środa, 14 lutego 2018

Od Zaina cd. Imanuelle

Tego dnia nawet pogoda miała dobry humor. Znaczy... padał śnieg, owszem. Było zimno, naturalnie. Nie lubię być cały w śniegu, oczywiście. Stanowczo za dużo razy miałem to zimne cholerstwo za koszulką w przeszłości. Ale patrząc jednak na wszystko, to nie było tak źle. Co oczywiście nie oznacza, że zrezygnuję z takiej miłej propozycji poranka. Musiałbym być idiotą żeby to zrobić. Promienie słońca odbijające się od leżącego śniegu, non stop to opadającego na ziemię, wpadały do pokoju, których okna były skierowane idealnie na słońce. Choć wysoko już będące na niebie, nadal dawało wrażenie porannego, nie do końca stabilnego na nieboskłonie, jakby za chwilę miało opaść za ogromne szczyty gór, rozpościerających się za oszkloną ścianą. Do dziś pamiętam jak projektant próbował mi udowodnić, że nie jest ona dobrym pomysłem w takim miejscu, które posiada takie warunki pogodowe jakie posiada. I chodziło zwyczajnie o zimno i nieszczelność szkła wobec mrozu. W pewnym momencie byłem mu zdolny przyznać rację, gdybym wówczas nie przypomniał sobie na czas, że moje racje są święte i cokolwiek postanowiłem, wyjdzie na dobre. Przecież nie miało prawa wyjść na moją niekorzyść. Teraz widzę, że mimo wielu dowodów na to, że jednak nie jestem nieomylny, to teraz mogłem być z siebie dumny, że postawiłem na swoim. Promienie zimowego słońca wesoło tańczyły na jasnych włosach odwróconej dziewczyny z podwiniętymi nogami na sofie, siedzącej obok sterty znalezionych w całym domu poduszek. Matko, to ja tego miałem tu aż tyle? Nie żebym był zdziwiony, zwyczajnie nie przyznaję się do tego, że większość rzeczy w moich mieszkaniach jest mi obca, bo bywam tam rzadko. Jedynie w Kalifornii potrafię rozeznać się we wszystkim.
Mimo wszystkiego, mimo jej cudownego uśmiechu nadającego jej twarzy jeszcze bardziej uroczego wyrazu, ton głosu, który usłyszałem teraz, przyrównując go do poprzedniego tonu, nie brzmiał tak samo. Nie wiem czy dało się określić ułamek sekundy, kiedy przez głowę przebiegło mi zaniepokojenie, ale stwierdziłem, że to nic takiego. Przecież jakby się coś działo, to by mi powiedziała.
- Tak myślałem tylko... - zacząłem, potrząsając głową i odkładając materac na podłogę. Imany podniosła się, układając poduszki według swojego uznania. Mruknęła cicho pod nosem na znak, że mam kontynuować - Skoro będziemy nic nie robić cały dzień... zastanawiałem się tak po prostu... czysto teoretycznie - wzruszyłem ramionami obojętnie, choć nie patrząc na nią, widziałem jak unosi spojrzenie i uśmiecha się delikatnie. Może podejrzliwie, może z nutką rozbawienia, ale uśmiecha - Zastanawiałem się, czy nie skorzystać z takiej pogody po południu, zanim zapadnie zmrok.
- Ktoś tu się boi, że nie wytrzyma siedzenia w jednym miejscu? - uniosła brew, uprzednio układając się wygodnie na materacu.
- Nie studiuj mojej psychiki - skrzywiłem się, podając jej leżący na sofie pod stertą poduszek, ciepły kocyk i sam kładąc się obok - Lepiej mi powiedz co chcesz oglądać.
- Coś przyjemnego - odpowiedziała, podkładając sobie poduszkę pod ręce i układając się na brzuchu, prosto do oszklonej ściany.
- Jest dużo przyjemnych filmów. Prócz przesłodzonych komedii romantycznych i tandetnych horrorów z widocznymi efektami specjalnymi.
- Filmy romantyczne czasem muszą być przesłodzone, bo inaczej nie byłyby przypisane do faktycznego gatunku filmowego.
- Mimo wszystkiego... nigdy nie słyszałem żeby spotkać drugą połówkę w windzie i zakochać się od pierwszego wejrzenia. Każdy potrzebuje chwili oswojenia.
- I właśnie na tym polega komedia romantyczna, żeby pokazać w niej miłość niemożliwą.
- To okłamywanie ludzi wrażliwych na znalezienie drugiej połówki.
- Nie dojdziemy do kompromisu?
- Dlaczego? Dojdziemy - oddałem jej laptopa - Wybierz, a ja się dostosuję i postaram nie narzekać na to jaki on jest - zachichotała.
- A może wybiorę jakiś, który ci się spodoba?
- Zobaczymy.
Po filmie, rozciągnąłem się, patrząc na godzinę i zarazem zerkając na zewnątrz. Śnieg przestał padać, a chmury, które jeszcze rano, gdy wychodziłem, zakrywały całkowicie słońce lub starały się to zrobić, gdy wszystko układaliśmy, teraz częściowo poznikały.
- To co, leń opanowany? - uśmiechnąłem się, patrząc na opatuloną kocem dziewczynę.
- Może troszkę - wzruszyła ramionami i wychyliła się nieco spod ciepłego materiału.
- Proponuję wyjść na zewnątrz - delikatnie się skrzywiła. Przewróciłem się na bok, kładąc głowę tuż przed nią - Chcesz przeleżeć tak cały dzień?
- Jest mi ciepło... i przyjemnie...
- Zabiorę cię na narty - zamilkła, wpatrując się uważnie - A potem na ciepły obiad do miasteczka. Wykwintnych restauracji może tu nie ma, ale jakaś przyjemna knajpka w górskim stylu się znajdzie z całkiem dobrym jedzeniem - z każdym słowem jej uśmiech się poszerzał - A potem wrócimy do domu i też możemy coś porobić - poruszyłem brwiami. Zaśmiała się i podnosząc się, usiadła na materacu.
- Żeby nie było... narty i obiad mnie skusiły - wstałem, kiwając głową.
- Oczywiście.
~*~
Schodziliśmy ze stoku, dyskutując na temat wiążący się z nartami. Wywiązała się całkiem ciekawa rozmowa, dopóki nasze zdania nie były inne, zaczęły się różnić i kiedy to dziewczyna, mimo wszystkiego, postanowiła mi udowodnić swoją rację w nietypowy dla niej sposób.
- Patrz! - krzyknęła, a ja odwróciłem się w kierunku wskazywanym przez jej dłoń, po chwili znajdując się cały na i w śniegu. Zachichotała cicho pod nosem, pochylając się ostrożnie nade mną. Prychnąłem pod nosem, siadając i podbierając się rękoma o zimne podłoże.
- Bardzo śmieszne - mruknąłem, podnosząc się ze śniegu. Przewracać się jak to z przewracaniem bywa, ale połamany do akademii wrócić nie mogę. I na chwilę obecną zapomnieć o tym. Potargałem dłonią włosy, pozbywając się z nich śniegu i z powrotem ułożyłem, zerkając spod zmrużonych oczu na ukrywającą uśmiech dziewczynę - Nie widzę w tym nic śmiesznego - Imany przechyliła głowę, opierając dłonie na biodrach i uniosła wyniośle podbródek do góry.
- Zaczekaj, jak to powiedziałeś? Jeśli chcesz, to wszystko potrafisz? Czy jakoś inaczej... nie pamiętam - odparła smutno i po chwili zaczęła się śmiać.
- Potrafię jeździć na nartach - oburzyłem się.
- Nie zaprzeczam - pokręciła głową, zmieniając ton na o wiele bardziej poważny. Jej uśmiech na moment znikł, by z powrotem zagościć przy następnym, wypowiadanym zdaniu - Przewracać też się całkiem dobrze potrafisz.
- Wiem - posłałem jej zalotny uśmiech - Opanowałem technikę najbardziej seksownego upadania na ziemię, że nikt nie jest w stanie oprzeć się temu uroczemu obrazowi. A ty jesteś zbyt pewna siebie.
- Cecha, którą jako Imanuelle Hale powinnam posiadać - odparła, unosząc wysoko głowę do góry. Skoczyłem, sięgając gałęzi drzewa, na której trzymał się śnieg, który pod wpływem ruchu spadł na jasne włosy Imany. Momentalnie się zatrzymała, otwierając usta i chowając głowę w ramionach. Zaśmiałem się, podchodząc do niej bliżej i zatrzymując się przed nią.
- Zimno? - uniosłem brwi, czekając aż i ona spojrzy w moje oczy.
- Domyśl się, albo nie... powiedz mi lepiej, jaki cel zamierzałeś osiągnąć, myśląc, że to będzie wspaniały pomysł? - po chwili dopiero się rozluźniła z nadal charakterystycznym skrzywieniem na twarzy.
- Ostudziłem twoją pewność siebie - odpowiedziałem pewnie, dumnie unosząc głowę do góry. Dziewczyna zmrużyła oczy, ale nic nie odpowiedziała. Byłem pewny, że albo teraz odejdzie z wyrzutem, albo powie, że nic się nie stało, jak większość
Właściwie, będąc całkowicie szczerym, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, a tym bardziej takiego zachowania ze strony Imany. Zdziwiła mnie samym tym, że pomyślała o odpłaceniu mi tym samym, utwierdzając tylko w tym jeszcze bardziej, gdy pochyliła się i ulepiła w rękach śnieżkę. Imanuelle Hale - poukładana, porządna bratanica, nazywana też hrabianką, nagle nie jest taka grzeczna za jaką uchodzi. Mało tego, stara się wyrównać rachunki ze śniegiem ze mną. Ze MNĄ.
- Co ty robisz? - zmarszczyłem brwi, odsuwając się na dwa kroki do tyłu. Jej urzekający uśmiech nadal był tak samo urzekający, może nawet bardziej niż zwykle, bo zakrywał prawdziwe intencje, których łatwo się domyślić.
- Absolutnie nic - pokręciła głową, niewinnie spuszczając głowę i przejeżdżając dłonią po białej, zlepionej powierzchni śniegu.
- Ej... - zaśmiałem się nerwowo, chcąc odwzajemnić nieznaczny uśmiech towarzyszki - Odłóż natychmiast tę śnieżkę, którą trzymasz w ręku, bo to się może skończyć nieprzyjemnie.
- Ale ja w ręku nic nie mam - wyciągnęła dłonie przed siebie i podeszła parę kroków w moją stronę - To honor każe ci nie uciekać, czy męska duma?
- Grasz na uczuciach, a tak nie przystoi - wykorzystując chwilę mojej nieuwagi, rzuciła śnieżką w moją stronę, która na całe szczęście trafiła tylko w ramię, a które się złapałem z oburzonym wyrazem twarzy - Celowałaś ewidentnie wyżej!
- Nieprawda - zaprzeczyła, sięgając znowu po śnieg.
- Prawda - tym razem jednak podszedłem bliżej, a to ona się cofnęła z uśmiechem, zaraz jednak przyjmując bojową pozycję
- Wiem, że się nie odważysz oddać, bo obydwoje zdajemy sobie sprawę, że zasłużyłeś.
- Słucham? - zapytałem zdziwiony - Ja zasłużyłem? A kto przed chwilą planował zamach na moje bezcenne życie?
- A kto zrzucił na mnie śnieg pierwszy?
- Bezczelne drzewo - warknąłem, przerywając Imany, która zwiesiła głowę, ukrywając uśmiech.
- Drzewo było narzędziem... - zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, złapałem za jej materiał kurtki i pociągnąłem w swoją stronę, zwinnie obracając. Oparła się plecami o mnie, chwyciłem jej nadgarstek dłoni, w której trzymała gotową śnieżkę i uśmiechnąłem się zadowolony.
- To mówisz, że zamierzasz być prawnikiem, tak? - zamruczałem, odchylając delikatnie na bok jej kołnierz kurtki wraz z owiniętym wokół szyi szalem.
- Nie - pokręciła głową, początkowo próbując wyrwać trzymany przeze mnie swój nadgarstek - Ja będę prawnikiem. A wtedy to, jaśnie pan sławny piosenkarz nie będzie miał już żadnych szans - uniosła delikatnie kąciki ust.
- Rozumiem - odparłem, wzdychając głęboko - To taka intryga. Próbujesz mnie poznać by potem wszystko wyłożyć i pokazać czarno na białym jak żyję?
- Dokładnie tak - pokiwała głową, przechylając ją nieco w bok - Wyobrażasz sobie, ile bym zarobiła, gdybym powiedziała, że znam każdy, nawet najskrytszy sekret Zaina Malika i mogła się nim podzielić z resztą świata?
- Z pewnością dużo, w końcu świat chciałby się dowiedzieć o mnie jak najwięcej - przyznałem - Ale nie powiesz, bo nie będziesz miała okazji - uniosła brew - Rączki do góry, bo wiem co ty tam trzymasz - powoli uniosła dłonie do góry, po chwili przejeżdżając palcami po moich policzkach i skrzyżowała ręce na karku. Oparła głowę o moje ramię i zamknęła oczy, uśmiechając się nadal uroczo i niewinnie. Objąłem ją w talii, składają pocałunek na jej policzku, a gdy tylko odwróciła bardziej twarz w moją stronę, dosięgnąłem jej ust - Wiesz co zamierzam? - skrzywiła się i pokręciła głową. Jednak i tak znalazła się prosto na śniegu plecami.
- Wiedziałam, że nie wolno ci ufać, zdrajco jeden, uchodźco - zmrużyłem oczy, znajdując się tuż nad nią. Zmierzyła mnie spojrzeniem - Nie lubię cię - warknęła, obejmując rękoma mnie za szyję i przyciągając jeszcze bliżej - Nie znoszę. Nie cierpię...
- Nienawidzisz? - delikatnie uniosłem głowę do góry, oblizując usta i unosząc brew. Wplotła palce w moje włosy, uśmiechnęła się i uniosła do góry.
- Tak. Zdecydowanie - wyszeptała, gdy ponownie złączyłem nasze usta w pocałunku.
- To niedobrze... - zimny powiew wiatru dmuchnął wzburzony, lekki od mrozu śnieg w naszą stronę, oznajmiając delikatnymi szczypnięciami na skórze i zaczerwienionymi policzkami Imany, że pora wracać. Mimowolnie wolałem znaleźć się już w ciepłym domu niż czekać do wieczora na dworze i marznąć - Wracajmy do domu - zarządziłem.
- Komuś zimno?
- Nie zaprzeczaj, że tobie nie - podniosłem się i pomogłem wstać dziewczynie.
- Jeśli ktoś nie zrzuciłby na mnie śniegu i samej mnie na śnieg, to może nie byłoby mi tak zimno - przewróciłem oczami.
- To lepiej nie idź pod gałęziami. Są niezwykle kuszące, a jak tak każda konfrontacja ma się kończyć, to chętnie będę powtarzał.
- Wpadniesz do zaspy, zobaczysz... I to nie ja cię wrzucę.
- Zapamiętam sobie to.
~*~
O tej godzinie miasteczko tonęło w spokoju, jakby drzemało, odpoczywając po południowym gwarze, który wybuchał tu o godzinie w punkt dwunastej, kiedy to najwięcej ludzi przechodzi ulicami sąsiadujących kolorowych budynków. Teraz sen nałożony na niektórych spowodował, że okolica stała się spokojna i cicha, wyjęta z objęcia ramion zgiełku.
Kiedyś dostałem pytanie na jednym z wywiadów jakie okolice wolę. Było to dawno, jeszcze zanim zdążyłem poznać ówczesny świat, który miał się stać dla mnie codziennością, rutyną, gdzieniegdzie przyzwyczajeniem. Wybrałem wtedy miasto, patrząc na korzyści, które niesie za sobą. Wraz z czasem zmieniałem jednak decyzję, krocząc ku drugiej odpowiedzi.
- Jestem zmarznięta - spojrzałem na dziewczynę, trzymającą się nieco za mną, podczas ponownego oglądania kolorowych ścian budynków, tym razem zdecydowanie stojących z dala od centrum.
- Już niedaleko, piękna - chwyciłem jej dłoń i przyciągnąłem do siebie - Docenisz obecność kominka w domu - uśmiechnąłem się.
- Zdecydowanie - potwierdziła, przytulając się do mojej ręki - Ale pomysł z nartami nie był zły, prawda? - nachodzący uśmiech na moją twarz został skutecznie powstrzymany i zastąpiony obojętnym ruchem ramion w górę - Niezwykle źle parodiujesz moje gesty - mruknęła niezadowolona. Zaśmiałem się pod nosem, przejeżdżając kciukiem po delikatnej skórze jej dłoni.
- Przepraszam, ale nie potrafię nadać im takiego samego wyrazu jak ty - mijaliśmy domy pozamykane na cztery spusty i osiedlowe sklepy świecące pustkami, inne wręcz przeciwnie. Nikt tutaj nie odśnieżał podjazdu, nie widząc chyba w tym sensu, nawet psy wydawały się chować w swoich budach. Jedynie raz na jakiś czas przejeżdżał samochód. W tym zawieszeniu było coś wyjątkowego, pustka budowała melancholię otoczoną zimnymi podmuchami wiatru, zmieszaną z bielą zimowego krajobrazu. I właśnie ta melancholia sprawiała, że ogarnęła mnie chęć jak najszybszego wrócenia do ciepłego domu, ale z drugiej strony nie dało się zaprzeczyć, że było to niezwykle przyjemne.
- Skoro na nartach nauczyłeś się, to dlaczego nie lubisz łyżew? - podeszła bliżej.
- To całkowicie co innego. Nie lubię lodu. Zdradliwe cholerstwo.
- A jeździłeś kiedyś?
- Próbowałem, ale nie o lodowisko i same łyżwy chodzi. Jako dzieci, chodziliśmy wraz z siostrą i paroma innymi dzieciakami z osiedla nad jezioro, które co zimę zamarzało. W sumie, to się świetnie tam bawiliśmy, pomijając liczne obicia, gdy któryś z kretesem przegrał walkę z utrzymaniem równowagi na lodzie. Pewnego dnia też poszliśmy. Była odwilż, a jako dziewięcioletnie szczeniaki, raczej nie zdawaliśmy sobie sprawy z zagrożenia jakie to za sobą niosło. No i weszliśmy na lód, który pękł pod nami. Z natury raczej nigdy się niczego nie bałem. Ciemność, potwory pod łóżkiem, starsza siostra, zawsze należałem do odważniejszych, więc mama zwyczajnie musiała mnie porządnie pilnować. Ale wtedy się porządnie przestraszyłem i napędziłem strachu też rodzicom, gdy się dowiedzieli. Dałem radę w jakiś sposób z pomocą innych wyciągnąć się z wody, ale umysł człowieka jest tak niesamowity, że zwykłe wspomnienie potrafi na zawsze zmienić poglądy. A łyżew nie lubię, bo kiedyś się zwyczajnie połamałem przez nie. A brak możliwości ruchowych dla mnie to dramat.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz