Odłożyłam ostatni stos idealnie złożonych koszulek do wielkiej szafy, domykając ją bez większych trudności. Rozejrzałam się ponownie po przestronnym pokoju, żałując, że nie jest ani trochę podobny do mojego. W moim domu miałam wszystko dokładnie uporządkowane według własnego pomysłu, a tutaj było tak... nijako. Któregoś dnia wybiorę się do miasta, żeby skupić jakieś ładne ozdoby i urządzę ten pokój po swojemu.
Upewniłam się, że rozpakowałem wszystkie swoje rzeczy i zaraz potem wyszłam z pokoju, aby udać się do holu, gdzie prawdopodobnie czekał na mnie Paul - mój przyjaciel, którego zamknęłam we friendzonie. Nigdy nie dawałam mu żadnych znaków, że chciałbym coś więcej, bardzo go lubię, ale nic więcej.
- Myślałam, że już pojechałeś. - Uśmiechnęłam się, podchodząc do chłopaka. Ten uniósł wzrok znad telefonu i w jednej chwili jego twarz się rozpromieniła.
- Nie chciałem cię tak szybko zostawiać. - Obawiałam się, że znowu zacznie czegoś próbować. Nie ukrywam, że okropnie denerwowało mnie jego zachowanie, czasem wręcz się zaczynałam się go bać. Odwzajemniłam niepewnie jego uśmiech.
- Właśnie idę do.. stajni. Zobaczyć co z Andorrą, mam nadzieję, że dobrze zniosła podróż. - Nie miałam w planach tam iść, chwilę przed rozpoczęciem mojego rozpakowywania wyprowadziłam klacz na padok, jednak nie chciałam musieć zapraszać go do siebie. Stał się... dziwny, natarczywy.
Paul kiwnął głową i wyszliśmy z akademika, kierując się do stajni. W budynku było bardzo dużo ludzi, pewnie szykowali się na treningi. Ja jeszcze nie dostałam swojego planu i pracę z Andorrą zacznę dopiero od poniedziałku. Dostałam kilka dni wolnego na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i myślę, że bardzo dobrze mi to zrobi. Z jednej strony nie chcę, żeby Paul już jechał. Chociaż go znam, mam do kogo się odezwać, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie zostać z nim na dłużej. Już wolę siedzieć tu sama, niż musieć znosić jego obecność. Kiedyś byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, jednak z czasem zaczęło mu za bardzo zależeć na czymś więcej. Kilkukrotnie próbował zbliżyć się do mnie, pocałować, jednak za każdym razem mu odmawiałam. Wtedy się denerwował, robił się agresywny, a ja zaczynałam się go bać. Na początku atakował tylko słownie, później zaczynał mną szarpać, kilkukrotnie próbował uderzyć, zmieniał się w całkiem innego człowieka. Oczywiście później przepraszał mnie, kupując kwiaty i wręcz klękając przede mną i prosząc o wybaczenie.
Podchodząc do boksu Andorry, wyjaśniłam Paulowi, że najpewniej stajenni wprowadzili ją na padok. Chciałam dać mu jakiś dyskretny znak, żeby już jechał, ale raczej nie zbierał się do wyjazdu.
- Może pojedziemy gdzieś dzisiaj? Do kina, restauracji, na co tylko masz ochotę. - Uśmiechnął się szeroko.
- Wolałabym odpocząć. Podróż była dla mnie naprawdę męcząca.
- W porządku. Zostaję w Londynie na tydzień, więc jeszcze zdążymy gdzieś wyjść. - Odwzajemniłam słaby uśmiech, nie chcąc dać mu żadnej odpowiedzi. Nie chciałam być niemiła. Nie no, tak nie może być.
- Em.. zacznę już naukę i treningi, pewnie będzie ciężko z czasem.
- Okej, myślę, że uda nam się znaleźć chwilę. - Paul uśmiechnął się, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. Jego dłoń na dłuższą chwilę została na moim policzku. Zbliżył swoją twarz, napierając na mnie całym ciałem. - Może jednak spróbujemy?
- Mówiłam ci... naprawdę przepraszam, ale z tego nic nie będzie - odpowiedziałam, jednak chłopak zdawał się mnie nie słyszeć i przybliżył się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, z całej siły odpychając go od siebie. Od razu udałam się w stronę wyjścia, nie chcąc już go widzieć. Chłopak jednak złapał mnie za rękę i zatrzymał.
- Ale zawsze obok ciebie jestem! Powinnaś mi być wdzięczna! A ty co? Zawsze lecisz do tych złych chłopców... Jestem tutaj, kocham cię, a ty nie chcesz tego, kto jest dla ciebie miły... To głupie z twojej strony - warknął. Znowu się zaczyna.
- Ach... no tak jesteś tym miłym facetem, który nie nazwie kobiety suką.. ale przecież nią jest, bo nie chce ze mną być. - Usłyszałam za sobą, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka wychodzącego z jednego z boksów i zmierzającego w naszą stronę.
- Spierdalaj - rzucił do niego zirytowany Paul.
- Zdaje mi się, że to ona chciała tobie te słowa powiedzieć. - Chłopak puścił mu oczko i przeniósł wzrok na mnie.
- Czy potrzebujesz asysty złego chłopca do pokoju? Nigdy nie wiadomo co takim miłym osobą przyjdzie do głowy. - Spytał, wywracając oczami w stronę Paula.
- Hej! Odpierdol się od niej! - Burknął, popychając chłopaka.
- Ej, chyba nie chcesz wyjechać stąd z obitą buźką, prawda? - Uniósł brwi. - W takim razie, wypierdalaj.
Paul spojrzał na niego wściekłym wzrokiem, a potem skierował go na mnie.
- To się tak nie skończy - zaśmiał się, unosząc palec do góry, jakby chcąc mi grozić. - Jeszcze sama do mnie przyjdziesz.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem udał w stronę wyjścia. Wolałabym go już tu więcej nie zobaczyć. Jak to możliwe, że z tak wspaniałego przyjaciela, zamienił się w takiego... kogoś, bo nawet nie wiem jak to określić. Chwilę patrzyłam na niego, aby się upewnić, że na pewno stąd wyjdzie. Miałam jeszcze ochotę wyjść i widzieć jak wsiada do samochodu, odjeżdżając spod akademika, jednak odpuściłam sobie. Obawiałam się tylko, że będzie tam na mnie czekał.
Dopiero po chwili się otrząsnęłam i spojrzałam na mojego wybawcę.
- Przepraszam - wydukałam - ...i dziękuję.
- W porządku, nie ma za co. - Wzruszył ramionami, wyciągając rękę w moją stronę. - Oli.
- Nastia. - Uśmiechnęłam się niepewnie, ściskając jego dłoń.
- Myślisz, że jeszcze tu wróci? - Spytał, kiwając głową w stronę drzwi wyjściowych.
- Mam nadzieję, że nie - westchnęłam. - Naprawdę dziękuję, nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy..
Oli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz