sobota, 16 czerwca 2018

Od Zaina cd. Felicity

Skierowałem się w stronę stołówki, ale nie mogłem tak po prostu zostawić jej szczytnej upartości bez komentarza. No błagam, stajesz, patrzysz i widzisz, że się źle czuje. Nie wszystko udaje się zakryć pod warstwą dobrze zrobionego makijażu i nieźle dobraną fryzurą. Odwróciłem się za dziewczyną, posyłając uśmiech, który miał tylko wskazywać na moje inne zdanie od niej, ale niestety szła odwrócona.
- Aczkolwiek nadal twierdzę, że najlepszym rozwiązaniem byłby powrót do pokoju i kilka dni wolnego - powiedziałem na odchodne, a kilka osób odwróciło głowy w kierunku Felicity. Również i ona posłała mi przelotne spojrzenie, jakby była przekonana, że pokusa przed dopowiedzeniem czegoś w takiej sytuacji była dla mnie zbyt silna. Nie zrobiła swojego znanego przewrotu oczami, lecz zniknęła po chwili za rogiem ściany. Ominąłem konieczność wzięcia tacy i nałożenia sobie śniadania, posyłając szeroki uśmiech kucharce. Obrałem stolik z dobrze znanymi sobie ludźmi, ale gdy moje spojrzenie przykuło rodzeństwo, z którymi przyjaźniła się Felicity, obrałem całkiem inny kierunek. Dosiadłem się na szybko do dwójki, posyłając im przy tym uśmiech, który z całą pewnością wskazywał jeszcze bardziej to, że nie zająłem tego miejsca bezinteresownie.
- Ona naprawdę zawsze jest taka... - zrobiłem zamaszysty ruch rękoma w powietrzu i spojrzałem po siedzącej naprzeciwko mnie dwójce. Rudowłosy uniósł brew tak jakby doskonale wiedział co chcę powiedzieć, ale cierpliwie czekał na kontynuacje, za to jego siostra już dawno kiwała głową, być może nawet nie wiedząc co chcę przekazać, ale była świadoma jak odbieram sytuację. Więc to na niej skupiłem większość uwagi, wnioskując, że to raczej ona powie mi nieco więcej - Czyli to dla niej normalne - oparłem się pełnymi plecami o krzesło i zsunąłem się nieco w dół, gładząc palcami porcelanowy kubek z herbatą.
- Jest bardzo ambitna, a jeśli sobie coś wymyśli, dąży do tego nie widząc przeszkód - Emerson wzruszyła ramionami. Zachowanie jej przyjaciółki było dla niej samej normalne. Musiały znać się już od dawna. Dlatego stawała się w moich oczach najlepszym informatorem i sojusznikiem. To się dopiero nazywa egoistyczne zachowanie.
- Więc pomimo złego samopoczucia, nie zważając na zdrowie, postanowi przetrzymać na lekcjach i jeszcze iść na popołudniowe jazdy? - zapytałem dla upewnienia się, tym razem obserwując ich oboje - dziewczyna uniosła widelec do góry i z uśmiechem cicho przytaknęła pod nosem - I naprawdę nie udało jej się wam przekonać? - powiedziałem niedowierzającym tonem. Obydwoje wzruszyli ramionami.
- A co zrobić? - wtrącił Archie, kończąc jako pierwszy swój posiłek - Znamy ją od dawna i przekonywanie jej to syzyfowe prace, zawsze znajdzie argumenty - uniósł ramiona w pokazaniu bezradności w takiej sytuacji i spojrzał na siostrę, która potwierdziła jej słowa.
- Mając stypendium, tym bardziej jej zależy.
- Rozumiem, chociaż może nie... Przekładanie zdrowia za cenę paru dni z powodu ambicji... Po prostu ciężko mi ją zrozumieć i rozgryźć, nie tylko w takich sytuacjach - Emerson zachichotała jakbym powiedział coś naprawdę zabawnego. Nie zwróciłem na to zbytniej uwagi, unosząc tylko wzrok znad parującego kubka.
- A jak minęła wam przejażdżka? - Archie uniósł w zdziwieniu brwi. Widocznie chyba nie miał pojęcia o tym zdarzeniu. Wlepił zaciekawione spojrzenie we mnie i tym samym oboje czekali na pasjonującą opowieść. Jednak nie zareagowałem monotonnie, jak to bywa w zwyczaju większość osób. Byłem zaskoczony, że ona się z nimi niczym nie podzieliła. Nawet tym, dlaczego jest chora. Zaśmiałem się i z powrotem oparłem o blat.
- Czyli wam o niczym nie powiedziała? - siedząca naprzeciwko mnie brunetka pokręciła głową, czekając na to aż powiem coś konkretnego. Jej brat nie odezwał się, jakby to było normalne, że ich przyjaciółka zataiła wczorajszy dzień - Nawet tego dlaczego jest chora?
- Więc nie rozchorowała się sama z siebie? - chłopak po mojej prawej był chyba także zaskoczony.
- Urządziła sobie niekonwencjonalną kąpiel w jeziorze pośród pękającego lodu, a potem spacerowaliśmy sobie w mokrych ubraniach po cudownych polanach terenów akademii. Okazuje się, że jednak potrafimy się dogadać i przebywać obok siebie w jednym miejscu, a dowodem na to jest nieplanowany wieczór w jej pokoju, podczas którego wiedziałem, że będzie na sto procent chora na następny dzień, ale ona oczywiście zaprzeczała. Mam wrażenie, że za każdym momentem, w którym nie traktujemy siebie jak wrogów, musi przyjść ta chwila, w której po prostu wszystko się wylewa. Aczkolwiek nie sądzę aby była przewrażliwiona. Jest naprawdę ciekawą osobą, intryguje mnie, ale nie mówcie jej tego. A potem każde z nas poszło do siebie, znaczy ja i koniec emocjonującej opowieści wczorajszego dnia. Dzień jak co dzień - wypiłem całą herbatę, zauważając jak kąciki ust Emerson delikatnie się podnoszą. Ciąg dalszy rozmowy przerwał jednak czas. Pora zmierzyć w kierunku sal lekcyjnych. Wstałem i żegnając się z dwójką, powędrowałem w kierunku sali, w której planowo miałem swoje zajęcia.
Usiadłem w swojej ławce pod oknem, obserwując uważnie sale i zatrzymując wzrok na próbującą złapać porządny oddech przez nos City. Matko, jaka ona uparta. Już teraz wiedziałem, że Emerson wraz z Archim radzili jej to samo co ja w wejściu na stołówkę, ale ona nie przyjmuje takiego czegoś jak zmiana planów.
Nauczyciel wszedł do sali, szczędząc zbędne powitanie i od razu przeszedł do punktu lekcji. Przez połowę minionego czasu widziałem jak dziewczyna próbuje się skupić i zapisywać to co mówił mężczyzna, ale to normalne, że wraz z czasem czuła się coraz gorzej. W pewnym momencie musiała się wyłączyć, przecierając delikatnie swoje policzki, rozgrzane pod wpływem rosnącej temperatury.
- Proszę pana, chyba Felicity niezbyt dobrze się czuje - oberwie mi się za to. Oj, czuję, że tak.
Dziewczyna na dźwięk swojego imienia uniosła głowę, patrząc z początku nieprzytomnym wzrokiem na nauczyciela.
- Nic mi nie jest - zaprzeczyła, ale wszystko działało na jej niekorzyść.
- Powinnaś odpocząć, Felicity - mężczyzna skinął głową. Zawiesiła na nim wzrok, po czym głośno wypuściła powietrze i wstała. Zabrała swoje książki z ławki, rzuciła mi spojrzenie zawodowego mordercy i posyłając nauczycielowi szybki uśmiech, wyszła z sali. Ups, chyba ją nieco wkurzyłem. Mało, ona musiała być wściekła, albo przynajmniej na taką wyglądała.
Reszta lekcji mijała niezwykle wolno. Całe szczęście dzisiejszego dnia nie było ich dużo. Miałem przez cały czas wrażenie, że powinienem udać się do City i poprosić, żeby nie próbowała mnie znowu próbować zabić, tak jak po incydencie w restauracji, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Było to nie lada wyzwanie, bo jak tylko zapukałem do jej drzwi i otworzyłem, widząc jej wyraz twarzy, zaraz miałem ochotę się cofnąć. Nie wiem co mnie zmusiło do tego aby wejść i uśmiechnąć się w odpowiedzi. Zakręciła ostrożnie lakier od paznokci i uniosła na mnie spojrzenie. Zapadła cisza, w której obydwoje biliśmy się z decyzją, która z nas ma się pierwsze odezwać. Stwierdziłem, że jeśli dam jej pierwszeństwo, to nie będzie to miłe rozpoczęcie konwersacji.
- Okey. Wiem, że jesteś na mnie zła - uniosłem ręce do góry, opierając się o jej biurko. Skrzyżowałem nogi w kostkach, sięgając po pierwszą leżącą na drewnianym blacie książkę i otworzyłem na losowej stronie. Przeczytałem krótki fragment, z którego wywnioskowałem, że była to książka z gatunku romansów. No proszę, a ja dałbym sobie rękę uciąć, że obecnie czyta norweskie kryminały, w których jakiś psychopata morduje ludzi pilniczkiem.
- No co ty... - w jej głosie wyraźnie wyczuwalny był sarkazm. Niemalże przestraszyłem się, gdy podeszła bliżej z opartymi dłońmi na biodrach i całe szczęście, że przed chwilą skończyła malować paznokcie, bo pomyślałbym, że to ewidentny początek masowego ataku. Uniosłem oczy do góry, mierząc ją od stóp do głów i uniosłem książkę do góry. Była chyba jedyną rzeczą, która może odwrócić uwagę i zmienić temat.
- Nie wyglądasz na taką, która czyta romanse - uniosłem brew z błądzącym delikatnym uśmiechem na twarzy. Miałem wątpliwości co do zrobienia pewniejszego ruchu, bo dziewczyna naprawdę nie wyglądała na szczęśliwą i była nadal wkurzona za incydent na lekcji.
- Myślałam, że nie oceniasz po wrażeniu - zabrała ode mnie swoją własność i odeszła na drugi koniec pokoju, odkładając ją na półce.
- Moje obecne wrażenie podpowiada mi, że stoję w najbardziej zagrażającym mojemu istnieniu pokoju. Zawsze tak reagujesz na czyjąś pomoc, czy tylko na ludzi, którzy bez skrupułów potrafią zrobić tobie na złość? - skrzyżowałem ręce na piersi i tym razem zmierzyłem się z jej spojrzeniem. Usiadła na swoim łóżku, totalnie niewzruszona niczym. Tak jak ostatnio mogłem zobaczyć standardowo przewrót oczami, tak teraz City kompletnie wszystko zignorowała.
- Rozumiem, że oczekujesz podziękowań? - ja naprawdę nie mam pojęcia jak rozmawiać z tą dziewczyną. Robisz źle, jest źle. Robisz dobrze, też jest źle. Jest nieznośna, albo tylko w moim odczuciu.
- Nie, oczekuję akceptacji i możliwego pozbycia się irytacji - przekręciłam stojące obok jej biurka krzesło i usiadłem na nim, tak aby być mniej więcej naprzeciwko niej - Naprawdę myślisz, że zrobiłem to tylko po to żeby cię wkurzyć? Rozumiem, że zależy tobie na stypendium, ale śmiem twierdzić, że będąc zmęczona, przeziębiona, z wyciągniętymi chusteczkami na ławce, raczej mało zdziałasz - City zmrużyła oczy, przyglądając się mi w chwili, gdy składałem w zdania słowa, przy okazji próbując zgadnąć dlaczego tak dziwnie na mnie patrzy.
- A skąd wiesz o moim stypendium? - to był już oskarżycielski ton. Nie odezwałem się, krzywiąc się. Z tego wszystkiego, interesowało ją tylko to, że wiem o jej stypendium.
- A dlaczego miałbym nie wiedzieć? To jakaś tajemnica? - wzruszyłem niedbale ramionami, stukając palcami o poręcze krzesła.
- Emerson ci powiedziała - pokiwała głową, zaciskając usta w wąską kreskę. Jednak teraz nie widziałem w jej oczach irytacji. Nie było ani grama złości wyrysowanej na jej twarzy. Zaśmiała się, odchylając głowę do tyłu, co nie powiem, delikatnie mnie zdezorientowało - Co ci jeszcze powiedziała?
- A czy ja tutaj przyszedłem plotkować? To wasze zajęcie, nie moje - prychnąłem, ale to już był ten moment, kiedy nie było w stanie obrać odwrotu.
- Skoro już tu jesteś, możemy porozmawiać. Albo nie... sprawnie wygoniłeś mnie z dzisiejszych lekcji, więc teraz to muszę nadrobić. Ale nie tutaj - wstała, wzięła wszystkie książki w ręce, no prawie wszystkie, bo niektóre siłą wcisnęła mi w ręce i podeszła do drzwi - Idziemy do mojej najlepszej przyjaciółki.
- Oni mają za niedługo jazdy - sprzeciwiłem się temu pomysłowi, ale wybór nie należał już do mnie. City stała na korytarzu, z byle jak nałożonym swetrem na siebie, z książkami w ręce i czekała na mnie aż łaskawie wyjdę z jej pokoju - To zły pomysł.
- Choć raz mógłbyś się ze mną zgodzić - tym razem przewróciła oczami, ale nie było już ono skutkiem zdenerwowania.
- To ty się ze mną nie zgadzasz - oburzyłem się, wstając ociężale z krzesła - W dodatku idziesz przesłuchiwać swoją przyjaciółkę. To nienormalne - wyszedłem, kręcąc głową z dezaprobatą. Dziewczyna podała mi klucz i wskazała głową, że mam zamknąć. Nie słuchała moich uwag, albo mnie ignorowała, co udawało jej się doskonale.
- Idę się pouczyć do przyjaciółki, nic więcej. A ty idziesz ze mną i niepotrzebnie biadolisz pod nosem - zadowolona, z delikatnym uśmiechem, jakby wcale nie była chora, ruszyła korytarzem, sprawnie wymijając idących w przeciwnym kierunku ludzi. Szybko znalazła się obok pokoju Emerson. Otworzyłem usta, by ostatecznie się sprzeciwić, ale w tym samym czasie mi przerwała - Za każdym razem, gdy zaczynam cię lubić, ty robisz jakąś niekonwencjonalną rzecz, którą psujesz cały budujący przeze mnie swój wizerunek.
- Więc to moja wina? Chyba nie muszę mówić, że to nie tylko przeze mnie?
- Ale to się zdarza notorycznie - naprawdę obrała takie miejsce jak drzwi od strony korytarza na rozmowę? Czy niezbyt dobrze czuła się u siebie w pokoju?
- Mam wrażenie, że nadal gniewasz się o jedną rzecz, za którą, o ile mnie pamięć nie myli, zdążyłem przeprosić. Chcesz żebym przeprosił cię także o to, że pozwoliłem ci się nie męczyć na lekcji?
- Ty to odbierasz jako pomoc, ale naprawdę potrafię o siebie zadbać - nabrałem głęboko powietrza do płuc. Mogłem się domyślić, że będzie chciała zacząć temat. Nie zostawiłaby tego tak - Gdybym się bardzo źle czuła, sama bym się zwolniła.
- Dobrze. Przepraszam, że się wtrąciłem... - w tym samym momencie drzwi otworzyła Emerson i popatrzyła na nas z uniesionymi brwiami. Była już przebrana na jazdy i czekała na odpowiedni moment, jakby nie mając nic większego do robienia.

Felicity?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz