czwartek, 21 czerwca 2018

Od Zaina cd. Daisy

Nie zwracałem uwagi na Daisy rozglądającą się nerwowo po pomieszczeniu. Ja nie odczuwałem żadnego stresu z powodu możliwego przyłapania na bezczelnym wkradnięciu się do szkolnej kuchni i zabierania sobie bez pytania nie swojej kawy. Ale pójście do sklepu było jeszcze bardziej kosmicznym pomysłem niż wędrówka po korytarzach akademii w nocy. Chociaż...?
Dlatego też nie wzruszyło mnie, gdy najpierw poczułem niepewnie przesuwające się po moim ciele dłonie dziewczyny, a potem niemal całą jej sylwetkę, gdy przylgnęła do moich pleców.
Z czystego zadowolenia, pozwoliłem aby moje usta wykrzywiły się w uśmiech. Nie wiem co sprawiało, że za każdym razem tak bardzo podoba mi się, gdy ktoś przyznaje mi tytuł jedynego, przenośnego i niezawodnego grzejnika.
To było przyjemne uczucie, nie mogłem temu zaprzeczyć. Czułem przepływające pomiędzy nami ciepło i skupiałem się na tym, podczas gdy powinienem starać się nie wylać robionej kawy. Po cichu odstawiłem wszystko na bok i najdelikatniej jak potrafiłem, oparłem ręce o blat i przeniosłem na nie niemal cały ciężar ciała. Daisy nic nie poczuła, a przyjemny zapach kawy powoli zaczął rozpływać się w powietrzu. Trwaliśmy tak w niezmąconej ciszy, będąc spokojnymi, że to właśnie ona podpowiada, że nie musimy się niczego obawiać. A mimo to, coś niepokojącego w środku szeptało po cichu.
- Tylko mi nie zaśnij - spojrzałem przez ramię, ledwie widząc przytuloną dziewczynę. Nie ułatwiała też spowijająca nas ciemność. Uniosła głowę i zapewne ledwie widząc mój uśmiech, odsunęła się. Mogę się założyć, że w tym samym momencie się delikatnie zarumieniła. Odwróciłem się do niej, trzymając w dłoni jej kawę. Popatrzyła na nią z podziękowaniem i zabrała, owijając palcami kubek.
- Czy nikt się nie zorientuje, że brakuje kubków, które właściwie są dla personelu? - zapytała. Kiedy patrzyłem jej przelotnie w oczy, uświadomiłem sobie, że wcale nie chce abym potwierdził jej obaw. Cóż, pewnie rano kucharka zobaczy, że z ich służbowej kolekcji coś zniknęło, ale nie przejmą się tym zbytnio. Albo to dla mnie konsekwencje nie mają żądnego oddźwięku w tej sytuacji.
- Nie - powiedziałem z lekka lekceważącym tonem, doprawiając to wzruszeniem ramienia - Właściwie, to tylko kubki. Kto by się przejmował takimi pierdołami? - po raz kolejny zignorowałem wszystkie możliwe opcje, które niosły ze sobą zebranie odpowiedzialności za wszystko. Aby jednak zakończyć tą pełną obaw rozmowę, która wyraźnie zaznaczyła nam obojgu, że się od siebie bardzo różnimy, zaproponowałem jej kolejną rzecz - Chodź. Pokażę ci coś - odsunąłem się od blatu i bez namysłu chwyciłem jej dłoń w swoją, delikatnie ciągnąc za sobą. Nie stawiała oporu, wręcz wydawało mi się, że chętnie za mną idzie i wcale nie muszę jej trzymać. Dziwne, ale nie chciałem jej puszczać.
Przeszliśmy przez całą kuchnię, starając się nie narobić niepotrzebnego hałasu, który tylko zwabiłby niepotrzebnych gości i nas zdradził. A zależało nam na dyskrecji.
Zbliżaliśmy się do niewielkich drzwi, które prowadziły bezpośrednio na stołówkę. Dopiero przy nich poczułem jak dziewczyna zaczyna się wahać.
- Dokąd idziemy? - zapytała. Uśmiechnąłem się kątem ust i rzuciłem jej przelotne spojrzenie.
- Pokażę ci, że bycie w centrum nie jest takie złe - pomimo próby otworzenia jak najciszej drzwi, te zgrzytnęły ciężko, jakby były od lat nieruszane, a przecież codziennie przechodziły tędy kucharki i cały personel kuchni. Wstrzymaliśmy na chwilę oddech, nasłuchując czy ten dźwięk nie przykuł czyjeś uwagi, ale po niecałej minucie ciszy można było stwierdzić, że raczej nikt nie przejął się tym. Przedostaliśmy się na stołówkę. Dopiero wtedy puściłem dłoń Daisy i zamknąłem za nami drzwi. Najwyraźniej wycieczka do kuchni po kawę zaczyna nam się powoli wydłużać.
Dziewczyna zrobiła parę kroków do przodu pośród ciemności, która tutaj nie była już taka gęsta z powodu dużych okien, przez które padało światło księżyca, idealnie skierowanego w naszą stronę. Rozejrzałem się dookoła, wymijając z wolna swoją towarzyszkę. Wybrałem stolik, który stał na samym środku stołówki, a który był najrzadziej wybierany przez uczniów.
Ludzie mają coś takiego w sobie, że zawsze wolą być na uboczu. Odgrodzić się od zewnętrznego świata i zamknąć w swoich czterech ścianach. Tutaj było to najbardziej widoczne. Gdyby tak przyjść przed wszystkimi i przyglądać się, to nieważne jak dużo ludzi siedziałoby, i tak staraliby się wybrać najbardziej uboczne miejsce.
Usiadłem na blacie i spojrzałem na idącą zaraz za mną Daisy. Nadal rozglądała się niepewnie po całym tym dużym pomieszczeniu. Uniosłem kubek do ust, racząc się gorącym napojem z dodającą energii, wyczuwalną kofeiną. Nie spuszczałem z niej wzroku, badając jej reakcję.
- Nikogo nie ma - zapewniłem, odkładając na bok kubek, który cicho stuknął o stolik. Dziewczyna pokiwała głową, pochylając ją nad parującym napojem i oplatając jeszcze bardziej palcami nagrzaną porcelanę - Możemy się zrelaksować.
- Myślałam, że wrócimy do pokoju - uniosła oczy, które przez chwilę zaświeciły w świetle, które rzucał w tę noc księżyc, będąc zarazem winowajcą braku cisnącego się na ludzi snu.
- Nie masz w sobie za dużo z buntowniczki - posłałem jej uśmiech, na który odpowiedziała delikatnym rumieńcem. Spojrzała na zrobione przeze mnie miejsce obok i po chwili wahania, wsparła się na rękach i usiadła obok.
- Myślałam, że już to zauważyłeś - przejechała palcem po wzorzystym kształcie na kubku, mówiąc to w ten sposób jakby mi co najmniej to bardzo przeszkadzało. Nie wiem skąd te uprzedzenia, ani z jakiego powodu ma wrażenie, że swoją nieśmiałością przytłacza wszystkich wokół. Pewnie wygląda to dla mnie uroczo tylko z tego powodu, że ja sam nigdy taki nie byłem. Nie kryłem się pod wodospadem opadających na twarz włosów bądź w kącie, który ludzie omijają z ignorancją. Ale stwierdziłem dobitnie fakt, że to wygląda uroczo.
- To teraz możesz opowiadać, że nielegalnie wkradłaś się do kuchni, a potem do stołówki by pić ukradzioną kawę. Choć odradzam chwalenia się tym, ludzie gadają, a plotki szybko się roznoszą. Jeszcze wsadziliby cię do więzienia - popatrzyła na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami, nie do końca mając pewność czy tylko żartuję, czy na poważnie ma brać moje słowa.
- Przestań - trąciła mnie w ramię, ale na jej twarzy pojawił się momentalnie uśmiech. W przestrzeni rozniósł się mój śmiech, ukryty pod pretekstem chęci wzięcia kolejnej, małej porcji kawy - Mówiłeś, że nikt nas nie przyłapie. Ufam ci.
- Ufasz mi? - w ciszy, która między nami zapadła, można było usłyszeć wszystkie odgłosy z zewnątrz. Choć najbardziej słyszalnym dźwiękiem wokół nas był jedynie nasz oddech, nieprzerywany przez żaden niepokojący odgłos z korytarza. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Wykorzystując okazje oczekiwania na odpowiedź, przyglądałem jej się na tle dużych okien rozświetlanych białym światłem - Ludzie zazwyczaj mają do mnie ograniczone zaufanie. Właśnie ze względu na takie i inne pomysły.
- Więc, to nie jest twój najgłupszy pomysł? - skrzyżowała nogi w kostkach, a ja spuściłem głowę, cicho parskając pod nosem.
- To zdecydowanie mój normalny pomysł - wertując w głowie wszystkie, możliwie dobrze zapamiętane pomysły, ten faktycznie był dla mnie standardem - I patrz. Siedzisz na środku stołówki i nie czujesz się skrępowana - zauważyłem, kiwając głową z uznaniem.
- Zain - starała się o najcichszy śmiech jaki usłyszałem w swoim dwudziestotrzyletnim życiu - Ale tu nie ma nikogo - wskazała charakterystycznym ruchem otoczenie wokół niej - Nikogo, prócz ciebie - wzruszyłem ramionami.
Dopiłem swoją kawę do końca, odłożyłem kubek na bok i z głośnym westchnięciem, opadłem plecami całkowicie na blat.
- Wygodnie? - usłyszałem rozbawione pytanie dziewczyny, na które sam odpowiedziałem uśmiechem.
- Twardo... i ogólnie to strasznie niewygodnie, ale cicho - po moich słowach zapadła po raz kolejny cisza i trwała tak chyba przez pięć minut, nieprzerwana żadnymi dźwiękami, dopóki w dali nie dało się słyszeć odgłosu uderzających butów o podłogę - Chyba będziemy musieli się zbierać - otworzyłem oczy i spojrzałem w kierunku wyjścia ze stołówki. Daisy zdążyła dopić swoją kawę i z niepokojem odwróciła głowę w tę samą stronę co ja. Poderwałem się z miejsca i znowu chwyciłem ją za rękę. Jednak nie zamierzałem wracać drogą, którą tutaj przybyliśmy. Podeszliśmy szybko pod wielkie drzwi stołówki i wychodząc na korytarz, który już nie był niczym oświetlony, udaliśmy się szybko w stronę pokoju.
To było aż dziwne, że nikt nie skapnął się o naszej nocnej wędrówce, ale być może faktycznie udało się to zrobić niemalże niezauważalnie. Spojrzałem na trzymany w dłoni kubek, z którego niedawno piłem kawę, potem na jej, który natychmiast zabrałem i odłożyłem na biurko.
- Nie wierzę, że to się udało - powiedziałem to bardziej do siebie, ale natychmiast otrzymałem odpowiedź.
- Myślałam, że jesteś pewny braku zauważenia przez innych.
- To teraz już mogę się przed tobą przyznać, że przez krótką chwilę szukałem dobrego rozwiązania wyjścia z sytuacji, gdyby nas ktoś przyłapał - zaśmiała się, chowając twarz pod swoimi ciemnymi włosami. Rozłożyłem ręce na boki w geście, jakbym nie wiedział co ją tak bardzo rozbawiło. W sumie, to nie wiedziałem.
- Teraz będę wiedziała, żeby nie iść z tobą na nocne zwiedzanie - zajęła swoje miejsce na łóżku i gdy tylko zerknęła na leżące książki, na jej twarz wdarł się grymas niezadowolenia. Czyżby tak miło upłynął jej ten krótki czas, że wizja nauki wydawała się teraz istnym koszmarem? Ponownie uśmiechnąłem się pod nosem, chwytając telefon i kładąc się obok. Przyciągnąłem do siebie leżącą przed Daisy książkę.
Minęła kolejna godzina, ale o tej porze nawet kawa, którą wypiliśmy zbytnio nie pomogła. Znaczy... pomogła, ale na krótki czas. Słysząc z boku ciche ziewanie, aż nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu.
- Zarządzam zmianę w sposobie nauki. Ja czytam, a ty słuchasz - otworzyłem na stronie, którą starannie zaznaczyła kartką, a nawet podkreśliła początek zdania, na którym skończyła. Popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem, przez tą godzinę już kilka razy proponowałem żeby skończyć, ale odmawiała mi to w taki sposób, że nawet nie pomyślałem o namawianiu jej dziesięciokrotnie. Tylko o połowę mniej. Pokiwała głową i ułożyła się wygodnie na łóżku. Wstałem, siadając na krześle. Choć nie było to moje wymarzone miejsce, ani nie trzymałem w ręce mojej wymarzonej książki, to po szybkim przetarciu oczu, zacząłem czytać tą nudnie sklejoną z przypadkowych słów treść tematu. Nie zdziwiłem się, że po jakimś czasie, gdy uniosłem wzrok znad podręcznika, zastałem widok śpiącej Daisy, która widać, że przegrała tę walkę ze snem. Odłożyłem książkę na biurko i osunąłem się w krześle, krzyżując palce od dłoni, które spoczęły na moim brzuchu. Przyglądałem się w ciszy temu widokowi, niepotrzebnie dziwiąc się, że zasnęła tutaj bez żadnego problemu. I to było już faktycznie urocze.
Podniosłem się, podchodząc do łóżka i zdejmując z niego wszystko co tylko mogło przeszkadzać. Zaczynając od książek, a kończąc na ołówkach, długopisach i tego typu rzeczach. Żeby niepotrzebnie jej nie ruszać, nie próbowałem wyciągnąć spod niej kołdry, ale zabrałem z szafy koc i okryłem nim Daisy, będąc świadomym, że wiecznie otwarte u mnie okno, wpuszczające tu orzeźwiające, zimne powietrze, niekoniecznie może być przyjemne dla dziewczyny tak jak jest przyjemne to dla mnie. Sam położyłem się na drugim krańcu łóżka na plecach, mając głowę wspartą o założone do tyłu ręce.

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz