa i z powrotem skierowałam spojrzenie na mamę, która teraz uśmiechała się szeroko.
- Z tobą mogę porozmawiać zawsze. Z nim porozmawiam sobie, gdy ciebie nie będzie w pobliżu - posłała mi buziaka.
- Nawet nie o to chodzi - burknęłam, bawiąc się krańcem swojej koszulki - Rozumiem, że takie coś jak pukanie czy dyskrecja nie istnieją?
- Jak będziesz miała własne dzieci to dopiero porozmawiamy - oj mamo, nawet nie wiesz jak bardzo trafiłaś w dziesiątkę. Przygryzłam wargę na tyle mocno, by z małej ranki pociekła krew - Chciałam tylko powiedzieć, że tata przyjechał wcześniej i być może powinnaś to wiedzieć.
- I z tego oto powodu postanowiłaś zrobić najazd na mój pokój i zniechęcić mojego chłopaka?
- Dokładnie tak. To było moje pierwszorzędne zadanie, które stawiałam ponad wszystkie.
- Czyli przyjazd taty to tylko kiepska wymówka?
- Nie. Akurat to prawda. Przyjechał wcześniej. Za chwilę powinien być w domu - wyjrzała przez okno, które znajdywało się po drugiej stronie pokoju.
- Jestem ci wdzięczna za tę informację, która z całą pewnością przyda mi się. Za chwilę zejdziemy na dół się przywitać - zapewniłam ją.
- Może chcecie teraz zejść? - posłała nam uśmiech. Westchnęłam, wstając z łóżka i podchodząc do drzwi. Oparłam rękę i biodro o ich kraniec, odwzajemniając uśmiech mamy.
- Jak się przebiorę to zejdziemy - nie zaprzeczę, że było to trochę złośliwe i specjalnie powiedziane do mojej mamy, ale była też to forma obrony. Pokiwała głową, którą potem skierowała w stronę schodów. Nie może tak być. Ucałowałam ją w policzek i oparłam policzek o swoją dłoń, która nadal trzymała drzwi - A zrobisz mi herbatki? Proszę? - skierowała na mnie swoje matczyne spojrzenie i przytaknęła.
- Za chwilę na dole - przypomniała się. Doskonale wiedziała, że na wieczór będzie musiała dać nam święty spokój, ale chyba to akceptowała. Poza tym, to tylko żarty, ale czasem potrafi być naprawdę denerwująca. Zamknęłam za nią drzwi i oparłam się całkowicie o nie.
- To co? Abstynencja na pocałunki również? - Lewis uśmiechał się pod nosem. W sumie to przyznawałam mu rację. To musiało naprawdę śmiesznie wyglądać.
- Nie ma mowy... - pokręciłam stanowczo głową i podeszłam do niego, odrzucając przeszkadzającą mi poduszkę na bok - Z tego nie zrezygnuję nigdy, choćbyś się opierał - wplątałam palce w jego włosy i przyciągnęłam twarz do siebie - Ale muszę się przebrać żeby przypadkiem nie wydało się, że powiedziałam to tylko aby uniknąć dalszego rozwoju sytuacji - oparłam czoło o jego, gładząc kciukami jego kości policzkowe.
- Niedobra... twoja mama jest wspaniała...
- Owszem. Potrafi też wbić szpilkę bardzo głęboko. I na całe szczęście mówi to tylko dla żartów. Ale gdyby to było na serio, myślę że nie zostałbyś ani chwili dłużej w tym pokoju. I naprawdę Lewis... nie daj się zwieść temu słodkiemu głosikowi, bo jej spytki są okropne. Doznałam jej ostatnio, tuż po wejściu do swojego domu - skrzywiłam się delikatnie i wstając z jego bioder, podeszłam do szafy.
- To ile będzie trwała cała historia począwszy od balu?
- Oj, przygotuj się na bardzo długi wieczór. Łącznie z przygotowaniem kolacji - zdjęłam bluzkę i założyłam nową, to samo czyniąc ze spodniami.
Po niedługiej chwili zeszliśmy na dół, a ja już słyszałam te ciche rozmowy mamy z tatą. Konspiratorzy jedni... Zawsze to samo i nigdy ci nie powiedzą o co chodzi. Stanęłam w przejściu do kuchni, unosząc brwi do góry i opierając ręce na biodrach. Mama trąciła tatę, który odwrócił się z szerokim uśmiechem i rozłożył ręce.
- Mój skarb postanowił wrócić do domu - uśmiechnął się szeroko.
- Jak mi powiesz, co ta kobieta ci mówiła, to może się odpowiednio przywitam - posłałyśmy sobie z mamą spojrzenia.
- Ale o czym ty mówisz? - podszedł bliżej z nadal rozłożonymi rękoma i tą swoją specyficzną miną. No dobra... ma mnie. Do tej miny mam słabość od dziecka. Uśmiechnęłam się i stanęłam na placach, oplatając jego szyję rękoma.
- Mówię o tym, że doskonale wiem i wy też, że spiskowaliście - podniósł mnie do góry, wkrótce stawiając z powrotem na ziemi.
- Nie prawda... jako dziecko, nie musisz wszystkiego wiedzieć - zauważył i spojrzał na Lewisa. Moja mama miała bardziej podejrzliwe, chyba że mężczyzna nauczył się dobrze ukrywać.
- Cześć Lewis - podał mu dłoń - Co u ciebie słychać?
- Dzień dobry - chłopak uśmiechnął się - Wszystko w porządku.
- Najlepszym, tato - dodałam, na co ojciec tylko zmrużył oczy.
- A co ona taka czepialska? - zwrócił się do mamy.
- Nie jestem czepialska - roześmiałam się - Nieważne... dziękuję za herbatkę - wzięłam kubek w ręce - To może dla odmiany powiecie co słychać u was? - zmierzyłam wzrokiem parę - Jakoś wielce nie pałacie się do opowiedzenia mi co działo cię u was w ciągu tego półrocza - spojrzeli po sobie, wymieniając się uśmiechami.
Po opowiedzeniu, że tak właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło, zakończyliśmy wspólne przywitanie. Naturalnie, rodzice próbowali wyciągnąć ode mnie więcej informacji, bo przecież od Lewisa nie wypadało, ale mówiłam im tylko tyle ile na ten czas powinni wiedzieć. Skoro wszystko ma się zadziać wieczorem, więc niech już nadejdzie ta upragniona, na pewno nie przeze mnie, godzina, kiedy wszyscy usiądą. Co też było plusem, bo przewidywałam takie coś jak powalenie z nóg. Zanim jednak wszystko się zacznie, trzeba zrobić kolację. Panowało u nas przekonanie, że była ona u nas ważniejsza nawet od obiadu. Z tego powodu iż rodzice często bywali w pracy, kolacja to jedyne danie, gdzie jeszcze w miarę spędzaliśmy razem czas. Dlatego przyjęło się, że jest najważniejsza. Ale do tego momentu jeszcze niemal pół dnia. Godziny mijały mi niezwykle wolno i z każdą kolejną, odczuwałam coraz większy stres. Zastanawiałam się, jak dokładnie ma to wyglądać. Co mam im powiedzieć i w jak bardzo delikatny sposób. Albo może prosto z mostu? Miałam co do tego dylemat i niezbyt wiedziałam co zrobić. Pewnie jak zwykle wyjdzie na ostatnią chwilę. Bo nic nie idzie po mojej myśli.
- Hailey, pomożesz mi? - uniosłam spojrzenie na tatę, który wychylał się z korytarza. Pokiwałam głową i wstałam od stołu, mijając mamę. Podeszłam do taty biura i usiadłam w wygodnie w fotelu obok, tuż przy jego biurku, w którym to często siedziałam i bawiłam się w młodości - Pojedziemy tam i pomożesz mi wybrać - wyjął swoje kluczyki od auta z szufladki. Niezbyt podobał mi się ten pomysł, ale odmówienie równało się z delikatnym smutkiem taty. A tak za nimi tęskniłam, że nie mogłam po prostu odmówić. Uśmiechnęłam się i wstałam. Poinformowałam tylko resztę, że za piętnaście minut wracamy, na co mama tajemniczo się uśmiechnęła. Wsiadłam do auta, zastanawiając się, o co właściwie może jej chodzić. Dopiero po jakimś czasie, zorientowałam się, że właściwie zostawiłam Lewisa samego z mamą i jej niecnymi planami.

Lewis?

1964 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz