poniedziałek, 4 czerwca 2018

Od Daisy cd. Zaina

Poczułam jak moje policzki zapłonęły. Dlaczego? Po pierwsze mnie lubił, po drugie słuchał, a po trzecie to i tak było mi wstyd za mój wybuch na korytarzu. To było jak niespodziewana fala, która nagle we mnie uderzyła, a której nie mogłam powstrzymać. Teraz jednak było mi z tym bardzo niewygodnie, ponieważ naprawdę nie chciałam, aby Zain czy ktokolwiek inny uważał mnie za wariatkę, czy desperatkę. Z mojego punktu widzenia to wszystko wyglądało jak bezwzględny odruch, a ten wybuch to nagłe zaprzeczenie wszystkiemu w co wierzyłam i co nie powinno się wydarzyć. Po chwili jednak uśmiechnęłam się nieco szerzej, obracając się nieznacznie, aby  móc spojrzeć na leżącą obok mnie postać chłopaka. Był dla mnie miły i po raz nieliczny w moim stosunkowo krótkim życiu poczułam, że on jest dla mnie miły szczerze, niczego nie ukrywa za uśmiechem, szczególnie irytacji moją osobą. Co do mnie to poczułam, że ja po raz chyba pierwszy w moim życiu chcę się zmienić, tylko troszkę, ale chcę. W głowie zaczęłam układać sobie ogromnie długi monolog, który i tak wiedziałam, że mi nie wyjdzie, ale czułam, że tak będzie lepiej, bezpieczniej. W końcu przeciągle westchnęłam.
- Wiesz, mało, a mówiąc mało mam na myśli naprawdę mało, osób powiedziało mi to w tak szczery sposób – tym razem mój uśmiech nabrał smutnego wyrazu. – A ja się przyzwyczaiłam, że ludziom przeszkadzają moje poglądy czy inne rzeczy, ale nigdy do tej pory nie chciałam się zmieniać. Bo widzisz urodziłam się w niezwykle religijnej i przyjaznej irlandzkiej rodzinie, tak zostałam w pewnym sensie wychowana, jednak teraz myślę, że stosunkowo radykalnie do tego podeszłam, patrząc na innych członków mojej rodziny. Oni są szczęśliwi będąc miłymi, ja w pewnym momencie stałam się bardzo niepewna i zaczęłam się bać, że jak nie będę dla kogoś miła to go zranię… - zerknęłam na niego, leżał teraz z rękoma pod głową, przyglądając mi się ze swojego miejsca. Głową wskazał miejsce obok siebie, dosyć niechętnie spojrzałam na pościel za mną, zawahałam się i w końcu się położyłam, delikatnie odsuwając się do niego.
- Mów dalej – odparł nieco głębszym, niższym tonem niż mówił normalnie.
- No więc…. Zaczęłam być jak najbardziej miła, jak tylko potrafiłam, chorobliwie wręcz, a moja rodzina nie potrafiła mnie już z tego wyciągnąć, stałam się tolerancyjna względem wszystkiego, nawet jeśli coś mi okropnie przeszkadzało początkowo, ponieważ cały czas bałam się, że kogoś zranię. Później w związku z tym zaczęłam popadać w skrajną nieśmiałość – jego brew się uniosła. – Tak, kiedyś byłam tylko trochę nieśmiała i tylko w tłumie. Teraz wstydzę się odezwać, a może bardziej boję… Ogólnie w moim życiu jest obrzydliwie dużo strachu jak widzisz.
- Mogę mieć pytanie? – zapytał, a ja odpowiedziałam mu skinieniem głowy. Przy okazji przewróciłam się na bok, aby móc na niego patrzeć, kiedy mówię, bez konieczności skręcania sobie szyi. – Stało się to dla ciebie kiedyś zbyt dużym ciężarem? W sensie… No wiesz, ludzie różnie reagują na taki ciągły strach.
- Chodzi ci na przykład o cięcie się? Nie. Miałam przez pewien czas epizod z serią koszmarów. Złapały mnie pewnej nocy i miałam ich kilka każdej kolejnej przez chyba nieco ponad dwa tygodnie, wtedy już rodzice zabrali mnie do lekarza. Nawet nie wiem jak to się stało, że mi przeszło. Teraz je miewam dosyć rzadko, ale to też nie tak, że całkowicie zniknęły.
- Mówiłaś o tatuażu – przypomniał – dlaczego go nie zrobiłaś?
- Byłam… świeżo pełnoletnia chyba. Stałam się nagle dorosła, mogłam pójść zrobić sobie tatuaż i w sumie rozmawiałam wtedy z moim ówczesnym chłopakiem, który po wielu rozmowach ze mną zgodził się, że mnie tam zabierze, skoro tego chcę i stwierdził, że jest jak najbardziej pozytywnie do tego pomysłu  nastawiony. Od razu go obronię, że nie był strasznie wytatuowany, czy mnie zmuszał. Miał ich kilka, dużo dla niego znaczyły, a mój pomysł był dla niego pewnym sygnałem, że można mnie wyrwać z tej mojej delikatnie mówiąc paranoi. Więc poszliśmy. Zabrał mnie do salonu tatuażu, gdzie sam robił swoje i kiedy tam weszłam, znowu się wszystko zaczęło. W sensie zobaczyłam jak jakaś młoda kobieta płakała na fotelu, a mężczyzna jej robił tatuaż, wszyscy wyglądali jakby ich to okropnie bolało, a ja nigdy nie rozmawiałam o tym z Dylanem, więc się przestraszyłam i zaczęłam bardzo współczuć tym ludziom. Nagle jakby się przestawiła we mnie jakaś klepka czy coś i stwierdziłam, że już nie chcę. Zaczął ze mną rozmawiać, mówić, że to wcale aż tak nie boli, że oni przesadzają, albo wybrali bardzo bolesne miejsce, ale on mi na to nie pozwoli i wszystko będzie dobrze, jednak zanim zdążył mnie zatrzymać, ja wybiegłam z salonu i chyba w rekordowym czasie przebiegłam dystans, który dzielił mnie od jego samochodu. Nie namówił mnie, więc tylko westchnął i wróciliśmy. Nigdy nie wróciłam do tego tematu – nagle leżący obok mnie chłopak zaczął się głośno śmiać.
- To trochę jak scenariusz z komedii – mówił przez śmiech. – Wyobrażam sobie minę tego biednego chłopaka, mówi coś do ciebie i bang nagle jak sprinter wybiegasz do samochodu i się tam chowasz i tylko drzwi się za tobą zamykają – tym razem i ja zaczęłam się śmiać, a on otarł kilka łez, które powstały w kącikach jego oczu ze śmiechu.
- Może i masz rację, w każdym razie jak wsiadł do samochodu to jego mina nadal była warta miliony – zachichotałam.
- Powiedziałaś „ówczesny”, co się z nim stało, jeśli mogę zapytać, w twojej historii bardzo miło o nim mówisz.
- Skoro już udajemy, że jesteśmy przyjaciółmi od dzieciństwa i mówimy sobie wszystko, to jest na studiach… Za daleko ode mnie… A co z panią Malik? – puściłam mu oczko. To takie dziwne jak na mnie… - Bo nie wierzę, że ktoś tak wyglądający takiej nie ma.
- Cóż… Jest gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu, albo już nie jest – wzruszył ramionami. Wyraźnie nie czuł się komfortowo mówiąc o tym.
- Tak. Pewnie otaczają cię setki dziewczyn i za bardzo ci się to podoba, żeby znaleźć swoją panią – zachichotałam. – Nie dziwię ci się – tym razem też się zaśmiał. – Wracając do Dylana… Oboje stwierdziliśmy, że związek na odległość to troszkę duże wymagania w naszym wieku i zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Wtedy wspaniałomyślnie postanowiłam go uwolnić, sądziłam, że tak będzie dla nas najlepiej. Popełniłam okropny błąd…
- Zerwałaś z nim – dokończył za mnie.
- Tak… - pokiwałam głową. – Zerwałam z nim w najlepszej nadziei, że robię to dla jego dobra i będzie mógł być szczęśliwy, że nie mogę wymagać od niego wierności, bo to za dużo, więc go uwolnię. Myślałam tak do chwili, kiedy to powiedziałam. Wtedy zobaczyłam tą jego stronę, o którą nigdy bym go nie podejrzewała. Zobaczyłam łzy w jego oczach, powiedział, że nie o to mu chodziło, a ja wtedy odparłam, że ma wyjść, że ma mnie zostawić i być szczęśliwy. Był wściekły i zraniony. Widziałam to, ale nawet nie patrząc bym pewnie wyczuła. Wybiegł z mojego domu, trzaskając drzwiami za sobą i już nie wrócił. Wyjechał…
- Idiota, ja bym na jego miejscu walczył – odpowiedział.
- Naprawdę? – zapytałam łagodnie. – Naprawdę w chwili uniesienia, ogromnych emocji i z bólem w sercu byś to zrobił? – zapadła między nami długa cisza.
- Nie… nie zrobiłbym…
- Właśnie. Zresztą pewnie jest już spokojnie szczęśliwy z kimś u boku, a ja leżę tutaj obok nieznajomego chłopaka i mam ochotę się rozpłakać, ponieważ mam wrażenie, że powinnam o to walczyć, a nie chciałam, bo to „niezgodne z moją naturą” – tutaj wykonałam cudzysłowie dłońmi – i nie powinnam go ograniczać. Tutaj pojawia się kolejny strach. Strach, że kolejnym razem znowu to zrobię, że nie będę potrafiła walczyć o siebie, po będę się równocześnie bać o uczucia innych. Nawet nie wiesz jak to jest okropne – przewróciłam się na plecy, chwilę po moich słowach nadal patrząc się ślepo w sufit. – Zain?
- Hmm?- zamruczał. Spojrzałam na niego ukradkiem.
- Mogę się do ciebie przytulić? – zapytałam cicho, w pewnym momencie chciałam nawet, żeby tego nie usłyszał.
- Chodź tutaj – wskazał głową, zachęcając mnie. Więc po prostu przeturlałam się do niego, wtulając moją postać w jego, a on mnie objął. Było mi tak źle w tamtym momencie. Tak bardzo chciałam zapomnieć ostatnie wspomnienie Dylana, tak bardzo chciałam wiedzieć, że jest szczęśliwy i mogę sobie pocierpieć w spokoju, a to nie przychodziło.
– Przepraszam, że przeszkadzam w takiej chwili kontemplacji, cierpienia czy czegoś tam, – mruknął cicho – ale twoje włosy ładnie pachną – odpowiedziałam mu cichym śmiechem.
- Pachną moim jabłkowym szamponem – odparłam. – A jak już się tak komplementujemy to masz powalającą wodę kolońską.
- Wiem – powiedział taki pewny siebie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, że moim ciałem ponownie zawładnął chichot.
- No tak, przecież nie mogło być inaczej, prawda? Zain Malik jako chodzące cudo świata, ma najlepszą wodę kolońską – śmiałam się dalej.
- To aż tak widać, że również tak uważam? – zapytał jakby troszkę zdziwiony.
- Czy ja wiem? To ty mi powiedz.
- Ale jak mam ci to powiedzieć, sam siebie nie obserwuję – zaczął rechotać.
- Ej – trafiłam do delikatnie otwartą dłonią w bok. – W sumie to może masz i rację.
- Ale i tak mi się dostało? – zaczął mnie łaskotać, a ja raptownie się podniosłam. Wręcz odskoczyłam. Objęłam się rękoma. – Masz łaskotki? Masz łaskotki! – na jego twarzy pojawił się najbardziej demoniczny uśmieszek, jaki potrafiłam sobie wyobrazić. Zerwałam się z łóżka i uciekłam w stronę szafy, za którą się schowałam.
- Wcale, że nie mam! – zawołałam zza niej.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz