piątek, 13 lipca 2018

Od Océane - Zadanie 11

Ostry wiatr zaczął podrażniać mój nos. Zatrzymałam konia i podniosłam lekko głowę ku niebu. Zamiast ujrzeć jasnego, różowego koloru zachodzącego słońca, dostrzegłam ponurą chmurę, która zmierzała w kierunku akademii. Zbierało się na deszcz a w najgorszym wypadku na burzę. Złapałam za wodze i wraz z Fleur'em weszliśmy w kłus. Podczas naszego powrotu wiatr podwoił swoją siłę i porywał lżejsze rzeczy, który stały mu na drodze.

~ * ~

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do stajni. Ponownie zatrzymałam wałacha oraz wyjęłam nogi ze strzemion. Jeszcze raz zerknęłam na niebo, które teraz było całkowicie czarne. Złapałam za siodło i szybkim ruchem przerzuciłam prawą nogę nad zadem konia.
Wzięłam do ręki wodze przekładając je nad szyją i głową rumaka. Fleur lekko szturchną moją rękę domagając się podziękowania za przewiezienie. Poklepałam go po karku i musnęłam jego chrapę.
Powolnym krokiem udaliśmy się w stronę jego boksu. Po chwili pojawiła się tabliczka z wdzięcznym imieniem ''Né d'une Fleur''. Przewiązałam wodze wokół metalowych prętów. Zręcznym ruchem przesunęłam strzemiona tak, aby znalazły się bliżej siodła i godnie spoczywały na puśliskach. Je z kolei przełożyłam przez strzemiono prawe i lewe.
Trzymając się zadu konia przeszłam na jego prawą stronę. Odpięłam popręg. Opuściłam go przy pomocy mojej nogi, aby przypadkowo nie uderzyć delikatnego Maminsynka. Mocno złapałam za siodło wraz z czaprakiem. Po chwili uchwyciłam popręg i ułożyłam na siedzisku. Odniosłam sprzęt do siodlarni biorąc przy tym szczotkę i kopystkę.
Ponownie wróciłam do konia, który lekko znudzony, mróżył oczy. Kolor jego tęczówek pokrywał się z moim co było naprawdę niesamowite.
Odpięłam ochraniacze i ułożyłam je na skrzynce, która stała obok. Po kolei czyściłam kopyta sprawdzając czy nie przeoczyłam jakichś nieproszonych kamyków. Dokładnie wyczyściłam konia w miejscu gdzie znajdowało się siodło i ochraniacze. Przeczesałam lekko grzywę i ogon wałacha. W całym czyszczeniu jest to jego ulubiona część.
Powoli wprowadziłam konia do boksu. Zdjęłam jego ogłowie i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Fleur od razu wystawił łeb dalej domagając się pieszczot. Ponownie poklepałam i podrapałam go po głowie.
Znów weszłam do siodlarni. Dokładnie umyłam wędzidło po czym, razem z ochraniaczami, odłożyłam na ich miejsce.
Wychodząc zdjęłam toczek oraz rękawiczki i rozpięłam kamizelkę. Przetarłam mokre czoło i leniwie ziewnęłam.
Zmierzałam w stronę wyjścia. Jedyne czego teraz potrzebowałam był zimny prysznic i wygodne łóżko. Z rozmyśleń wyrwał mnie męski głos.
- Przepraszam! - w moim kierunku szedł mężczyzna. Na oko miał gdzieś około pięćdziesiątki.
- Tak? - zapytałam. Rozpoznałam go. To jeden ze stajennych.
- Nadchodzi burza – wówczas przerwało mu głośne grzmienie – a połowa koni stajennych dalej jest na pastwiskach. Sam mogę nie zdążyć przed deszczem. Mogłabyś mi pomóc? - wlepił we mnie srebrne oczy. Po chwili zastanowienia przytakująco pokiwałam głową.
- Mam na imię Océane. - wyciągnęłam rękę. On od razu podał mi swoją.
- Nico. - uśmiechnął się.

~ * ~

Po drodze wzięliśmy kilka uwiązów. Stajenny wymienił mi też imiona koni, które zostały na dworzu. Były to Kirke, Baltica, Arystokratka, Picololo, Poker, Forest, Point oraz Silvan.
- A więc, po kogo najpierw? - podniesionym głosem zadałam pytanie. Na dworzu jeszcze bardziej rozszalał się wiatr, a pojawiające się co jakiś czas grzmoty nie poprawiały sytuacji.
- Myślę, że ogiery. Jest ich więcej. - Nico również zaczął mówić głośniej.
Skierowaliśmy się na padok, gdzie pasły się trzy wierzchowce – Poker, Forest oraz Point. Konie były najwyraźniej zaniepokojone nagłą zmianą pogody. Podbiegliśmy do płotu i zaczęliśmy cmokać oraz gwizdać. Niestety to nie pomagało, bo zwierzęta zachowywały się tak, jakby w ogóle nas nie słyszały. Nico dał mi cztery uwiązy i przeszedł przez drewniane belki. Tak samo zrobiłam i ja.
Na szczęście Point oraz Forest nie uciekali i zauważywszy nas, grzecznie czekali aż podepniemy uwiązy do ich kantarów. Ja wzięłam Pointa, a Nico prowadził Foresta. Truchtem podbiegliśmy do bramy, którą otworzył stajenny. Wychodząc zamknęłam za sobą tak, aby Pokerowi nie przyszła na myśl ucieczka.

~ * ~

Razem z Nico wprowadziliśmy konie do ich boksów. Postanowiliśmy, że wyczyścimy je na samym końcu. Musieliśmy ścigać się z czasem, bo pogoda nie wyglądała ciekawie, a deszcz jeszcze bardziej pogorszyłby naszą sytuację.
Ponownie pobiegliśmy, tyle, że teraz o wiele szybciej. Mężczyzna poszedł po ostatniego ogiera, a ja skierowałam się na padok klaczy. Najbliżej mnie była Arystokratka. Niestety, kiedy do niej podchodziłam na niebie pojawiła się błyskawica, której towarzyszył przeraźliwie głośny dźwięk. Klacz spłoszyła się i o mało co mnie nie przewróciła. Odbiegła na drugi koniec padoku. Nie marnując czasu podbiegłam do następnego konia. Udało mi się złapać Kirke. Była trochę zaniepokojona, ale nie miała żadnych głupich pomysłów.
Znów truchtem wybiegłam z padoku, zamykając za sobą bramę. Po drodze minęłam się z Nico, który przejął ode mnie klacz. Tak więc z powrotem wróciłam.
Pierwsze co zobaczyłam to niedomkniętą bramkę. Szybko rozejrzałam się po pastwisku. Na moje szczęście oba konie były dalej na swoich miejscach. Odetchnęłam z ulgą i ponownie pobiegłam do Arystokratki. Widocznie już się uspokoiła, ponieważ z zaciekawieniem wysunęła pysk w moim kierunku. Szybko przyczepiłam uwiąz do jej kantaru i pospiesznie wyprowadziłam z wybiegu. Po drodze zaczął kropić deszcz. Prawdopodobnie Nico w tym czasie brał następnego ogiera z innego padoku.
Arystokratka stała już w boksie. Ja w tym czasie przeliczałam konie.
- Okej, a więc kogo my tu mamy? - powiedziałam sama do siebie. - Point, jest. Forest, jest. Poker też jest. Jest Arystokratka i Kirke. - zaczęłam wymieniać.
- Czyli została tylko Baltica i dwa ogierki. - przytaknęłam głową i wybiegłam ze stajni. Minęłam stajennego, który prowadził Picolola oraz Silvana. Odebrałam ich od niego i powiedziałam, aby udał się po ostatnią klacz.

~ * ~

Wszystkie konie wylądowały w swoich boksach. Wraz z Nico zabraliśmy się do ich czyszczenia. Na szczęśnie żaden nie zmókł. Niektóre złapały kilka kropel, ale po chwili wyschły.
Dobre półtora godziny męczyliśmy się z czyszczeniem kopyt, szczotkowaniem i roczesywaniem grzyw oraz ogonów zwierząt.
Po skończeniu czynności odłożyliśmy wszystkie narzędzia. Deszcz rozpadał się na dobre. Mieliśmy niezłego fuksa, że zdążyliśmy ze wszystkimi końmi przed tą ulewą. Nagle ciszę przerwał mężczyzna.
- Bardzo dziękuję ci za całą pomoc. Nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć. - Nico najwyraźniej był speszony tym, że uczennica musiała mu pomagać w pracy. Ja pokręciłam głową i odpowiedziałam.
- Océane Daquin zawsze do usług! - zaśmiałam się. On odpowiedział mi uśmiechem.
- Naprawdę nie mogę nic zrobić, aby się odwdzięczyć? - westchnął. Zamyśliłam się i po chwili podniosłam wskazujący palec do góry.
- Jutro możesz wyczyścić Fleur'a. - kąciki moich warg lekko uniosły się do góry.
- Czyli? - zapytał.
- Mojego gniadoszka, który obecnie odpoczywa w tamtym boksie. - wskazałam palcem.
Nico pokiwał przytakująco głową.
- Ajaj, kapitanie! - zasalutował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz