środa, 18 lipca 2018

Od Zaina cd. Imanuelle

Uśmiechnąłem się do odchodzącej dziewczyny, którą doskonale znam, i do której zamierzam się tak uśmiechać, gdy po krótkiej chwili, ktoś trąca mnie w ramię, początkowo nawet w nie nie trafiając, co kwituję komicznym skrzywieniem na twarzy, mając nadzieję, że ta ręka jest chociaż godna dotknięcia mojej osoby.
Tak, jestem samolubną księżniczką tej całej placówki.
Odwracam się do Harry'ego, automatycznie mrużąc oczy, bo nie wygląda za dobrze. Jego mina jest taka, jakby przed chwilą zobaczył ducha, albo jego dusza nagle uleciała z ciała i nie pozostawiła po sobie ani śladu.
Jednym słowem. Nie wygląda zbyt atrakcyjnie, gdy jego włosy sterczą na wszystkie strony, jakby dopiero co wyszedł spod turbo suszarki.
Nie wiem w jakim celu mnie rozproszył, wydaje się szukać odpowiednich słów w tym momencie, dlatego cierpliwie czekam aż z siebie coś wydusi.
- Wiesz, może dobrym pomysłem byłoby...
Podnoszę z niedbałości wzrok i odwracam głowę w momencie, który ma przypieczętować koniec jego zmagań z wypowiedzią i próbą odwrócenia mojej uwagi.
- Czy ty to widzisz? - rozchylam usta z niedowierzaniem - Bo mi się wydaje, że poranne połączenie kofeiny i nikotyny przysparza mi większego haju niż mi się wydaje.
Jeśli los płata figle, to ten jest zdecydowanie najgorszy.
Cholera. Od dzisiaj koniec z porannym paleniem. Definitywnie.
Harry wpatruje się z takim samym niedowierzaniem malującym się na twarzy, jakie niewątpliwie pojawiło się na mojej. W ułamku sekundy wszystko, co próbowałem przez ostatnie cztery miesiące od siebie odsunąć, powróciło i uderzyło we mnie siłą wybuchu wulkanu.
Stoję jak wryty, nie wierząc, że ponownie widzę te jasne blond włosy, opadające na ramiona. Muszę naprawdę siebie upewniać, że to ona, i że jej nie pomyliłem z nikim innym, ale to nie jest ani fatamorgana, ani niewytłumaczalne zjawisko, choć jak dla mnie, może się nawet tak nazywać. Dobrze pamiętam, jak mówiła, że nigdy tu nie wróci. A teraz jej wzrok pada prosto na mnie i nasze spojrzenia się krzyżują. Jest daleko, ale udaje mi się wychwycić jej specyficzną i chwilową mimikę twarzy.
Nie wiem, czy przeżywa podobną walkę wewnętrzną, bo jak na razie nie widzę, aby zamierzała się wycofać.
Jej wzrok odczuwam całym ciałem i wszystko mnie fizycznie boli. Główny powód zdarzeń, które ostatnio się wydarzyły pomiędzy mną a Daisy, stoi właśnie w znaczącej odległości przede mną, przypominając, jak powinny wyglądać prawdziwe uczucia co do drugiej osoby.
Wtedy Imany opuszcza momentalnie spojrzenie i odwraca się tyłem, sięgając coś z samochodu.
Szkoda, że nie wie, ile o niej myślałem. Jak każdej nocy zadawałem sobie pytanie, czy ucisk w piersi naprawdę wynika z tęsknoty, czy tylko z tego, że sam sobie to ubzdurałem. Czasem ludzie chcą tego, czego nie mogą mieć, i mylą to z uczuciami do drugiej osoby.
Tak czy inaczej, to uczucie mi właśnie towarzyszy. Ucisk, ból powoli narastające w żołądku i zachęcające do pokonania dzielącego nas dystansu. Zrobiłbym już to do tej pory, gdyby nagle nie zaczęło mi coś przeszkadzać.
Wygląda dokładnie tak samo jak ją zapamiętałem, choć parę rzeczy jest sobie daleka. Jedna jest nad wyraz oczywista. Kim jest, przepraszam bardzo, stojący obok niej facet, do którego się uśmiecha?
- Zain - wtedy dociera do mnie, że dźwięk swojego imienia słyszałem już od jakiegoś czasu i dopiero teraz poczułem uderzenie na ramieniu. Chwyciłem się za rękę i odwróciłem z trudem głowę w stronę stojącego obok mnie Harry'ego. Dziwne, bo już nie maluje się na jego twarzy wyraz zaskoczenia, ale stanowczość, która mnie zaskakuje - Musimy wracać do środka - mówi, stając między mną, a widokiem, który rozciąga się przede mną. Patrzę na niego nieobecnym wzrokiem, kiwając głowę i wcale go nie słuchając. Słyszę go, aczkolwiek nie słucham. Przesuwam głowę, aby zobaczyć niemożliwe za nim.
- Co? Ach... tak - kręcę głową, przeczesując włosy dłonią. Czuję się jak w transie i odwracam w kierunku drzwi, choć to ostatnia rzecz jaką chcę zrobić. Robię parę kroków do przodu, ale zaraz przytomnieję i odwracam się gwałtownie, mijając chłopaka w ekspresowym tempie. Chyba próbuje chwycić mnie za koszulkę, aby mnie zatrzymać, ale nie udaje mu się, za to słyszę jego ciche przekleństwo pod nosem.
Nie zastanawiałem się ani przez chwilę co chcę zrobić, ani co powinienem zrobić, bo nie jestem takiego typu człowiekiem. Właściwie uświadomię sobie to dopiero, gdy stanę naprawdę blisko niej, a na pewno bliżej niż z drugiego końca parkingu.
Idę przed siebie, wcale nie będąc spięty tym zaskakującym spotkaniem. W mojej głowie pałęta się tyle pytań bez odpowiedzi i myśli, że nawet nie mam czasu, aby być zdenerwowanym, a nawet pomyśleć o tym, że powinienem być zdenerwowany. Mój wzrok pada jedynie na odwróconą sylwetkę Imanuelle, która wyciąga coś z samochodu.
Powinienem, nie powinienem...
- Co tutaj robisz? - prostuje się momentalnie na dźwięk mojego głosu, przewracając w rękach coś małego, co właśnie sięgnęła z samochodu. Nie odwraca się od razu, widzę jak jej ramiona unoszą się do góry i opadają przy zebraniu głębszego oddechu i dopiero po chwili odwraca się do mnie. Jej wzrok przeszywa moją duszę, ale jest w nim coś, co nie jestem w stanie określić. Tak samo jak mieszających się we mnie w tej chwili emocji.
- Niezwykle umiejętne oszczędzenie sobie zapoczątkowania rozmowy - mówi chłodnym tonem, mierząc mnie przeciągle spojrzeniem. Zakłada ramiona na piersi. Konsternacja, jaką widać na jej twarzy, przekonuje mnie, że nie spodziewała się mnie aż tak blisko. Ale w tej chwili mnie nic obchodzi, bo mam wrażenie jakby przede mną stanęło jakieś widmo, bo nie wierzę, że ona tu jest.
Gdy właśnie zamierzałem odpowiedzieć, obok niej pojawił się całkiem nieproszony gość i jednym niewinnym gestem sprawił, że znienawidziłem go już przed samym poznaniem imienia tego delikwenta.
Miałem wrażenie, że spogląda na mnie z wymuszonym uśmiechem, który tak idealnie wyrysował się na jego twarzy, choć ja nadal nie mogłem oderwać wzroku o jego dłoni, która spoczęła na biodrze Imany. Co do diabła...
- Mówiłem ci skarbie, żebyś zostawiła to w aucie - jego wyraz twarzy mówił coś w stylu "Trzymaj się z daleka od mojej dziewczyny" - Kto to? - Wtedy odwracam wzrok. Nie dlatego, że mnie wkurzył, czy zestresował, ale dlatego, że to przypomniało mi zapierający dech w piersiach cios w brzuch. Nazwanie przez niego Imany jego dziewczyną byłoby ostatnią rzeczą, jaką miałbym ochotę usłyszeć. A jeszcze nie wiedziałem, że czeka mnie o wiele mocniejszy cios. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, który chyba udało mi się zdecydowanie szybko ukryć pod gestem wykrzywienia ust w uśmiechu.
- My się chyba jeszcze nie znamy? - zwracam się do niego. Widzę jak chłopak momentalnie się odpręża, gdy uświadamia sobie, że nie zamierzam wkroczyć na jego terytorium.
Cóż, tylko mu się tak wydaje.
Wyciąga w moim kierunku rękę, czekając aż odwzajemnię gest.
- Louis Al-Lahem, narzeczony Imanuelle - gdy wypowiada jej pełne imię, aż mnie skręca. Nie traktuje go z takim samym namaszczeniem jak ja. Nie wiem dlaczego przypinam sobie wyłączność zwracania się do niej pełnym imieniem, bo nawet go nie posiadam, ale nie podoba mi się, że on również może to robić. No oczywiście, że może. Jest jej narzeczonym.
Nagle znów wracają do mnie małe mdłości i naprawdę z całych sił staram się nie skrzywić. Momentalnie zamieram w środku, czując jakby ktoś wbił mi tępy nóż w plecy, który dodatkowo miał chropowatą powierzchnię i był zrobiony z drewna, co w połączeniu jest zdarzeniem niemożliwym.
Ukrywam to pod uśmiechem, ściskając dłoń chłopaka.
- Zain Malik - przedstawiam się, kątem oka obserwując Imany. Pewnie chce abym się oddalił jak najszybciej, zanim zrobię coś nieoczekiwanego. Ciekawe, czy jej narzeczony wie o wszystkim przed ich poznaniem. Mam niezmierną ochotę mu wszystko powiedzieć, niekoniecznie według prawdy, ale powstrzymuję się. A właściwie coś innego mnie powstrzymuje, nie potrafię określić co. Chłopak mruży oczy i kiwa głową.
- Znam cię - mówi, a ja nie ukrywam zadowolenia z tego powodu. Chociaż to nie zmienia mojego nastawienia. Zna mnie pół świata i nie poczuję sympatii do kogoś tylko z tego powodu. Choć trudno mi powstrzymać się przed okazaniem, że moje ego znacznie się podniosło - Wiem kim jesteś - nie tracę czujności z tego powodu - I wiem kim byłeś - czuję niepohamowaną chęć pozbycia się go w trybie natychmiastowym i naprawdę nie wiem, jakim cudem udaje mi się utrzymać uśmiech na twarzy, nawet jeśli był on ćwiczony przez parę dobrych lat z konieczności. Muszę też przyznać, że teraz uśmiecham się częściej, niżeli wokół publiki, bo czuję, że chyba to minimalnie pomaga mi ukryć niechęć jaką czuję.
Jednak nie rozumiem tutaj nic. Wszystko się nie zgadza. Nie ma tutaj logicznej spójności, którą próbuję na szybko znaleźć. Dlatego nie używam ani grama swojej typowej bezpośredniości i zachowuję się tak jakby to było faktycznie nasze pierwsze spotkanie. Zresztą, Imany nic nie mówi, zostawiając to Louisowi. Matko, to imię już mnie zaczyna prześladować. Nie podoba mi się. Wybacz Tomlinson.
- Lou, papiery - przypomina mu dziewczyna, na co chłopak się odwraca i tylko uśmiecha. Prostuję się, ale nie jest mi dane odpowiedzieć mu, bo po chwili znajduje się obok mnie mój cholerny anioł stróż, choć obecnie nazwałbym Stylesa piekielnym demonem, który mi bardzo przeszkodził w zapoczątkowaniu bezczelnego nastawienia ignoranta w stosunku do tego dupka.
- Przepraszam, ale ważna sprawa. Wybaczcie - chłopak odwraca mnie plecami do samochodu i popycha do przodu, zachowując chociaż pozory pośpiechu - Idziemy natychmiast i tym razem się nie kłóć, bo zawołam Isabelle - szepcze za mną, wykorzystując to, że wokół już nikogo nie ma, bo większość powchodziła już do środka budynku. Chyba jestem zbyt zbity z tropu, by mu się postawić. Zastanawiam się, ile czasu spędził nad zdecydowaniem, że musi coś zrobić.
Kiedy znikamy za drzwiami budynku, staję i wyrywam rękę, odsuwając się od niego.
- Zgłupiałeś? - podnoszę głos, choć nie jestem ani zdenerwowany, ani zły. Chociaż nie... jestem zdenerwowany. Ale nie na niego.
- Mogę spytać się tego samego ciebie - odwracam się i przez chwilę chodzę w tę, i z powrotem, pocierając kark. Zatrzymuję się i opieram plecami o zimną powierzchnię stojącej za mną ściany. Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. Moje serce łamie się dziwnie na tysiące kawałków po raz pierwszy w życiu.
- Wszystko w porządku? - pyta Harry, próbując wybadać sytuację swoim samym uważnym spojrzeniem. Zamykam oczy, odchylam głowę do tyłu i przecieram twarz dłońmi. Daje mi chwilę ciszy, wiedząc, że dopytywanie się nie poskutkuje. Zresztą, chyba nawet domyśla się o co chodzi.
Wpatruję się w sufit, próbując przyswoić do siebie ostatnie zdarzenia i buzujące we mnie emocje, które tym razem uderzają z całej siły o powłoki mojej duszy.
- Przekaż, że nie pojawię się na reszcie lekcji - mówię z trudem i znowu staję o własnych siłach na nogi.
Chłopak kręci głową, jakby stanowczo się nie zgadzał. Nie słucham go, jak wiele razy w życiu.
- Nie możesz tak po prostu ominąć całego dnia - argumentuje, ale staję obok niego i spoglądam w jego oczy, gestem pokazując, że to wcale mnie nie przekonuje. Nie przekonuje mnie teraz absolutnie nic i nie przekona.
- Harry... nie dam rady - kładę dłoń na jego ramieniu i uderzam go przyjacielsko w plecy, mijając go powoli. Nie zatrzymuje mnie tym razem. Nawet nie wiem, czy odwraca się w moim kierunku.
Mam nieprzeniknioną ochotę wybyć stąd i podobnie jak od razu po jej zniknięciu, pojawić się w swojej willi w Kalifornii i pić. Z kimś, czy bez, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Nawet jeśli mam teraz iść do jakiegoś baru, nie obchodzi mnie, czy to ktokolwiek zauważy, i czy po raz kolejny wszystkie osoby wokół będą musiały ratować mój wizerunek i reputację.
Jennifer by mnie zabiła. Udusiła na miejscu i pogrzebała gdzieś nad brzegiem Tamizy. Może, chyba... to nawet nie najgorsze wyjście?

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz