niedziela, 24 czerwca 2018

Od Isabelle cd. Harry'ego

Skrzywiłam się na hałas, który wyrwał mnie ze snu. Miałam wrażenie, że powinnam wstać, ale nie dałam rady nawet poruszyć ręką ponownie, a już nie mówiąc o podnoszeniu się z łóżka. Chciałam położyć się spać, nie zważając na słońce, które musiało już od dawna budzić świat do życia.
Nie mogłam zasnąć tej nocy i choć było mi tak przyjemnie, jak nigdy dotąd, to kręciłam się niesamowicie, co pewnie Harry zauważył. 
- Muszę iść do brata - stęknęłam cicho pod nosem, ale nie byłam w stanie nawet otworzyć oczu. Znów czułam się cała ociężała, tak jakbym nosiła poprzedniego dnia nie wiadomo jak ogromne rzeczy. O próbie podniesienia się nawet nie było mowy, dlatego od razu jak tylko powiedziałam sobie stanowczo, że wstanę, od razu ponownie zasnęłam. Nawet nie starałam się usłyszeć odpowiedzi chłopaka.
~*~
Najpierw usłyszałam głuche uderzenie o szafkę stojącą tuż obok łóżka, a zaraz potem poczułam jak po mojej ręce roznosi się tępy ból. Syknęłam pod nosem, podkurczając ją i masując drugą obolałe miejsce. Głupia szafka. Nie dość, że wyrwała mnie ze snu, to jeszcze go przerwała. Przewróciłam się na drugi bok, zagłębiając twarz w poduszce. Słońce. To znaczy, że jest już jasno. A wnioskując po intensywności przedostającego się przez okno światła, powiedziałabym, że bardzo jasno. Pokój wyglądał całkowicie inaczej niż wieczorem. Nie były to luksusy, ale nie był też najgorszy. Najważniejsze, że zadbany, bo nie wiem co bym zrobiła, uświadamiając sobie rano, gdzie śpię. Pewnie wysprzątałabym tu wszystko przed ostatecznym wyjściem.
Było zadziwiająco cicho. Żadnych warkotów silnika, głosów ludzkich, innych wskazujących na obecność cywilizacji dźwięków. W pokoju tak samo.
Podniosłam się, choć przyszło mi to z trudem. Przetarłam twarz rękoma, zaczesując opadające włosy do tyłu i uderzyłam rękami o pościel. Nadal z lekka nieprzytomnym spojrzeniem rozejrzałam się po pokoju, nie rejestrując żadnej oznaki życia. Byłam tylko ja.
Gdzie podział się Harry?
Odrzuciłam kołdrę na bok i postawiłam bose stopy na zimną podłogę. Przeszłam przez pokój powolnym krokiem, dopiero później zauważając stół, a na nim pozostawione dla mnie śniadanie. Uśmiechnęłam się do siebie. To miłe z jego strony. Kochany jest.
Tuż obok leżały ubrania. Więc pomyślał o wszystkim. W sumie racja, moje wczorajsze nadawały się jedynie do pralki, o ile zaschłą krew można sprać. Zamierzałam wziąć prysznic. Długi i kojący. Taki, który udowodni mi, że prysznice potrafią być jeszcze przyjemne. Ten w domu ojca nie był za ciekawy tylko ze względów, że po prostu należał do Edwarda. Już sam mój pobyt w łazience był dla mnie mało komfortowy, jak zresztą każda chwila w tym domu.
Potrząsnęłam głową, starając się nie myśleć o wszystkim tym co zaszło. Choć trudno było odpędzić mi się od myśli biegnących w stronę mojego brata. Nadal nie wiedziałam co z nim jest. Jeśli dzisiaj pójdę do szpitala, to będę wymagać tego, aby powiedzieli mi w końcu coś konkretnego, a nie, że muszę czekać. Cholera, jestem jego siostrą. W dodatku bliźniaczką. Lekarz powinien akurat mieć pojęcie co teraz przeżywam.
Zabrałam pozostawione rzeczy, przyznając Harry'emu to, że wiedział jakie ubrania przypadną mi do gustu. Trudno się dziwić skoro przez większość swojej kariery ma dobierane ubrania dzięki stylistom. Jakieś pojęcie zawsze jest.
Zamknęłam za sobą drzwi, upewniając się, że klucz działa i drzwi są na pewno zamknięte. Zdjęłam ubrania z siebie i włączyłam wodę zanim jeszcze weszłam pod ciepły strumień. Przez chwilę relaksowałam się szumem spływającej wody, by po chwili zanurzyć rękę, a potem wejść całą. Woda przyjemnie spływała po moim ciele tworząc stróżki. To było to, czego również mi brakowało. Tego relaksu i chwilowego wyłączenia. Zapach kokosowego szamponu rozniósł się po kabinie, gdy myłam włosy.
Po przyjemnej chwili, ubrałam się, wycierając włosy w ręcznik, który ostatecznie zwinęłam na swojej głowie w turban. Otworzyłam drzwi, gasząc po sobie światło i skierowałam się w stronę małej kuchni. I pewnie bez problemu bym tam weszła, gdyby mojej uwagi nie przyciągnęła leżąca kurtka na podłodze. I zdecydowanie nie należała do Harry'ego. Po pierwsze, nie ten gust, po drugie, nawet na jego bałaganiarstwo, pozostawienie akurat kurtki na podłodze nie jest w jego zwyczaju. Cichy chichot dobiegający z kuchni tylko mnie utwierdził w tym, że na pewno to nie Harry. A trzeba było zamknąć jeszcze drzwi wejściowe.
Nie należę do kobiet, które pierwsze co, to chwytają za telefon i dzwonią po ratunek. Zabrałam z półki książkę i niemalże skradając się do kuchni, zamierzałam sprawdzić, kto śmie bezceremonialnie w niej przebywać. Dźwięk uderzających butów o podłogę się zbliżał, więc stanęłam za ścianą, gotowa na ewentualny atak i obezwładnienie włamywacza. Już unosiłam książkę do góry, gdy w ostatnim momencie rozpoznałam blond czuprynę.
- Jezus Maria! - krzyknął blondyn i odsunął się jak poparzony aż pod samą ścianę, opierając rękę na piersi. Wypuściłam głośno powietrze, zamykając oczy. Przeklęłam w myśli i spiorunowałam chłopaka spojrzeniem - Przez chwilę myślałem, że chcesz mnie zabić.
- Nadal nie jestem pewna, czy na pewno tego nie zrobię. Niall, co ty tu tak właściwie robisz? - zapytałam, wywracając oczami. Chłopak podniósł na mnie nie mniej zaskoczone spojrzenie, tylko z taką różnicą, że już po chwili szczerzył się do mnie szerokim uśmiechem, ze smakiem wcinając moje śniadanie, które trzymał w ręce. Jedynie kawa leżała nietknięta, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Słyszałem historię o wazonie, ale nie myślałem, że faktycznie jesteś zdolna do ataku, patrząc na twoją kruchą sylwetkę - zmrużył brwi, patrząc z jeszcze większym zaskoczeniem i niepokojem na moją rękę. 
- Rozumiem, że mam to odebrać jako komplement? - odłożyłam książkę na stolik - Wiesz... mając pięciu braci, z czego dwóch starszych, Nate'a, który nie pozwala się zbliżyć nikomu w swoim towarzystwie do mnie nie więcej niż na dwa metry, Gabriela, który samą swoją paplaniną odgania potencjalnych kandydatów i ojczyma fanatyka na punkcie przeróżnych walk, raczej nie powinieneś się dziwić, że jestem zdolna do samoobrony - zabrałam swoją kawę zanim chłopak zdąży i to opróżnić w ułamku sekundy świetlnej - Wspominałam, że przez jakiś czas chodziłam na sztuki walki? Nie? W takim razie, chodziłam na sztuki walki. Bezbronna jestem tylko wtedy, gdy maluję paznokcie. Gdzie Harry? - Niall wzruszył ramionami, a ten gest wydał mi się ewidentnie bardzo nieszczery. Zmierzyłam go spojrzeniem godnym złego policjanta na przesłuchaniu. Blondyn uniósł ręce do góry w obronie, tylko czekając aż rzucę przed nim teczkę z dowodami.
- Naprawdę nie wiem. Nie chodzę za nim krok w krok jak bodygard. Pewnie poszedł coś załatwić, za chwilę wróci - stanął w przejściu do kuchni i zmierzył mnie spojrzeniem. Zabrałam pozostawiona część mojego śniadania i minęłam go w przejściu, idąc w kierunku łóżka. Tam zamierzałam w spokoju zjeść i poczekać aż wyschną mi włosy.
- Nadal nie wyjaśniłeś mi swój niespodziewany pobyt - rzuciłam, biorąc porządny łyk kawy, która miałam nadzieję, że mnie rozbudzi do końca - Myślałam, że siedzisz z Charlie, a nie balujesz w Anglii - uniosłam podejrzliwie wzrok, na który chłopak odpowiedział przewróceniem oczami. Rozejrzał się po pokoju i przystąpił do wyjaśnień.
- Pomagałem Harry'emu. W końcu chyba mam prawo jako pełnoprawny przyjaciel? Robiłem to, co do mnie należało. A o Charlie się nie martw. Wie, że jestem w Anglii. Właściwie to... też miałem cię zapytać gdzie jest Hazza - usiadł niedaleko łóżka. Uniosłam brew, nie do końca mu wierząc. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się to wszystko dziwnie podejrzane. Nie to, że wspierał mojego chłopaka, gdy mnie nie było, ale to, że również nie wiedział gdzie on jest.
- Najpierw sprzątnij swoją kurtkę z podłogi. Strasznie nie lubię jak wszędzie walają się ubrania. Po drugie... i w tym celu wtargnąłeś do naszego pokoju jak do siebie? - Niall spojrzał na leżącą kurtkę, jednak bardziej zainteresowała go druga część zdania, więc najwyraźniej zignorował moje polecenie.
- Pukałem - zauważył, wyraźnie zadowolony z siebie, że miał takie alibi.
- To nie uprawnia ciebie do wejścia - znów przewrócił oczami, jakbym to tylko ja widziała w tym wielki problem.
- Czekałem, ale nikt nie odpowiadał. Harry chciał żebym zaczekał na niego tutaj, więc czekałem. W końcu myślałem, że pojechaliście razem do szpitala, więc zebrałem się do wyjścia i nagle mnie zaatakowałaś. Właściwie, to jestem umówiony na mieście o dziesiątej, więc trochę mi się spieszy, ale obiecałem, że na niego poczekam, więc czekam, a powinienem właściwie już wychodzić...
- Jak to o dziesiątej? - przerwałam mu. Posłał mi zdziwione spojrzenie, jakbym zerwała się z choinki. Mierzyliśmy się pytającymi spojrzeniami przez chwilę - To która jest godzina?
- Jak to która? W pół do - odpowiedział chyba zaskoczony, że nie wiem. Naprawdę jest tak późno? I ja tego nie zauważyłam? Powinnam być dawno w szpitalu!
Zerwałam się z łóżka, dopijając w mgnieniu oka kawę i zakładając na siebie bluzę.
- Ej! A ty dokąd?
- Ty wiesz która godzina? Miałam wstać o wiele wcześniej, a jest już prawie południe - rzuciłam pospiesznie, stając przed lustrem i związując mokre włosy. Całe szczęście, że zdążyłam je rozczesać.
- Południe!? Issy, południe będzie za dwie godziny! - mówił tak, jakby nie potrafił zrozumieć mojego postępowania. Ale to mój brat leżał w szpitalu, a nie jego. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, nawet nie patrząc. Wychodząc, uderzyłam o coś z impetem i aż się odbiłam. Gdyby nie silne ramię, które mnie przyciągnęło, pewnie leżałabym na ziemi.
- A ty gdzie się tak spieszysz? - roztargniona uniosłam głowę, napotykając spojrzenie zielonych oczu i cudowny uśmiech Harry'ego.
- O! Dobrze, że jesteś. Twoja dziewczyna nie dość, że chciała mnie zabić, to jeszcze twierdzi, że zaspała - Niall wstał z miejsca i wymachiwał rękoma na boki. Spojrzałam na niego przelotnie by zaraz potem znów przerzucić wzrok na Harry'ego.
- Gdzie byłeś? - zapytałam, delikatnie odsuwając się od niego. Naprawdę byłam ciekawa gdzie był, szczególnie o tej godzinie.
- Pewnie poszedł do kochanki - jakby spojrzenie umiało zabijać, to Niall pewnie już dawno leżałby trupem na podłodze. Chłopak widząc moją minę tylko głośno się zaśmiał - No żartuję przecież, Issy - Harry rzucił mu wymowne spojrzenie, choć widziałam, że go to rozbawiło. Mi do śmiechu nie było.
- Już ci mówię - ostrożnie wepchnął mnie do środka pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przez cały czas obejmował mnie w talii - Byłem w szpitalu, dowiedzieć się czegoś. Nie obudziłem cię, bo byłaś tak zmęczona, że pomimo chęci wstania, od razu zasnęłaś. Od paru dni pewnie nie spałaś wcale, więc należy ci się odpoczynek, choć strasznie w nocy się kręciłaś - otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale on pokręcił głową i nie dał mi dojść do słowa, zasłaniając mi je dłonią - Wiem, że chcesz teraz iść do szpitala, a wręcz biec tam na złamanie karku, ale ci nie pozwolę. Nate jest na OIOM'ie pod stałą obserwacją, nie wiedzą kiedy się wybudzi, będą obserwować jego stan. Operacje prawdopodobnie się udały. Wiem to wszystko, bo nadal myślą, że jestem jego szwagrem. Twój ojciec... znaczy Rick dzwonił do mnie, bo ty nie odbierałaś. Właśnie jest w drodze do Anglii, ponieważ prosiła go o to twoja mama. Ona sama nie może lecieć, ale o tym pewnie wiesz. Będzie tu za parę godzin. Na razie usiądź i nie stresuj się niepotrzebnie - odgarnął mi włosy z twarzy i uśmiechnął się. Byłam zaskoczona, że załatwił tyle rzeczy i szczerze zamurowało mnie. Nawet się nie odezwałam, tylko pokiwałam głową i spuściłam spojrzenie. Sięgnęłam z kieszeni telefon, aby sprawdzić, czy faktycznie Richard do mnie dzwonił. Dzwonił i to nie jeden raz. A najlepsze jest to, że dzwoniła również mama. 
- Dobrze, więc... kiedy będzie można mi wyjść z pokoju? - zapytałam, unosząc brwi z dumną postawą. Harry uśmiechnął się rozbawiony, spoglądając na Nialla.
- Za chwilę - odpowiedział i pocałował mnie w policzek. Moje kąciki ust delikatnie się uniosły, ale ostatecznie nie zamierzałam go namawiać. Skoro tak, to dokończę moje śniadanie. Pochyliłam się i sięgnęłam leżącą kurtkę Nialla i rzuciłam nią w stronę wyszczerzonego chłopaka. Złapał w ostatnim momencie, choć i tak oberwał. Zachichotałam pod nosem, ściągając buty i gramoląc się z powrotem na łóżko.
- Mam jeszcze jedno pytanie - uniosłam palec do góry, gryząc szybko śniadanie - Co ON tu robi? - wskazałam na blondyna, który zrobił niewinną minę.

Harryś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz