poniedziałek, 16 lipca 2018

Od Zaina cd. Felicity

Przewróciłem oczami, starając się tylko, żeby siedząca przede mną, najbardziej wkurzająca osoba tego nie zobaczyła. Albo wręcz przeciwnie? Podobała mi się jej mina, a także wszystkie reakcje i słowa, które wyrażały całe jej zniesmaczenie, podczas gdy ja mogłem rzucać niezliczoną ilość przechwałek i wszystkich tekstów, które doprowadzają człowieka do szybkiej rezygnacji i pozbycia się z siebie całej egzystencji. I fakt, imponowało mi, że pomimo jej wyraźnej niechęci okazywanej co jakiś czas do mojej osoby, była w stanie jeszcze wytrzymać w moim towarzystwie. Dlatego wyrazy uznania dla tej pani się należą. Posiadała w sobie tę energię, którą lubię w innych ludziach. Nawet jeśli mnie nie znoszą.
Całą uwagę skupiłem na następnym kawałku pizzy, z którego wyciągnąłem szynkę, podobnie jak z poprzedniego. Podejrzewam, że moja towarzyszka będzie zła za zatajenie tego drobnego szczegółu, jakim był fakt, że nie mogę jadać wieprzowiny. Akurat to nie wychodziło z mojej czystej złośliwości.
- Jesteś wegetarianinem? - spytała, patrząc uważnie na moje poczynania. Uniosłem wzrok z coś na wzór codziennego uśmiechu w normalnych sytuacjach, jako z reguły empatyczny człowiek i pokręciłem głową.
- Zapomniałem ci wspomnieć, że nie jadam wieprzowiny. Nie mogę. Religia, zasady - uniosłem ramiona i przymierzałem się do spróbowania pizzy z oliwą - A dlaczego cię ciekawi moja rodzina? - odłożyłem z powrotem kawałek i zmarszczyłem brwi. Z trudem powstrzymałem napływający uśmiech, gdy dziewczyna na moment zastyga w bezruchu, usiłując zrozumieć, dlaczego nie wykonuję jej jasnego polecenia, co do posmakowania pizzy z oliwą, bo podobno ma być lepsza, prostuje się, nabierając głęboko powietrza do płuc i powoli, niemal z precyzją filmowego psychopaty przywdziewa minę, jakby za chwilę miała mi wbić leżący obok niej widelec prosto w serce.
Tak poza tym, to kto używa sztućców do jedzenia pizzy?
- Zainie Maliku, ja ci przyrzekam wszem i wobec, że nie zdążysz dożyć swoich następnych urodzin, a i szczerze wątpię byś dał radę przeżyć do następnego tygodnia, jeśli w tej chwili nie zrezygnujesz z uparcie idiotycznego robienia mi na złość, bowiem uchodzę za w miarę spokojną osobę, ale w każdym siedzi i każdy skrywa w sobie tę jedną, drobną i nie do końca normalną cechę skrytego mordercy rodem z horrorów. Więc albo faktycznie wepchnę ci to jedzenie do gardła, albo w końcu się zamkniesz i spróbujesz sam, grzecznie zjeść. Zrozumiało dziecko, czy powtórzyć? - przechyliła głowę ze słodko-gorzkim uśmiechem, unosząc swój kawałek pizzy do ust i biorąc gryza, przez cały czas nie spuszczając ze mnie spojrzenia. To było... mega creepy... ale i tak parsknąłem śmiechem, który spowodował, że i City się uśmiechnęła. Chyba nawet miała świadomość, że brzmiało to naprawdę przekomicznie, po chwili ciszy, w której byliśmy w stanie przekalkulować jej słowa.
- Dobrze, już się nie narażam Pani Draculo - uniosła rozbawiona brew na mój gest przypominający ruch dłoni wampira. Uniosłem pizzę z oliwą i wziąłem pierwszego kęsa, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, która obserwowała mnie w ten sposób, jakby faktycznie oczekiwała mojego nagłego zgonu. W ciszy przełknęła swój kawałek i oczekiwała na moją reakcję, w której zawrę niczym wspaniały koneser i smakosz zdanie, opisujące to danie.
Pokręciłem głową, biegnąc spojrzeniem po kolorowym suficie pomieszczenia z twarzą bez wyrazu. To było lepsze niż bez oliwy, jak nie pyszne, ale trochę przytrzymałem ją w niepewności. Miałem wrażenie, że bardzo jej zależy na tym, by mi smakowało to, co wybrała sama ona.
Skrzywiłem się z niesmakiem, obserwując reakcję City i usiadłem prosto w fotelu.
- Masz dobry gust, wiesz? - uśmiechnąłem się szeroko, obrywając z buta w kostkę za mój poprzedni grymas. Pokręciła głową, ale i tak wyglądała na bardzo zadowoloną z tego, że mi zasmakowało.
Już bez zbędnych udawanych scen pałaszowaliśmy swoją kolację, rzucając sobie co chwile spojrzenie w próbie odzyskania jedynego sosu, który stał na naszym stole, a który przez cały czas City sobie przywłaszczała. Nie biorąc pod uwagę oczywiście faktu, że właśnie przez większość czasu stał po mojej stronie. Mała drobnostka, którą brałem pod uwagę.
- Dobra... to teraz opowiadaj - zabrała następny kawałek, o drugą rękę opierając podbródek, gotowa na fascynującą opowieść. Bez zbędnych przerywników, zacząłem po prostu jej opowiadać.
- Więc pewnie jak już zdążyłaś zauważyć, moja rodzina nie wywodzi się z czystych terenów angielskich prowincji. A przynajmniej nie od strony ojca - wstałem, decydując się tym razem na użycie tej drugiej oliwy - Pochodzi z Pakistanu i nie... nie uciekł z powodu braku pracy. To trochę wiąże się z historią naszego kraju, w końcu przez jakiś czas urzędowali tam Brytyjczycy, ale to kwestia dla naprawdę zapalonych historyków. Ja znam tylko to, co mi ojciec opowiadał. Miał swoje prywatne sprawy, znajomości, a gdy już przyjechał do Anglii, ostał tu i poznał mamę. W sumie, to dzięki niej nie wyjechał z powrotem - napiłem się ciepłej herbaty i wróciłem do jedzenia - Większość jego rodziny nadal mieszka w Pakistanie, chociaż ja wraz z siostrami rzadko tam jeździliśmy. Jego rodzeństwo również powyjeżdżało, co sprawia, że moja rodzina jest rozsiana po całym świecie, a pewnie domyślasz się, że jest jej całkiem sporo. Mama jest Brytyjką. Urodziła się w Anglii, choć jej korzenie, z tego co mi kiedyś opowiadała są również Irlandzkie i Walijskie, aczkolwiek nigdy się nad tym nie rozwodziłem, bo odkąd wyszła za ojca, rodzina od jej strony traktuje nas trochę po macoszemu. Szczególnie moim dziadkom nie do końca spodobało się to, kogo obrała za męża, a oliwą do ognia był fakt, kiedy przeszła na islam. Więc znam tylko ich imiona i pamiętam ze zdjęć mamy, a jedynymi członkami rodziny, którzy utrzymują z nami większy kontakt niż przez telefon, jest brat mamy i jego żona z dziećmi. Tak więc połowa jest nieco poobrażana, ale da się przeżyć, szczególnie po tym jak nasze nazwisko stało się dosyć popularne.
- W rodzinie podobno nigdy nic nie zanika - dodała parę słów od siebie, a ja pokiwałem głową, zgadzając się z jej stwierdzeniem - Z tego co usłyszałam, masz rodzeństwo. Same siostry?
- A dokładniej trzy. Doniya jest najstarsza, to ona zawsze obierała dowodzenie, zresztą taki też jej charakter. Jest pomiędzy nami najmniejsza różnica wieku, dlatego pewnie najlepiej się ze sobą dogadujemy, aczkolwiek potrafi być mega denerwująca jako starsza siostra, która sprawnie wykorzystuje przewagę wieku i swoją płeć. Waliyha jest młodsza i to całkiem inna osobowość. Bardzo podobna do ojca, stała i z reguły najbardziej spokojna z naszej czwórki. A najmłodsza zwie się Safaa i podejrzewam, że ktoś na sali porodowej wszczepił jej istnego diabła w charakter, ale mam nadzieję, że przebędzie swój buntowniczy wiek, w którym wszystko jest złe, a połowa świata powinna zostać spalona. Uwielbiam ją denerwować, zresztą robicie całkiem podobne miny - uniosłem chwilowo wzrok i pokiwałem głową.
- Wcale jej się nie dziwię mając takiego brata. Jeszcze się przyznaj, że jesteś dla nich wredny, to wcale nie będę miała wątpliwości co do ich nastawienia.
- Oczywiście, że jestem złośliwy jako jedyny ich brat. Ale nie mogę też zaprzeczyć, że potrafimy murem za sobą stać. Tak jak wtedy, gdy przez przypadek zalaliśmy całą łazienkę razem w trójkę, nie mówiąc oczywiście kto wyrwał kurek. Rodzice mieli z nami ciężko.
- Chyba nadal mają - zauważyła uszczypliwie w moim kierunku.
- Przepraszam bardzo, ale ja już nie mieszkam tam, więc nic mi tutaj nie insynuuj - odgryzłem się, patrząc na ostatni kawałek pizzy, który został - Nie zjesz go, prawda? - uniosłem brew w pytającym geście. Spojrzała na mnie, powoli przeżuwając swój kęs pizzy spod przymrużonych powiek.
- Tego nie powiedziałam.
- Ale tak pomyślałaś.
- Jasnowidz się znalazł od siedmiu boleści - prychnęła, wycierając palce o leżące na środku stolika białe chusteczki w specjalnym, srebrnym naczynku.
- Zamierzasz się kłócić o jeden kawałek?
- Z tobą? - wyprostowała się dumnie na miejscu - Zawsze.
- Już mi tak nie schlebiaj, bo jeszcze mnie polubisz - z mojego gardła wydobył się cichy i głęboki odgłosu śmiechu, na który City odpowiedziała teatralnym uśmiechem - O, przepraszam. Już mnie lubisz ze swoją obsesją na moim punkcie.
- Nie dokładaj sobie, bo kwiatek jakim jesteś zwiędnie i świeża rosa z rana już mu nie pomoże - pogratulowałem jej istotnie kwiecistego porównania i ostatecznie, bo kolejnej niesamowicie ciekawej wymiany zdań, jakie mamy w swoim zwyczaju sobie nawzajem rzucać, oddałem jej kawałek, co przyjęła za swoją wygraną, co skwitowała cicho pod nosem, wypowiadając "jeden do jednego".
Chwilę posiedzieliśmy jeszcze w barze, a podczas tej miłej przerwy po jedzeniu, moja towarzyszka miłego wieczoru, zaproponowała mi wypad jeszcze raz kiedyś, ale tym razem na karaoke. Stwierdziła, że to nie jest wcale taki najgorszy pomysł i mogłaby go rzucić nawet na poważnie, co od razu naturalnie wychwyciłem i zacząłem się droczyć, że na pewno chciałaby usłyszeć jak śpiewam, a jej propozycja wcale nie była wzięta tylko z powodu chęci pośmiania się. Natychmiast od razu przypomniała mi, że znowu żałuje tego, iż mnie ze sobą zabrała.
- Muszę iść do toalety. Możesz poczekać na mnie w samochodzie - rzuciła i wstała od stolika. Popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- A kto powiedział, że ja za to zapłacę? - tym razem nie patrzyła na mnie wzrokiem mordercy, bo to nie taka sytuacja, w której masz chęć zabicia drugą osobę, ale na pewno w duchu przeciągle westchnęła.
- Jak sobie chcesz. Ja jestem niezależna - wzruszyła ramieniem, chowając ręce w kieszenie swoich jeansów - Ale to już druga sytuacja w tym miejscu, kiedy się nie popiszesz.
- Brzmi jak groźba - minąłem ją i podszedłem do barku, wyciągając z kieszeni portfel. Kątem oka widziałem jak uśmiechnęła się triumfalnie - Chcesz coś do picia? - spytałem, gdy przechodziła obok mnie aby skierować się do toalety. Zatrzymała się i zrobiła w tył zwrot z uśmiechem, opierając się pewna siebie o blat barku, przy którym stałem.
- A co mi proponujesz? - uśmiechała się częściej niż zwykle w moim towarzystwie, co zaczynało być troszkę niepokojące. Jeśli tak to działa, to chyba musimy częściej chodzić do takich knajpek na pizzę.
- No nie wiem... A kto prowadzi? - wyszczerzyłem się na swoje słowa, słysząc ciche prychnięcie pod nosem. City odwróciła się, zagarniając włosy do tyłu i ruszyła w dalszą podróż do łazienki. Zachichotałem. - Proszę dwie butelki wody - wyłożyłem pieniądze na blat i zbierając swój zakup, wyszedłem z pomieszczenia w kierunku samochodu. Tym razem zająłem swoje ulubione miejsce kierowcy, czekając na City, która zjawiła się po jakimś czasie. Stanęła przed autem, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie, że nie przewidywała żadnych zmian w kierowaniu. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami i uśmiechnąłem się. Wzniosła głowę do nieba w błaganiu o więcej cierpliwości i otworzyła drzwi od strony pasażera, wsiadając do środka. Spojrzała na mnie, wyłączając radio i nie odzywając się. Uniosłem wyżej butelkę wody, tak samo jak kąciki ust, które wykrzywiły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
- Woda? Czy jako sławny artysta masz obowiązek trzymać linię i absolutny zakaz picia innych napojów, tym bardziej słodkich? - złapała butelkę i odkręciła ją, przystawiając koniec szyjki do ust i pijąc.
Zaśmiałem się, otwierając swoją butelkę.
- Nie, ale jeśli chcesz, możemy jechać dokądś, gdzie oferują szerszą gamę napojów dobrych do spożycia. Wyobraź sobie, że rozważę jako kierowca twoje propozycje co do dalszej podróży, jeśli nadal nie masz mnie na tyle dość - przewróciła oczami, wypuszczając głośno powietrze w żartobliwym ujęciu tej sytuacji - Ale najpierw moje pytanie, bo właśnie nastąpiła moja kolej - zanim odpaliłem silnik samochodu i spytałem się o jej dalsze plany co do naszej małej wycieczki, choć nie ukrywając, byłem za tym, aby dziewczyna wróciła już do akademika i postarała się chociaż udawać, że zależy jej na swoim zdrowiu, siedząc w ciepłym pokoju - Zauważyłem twój nietypowy akcent, przez który czasem naprawdę ciężko cię zrozumieć, a z racji tego, że znam parę osób, jak chociażby Issy, czy niejaki James, którzy pochodzą z Australii, nie trudno było mi się domyślić, że pewnie przez spory czas tam mieszkałaś. Stąd ten angielski. Nadal tam mieszkasz?

Felicity?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz