poniedziałek, 11 czerwca 2018

Od Zaina cd. Daisy

Podniosłem plecy, wpierając się na łokciach. Spojrzałem w jej kierunku z nadal szerokim uśmiechem. Pokręciła na ten gest głową, przybierając obronną postawę.
- Każdy je ma - wstałem, cicho prychając.
- Nawet ty? - uniosła brew, nadal przyklejona do szafy, która obecnie stanowiła jedyną linię ochrony i strategiczne miejsce uniknięcia konsekwencji z powodu usłyszanego i stwierdzonego przeze mnie faktu. Zaprzeczyłem, kręcąc głową.
- Prócz mnie, rzecz jasna. Stanowię wyjątek.
- Zostań tam - powiedziała, próbując się odsunąć, ale nie mając większej możliwości ucieczki, jedyne co mogła zrobić, o rozejrzeć się ponownie po pokoju.
- Wkopałaś się - stwierdziłem, unosząc ręce do góry - Drzwi są po drugiej stronie szafy, a do łazienki nie dasz rady uciec. Chyba, że oceniam cię zbyt pochopnie i masz jakieś nadnaturalne umiejętności przemieszczania się bez zauważenia.
- Jak Flash? - zapytała.
- Coś w tym rodzaju - pokiwałem głową, zaskoczony jej spostrzeżeniem - Tak czy inaczej, nie masz co zrobić - otworzyła usta by widocznie się bronić słownie, bo tyle jej pozostało, ale ostatecznie zrezygnowała. Zrobiła proszącą minę, która sama się prosiła o odpowiedź uśmiechem. Zrobiła krok w przód, decydując się na wyminięcie szafy i skierowania ku wyjściu, jednak natychmiast się cofnęła, gdy zrobiłem krok w przód.
- Co? - zapytałem rozbawiony.
- To nie fair! - krzyknęła roześmiana - Odwróć się i nie patrz, albo chociaż daj mi parę sekund.
- Uciekniesz - opuściłem brwi w dół. Dziewczyna ukryła uśmiech i pokiwała głową.
- Taki jest właśnie plan - przewróciłem oczami i zanim ona zdążyła szybko skręcić w bok, chwyciłem ją za rękę i mocno przyciągnąłem do siebie. Uderzyła o moja klatkę piersiową i schowała się w swoich ramionach, którymi opatuliła cała sylwetkę, piszcząc ciche "Nie".
- Ale mówiłem, że ci się nie uda - objąłem ją wokół, nie puszczając.
- Nie mówiłeś, że mi się nie uda, tylko że nie dam rady uciec - uniosła na początek oczy, by potem ostrożnie podnieść swój podbródek.
- To jest to samo - przewróciłem oczami - A teraz to już nie ma znaczenia - połaskotałem ją ponownie, nie wypuszczając z objęć. Zaśmiała się głośno, a zdając sobie z tego sprawę, zasłoniła usta dłonią. Nie na długo. Po chwili odsunąłem się, zostając delikatnie odepchnięty. Daisy założyła opadające kosmyki włosów za ucho z nadal szerokim uśmiechem na ustach.
- Zdecydowanie bardziej otwierasz się przy mnie samemu niż w obecności innych - stwierdziłem. Tym razem, ona bez skrępowania przyznała mi rację, kiwając głową.
- Tak jak mówiłam poprzednio - wzruszyła ramionami. Odpowiedziałem jej uśmiechem - Chyba będę się już zbierać.
- No dobra, już cię nie będę męczyć. Życzę miłej, pierwszej nocy w akademiku i słodkich snów - skierowałem się za nią do drzwi. Otworzyła je i posłała mi uśmiech w podziękowaniu.
 - I wzajemnie... którejś tam z kolei nocy tutaj - wyszła, zamykając za sobą drzwi.
~*~
Dzisiaj nie byłem spóźniony na lekcje. Dzisiaj byłem cholernie spóźniony na lekcje. Wpadłem do sali jak piorun miotany przez samego Zeusa i od razu wyszczerzyłem się w kierunku nauczycielki.
- Co tym razem takiego się stało, że spóźniłeś się aż dwadzieścia minut na lekcje? - skrzyżowała ręce na piersi i zmierzyła mnie spojrzeniem. Zaczęło mi brakować wymówek, a to oznacza, że na jakiś czas trzeba ogarnąć się z tymi spóźnieniami. Ale teraz trzeba coś wymyślić, bo jak to tak się przyznać?
- Proszę pani, bo zdarzyło się nieszczęście - odpowiedziałem łamiącym się głosem - Bo ogólnie rzecz biorąc, to niby wszystko w porządku. Wstaję sobie, oczywiście punktualnie. Ubrałem się, poszedłem do łazienki...
- Bez szczegółów proszę - powstrzymałem się przed szerokim uśmiechem i kontynuowałem dalej, czując na sobie spojrzenie większości osób z klasy.
- Dobrze. Teraz pani niech usiądzie - nabrałem powietrza do płuc, opierając się rękoma o jej biurko - Czasem... jak zamykam oczy... to nic nie widzę! To okropne! - usłyszałem jak Harry nie wytrzymuje już ze śmiechu i zaczyna się trząść na tej ławce, by tylko nie roześmiać się na całą klasę. Ja sam z trudem utrzymywałem poważnie przerażoną minę i posłałem mu piorunujące spojrzenie - No i z czego się śmiejesz? - nie wytrzymał. To było pewne.
- Dobrze - powiedziała zrezygnowanym głosem rozbawiona nauczycielka - Nie wpiszę ci tego spóźnienia, ale następnym razem nie zamykaj oczu - o tak właśnie, gdzie brawa dla mnie.
- Nigdy więcej - pokręciłem głową, idąc w kierunku swojej ławki. Spojrzałem w bok, na Daisy, posyłając jej dyskretny uśmiech - Chyba, że w wyjątkowych sytuacjach - puściłem do niej oczko. Usiadłem obok Harry'ego, posyłając mu triumfalny uśmiech, który oczywiście nie uszedł jego uwadze.
- To było żenujące - nie przejąłem się jego uwagą i nadal zadowolony z siebie, wygodnie rozsiadłem się na krześle.
- Przyznaj się, że po prostu zazdrościsz mi geniuszu, bo sam byś lepiej nie wymyślił, mądralo - prychnąłem, bawiąc się w dłoni wziętym długopisem.
- To gdzie wczoraj byliście? - moja mina spoważniała, jakby to pytanie porządnie uderzyło w moją osobę. Spojrzałem na niego, a właściwie to mu się przyjrzałem, a gdy on odwrócił głowę w moją stronę, natychmiast zrobiłem unik, wzrokiem omiatając przód klasy.
- Ale kto? - odparłem obojętnie.
- Nie rób ze mnie idioty, Malik.
- Ja? Z ciebie? Skądże. Chociaż?
- Ty i Daisy.
- Nigdzie.
- To znaczy gdzie?
- A czy ja się ciebie pytam gdzie ty łazisz z Issy? - popatrzył na mnie bez cienia emocji, unosząc brew do góry. Przewróciłem oczami. Fakt, pytałem. Ale to wszystko z czystej ciekawości. Wcale nie oczekiwałem odpowiedzi - No dobra, może czasem.
- Ona cię polubiła - nagle zmienił temat. Starałem się otrzymać niewzruszony wyraz twarzy, skupiając całą uwagę na nauczycielce, a nie na jego spostrzeżeniu.
- Ale kto? - aby znaleźć sobie jakieś zajęcie, zacząłem długopisem bazgrać po kartkach zeszytu. Jeśli to będzie ta jedna z rozmów, gdzie Harry włącza swoje zdolności przewidywania przyszłości, to zdecydowanie odmawiam dalszej konwersacji.
- Ty serio robisz ze mnie idiotę - westchnął, aczkolwiek nie potrafił się irytować. To wyglądało za słodko - No kto? Daisy.
- A czy to coś dziwnego? - wzruszyłem ramionami. Fakt, że ktoś mnie lubi bądź nie, obchodził mnie tak jak zeszłoroczny śnieg. Wróg czy nie wróg, był zmuszony żyć ze mną w odległości tak dużej jak ta sala. Chyba że był chodzącą staruszką sprzątającą tę posesję i wiercącą we mnie dziurę wielkości Wielkiego Kanionu Kolorado od razu jak tylko pojawiam się na jej drodze - Albo inaczej. Czy dla ciebie to coś dziwnego?
- Nie. Absolutnie nie dziwię się, że pakujesz się w kolejne kłopoty - pokręcił głową. Ta sugestia była nawet denerwująca. I właśnie przez to do mnie dotarła.
- Ale o co ci chodzi? Czy za każdym razem jak spotykam obojętnie jaką dziewczynę i zamieniam z nią więcej słów niż "Cześć", to pakuję się w nie wiadomo jak wielkie kłopoty? - też sobie wybrał czas i miejsce. Specjalnie na mnie czyhał, żeby tylko być samemu i mieć przewagę w takiej postaci, abym nie był w stanie zawrócić i wyjść.
- Choć raz w życiu posłuchaj swojego zdrowego rozsądku i tego co ci podpowiada - prychnąłem od nosem, totalnie ignorując jego uwagę. Jakbym się słuchał zdrowego rozsądku, to nadal tkwiłbym w tym samym miejscu, a moje życie potoczyłoby się totalnie inaczej. Ja nie należę do takich osób.
- Czy wystarczająco uspokoi cię odpowiedź, że nie zrobię nic co potem mógłbym żałować? Styles, znam ją dopiero od wczoraj, okey? A teraz wybacz, ale zakończę ten temat szerokim uśmiechem i udajmy, że go wcale nie było. I pamiętaj, wara mi się komukolwiek z tego spowiadać - stuknąłem długopisem o ławkę i tak jak mówiłem, wykrzywiłem usta w szerokim uśmiechu.
- Nie wiem kompletnie co masz na myśli - chłopak pokręcił głową, ale dał spokój. Udało się. Aż sam się dziwię, że odpuścił. Więcej na ten temat nie rozmawialiśmy, chyba tylko dlatego, że ja najbardziej jak tylko potrafiłem, tego unikałem. I tak dzień minął do samego wieczoru.
A wieczorem...
Przekartkowałem na szybko książkę, schodząc ze schodów drugiego piętra. Musiałem załatwić sobie jakieś notatki z początku lekcji, na którą się spóźniłem. Ruszyłem środkiem korytarza, a moje spojrzenie natychmiast przyciągnęła sylwetka idącej w moim kierunku dziewczyny. Od razu rozpoznałem w niej Diasy. Zatrzymała się przy moich drzwiach i zapukała. Stanąłem za nią, unosząc delikatnie kącik ust.
- Wątpię abyś się dostała - wzdrygnęła się i gwałtownie odwróciła, szybko jednak odzyskując uśmiech na twarzy.
- Nie myślałam, że pojawisz się gdzieś indziej, niż ze środka swojego pokoju - założyła kosmyk włosów za ucho, nadal mocno ściskając do piersi zeszyt opatulony rękami. Pokiwałem głową, przyznając zarazem, że to całkiem logiczne myślenie. Spuściłem wzrok na pożyczoną książkę i uniosłem ja do góry.
- Byłem na misji zdobywania notatek - przyjrzała się okładce i skinęła głową - Nie zawsze całym sobą poświęcam się lekcji. Szczególnie tej powtórkowej - jej kąciki ust drgnęły w górę, a ona sama poruszyła się w miejscu. Rozejrzała się dookoła i przyjęła pewniejszą postawę.
- Spisujesz - stwierdziła i na moment podniosła brwi w górę.
- Ja? Nigdy w życiu - zaprzeczyłem, posyłając jej porozumiewawczy uśmiech, w tym samym czasie wyjmując z kieszeni bluzy klucze od pokoju i wkładając je w zamek - Powiedzmy, że korzystam z czyjejś pomocy. Albo po prostu wykorzystuję. Bezczelny ze mnie typ - otworzyłem drzwi i stanąłem w przejściu - Tak właściwie... - odwróciłem się z powrotem w jej stronę z pytającym wyrazem twarzy - Mam wrażenie, że masz jakąś sprawę. I to sprawa skierowana specjalnie do mnie. Aż mi to schlebia - zacisnąłem usta i czekałem na odpowiedź. Daisy niepewnie pokiwała głową, spuszczając wzrok na trzymane w ręce książki.
- Właściwie, to trochę obawiałam się przed zadaniem tego pytania... Próbowałam wynaleźć opcje, ale... Dobra, od początku - wzięła z cichym chichotem powietrza do płuc - Właśnie w związku ze zbliżającym się egzaminem szukałam pomocy. Chciałabym go zdać...
- Nie musisz skoro jesteś tu nowa - przerwałem jej. Popatrzyła na mnie w ciszy. Machnąłem ręką - Przepraszam. Przyzwyczajenie. Mów dalej.
- Więc... Tak jak mówiłam, chciałabym go zdać. Nauczyciel mówił, że najlepiej jakbym znalazła kogoś kto w miarę pojmuje materiał i potrafi wytłumaczyć... - z każdym jej słowem poszerzał się mój uśmiech. A ona widząc to, również zaczęła się coraz szerzej uśmiechać. Podobało mi się. Na tyle, żebym przez chwilę przestał jej słuchać i tylko patrzył - Co ty na to? - zapytała na sam koniec. Zmierzyłem ją spojrzeniem, mrugając parę razy.
- Więc mam ci wytłumaczyć to i owo? - wybrnąłem z niezręcznej sytuacji.
- Prościej mówiąc, to tak - pokiwałam głową.
- Z czystej ciekawości zapytam... sama obrałaś sobie kogoś godnego, czy...? - oparłem się o futrynę drzwi pokoju i czekałem na odpowiedź.
- Prawdę mówiąc, nauczyciel mi pomógł. I parę innych czynników.
- No proszę, nie spodziewałem się. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało - wywróciłem oczami - Jednak jestem nadal za porządny skoro polecają mnie nauczyciele do dobrej uczennicy.
- Jeszcze nie wiesz jak się uczę.
- Mam zdolność rozpoznawania tego u ludzi. No proszę cię Daisy... podejrzewam, że jesteś ambitną osobą, wnioskując z tego, że chcesz przystąpić do egzaminu już w tym roku. Poza tym, nie trudno to zobaczyć patrząc na jakąś osobę. Choć wierzę w wyjątki.
- Takie jak ty? - uśmiechnęła się niewinnie. Zaśmiałem się.
- Ty jednak wiesz co zrobić, żeby moje ranione przez wszystkich ego znów się podniosło - wyprostowałem się i otworzyłem szerzej drzwi - Więc zapraszam, po raz drugi już, do mojego małego królestwa - dziewczyna weszła tak samo powoli jak poprzednio, zatrzymując się jednak tym razem na środku pokoju - Mam cię zapewnić, że wyjdziesz stąd wyuczona całego tematu czy lepiej nie składać obietnic za szybko? - odłożyłem trzymaną w ręce książkę na biurku.
- Więcej niż jednego - przyznała i usiadła na tym samym miejscu co wczoraj po południu. Ja tym razem zająłem miejsce na krześle, obracając się w jej stronę.
- Czyli czeka nas nieprzespana noc? - skrzywiła się delikatnie, mnie natomiast to nie przeszkadzało. Mogłem nie spać całą noc, a dodatkowo była to jakaś wymówka żeby móc wypić sobie kawę.
- Chyba tak...
- Lubisz kawę? - uśmiechnąłem się dyskretnie. Odpowiedziała mi tym samym.
- Lubię, ale bez cukru i mleka. Wtedy czuć ten smak...
- Chyba zaczynam cię uwielbiać - roześmiała się, odkładając swoje materiały na bok i podciągając nogi. Usiadła po turecku - W końcu ktoś, kto mi nie powie, że uzależniam się od kofeiny.
- Uzależniasz się od kofeiny - starała się zabrzmieć bardzo poważnie.
- Dzięki - prychnąłem - W takim razie, przygotuj się na propozycję z mojej strony w związku ze zrobieniem kawy - zapewniłem ją - A teraz pokaż co chcesz przerobić.
~*~
Spojrzałem na zegarek i zaskoczony odłożyłem go z powrotem. Przeciągnąłem się, prostując zdrętwiałe plecy.
- Która jest? - dziewczyna spytała, odrywając się od czytanego tekstu.
- Dobrze po pierwszej.
- To znaczy?
- Dwadzieścia dwie po - oparłem głowę o krawędź łóżka, patrząc na sufit. Siedziałem na podłodze, z plecami opartymi o łóżko, na kolanach trzymając zeszyt. Pomiędzy moimi nogami wygodnie ułożyła się Sharika, zwinięta w kłębek. Daisy leżała na łóżku z głową nad książką, co jakiś czas zerkając na otwarty zeszyt leżący na moich udach - Realizować moją propozycję z wieczora?
- Tak, zrób kawę - oparła głowę o skrzyżowane ręce. Cieszy mnie to, że czuje się tutaj już o wiele swobodniej.
- Co to znaczy "zrób kawę"? - odwróciłem się teatralnie wzburzony. Zamknęła oczy, cicho chichocząc.
- Poproszę.
- Lepiej - odłożyłem zeszyt na bok i podniosłem się z ziemi, budząc przy tym kotkę - Jakieś specjalne życzenia, czy mam całkowicie wolną rękę?
- Nie daj się zauważyć przez dyżurnych - pokiwałem głową, podchodząc do drzwi i ze wszystkich sił starałem się je otworzyć jak najciszej.
- Żadne wyzwanie. Za dużo razy to robiłem. Nie ma prawa się nie udać - zanim jednak wyszedłem, do głowy przyszedł mi inny pomysł. Stanąłem w miejscu i odwróciłem się w stronę dziewczyny - A może pójdziesz ze mną? Nocny spacer po akademiku. Wyobrażasz sobie coś piękniejszego? - powiedziałem żartobliwym tonem, na który Daisy cicho się zaśmiała, zasłaniając usta dłonią.

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz