sobota, 3 lutego 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

Obejrzałam się za chłopakiem, kiedy wychodził z kuchni. Starał się, był miły, zabawny, dobry dla mnie. Will też taki był... Tego chyba najbardziej się obawiałam - że Zainowi też to się znudzi, przestanie dbać o takie szczegóły, przestanie dbać o mnie... Naprawdę nie wymagałam wiele od niego wiele. Wydawało mi się przynajmniej, że przepuszczenie mnie w drzwiach, raz na jakiś czas zrobienie mi śniadania, obiadu czy kolacji, raz na ruski rok kupienie kwiatka, szczypta romantyczności i niezapominanie o ważnych dla mnie datach, to nie za dużo... Z drugiej strony już teraz mogłam z czystym sumieniem stwierdzić, że Zain był całkowicie inny niż pozostali moi mężczyzni. Może nie było ich wielu, tym bardziej tak blisko, ponieważ poza nim tylko dwóch, jednak nadal nie czułam się pewnie. W sensie bałam się, że im szybciej dojdzie do czegoś więcej, tym szybciej mnie zostawi. Tak było z tamtymi, a z Zainem... Nie bałam się tego. To nie było w stylu tego wspaniałego chłopaka, a mimo wszystko wolałam się upewnić, poznawać go. Jednak z drugiej strony chciałam mu to wynagrodzić, ponieważ nie dało się niezauważyć, jak pożera mnie wzrokiem, a ja nie chciałam, nie mogłam mu tego dać... Westchnęłam zatapiając widelec w jajku sadzonym i biorąc gryza kanapeczki z jogurtem i szczypiorkiem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka głodna byłam, a wszystko okazało się wyjątkowo smaczne. Czyżby kolejny ukryty talent pana Malika?
Drygnęłam, kiedy okrył moje ramiona swoją bluzą. Podkreślmy sobie słowo "swoją". Jego perfumy, pomieszane z płynem do płukania, otoczyły mnie, roztaczając całkiem ładny miks tych zapachów. Uśmiechnęłam się i zostawiając wszystko na talerzu, wsunęłam ręce w rękawy i okryłam się materiałem, zasłaniając moje prawie nagie ciało. Brunet ponownie stanął z boku, oparł się o szafki i po prostu patrzył, jak ja kończyłam moje śniadanie. Trochę mnie to peszyło, przez co opuściłam głowę, zatykając opadłe kosmyki za ucho. Nie byłam mimo wszystko przyzwyczajona, do tego, że ktoś patrzył na mnie w taki sposób. W końcu odłożyłam widelec na pusty talerz i dopiero teraz uniosłam głowę, a on nadal na mnie patrzył. Odsunęłam krzesło i podeszłam do Zaina, obejmując go w pasie i opierając podbródek o jego klatkę piersiową.
- Dziękuję - szepnęłam, wywołując uśmiech na jego twarzy. Objął mnie, przyciągając mnie bliżej na tyle, że ponownie uderzyłam swoimi biodrami o jego.
- Proszę bardzo - odparł. - Ale oczekiwałem trochę innej nagrody... Rozumiesz, bardzo ładnie się postarałem i do tego poświęciłem się wychodząc na zewnątrz, narażając swoją cudowną osobę na padający śnieg - przewróciłam niezauważalnie oczami.
- Dostaniesz swoją nagrodę, kiedy już wrócę z łazienki, dobrze? - potargałam ku jego niezadowoleniu, jego włosy. Zrobił smutną minkę, a ja tylko się zaśmiałam, puszczając go. Ruszyłam na górę, gdzie zgarnęłam jakieś luźne ubrania i poszłam pod prysznic. Postarałam się ogarnąć najszybciej jak potrafiłam, myjąc zęby odpisałam na kilkanaście wiadomości od Nastii oraz wujka Petera. Oni mają tak zawsze, gdzie bym nie wyjechała, zasypują mnie milionem wiadomości, czy wszystko w porządku i czy dobrze się bawię. Czasem czuję się przy nich jak dziecko, ale wiedziałam, że to z troski o mnie, więc tego nie komentowałam.
Ponownie znalazłam się w kuchni, jednak nikogo tutaj nie było. Cicho skierowałam się do salonu, gdzie zobaczyłam, jak siedział na sofie, z laptopem na kolanach, coś czytał. Podeszłam do niego od tyłu i zerknęłam. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to to, że był to portal plotkarski, co już mi się nie spodobało. Szybko przeleciałam wzrokiem po tekście. Pytania co się stało z niedawną towarzyszką Zaina, jakieś plotki, podejrzenia co do zniknięcia, jakieś tam zdjęcia i inne rzeczy, które w tamtym momencie wydawały mi się ohydne. Sięgnęłam do ekranu i zamknęłam laptopa.
- Widziałaś? - zapytał zmartwiony, nagle uświadomiony, że stałam za nim.
- Widziałam - odparłam, opierając podbródek o jego ramię. - Jednak widzisz... Poznałam cię i to jest zasadnicza różnica. Oni cię oceniają według wzorców, które sami sobie wyobrazili i stwierdzili, że tacy powinni być ludzi sławni, jak ty. Ja poznałam Zaina Malika z Bradford, a nie pana Zain Malika, obrzydliwie bogatego artystę. Ja widzę, że się starasz, jesteś prywatnie miły... jeśli chcesz... kochany i dobry. To nie twoja wina, że ci coś w życiu wyszło i nie wiem nawet jak można to nazwać winą. Więc cokolwiek by pisali, to jestem obok ciebie, wierzę w twoją szczerość i to ja znam prawdę, a nie oni.
- Jesteś niesamowita - pocałował mnie w policzek. Obeszłam sofę, podeszłam do niego, zabrałam laptopa z jego rąk i odłożyłam go na stolik. Siadłam mu na kolanach.
- Bardzo zimno jest na dworze? - zapytałam, patrząc za okno.
- Okropnie... i sypie śnieg do tego - odparł, przysuwając mnie do siebie. Poprawiłam się na jego udach. Moje ręce powędrowały na jego ramiona, skrzyżowałam je za jego szyją.
- Mam więc propozycję... nie wychodźmy dzisiaj na dwór - przytuliłam się do niego. - Tutaj jest mi cieplutko i dobrze... A tam jest zimno i źle i sypie...
- Taki leń kogoś tutaj złapał? - zaśmiał się chłopak, a ja pokiwałam głową. Nie miałam najmniejszej ochoty, żeby wychodzić na to zimno, to takim wieczorze jak wczoraj, po takim miłym obudzeniu i po takim śniadanku. - To co my będziemy cały dzień robić?
- Hmmm... możemy coś obejrzeć, zrobić sobie piknik w salonie, rozłożymy sobie poduszki, żeby było mięciutko, trochę pooglądamy, trochę porobimy co innego... - uśmiechnęłam się, a on zamruczał jak kot.
- A masz bliższe plany na co coś innego? - uniósł brew. Pochwyciłam jego wargi między swoje, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Może mam - zamruczałam.
- Ty mnie wystawiasz na próbę... - zmrużył oczy. - Przyznaj się, że sprawia ci przyjemność, jak mnie tak męczysz...
- Ale to chyba miłe tortury... Bo miałam nadzieję, że mój dotyk jest miły dla ciebie - mruknęłam cichutko, spuszczając głowę, którą niemal natychmiast uniósł. Ujął mój podbródek w dwa palce i mnie pocałował.
- Jest przyjemny... Aż zbyt przyjemny i sprawia mi to malutki problem, ponieważ muszę utrzymywać moje żądze na smyczy, a nie lubię się ograniczać... Szczególnie w tej sferze.
- Ale za to nagroda będzie lepiej smakować - próbowałam go pocieszyć.
- Jeśli w ogóle doczekam się tej nagrody - mruknął.
- Doczekasz, doczekasz... Po prostu... Postaraj się stanąć w mojej sytuacji. Kobiety nieco inaczej odczuwają takie rzeczy niż mężczyźni, a ja nie jestem przyzwyczajona do... - zakrył mi usta dłonią.
- Ale mi się to podoba. Nie musisz mi tego ponownie wyjaśniać, bo to rozumiem, akceptuję i nawet rozumiem twoje racje - zapewnił.
- No to skoro rozumiesz... To postaram się być delikatną dla twoich żądz - zachichotałam.
- Cóż za wspaniałomyślność - zaśmiał się. - A gdzie chcesz zrobić ten piknik?
- Tam w rogu - wskazałam głową. - Przed tym kawałkiem szklanej ściany. Masz tutaj jakiś materac?
- Coś powinno się znaleźć... ale taki dmuchany, czy taki piankowy?
- Piankowy, tylko gruby musi być - odparłam, zastanawiając się nad tym poważnie.
- Pójdę poszukać, a ty zbierz poduszki z całego domu - pokiwałam głową i zerwałam się z jego kolan, żeby zrobić to, co mówił. Podreptałam na górę, a Zain dosłownie zniknął. Przeszłam po kolei, przez wszystkie pokoje na górze, a później na dole, zbierając tak jak mówił brunet, wszystkie poduszki. Kiedy wróciłam do salonu, jego jeszcze nie było. Usiadłam więc na sofie, obok stosu poduszek i czekałam na niego. Z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Dosłownie podskoczyłam, kiedy nagle zaczął dzwonić. Zerknęłam na wyświetlacz. Wujek Peter. Wstałam i odebrałam telefon, kiedy już podeszłam do szklanej ściany.
- Cześć wujku - odparłam radośnie, a on westchnął. - Coś się stało?
~ Tak. Posłuchaj mnie słońce, mamy problem - ponownie westchnął.
- O co chodzi?
~ Całkowicie przypadkowo dowiedziałem się, że prawdopodobnie jadą po ciebie. Oczywiście na razie nie wiedzą gdzie jesteś, ale to i tak nie wróży nic dobrego...
- No dobrze, ale czego oni ode mnie chcą? I kim są? Kto po mnie jedzie? - zaczynałam się porządnie martwić. - Co się dzieje? I dlaczego mówisz to w taki sposób, jakby coś mi groziło?
~ Kochanie... moja kochana bratanico...
- Wujku?
~ Widzisz nie jestem w stanie powiedzieć jaki będzie tego finał... A wszystko napędza twoja babka, a moja wyklęta przeze mnie matka. Twierdzi, że ty możesz otworzyć jakiś sejf, że byłaś oczkiem w głowie Williama, że przygotował ciebie, swoją jedyną córkę, żeby go otworzyć - odparł wściekły. - To jakaś kompletna bzdura jak dla mnie, ale nic nie mogłem jej wytłumaczyć.
- Co mam robić?
~ To, czego cię uczyłem. Zniknij. Nic o tobie właściwie nie widzą, więc nie powinno to być trudne, choć twój chłopak może ci to utrudnić, ale lepiej by było, abyś jednak miała kogoś przy sobie. Jak dowiem się czegoś więcej, będę ci mówił. W każdym razie nie mogą cię zabrać.
- Właściwie dlaczego? - odpowiedziała mi głucha cisza.
~ Bo nie jestem pewny... że oni nie mają racji... a ten sejf może zmienić cały wygląd naszej rodziny, może zmienić wszystko. Zrób to dla ojca, myśl jak Hale - rozłączył się.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą głos Zaina. Powiedzieć mu? Nie powiedzieć? Kłamstwo jest obrzydliwe... Myśl jak Hale...
- W jak najlepszym - odwróciłam się do niego z uśmiechem. - W jak najlepszym.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz