wtorek, 26 czerwca 2018

Od Julesa cd. Lydii

- Tak ci się spodobałem, że aż tu za mną przyjechałaś? Jeśli zmieniłaś zdanie, to możemy jeszcze wrócić do tamtego hotelu. - Odwzajemniłem uśmiech, wciskając zapalniczkę do kieszeni. Wcześniej, tam  na balkonie, nie przyjrzałem się jej zbyt dobrze, jednak nie miałem wątpliwości, że to ta sama dziewczyna.
- Może innym razem. - Puściła mi oczko, przytrzymując dym w płucach, by po chwili móc powoli go wypuścić. Podczas gdy dziewczyna opuszczała pojazd, zdążyłem jej się trochę przyjrzeć. Była niższa ode mnie, chociaż szczerze mówiąc nigdy nie spotkałem kobiety, która by mnie przewyższyła, więc wymienienie tej cechy jako pierwszej nie było konieczne. Była szczupła, dość drobnej budowy, a brązowe włosy sięgały mniej więcej do połowy jej pleców. Tylko jedna rzecz bardzo zmieniła moje podejście, a było to nic innego jak znienawidzone przeze mnie okulary przeciwsłoneczne.
- Nie mogłeś przyprowadzić sobie koleżanki do akademika, więc musiałeś jechać aż do Londynu? - Oparła się o maskę swojego Range Rovera, kładąc jedną dłoń na biodrze. Zapatrzyła się moment na wejście do akademika, przez które właśnie przeszła grupka uczniów.
- Wystarczającą ilość podpunktów regulaminu już złamałem, chociaż dla ciebie mogę jeszcze zrobić wyjątek. 
- Doprawdy? - Uśmiechnęła się, przykładając papierosa do ust.  
- Zdejmij okulary - westchnąłem, zsiadając z motocykla. Naprawdę nic mnie tak nie irytowało, jak osoby noszące ciemne szkła. Szlag mnie trafiał, gdy nie widziałem oczu mojego rozmówcy.
- Nie. - Zmarszczyła brwi i odwróciła się na moment w moją stronę. - Idź już sobie, bo zaraz wypuszczę psa z samochodu.
Uniosłem obie ręce do góry, nie szczędząc jej szerokiego uśmiechu. Zabrałem kask, a na odchodne rzuciłem coś w stylu jeszcze się spotkamy i ruszyłem w stronę wejścia do akademika.
~~*~~*~~
Zerknąłem ukradkiem na zegarek, wiszący zaraz przy drzwiach wejściowych, orientując się, że dochodzi ósma. Na zewnątrz wciąż było jasno, ale za to odrobinę chłodniej niż w ciągu całego dnia, co jak dla mnie tworzyło wręcz idealne warunki do biegania. Wyszedłem na chwilę na balkon, a termometr przyczepiony do jednej z barierek wyznaczał dokładnie dwadzieścia stopni. Miałem ogromną ochotę zapalić, jednak spodziewałem się, że wtedy nie pobiegnę zbyt daleko. Ostatnio moja kondycja strasznie podupadła i nie było to spowodowane tylko moim zaniedbaniem treningów, a bardziej faktem, że moje płuca były bardzo obciążone, przez uzależnienie od fajek. Nie zniechęciło mnie to za bardzo, nie zamierzam rezygnować z żadnej z tych rzeczy, jednak nie byłem przekonany, czy aby na pewno połączenie ich na dłuższą metę przyniesie dobry skutek.  Zresztą. Czy to miało jakieś znaczenie? Szczerze mówiąc, w ostatnim czasie moje zdrowie było na samym końcu listy rzeczy, które chociaż w jakimś stopniu się dla mnie liczą. 
Wróciłem do pokoju pospiesznie przebierając się w odpowiedni strój do biegania, który w moim przypadku składał się ze spodenek, koszulki na krótki rękaw i nowej pary adidasów. Wyjąłem z szafki butelkę wody, wziąłem klucze, a bluzę z kapturem - na wypadek ulewy, które w ostatnim czasie były na porządku dziennym - przewiązałem sobie w pasie. Wyszedłem z pokoju, upewniając się, że zamknąłem drzwi na klucz i nikt nie będzie w stanie dostać się do środka. Nie lubiłem sprowadzać kogokolwiek do siebie, zwykle to ja spędzałem czas u kogoś. Nie byłem do końca pewny z czego to wynika, jednak w ostatnim czasie wolałem sam decydować o tym, czy chcę z kimkolwiek rozmawiać.
Zanim jeszcze zbiegłem po schodach, szybko zaszedłem do pokoju Isabelle, żeby zabrać ze sobą Brittany'ego. Jakiś czas temu Harry zapytał mnie, czy nie potrzebuję nadpobudliwego towarzysza do biegania, a ja... potrzebowałem jakiejś motywacji. W domu też biegałem razem z psem, a tutaj nie miałem swojego towarzysza, więc nie widziałem w tym większego problemu. Husky przywitał mnie radosnym szczekaniem i od razu sturlał się po schodach, czekając przy drzwiach wyjściowych. Roznosiła go energia, a ja nie byłem do końca przekonany, czy chociaż w pewnym stopniu uda mi się mu dorównać.
- Brittany! - Zawołałem, gdy zaczął szczekać na osobę, która właśnie otwierała drzwi. Pies zaskomlał i usiadł, bez przerwy obserwując wejście. W przejściu pojawiła się dziewczyna z hotelu, a zaraz za nią wszedł pies prowadzony na smyczy. Ponownie zawołałem Brittany'ego, który posłusznie, jednak niezbyt chętnie podszedł, zajmując miejsce przy mojej nodze. - Spotykamy się szybciej niż się spodziewałem. - Uśmiechnąłem się, unosząc kącik ust.
- Cóż za miła niespodzianka. - Odwzajemniła uśmiech, kładąc silny nacisk na słowo miła. Nie rozumiałem, czemu tak bardzo mi się opierała, nie była w ogóle zainteresowana, jednak miałem wrażenie, że chce mnie sprowokować.
- Również bardzo się cieszę z tego spotkania. Może tym razem zdradzisz mi jak masz na imię? 







Lydia?
nie wiem co się dzieje ze mną ostatnio, te wszystkie opowiadania są takie... słabe XD obiecuję, że będą coraz lepsze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz