wtorek, 19 czerwca 2018

Od Siergieja do Cadlynn i Cassiopei

Ze znudzeniem obserwowałem, jak Cassie dłubie w swoim jedzeniu, ostatecznie zabierając się do konsumpcji. Sam posiłek nie wyglądał jakoś specjalnie apetycznie, zwłaszcza, że sam zwykłem żywić się w diametralnie inny sposób. Przez myśl przeszło mi nawet, że prędzej umrę tutaj z głodu niż zjem normalny posiłek. Dlatego na czas śniadania dziewczyn, ograniczyłem się jedynie do znaczącego spoglądania na posiłki na ich tackach i wzdychania. Tak, aby wyrazić swoje niezadowolenie, lecz w sposób niezbyt dosadny. Tak, jak robiłem to najczęściej. W milczeniu słuchałem też, jak dziewczyny rozmawiają ze sobą, nawiązują lepszy kontakt i poprawiają relację. To, co powinny robić osoby w naszym wieku. Czerpać z życia pełnymi garściami, bawić się, poznawać innych. A nie stać w miejscu i coraz bardziej spadać w odmęty przeszłości, której szpony zaciskały się na moim sercu. Dlaczego taki jestem? Dlaczego cofam się, zamiast iść dalej?
Nerwowo uderzyłem palcami w blat stołu i utkwiłem wzrok w przestrzeni. Nieważne, jak bym nie próbował, wszystko wraca. Jak irytująca myśl, nie dająca o sobie zapomnieć.

***


You shout it out
But I can't hear a word you say
I'm talking loud not saying much

Spojrzałem na Nikołaja ukradkowo, jakby nieśmiało. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Wszystko było dla mnie nowe, niepokojące. A to przecież miało być jedynie ognisko w towarzystwie ukochanego i znajomych chłopaka. Bo sam nie miałem nikogo godnego nazwania przyjacielem czy nawet kumplem. Wszyscy byli albo fałszywi, albo przebywali w moim pobliżu z racji pozycji ojca. A to? To pasożytnictwo, nie prawdziwa znajomość. Z tego powodu, zupełnie nie znałem osób, do których szliśmy.
Szatyn jednak zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze. Przecież będzie w pobliżu, gdyby cokolwiek złego miałoby się stać. Zupełnie nie przyjmując w tym czasie do wiadomości, że mam broń pod koszulą i sam mógłbym się obronić.
Momentami mam wrażenie, że nie mówimy o tych samych rzeczach.
— Nikołaj — szepnąłem, kiedy zobaczyłem grupę młodych ludzi, rozmawiających przy stercie drewna, po czym zatrzymałem się. Chłopak również zwolnił, po czym przechylił głowę na bok. Spoglądał na mnie jak dziecko, obserwujące bawiącego się szczeniaka: z radością i dozą uwielbienia.
— Co jest, Sergi? Coś nie tak? — Poczułem, że bierze mnie za rękę. Zarumieniłem się nieznacznie, po czym opuściłem wzrok na nasze dłonie. Chcąc się nieco uspokoić, zbliżyłem się do Nikołaja. Młodzieniec zareagował wręcz automatycznie. Musnął swym ciepłym oddechem mój kark, a następnie złożył na wargach delikatny, lecz stanowczy pocałunek — Wstydzisz się?
— N-Nie — zaoponowałem bez większego przekonania w głosie, po czym ukryłem twarz w ramieniu chłopaka — Po prostu źle się czuję. Jest mi gorąco, to ci chciałem powiedzieć.
Nikołaj wybuchnął śmiechem i przeciągnął wolną dłonią po moich białych włosach. Następnie oparł podbródek na czubku głowy i spojrzał na taflę jeziora, lśniącego w promieniach zachodzącego słońca.
— Pamiętaj, że zawsze będę z tobą Siergiej. Nigdy cię nie opuszczę, obronię cię przed każdym, kto będzie chciał nas rozdzielić.
Uśmiechnąłem się słabo, mimo, że nie mógł tego zobaczyć. Tak bardzo chciałem mu wierzyć. Lecz głos rozsądku z tyłu głowy wyraźnie podkreślił, że to niemożliwy. I, blyat, miał rację.

***

— Przydałoby się sprawdzić, co u koni — powiedziałem nagle, przerywając zarówno rozmowę dziewcząt, której, przyznaję się bez bicia, nie słuchałem, jak i tok rozmyślań. Cadlynn zerknęła w moim kierunku, po czym wstała z pustą tacą. 
— Dobry pomysł — odpowiedziała krótko, a następnie odeszła w stronę kuchennego okna. Powiodłem za nią wzrokiem, zastanawiając się, dlaczego w ogóle zgodziłem się wczoraj na to całe spotkanie zapoznawcze. Z mojej winy, ta biedna Bogu ducha winna dziewczyna cierpi właśnie z powodu kaca. Czy raczej cierpiała, patrząc na to, co Cassiopeia jej podała, lecz nikt nie wie, czy to naprawdę podziałało, a urokliwa blondynka jedynie udaje, byleby tylko nie zwrócić na siebie uwagi nauczycieli. Kuzynka przez chwilę robiła to samo, jednak ostatecznie, wraz z cichym westchnięciem, również odniosła tacę.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę ze stołówki do wyjścia. Prawdopodobnie dlatego, że żadne z nas nie chciało być "tym pierwszym", które zarzuci temat rozmów. Bo w końcu, nikt nie miał pewności, czy to, co ma zamiar powiedzieć, wpłynie pozytywnie na relację między pozostałymi czy wręcz przeciwnie. Ryzyko było zbyt duże.
Wszystko jednak zmieniło się, kiedy zaczęliśmy schodzić po schodach budynku, aby dostać się do stajni. Jak na mężczyznę przystało, puściłem dziewczyny przodem. Cadlynn, przecierająca szlaki, właśnie robiła krok przed siebie, kiedy to źle wymierzyła odległość. Bądź same stopnie były śliskie. Albo to jakaś złośliwa istota wyższa postanowiła zażartować z jej osoby. Nieważne były przyczyny tego zdarzenia, lecz jej skutki. Albowiem Cad straciła równowagę. Niby nic takiego, zwłaszcza, że szybko zmieniła pozycję, prawdopodobnie wyuczonym ruchem. Sam jednak fakt zaistnienia tej sytuacji zmusił mnie do interwencji, więc jasnowłosa momentalnie znalazła się w moich ramionach.
— Nic ci nie jest?

<Cadlynn?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz