piątek, 13 lipca 2018

Od Felicity do Zaina

Podciągnęłam nogi do siebie, siadając po turecku na szerokim siedzisku czerwonej kanapy tak charakterystycznej dla barów różnego rodzaju, że aż kultowej. Przyznam, że to chyba pierwszy raz, kiedy usiadłam w tym miejscu. Zwykle stoliki z sofami są najbardziej obleganymi miejscami, a kiedy po pracy urządzaliśmy sobie nocne karaoke dla pracowników, wybierałam miejsca znajdujące się jak najbliżej podestu, który nazywamy sceną. Chociaż nie ma on z nią żadnych wspólnych cech. Z wyjątkiem tego, że to tam właśnie występują ochotnicy do wzięcia udziału w naszych popisach wokalnych. Zwyczajnie są to ludzie na tyle pijani, że nie widzą różnicy pomiędzy zaimponowaniem ludziom, a zrobieniem z siebie pośmiewiska przed resztą sali. W każdym razie podwyższenie miało nie więcej niż piętnaście centymetrów wysokości, było zrobione ze starej drewnianej podłogi, która ze względu na swój ciemny, spowodowany wiekiem kolor wyraźne odcinała się od położonego w barze parkietu. W rogu stała gitara akustyczna, przy ścianie niewielkie pianino. Czasami goście, chcąc popisać się swoim talentem wokalnym dokładali jeszcze do występu część, gdzie sami tworzą dla siebie podkład muzyczny.
Na dźwięk głosu Zaina, odwróciłam się z powrotem twarzą w jego stronę, przestając wpatrywać się jak ostatnia kretynka w zniszczoną scenę. Przewróciłam w duchu oczami w reakcji na jego słowa, no jasne, że się niecierpliwił. Szczególnie po tym, kiedy tak uparcie się w niego wpatrywałam. Ktoś tu chyba dosyć wysoko ocenia swoją prezentację zewnętrzną.
- No nie wiem. Chyba muszę do toalety - oparłam łokieć na drewnianym blacie stolika, a na otwartej dłoni położyłam podbródek, więc w całości wyglądało to jakbym dość głęboko zastanawiała się nad tym, czy pójść do łazienki.
- Mogłabyś chociaż udawać, że trzymanie mnie w niepewności nie sprawia ci aż tak ogromnej przyjemności - rzucił oskarżycielsko, ale w żartobliwym tonie. Z jego ust nie schodził delikatny uśmiech, więc sama zdecydowałam się ułożyć swoje wargi w podobny wyraz. Tylko może trochę bardziej złośliwy.
- Dlaczego? To tylko zepsułoby cały urok - odepchnęłam się lekko od stolika, opadając plecami na miękkie oparcie kanapy. Skrzyżowałam ramiona na wysokości klatki piersiowej, uprzednio zagarniając niesforny kosmyk swoich jasnych włosów za ucho.
 - Odpowiedź na moje pytanie to...? - spytał, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że bardzo zależy mu na poznaniu mojej opinii. Zabawne, kto by pomyślał?
Westchnęłam, jak ma w zwyczaju moja kuzynka - Cadlynn, kiedy musi zgodzić się na coś, co niekoniecznie jej się podoba, ale wie, że nie ma większego wyboru. Emerson stwierdziła kiedyś, że obie mamy przy tym geście minę naburmuszonego kocura.
Jeszcze przez kilka chwil wbijałam w jego twarz uparte spojrzenie, co jakiś czas mrużąc oczy i przegryzając dolną wargę. Pewnie wyglądałam naprawdę głupio, ale widok miny Zaina był tego zdecydowanie wart.
- Chilluj, nie zamierzam krytykować twojego wyglądu, Malik - rzuciłam, uśmiechając się półgębkiem. - Chociaż zapewne powinnam, masz zdecydowanie zbyt dobrą opinię o tym, jak się prezentujesz.
- Wiem, że robię to dobrze - wzruszył ramionami, jakby powiedział najbardziej naturalną na świecie rzecz. Ten facet naprawdę ma wysoką samoocenę. Aż dziwne, że kiedy przechodzi przez drzwi, jego ogromne ego nie utyka we framudze.
- Ale skromność to zdecydowanie zaleta, pyszałkowatość nie - skwitowałam. Pewnie kontynuowalibyśmy ten temat dalej, gdyby nie podszedł do nas kelner. Chłopak był nowy, wspólną zmianę mieliśmy dopiero przed sobą, ale dwa czy trzy razy minęliśmy się między naszymi godzinami. Wydawał się całkiem miły, chociaż poza powitaniami zamieniliśmy maksymalnie kilka słów. Mae wiedziała o nim zdecydowanie więcej. Biedaczyna został dokładnie przez nią prześwietlony, stąd też wiem, że przeprowadził się tutaj niedawno i ma młodszego brata. Dzięki Mae też dostałam więcej godzin z Delilah, bowiem szatynka wolała spędzać swoje w towarzystwie nowego - Brama.
- Cześć - rzucił w moim kierunku, uśmiechając się lekko, jakby podchodzenie do stolików ciągle go onieśmielało. Jeśli miał podobne spotkanie do tego, które ja kiedyś zaliczyłam, to nie mogłam mu się dziwić. Dlatego zwykle wolałam stać jedynie za barem i nalewać napoje.
- Hejka - odwzajemniłam uśmiech, sięgając po kartę dań i zerkając na stronę z nazwami pizz. Chciałam się upewnić, że niczego nie pomylę. - Poprosimy pizzę numer siedemnaście i dwie herbaty. Jedna z cytryną i miodem.
- Się robi - odwrócił się i zniknął równie szybko, jak się pojawił. Sekretna supermoc wszystkich kelnerów.
- Siedemnaście? Coś ty wybrała? - spytał towarzyszący mi chłopak, rzucając w moją stronę deczko podejrzliwe spojrzenie.
- Powinna ci smakować - powtórzyłam swoje poprzednie słowa, dopełniając je delikatnym uśmiechem.
- Na początku listy zawsze są te najbardziej typowe smaki. Margerita, capricciosa, prosciutto. A na końcu te najdziwniejsze. Na przykład hawajska. Albo farmerska z cebulą, bekonem, kukurydzą i Bóg wie czym jeszcze.
Westchnęłam ponownie. Okej, czy to jakiś rodzaj hawajsko-pizzo-fobii?
- Przecież powiedziałam, że nie hawajska. Chciałeś znać odpowiedź na swoje pytanie, ale chyba poznałeś już tą przed złożeniem zamówienia. Okropnie, wręcz chorobliwie denerwuje mnie ta twoja pewność siebie. Ugh, naprawdę nie wiem jak ktoś może z tobą wytrzymać przez dłuższy czas. Chyba, że z czasem twoje ego z ogromnego yeti zmienia się w maluczkiego, włochatego skrzata. W co, ze szczerym żalem, wątpię - zakończyłam lekko złośliwym akcentem, ale zwyczajnie nie potrafiłam się przed tym powstrzymać. Cóż, stare nawyki trudno wyplenić. Szczególnie bez pomocy nawet najmniejszych chęci, by to zrobić.
- Okej. Chyba mogłem się tego spodziewać.
- Musiałeś. To jedna z tych rzeczy, które odrzucają ludzi bardziej niż smród krowiego łajna. W Morgan znają cię chyba wszyscy, ale przyjaźnisz się tylko z Harrym i Isabelle. A przynajmniej na to wygląda. Och, i jeszcze Daisy. Ta nowa, nie? Emerson coś wspominała. Chyba muszę podejść i pogratulować jej, że mimo takiej ilości czasu, który wspólnie spędzacie jeszcze nie wyrzuciła cię przez okno - zaśmiałam się krótko pod nosem.
- Mogę się założyć, że sama prosiłaś ją, żeby mnie szpiegowała, kiedy ty leżysz chora w łóżku. To się nazywa obsesja. A ty masz ją na moim punkcie, City - gdyby nie coś na kształt chichotu, który wydobył się z ust Malika i który przekonał mnie, że chłopak nie mówi poważnie, powstrzymał mnie przed uduszeniem go na miejscu.
- Daj mi chwilę, muszę dołączyć do to listy pod tytułem 'Rzeczy, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że Zain Malik to kretyn'.
- Auć. Ale skoro mowa o leżeniu w łóżku, chyba powinnaś dać sobie jeszcze jeden dzień, żeby dojść do siebie - okej, jakim cudem on tak szybko przechodzi od totalnego idioty, do troskliwego faceta? Myślałam, że to akurat umiejętność właściwa jedynie kobietom. A tu proszę, życie pełne jest niespodzianek.
- Byłam u pielęgniarki. Jutro i pojutrze mam jeszcze wolne od szkoły. Podobno nie chcą, żeby im się grypa rozniosła po szkole. Nie żebym tego potrzebowała, ale już zwolniła mnie z lekcji, więc tak jakby, nie mam wyboru.
- Następnym razem dwukrotnie przemyślisz sprawę, zanim wejdziesz na zamarzniętą wodę. Przestrzegają przed tym już w podstawówce, jakim cudem ominęłaś ten etap? - zażartował.
Parsknęłam.
- Byłam w fazie 'udowodnij Malikowi, że jest tchórzem'. Fakt, to było okropnie głupie, ale w tamtej chwili to wcale nie wydawało mi się być takie idiotyczne - na samo wspomnienie tej żenującej sceny moje i tak rozgrzane policzki oblały się jeszcze większym rumieńcem. Zain - 1, Felicity - 0.
Wtedy też postawiono przed nami parujące, ogromne kubki z herbatą, a po kilku minutach dołączyła do nich pizza. Równie pyszna i gorąca, jak ją zapamiętałam.
Będąc w pizzerii zawsze wybierałam albo cztery sery, albo di parmę. Na upieczone ciasto kładło się rukolę, całkiem sporo, na to szynkę prosciutto i pokrojone pomidorki koktajlowe. Czasami z odrobiną mozzarelli. Po prostu niebo w gębie.
- Mogłem się spodziewać, że to będzie coś zielonego - Malik spojrzał na pizzę takim wzrokiem, jakby zastanawiał się co podkusiło go, żeby pozwolić mi na decydowanie odnośnie jej typu.
- Nawet nie spróbowałeś! Obiecuję, że jest prze-py-szne. A nawet jeśli ci nie zasmakuje, możesz sobie domówić frytki czy coś. Przecież ci nie zabraniam - sięgnęłam po pierwszy kawałek ciasta, a kiedy do moich nozdrzy dotarł smakowity zapach sosu pomidorowego porzuciłam pierwszą decyzję o powolnym jedzeniu i wzięłam ogromnego gryza, by szybciej zaspokoić swój głód. Po połknięciu, spojrzałam na Zaina, który ostrożnie zbliżał do ust swoją porcje. - Nie ugryzie cię, przecież. Jeśli się nie pospieszysz sama właduję ci to do ust, a to, obiecuję, nie będzie przyjemne.
Jakby na przekór, chłopak odsunął kawałek od swojej twarzy.
Jeszcze chwila i naprawdę spełnię swoje groźby.
- Dlaczego tak ci zależy, żebym zjadł tą pizzę?
- Bo wiem, że ci zasmakuje. A skoro ci zasmakuje, to będziesz musiał przyznać mi rację - dobrze obstawiłam - sięgałam już po drugą porcję.
- Powiedziałbym, że kobiety są dziwne, ale to chyba tylko ty - powiedział, a kąciki jego ust uniosły się nieco wyżej niż zazwyczaj.
- Nie gadaj tylko jedz. Chyba po to tu głównie jesteśmy. Żeby cieszyć się pyszną, piękną pizzą - z uśmiechem obserwowałam, jak Zain bierze powoli kęs swojego kawałka. Musiało to wyglądać naprawdę niedorzecznie, ale w tamtej chwili bardziej obchodziło mnie to, co Malik sądzi na temat di parmy.
- Całkiem niezła. Ale mogłoby być tu trochę mniej rukoli. Jest trochę gorzka - skomentował krótko, pomiędzy jednym gryzem a drugim.
- Dlatego używa się do tego oliwy. Chcesz z czosnkiem czy papryką? - spytałam, zanim wstałam od stołu, by podejść do sąsiedniego stolika po jedną z buteleczek. Jednak zanim odpowiedział, sama podjęłam decyzję. - Czosnek chyba będzie lepszy.
Postawiłam przed nim naczynie z oliwą.
- Teraz moja kolej na pytanie. Opowiedz mi coś o swojej rodzinie.
- O mojej rodzinie?
- Lubię słuchać o innych rodzinach. Och, no dawaj - machnęłam nieznacznie dłonią, poganiając go.
- Daj mi najpierw zjeść. Chyba tego chciałaś jeszcze chwilę temu.
- Fakt. Ale się pośpiesz.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz