piątek, 20 października 2017

Od Anastasi cd. Oliego

Odłożyłam ostatni stos idealnie złożonych koszulek do wielkiej szafy, domykając ją bez większych trudności. Rozejrzałam się ponownie po przestronnym pokoju, żałując, że nie jest ani trochę podobny do mojego. W moim domu miałam wszystko dokładnie uporządkowane według własnego pomysłu, a tutaj było tak... nijako. Któregoś dnia wybiorę się do miasta, żeby skupić jakieś ładne ozdoby i urządzę ten pokój po swojemu.
Upewniłam się, że rozpakowałem wszystkie swoje rzeczy i zaraz potem wyszłam z pokoju, aby udać się do holu, gdzie prawdopodobnie czekał na mnie Paul - mój przyjaciel, którego zamknęłam we friendzonie. Nigdy nie dawałam mu żadnych znaków, że chciałbym coś więcej, bardzo go lubię, ale nic więcej.
- Myślałam, że już pojechałeś. - Uśmiechnęłam się, podchodząc do chłopaka. Ten uniósł wzrok znad telefonu i w jednej chwili jego twarz się rozpromieniła.
- Nie chciałem cię tak szybko zostawiać. - Obawiałam się, że znowu zacznie czegoś próbować. Nie ukrywam, że okropnie denerwowało mnie jego zachowanie, czasem wręcz się zaczynałam się go bać. Odwzajemniłam niepewnie jego uśmiech.
- Właśnie idę do.. stajni. Zobaczyć co z Andorrą, mam nadzieję, że dobrze zniosła podróż. - Nie miałam w planach tam iść, chwilę przed rozpoczęciem mojego rozpakowywania wyprowadziłam klacz na padok, jednak nie chciałam musieć zapraszać go do siebie. Stał się... dziwny, natarczywy.
Paul kiwnął głową i wyszliśmy z akademika, kierując się do stajni. W budynku było bardzo dużo ludzi, pewnie szykowali się na treningi. Ja jeszcze nie dostałam swojego planu i pracę z Andorrą zacznę dopiero od poniedziałku. Dostałam kilka dni wolnego na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i myślę, że bardzo dobrze mi to zrobi. Z jednej strony nie chcę, żeby Paul już jechał. Chociaż go znam, mam do kogo się odezwać, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie zostać z nim na dłużej. Już wolę siedzieć tu sama, niż musieć znosić jego obecność. Kiedyś byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, jednak z czasem zaczęło mu za bardzo zależeć na czymś więcej. Kilkukrotnie próbował zbliżyć się do mnie, pocałować, jednak za każdym razem mu odmawiałam. Wtedy się denerwował, robił się agresywny, a ja zaczynałam się go bać. Na początku atakował tylko słownie, później zaczynał mną szarpać, kilkukrotnie próbował uderzyć, zmieniał się w całkiem innego człowieka. Oczywiście później przepraszał mnie, kupując kwiaty i wręcz klękając przede mną i prosząc o wybaczenie. 
Podchodząc do boksu Andorry, wyjaśniłam Paulowi, że najpewniej stajenni wprowadzili ją na padok. Chciałam dać mu jakiś dyskretny znak, żeby już jechał, ale raczej nie zbierał się do wyjazdu.
- Może pojedziemy gdzieś dzisiaj? Do kina, restauracji, na co tylko masz ochotę. - Uśmiechnął się szeroko.
- Wolałabym odpocząć. Podróż była dla mnie naprawdę męcząca.
- W porządku. Zostaję w Londynie na tydzień, więc jeszcze zdążymy gdzieś wyjść. - Odwzajemniłam słaby uśmiech, nie chcąc dać mu żadnej odpowiedzi. Nie chciałam być niemiła. Nie no, tak nie może być.
- Em.. zacznę już naukę i treningi, pewnie będzie ciężko z czasem.
- Okej, myślę, że uda nam się znaleźć chwilę. - Paul uśmiechnął się, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. Jego dłoń na dłuższą chwilę została na moim policzku. Zbliżył swoją twarz, napierając na mnie całym ciałem. - Może jednak spróbujemy?
- Mówiłam ci... naprawdę przepraszam, ale z tego nic nie będzie - odpowiedziałam, jednak chłopak zdawał się mnie nie słyszeć i przybliżył się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, z całej siły odpychając go od siebie. Od razu udałam się w stronę wyjścia, nie chcąc już go widzieć. Chłopak jednak złapał mnie za rękę i zatrzymał.
- Ale zawsze obok ciebie jestem! Powinnaś mi być wdzięczna! A ty co? Zawsze lecisz do tych złych chłopców... Jestem tutaj, kocham cię, a ty nie chcesz tego, kto jest dla ciebie miły... To głupie z twojej strony - warknął. Znowu się zaczyna.
- Ach... no tak jesteś tym miłym facetem, który nie nazwie kobiety suką.. ale przecież nią jest, bo nie chce ze mną być. - Usłyszałam za sobą, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka wychodzącego z jednego z boksów i zmierzającego w naszą stronę.
- Spierdalaj - rzucił do niego zirytowany Paul.
- Zdaje mi się, że to ona chciała tobie te słowa powiedzieć. - Chłopak puścił mu oczko i przeniósł wzrok na mnie.
- Czy potrzebujesz asysty złego chłopca do pokoju? Nigdy nie wiadomo co takim miłym osobą przyjdzie do głowy. - Spytał, wywracając oczami w stronę Paula.
- Hej! Odpierdol się od niej! - Burknął, popychając chłopaka.
- Ej, chyba nie chcesz wyjechać stąd z obitą buźką, prawda? - Uniósł brwi. - W takim razie, wypierdalaj.
Paul spojrzał na niego wściekłym wzrokiem, a potem skierował go na mnie.
- To się tak nie skończy - zaśmiał się, unosząc palec do góry, jakby chcąc mi grozić. - Jeszcze sama do mnie przyjdziesz.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem udał w stronę wyjścia. Wolałabym go już tu więcej nie zobaczyć. Jak to możliwe, że z tak wspaniałego przyjaciela, zamienił się w takiego... kogoś, bo nawet nie wiem jak to określić. Chwilę patrzyłam na niego, aby się upewnić, że na pewno stąd wyjdzie. Miałam jeszcze ochotę wyjść i widzieć jak wsiada do samochodu, odjeżdżając spod akademika, jednak odpuściłam sobie. Obawiałam się tylko, że będzie tam na mnie czekał.
Dopiero po chwili się otrząsnęłam i spojrzałam na mojego wybawcę.
- Przepraszam - wydukałam - ...i dziękuję.
- W porządku, nie ma za co. - Wzruszył ramionami, wyciągając rękę w moją stronę. - Oli.
- Nastia. - Uśmiechnęłam się niepewnie, ściskając jego dłoń.
- Myślisz, że jeszcze tu wróci? - Spytał, kiwając głową w stronę drzwi wyjściowych.
- Mam nadzieję, że nie - westchnęłam. - Naprawdę dziękuję, nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy..

Oli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz