poniedziałek, 2 lipca 2018

Od Zaina cd. Daisy

Od razu spojrzałem na zrywającą się z miejsca Daisy, która niemal w podskokach znalazła się od razu przy mnie i zaczęła klaskać z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, dobrze - zaśmiałem się niskim głosem, łapiąc podrygującą w miejscu dziewczynę za ramiona, zjeżdżając rękoma na jej dłonie. Spojrzała dużymi oczami spod uniesionych brwi - Ale musisz się odwrócić, bo obawiam się, że jeszcze nie jesteś gotowa na takie objawienie - puściłem do niej oczko, delikatnie się pochylając. W tym samym czasie usłyszałem jak stojący za mną Harry parska śmiechem pod nosem, opierając się o ścianę. Odwróciłem się w jego stronę, próbując zachować jak najpoważniejszą minę i nie popełnić tego samego błędu, jak on - I z czego się chichrasz niewdzięczniku? Ty nie musisz się odwracać. Wiem co tam potajemnie robisz w nocy przed Issy - posłałem mu najbardziej dwuznaczny uśmiech na jaki było mnie stać, przy okazji obrywając w twarz bluzą. Bezczelny.
- Idź się ubrać do łazienki i przyjdź na stołówkę. Później dokończymy rozmowę - machnąłem ręką na pożegnanie, wcale nie słuchając go do końca. Pokręcił głową, pewnie dobrze wiedząc, że niekoniecznie mnie to interesuje. Cicho śmiejąc się jeszcze pod nosem, wyszedł z pokoju.
- O której masz zaliczenia, bo właściwie wczoraj się nawet nie spytałem - otworzyłem ogromne drzwi szafy, rozglądając się za jakimś pasującym outfitem. Słyszałem jak Daisy siada na łóżku i wzdycha głęboko. Już ją chwyta stres?
- Mam przyjść po lekcjach - zarzuciłem sobie na ramię ubrania i spojrzałem na nią katem oka. Uniosła w tym samym momencie wzrok znad pościeli, którą dłonią przygładziła. Widząc mój wymowny wyraz twarzy, zmarszczyła brwi - Tak, denerwuję się. Coś w tym dziwnego? - zaśmiałem się na jej słowa i pokręciłem głową, przewracając w dłoniach zabraną przez siebie bluzkę.
- Absolutnie nic. Dlatego odprowadzę cię pod samą klasę dodając przy okazji otuchy - dzisiaj nie było treningów i choć byłem umówiony z panią Heather na dodatkową godzinę jazdy z powodu Morrigan, nie przewidywałem problemów z racji tego, że zamierzam wspomóc duchowo Daisy.
Dziewczyna popatrzyła na mnie przez chwilę, uśmiechając się prawdopodobnie w podziękowaniu. Zacisnęła usta i skinęła głową. Wskazałem na drzwi od łazienki i poszedłem się ubrać.
~*~
- I pamiętaj co masz powiedzieć w ostateczności - odłożyłem tacę z jedzeniem na stolik, zajmując przy nim miejsce. Daisy usiadła zaraz obok, ale wydawała się mnie nie słuchać już od jakiegoś czasu. Albo mi się tylko wydawało, bo przez cały czas kiwała głową.
- Uczyłam się caaałą noc - powtórzyła moje słowa, lecz tym razem już rozbawiona. Zmierzyłem ją na szybko spojrzeniem i przewróciłem oczami.
- Ja tylko dobrze doradzam. Mimo wszystko, uczę się od dłuższego czasu i znam nauczycieli lepiej...
- I dlatego postanowiłeś zabawić się w doradcę? - odezwał się siedzący niedaleko Harry swoim nieco prześmiewczym, aczkolwiek nie na tyle rozbawionym głosem, bym mógł go zignorować. Daisy cicho zachichotała i spuściła z powrotem wzrok, tym razem będąc chyba naprawdę głodną, bo nie miała miny jak poprzednio.
- Coś ci nie pasuje? - posłałem mu podobne spojrzenie z rana, gdy to postanowił do mnie przyleźć i wywalić mnie z łóżka, gdy smacznie sobie spałem i zamierzałem tak jeszcze poleżeć. Poważnie zastanowię się nad wpływem Issy na tego człowieka. On przecież lubił spać.
- Dużo rzeczy - wyszczerzył się wymownie, zachowując bezproblemowy ton głosu. Prychnąłem pod nosem, dopiero teraz ignorując go i jego uwagę.
- Zaliczasz coś? - odezwała się Isabelle, która dotychczas była zajęta trzymaną w rękach książką. Odłożyła ją na bok i dopiero teraz zainteresowała się swoim śniadaniem, opierając podbródek o rękę.
- Tak - odpowiedziała Daisy, rozglądając się po zgromadzonych przy stoliku - Egzamin końcowy z roku z fizyki. Z tego co patrzyłam, to większość materiału miałam już przerobioną, więc nauczyć się końcówki nie było problemem - wzruszyła ramieniem, starając się o delikatny i jak najmniej krępujący uśmiech. Spojrzałem na Harry;'ego, który uniósł nieznacznie brew i patrzył na mnie. On dzisiaj zginie.
- W końcu ktoś ambitny - dziewczyna klasnęła w dłonie i rozbawiona obdarzyła wszystkich spojrzeniem.
- Przepraszam bardzo, ale poczułem się urażony - oparłem dłoń na klatce piersiowej, odchylając się do tyłu na krześle - Styles, powiedz coś swojej dziewczynie.
- Sam jej coś powiedz - prychnął i przewrócił tylko oczami.
- Nie wiem, czy to aż takie ambitne postępowanie. Przedłużam sobie tylko wakacje, nie musząc w ich czasie uczyć się na zaliczenie w przyszłym roku - Daisy ponownie wzruszyła ramieniem. I w tym momencie się nie zgodziłem.
- Niektórzy czekają z nadrobieniem następny rok, by zdać już na sam koniec wszystko. A ty nauczyłaś się końcówki materiału w jeden wieczór i noc, więc nie wiem dlaczego nie miałoby być to mniej ambitne postępowanie od napisania całego tomiku wierszy w zaledwie dwadzieścia cztery godziny - oblizałem widelec i uniosłem brwi w geście, że mówię to kompletnie poważnie. Uśmiechnęła się i spuściła głowę, delikatnie zasłaniając się włosami.
Sam poranek i zajęcia minęły niezwykle szybko, aczkolwiek byłem na nich kompletnie nieskupiony. Co nie uszło uwadze niektórym osobom, w tym nauczycielowi, ale człowiek pewnie zdążył się przyzwyczaić do ludzi, którzy go nie słuchają. A ja na wyniki narzekać nie mogę.
Od razu po lekcjach pobiegłem na korytarz, gdzie miała czekać Daisy. Stała oparta o parapet, ale o dziwo wcale nie miała przyklejonego wzroku do notatek, ani nie wpatrywała się w książkę, tylko utkwiła spojrzeniem przed siebie i odwróciła głowę dopiero wtedy, gdy wyszedłem zza ściany.
- Nie wchodzisz? - zapytałem. Pokręciła głową. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że jest zmartwiona. No tak, stres.
- Denerwuję się - stwierdziła bez zbędnych ogródek. Przechyliłem głowę i posłałem w jej stronę uśmiech.
- Poradzisz sobie - przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem - Jak nie dostaniesz jednej z najwyższej sumy punktów, to uznam, że nauczyciel się pomylił na bank - dziewczyna zachichotała i odsunęła się nieznacznie.
- Dzięki - założyła kosmyk włosów za ucho i ścisnęła mocniej książkę w rękach.
- Będę pewnie w stajni w razie jakbyś mnie szukała, ale mogę do ciebie wpaść po wszystkim i sprawdzić, czy promieniejesz z radości, czy siedzisz załamana w pokoju.
- Nie pomagasz.
- Już przestaję - uniosłem ręce do góry, oglądając się za idącym nauczycielem - To powodzenia. I pamiętaj o taktyce ostatecznej - pożegnałem się z nią i wyszedłem z budynku.
~*~
Zamknąłem boks Morrigan, zabierając ze sobą kurtkę wiszącą na wieszaku do kantaru. Pożegnałem się z będącą jeszcze w boksie swojego konia nauczycielką i poszedłem w kierunku wyjścia ze stajni.
Pogoda w Anglii nigdy nie rozpieszczała, ale mogłaby odpuścić sobie dzisiaj deszcz. Zbierające się czarne chmury wcale nie oznaczały szybkiego rozpogodzenia, wręcz przeciwnie. Zapewniały, że natura ma w zanadrzu zawsze jakąś niespodziankę. Oby nie w postaci burzy.
I tak jestem już cały mokry, więc szybki bieg w kierunku akademika nic mi nie robił, ale nadal stałem w miejscu, gdzie krople wody mnie nie dosięgały i patrzyłem w niebo. Nie ma szans, aby w jednej minucie przestało lać. Zarzuciłem na siebie kurtkę, podnosząc jej kołnierz i biegiem ruszyłem w stronę akademika.
W połowie drogi napotkałem Daisy ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu. Spojrzałem na zegarek, zdziwiony, że udało jej się tak szybko skończyć.
- Dokąd biegniesz? - spytałem z uśmiechem, widząc jej rozpromienioną twarz. Już wiedziałem, że poszło jej świetnie. Oczywiście, że poszło jej świetnie. Nie mogło być inaczej.
- Do stajni. A ty? - roześmiała się. Ze skrzywieniem, ale nadal widocznym rozbawieniem uniosłem głowę do góry, patrząc na zachmurzone niebo, z którego spadały coraz większe krople deszczu. Szum deszczu zagłuszał nieco delikatny głos Daisy.
- Do akademika. Pada - wytarłem twarz od kropel. Pokiwała głową, ukazując rząd równych i białych zębów w szerokim uśmiechu.
- Właściwie to szłam do ciebie - uniosła ramię do góry.
- Właściwie to ja też - przyznałem, śmiejąc się z tego zbiegu okoliczności - Ale jestem cały mokry i... może zejdziemy z tej ulewy, co?
- Myślę, że to nie najgorszy pomysł. Ja też za chwilę będę cała mokra - odwróciła się i przytrzymując dłonią poły swojej nałożonej na szybko niezapiętej bluzy, pobiegła w przeciwną stronę. Ruszyłem jej śladem, po chwili znajdując się pod daszkiem budynku akademika.
Stanąłem przed nią i zaczesałem całe mokre włosy do tyłu. Nic z mojego przesiadywania w łazience.
Mokre ubrania przykleiły się do mojego ciała, dając to dziwne uczucie ucisku.
- I co? - zapytałem z widoczną ciekawością obserwując Daisy.
- Zdałam! - dziewczyna krzyknęła, jednak szybko zakryła usta dłonią, oglądając się za siebie, czy przypadkiem nie wypowiedziała tego za głośno. Gdy jednak spostrzegła, że nikogo i tak nie ma, znowu uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła mi ręce na szyję. Zaśmiałem się, obejmując ją w pasie - Faktycznie, jesteś cały mokry - odsunęła się i zmierzyła mnie spojrzeniem z udawanym skrzywieniem.
- Mówiłem - pokiwałem głową - Że zdasz. To, że jestem cały mokry, jest chyba w tej sytuacji normalne. Idę się przebrać i może też powinienem się zastanowić nad udzieleniem sobie samemu pomocy, co? - otworzyłem ogromne drzwi akademika, sięgając do kieszeni po klucze od pokoju - Masz dzisiaj wolny wieczór? Trzeba uczcić tę okazję.
- Może mam - Daisy zakręciła ramionami z dziecięcym wyrazem twarzy.
- Może? To zrób dla mnie tak, że był wolny na pewno - wyszczerzyłem się zalotnie, na co dziewczyna się roześmiała.
- A przyszykujesz wszystko? - stęknąłem niezadowolony, ale w końcu co mam do stracenia?
- Nie lubię organizować, mam od tego ludzi, ale dobrze. Możesz poczuć się wyjątkowo, że robię to dla ciebie.
- Cóż za zaszczyt.
- No, no, chyba słyszę nutkę sarkazmu w twoim głosie.
- Idź się przebrać.
- To o ósmej w ogrodzie - rzuciłem pierwszą lepszą godzinę, nawet się nie zastanawiając, czy o tej godzinie coś wypada. Mam nadzieję, że jednak nie.
- W ogrodzie? - spytała zdziwiona.
- Dlaczego nie? - wzruszyłem ramieniem, powoli idąc tyłem w kierunku swojego pokoju, który znajdował się dość niedaleko - Ładnie tam jest i cicho.
- Można? - zatrzymała się przy swoich drzwiach.
- A kto powiedział, że ja potrzebuję specjalnego pozwolenia? - usłyszałem tylko jej cichy śmiech, a ona sama po chwili zniknęła w swoim pokoju.
~*~
Poprawiając na sobie bluzę, która chroniła mnie przed chłodnym wiatrem i wilgotnym powietrzem, wszedłem do ogrodu, spokojnie idąc małą ścieżką wzdłuż rosnących obok niej miniaturowych drzew. Miałem jeszcze piętnaście minut, jak dla mnie to dużo czasu, ale najwyraźniej Daisy uznała, że powinna już tu być. Czekała na miejscu. Podciągnąłem rękaw i spojrzałem na zegarek.
- Mój na pewno dobrze chodzi - odezwałem się, przystając zaraz obok niej.
- Mój także - pokazała telefon z widoczną godziną na wyświetlaczu, która była taka sama - Ale nie lubię się spóźniać.
- Ja za to musiałem po coś skoczyć, bo zdradzę ci w tajemnicy, że na ten pomysł wpadłem niezwykle spontanicznie - wyciągnąłem butelkę czerwonego wina i uśmiechnąłem się - Za dobrze zdany egzamin - dziewczyna zachichotała i skinęła głową. Odmowy wcale nie przyjmowałem.

Podniosłem się do siadu i przerwałem jej bardzo ciekawą opowieść o rodzinie.
- Masz dwóch starszych braci? - uniosłem brwi w zdziwieniu. Nie wiem dlaczego cały czas wydawało mi się, że jest jedynaczką. Nawet na nią nie wygląda. Powinienem wziąć pod uwagę, że stwierdzanie faktu przed dowiedzeniem się o nim, nie powinno wystąpić.
Dziewczyna pokiwała głową, oblizując palce od czekolady.
- I młodszą siostrę. Dlaczego wyglądasz na zdziwionego? - pokręciłem głową, wzruszając ramieniem. Właściwie nie byłem zdziwiony samym tym, że posiada dużą rodzinę - A ty masz rodzeństwo?
- Też trójkę. Tylko, że akurat jestem drugi w kolejce. Jedna starsza i dwie młodsze siostry - odpowiedziałem na szybko, zajmując się trzymanymi w dłoni
- To by tłumaczyło, dlaczego tak dobrze dogadujesz się z kobietami - to stwierdzenie mnie zaskoczyło, a na pewno rozbawiło. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przejechałem dłonią po karku i uniosłem oczy na Daisy.
- Nie określiłbym tego aż tak dosadnie - przewróciłem oczami - Powiedzmy, że nie przeszkadza mi luźna rozmowa, ale do dogadywania się z nimi naprawdę mi daleko. Nawet nie wiesz, ile w tej chwili mnie nie lubi - dziewczyna spojrzała z wyrazem mówiącym o tym, abym nieco rozwinął. Pokręciłem głową na znak sprzeciwu - Nie ma mowy.
- Gadaj - trąciła mnie w ramię. Ruchem ręki uświadomiłem jej, że właśnie zacząłem żałować tego, że zacząłem temat - No mów.
- Sprawdź sobie w internecie - prychnąłem - Tam masz wszystko.
- Ale to nie to samo - oparła się skrzywiona o moje ramię, stukając paznokciem w kieliszek. Nie zliczyłem ile już takich wypiła, ale wnioskując po tym, że udzielał jej się coraz większy humor, działanie wina mamy zagwarantowane.
- Moje byłe mnie nienawidzą - byłem rozbawiony samym tym, że to stwierdziłem i się do tego przyznaję. Nigdy z nikim nie rozmawiałem na temat moich związków, bo ani ja, ani osoby drugie nie czuły potrzeby rozmowy o tym. Czasem myślę, że to taki temat tabu, który ludzie często omijają, by nie wywołać niepotrzebnych konfliktów. Tak często omijają specjalnie pewne kwestie, by tylko utrzymać jak najlepszą relację. A to właśnie te różnice i sprzeczki sprawiają, że zauważasz wartość drugiego człowieka.
- Dlaczego? - spytała, układając wygodnie głowę na moim ramieniu. Ciekawe pytanie. Tylko, że raczej nie do mnie.
- Nie wiem, może dlatego, że to moje byłe...? - parsknęła cicho pod nosem.
- Dylan jest moim byłym i go nie nienawidzę - stwierdziła dosadnie, unosząc głowę. Kątem oka widziałem, jak parzy na mnie i czeka na odpowiedź. Skinąłem głową, bo pewnie to co mówi, musi być prawdą.
- Ale go kochałaś i pozwalając mu odejść, rozstałaś się z myślą o drugim człowieku. Moje rozstania raczej posiadały w sobie nutę czystego egoizmu z obydwóch stron. To tak nie powinno wyglądać - dziewczyna cicho mruknęła pod nosem w chwili ciszy zastanowienia. Przechylała kieliszek z czerwonym winem na boki, patrząc jak czerwona ciecz obejmuje szklane ścianki.
- Nigdy nikogo nie kochałeś? - w końcu spytała, lecz tym razem nie wyczułem w jej głosie tej nuty niepewności, którą zawsze posiadała, gdy nie była pewna, czy na pewno dobrze robi, zadając tak osobiste pytanie.
Nie odpowiadałem.
- Jeśli kogoś pokocham, to jej to powiem. I na pewno będę się starał, aby nie skończyło się tak samo, jak wszystko - zabrałem jej kieliszek z dłoni i od razu wypiłem zawartość. Podniosła się ze zdezorientowanym spojrzeniem i natychmiast spróbowała wyrwać mi z rąk swoją własność.
- Oddawaj! - zaśmiała się. Pokręciłem energicznie głową i odłożyłem kieliszek jak najdalej. Podniosłem się, obejmując ją ręką, by nie sięgnęła. Spogląda na mnie odważnie, zapewne oczekując, że jeszcze w tej chwili zwrócę jej kieliszek. Patrzę na nią z góry z delikatnym uśmiechem, dając wyraźnie znak, że wcale nie zamierzam tego zrobić.
I w tej chwili dzieje się coś, co w filmach nazywa się niespodziewany zwrot akcji.
W jednym momencie spoglądam w dół na jej delikatne usta. Wydaje mi się, że w wyniku tego przygryzam delikatnie od środka dolną wargę.
Nie wiem czy dobrze robię. Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie wiem, czy ona tego chce.
Ale tak jak zwykle, nie zastanawiam się nad niczym długo i podejmuję decyzję natychmiastowo.
Nabieram głęboko powietrza do płuc, odgarniając jej włosy z twarzy i już zostawiając dłoń na jej rozgrzanym zapewne od wina policzku. Jej skóra jest ciepła, nie taka jak się spodziewałem po kilkugodzinnym siedzeniu w nocy na dworze, ale nie przeszkadza mi to. Gładzę ją kciukiem dla pewności, że faktycznie jest taka miękka.
Jeszcze przed chwilą miałem moment na odwrót, ale dlaczego miałbym rezygnować? Uważam, że jest piękna. Podoba mi się jej nieśmiałość i delikatność w każdej postaci.
Wstrzymuje oddech i zamyka oczy, gdy pochylam się jeszcze bardziej. Dotykam jej ust swoimi i po chwili całuję, odnosząc wrażenie, że pozbywam się z siebie całej tęsknoty. Czuję się lżej jeszcze bardziej, gdy po chwili ona odwzajemnia pocałunek, a po moim ciele rozpływa się przyjemne ciepło.
Niepewnie oparła swoją dłoń na moim ramieniu, którą potem przesunęła w górę, na szyję. Przyciągnąłem ją bliżej siebie w nadziei, że nie będzie miała nic przeciwko. Przyznam, że z początku targała mną niepewność, ale tylko do momentu, gdy odchyliła swoje usta jeszcze bardziej i pozwoliła siebie prowadzić. Położyłem dłonie na jej biodrach i usadziłem przed sobą, na swoich nogach, aby było wygodniej. Oparła ręce na moich ramionach, które potem skrzyżowała na moim karku.
Po chwili odsunąłem od niej twarz, tym samym przerywając pocałunek.
- Wow - uniosłem do góry kąciki ust, co przyczyniło się, że na jej twarzy również zagościł uśmiech. O wiele bardziej wolę ją, gdy się uśmiecha, bo niezwykle pasuje do jej twarzy uśmiech - Odprowadzę cię do pokoju - powiedziałem, dokładnie obserwując jej twarz.
Uniosła wzrok, a ja zobaczyłem w jej oczach delikatne zakłopotanie. Od razu zamierzałem wyprowadzić ją z błędu.
- Spokojnie - posłałem do niej uśmiech - Od razu pójdę do siebie - po tych słowach odwzajemniła go i pokiwała głową.
- A co z tym wszystkim? - zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku, podobnie jak ja.
- Zabiorę ze sobą, nie martw się. Nikt się nie zorientuje, że ktokolwiek nie spał tutaj po ciszy nocnej - uśmiechnęła się jeszcze szerzej i dopiero teraz spojrzała w inną stronę. Zeszła z moich ud i dopiero wtedy się podniosła.
Podparłem się o ręce i wyprostowałem, od razu chwytając leżącą pustą butelkę wina.
Posprzątaliśmy wszystko w miarę jak najciszej i niepostrzeżenie wróciliśmy do akademika. Otworzyła drzwi od swojego pokoju, ale nie weszła do środka. Spojrzałem na nią, oparty o ścianę przy drzwiach.
- Dziękuję za miły wieczór - odwróciła się i uśmiechnęła się w ten sposób, na który nie jestem w stanie popatrzyć obojętnie.
- Cieszę się, że mimo wszystko się on udał. I mam nadzieję, że to nie będzie tylko jeden taki miły wieczór - pochyliłem się - Dobranoc - wyszeptałem i odsunąłem się, odchodząc parę kroków.
- Dobranoc - odpowiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust w górę i weszła do środka.
Odwróciłem się w kierunku swojego pokoju, chowając ręce w kieszenie.

Daisy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz