sobota, 17 lutego 2018

Od Joshuy cd. Milesa

Ogarnąłem wzrokiem już po raz któryś z kolei ten sam korytarz. Może zbyt przejmuję się takimi rzeczami, ale w pewnym sensie zrobiło mi się głupio. Nie byłem zaproszony, moja obecność nie była planowana. Właściwie powinienem być w akademii i nie ruszać się stamtąd na krok. Tymczasem w ciszy rozmyślałem nad tym, jak bardzo przeszkadzam i ukradkiem przyglądałem się poznanemu chłopakowi, który nosił miano brata Milesa. Cóż, na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądał na potwora. Powiedzmy, że spodziewałem się naprawdę czegoś innego.
- W takim razie ustalone - przerwał ojciec i wskazał na górę - Lećcie się ogarnąć, bo z Edynburga kawał drogi przejechaliście.
- Właściwie to z nieco dalej niż z Edynburga - Miles ruszył za ojcem, a ja wszedłem na górę według zaleceń. Wszedłem do mojego tymczasowego pokoju, który należał do chłopaka. Niby w nim byłem, ale tylko na chwilę i zbyt zajęty czymś innym, nie miałem okazji się jemu przyjrzeć. Tak, decydująco nasze gusta nieco się od siebie różniły. I tak jak mogłem to stwierdzić na samym początku, tak teraz było to tylko udowodnienie samemu sobie. Usiadłem na łóżku, w tym samym miejscu co poprzednio, po czym opadłem lekko plecami na materac.
~*~
Zszedłem z dołu, zastanawiając się nad celem mojej obecności wraz z Milesem w szpitalu. Naturalnie, że z nim pojadę. Nawet wejdę na salę, jeśli mnie w ogóle wpuszczą. Ale nadal miałem uczucie, że mimo wszystko jako obca osoba, zajmuję tylko niepotrzebnie miejsca. Polubiłem ich. Mało tego, nawet zazdrościłem w jakiś sposób chłopakowi posiadania takich osób, choćby nawet brata, do którego żywił w jakiś sposób urazę, a z której nie do końca się wytłumaczył.
Wyszedłem na korytarz o mało nie uderzając w wychodzącego z pokoju obok ojca Milesa, który złapał mnie za ramię, przytrzymując i przy tym cicho się śmiejąc.
- Przepraszam, nie zauważyłem pana.
- Nad czym taki zamyślony byłeś? Chyba trudno się tobie z nami rozstać - mężczyzna uśmiechnął się, puszczając moje ramię. Spuściłem głowę, będąc jednak rozbawiony tymi słowami. To faktycznie tak wygląda jakbym nie mógł się oderwać od nich - Co dziwne, bo zawsze mi się wydawało, że nasz syn się nieco wstydzi.
- Wstydzi? - odparłem zdziwionym tonem - Jak dla mnie, nie ma się czego wstydzić. Nazwałbym to raczej krępacją przed brakiem zachowania idealności wobec gościa. Coś o tym wiem - westchnąłem, nadal utrzymując uśmiech.
- Nie spodziewałem się, że po raz kolejny się tutaj zjawisz - ojciec Milesa natychmiast wyjaśnił, delikatnie kiwając głową na poprzednie moje słowa, jakby się z nimi zgadzał.
- Ujmę to tak, że akurat miałem po drodze i samo wyszło.
- Zgaduję, że raczej mój syn nie dał ci pola do dyskusji - uniósł brew do góry, lecz wcale nie czekał na moją odpowiedź, bo doskonale wiedział jakim kontrargumentem rzucić w razie jakbym jednak się zdecydował zaprzeczyć - A nie mówiłem? I nie próbuj go bronić.
- Ale kogo? - w przejściu do otwartej kuchni pojawił się Miles i zmierzył ojca spojrzeniem. Ten natomiast posłał mu empatyczny uśmiech i wzruszył ramionami.
- Właśnie cię obgadujemy - postawił przede mną kubek z parującą herbatą i sam usiadł naprzeciwko, opierając się o krzesło. Chłopak zmierzył spojrzeniem całe pomieszczenie, spoglądając na mnie, kiedy uniosłem oczy z niewinnym uśmiechem na niego, a potem odwrócił się do ojca.
- Tato... proszę cię, możesz ze mną rozmawiać o mnie, a nie z obcym chłopakiem? - wszedł głębiej do kuchni, stając naprzeciwko stołu i oparł się o szafki, krzyżując swoje ręce.
- To nagle jest obcy? - mężczyzna zdziwił się i z dyskretnym uśmiechem spojrzał na syna, który przewrócił oczami.
- Nie dyskutujmy na ten temat, dobrze?
- Zmienia zdanie szybciej niż jakakolwiek kobieta - zwrócił się do mnie, kiwając głową tak aby Miles go nie zauważył.
- A może porozmawiamy o tobie?
- O mnie? Żartujesz sobie - jego ojciec pokręcił głową i upił łyk ze swojego kubka - Jestem tutaj najstarszy i mam pierwszeństwo. Chcesz czegoś tak w ogóle?
- Tak. Spytać jaki masz plan na dzień.
- Najpierw wykorzystam was do zrobienia czegoś do jedzenia, a potem od was zależy.
- Chciałbym po obiedzie w miarę chwili pojechać do mamy - mężczyzna pokiwał głową odpowiadając coś w tylu nie ma sprawy, jak tylko zakończy parę spraw. Po czym wysłał syna na górę. Odprowadziłem posyłającego mi wymowne spojrzenie chłopaka wzrokiem. Znowu zostałem sam wraz z jego ojcem.
- Pani Lisa musi być wytrwałą kobietą - zagadnąłem, a mężczyzna pokiwał głową.
- Za to ja muszę być wytrwałym ojcem - zaśmiał się- Ale nigdy nie narzekałem na posiadanie dwójki synów - mężczyzna uśmiechnął się - Ale moja żona kiedyś coś tam wspominała o córce, ale się nie powiodło - zaśmiał się - A ty masz rodzeństwo z tego co pamiętam - uniosłem głowę i uważnie przyjrzałem się mężczyźnie i kiwnąłem głową. Choć rodzeństwem takich relacji to bym nie nazwał.
- Młodszą siostrę - odpowiedziałem i zawahałem się w pewnym momencie - No... i jeszcze dwójkę starszych. Kolejną siostrę i brata - wlepiłem wzrok w szklankę - Tylko, że nie do końca ich znam, znaczy... w życiu ich na oczy nie widziałem, więc nie powiem panu nawet jak się nazywają.
- Rozumiem - w sumie to poczułem się dobrze, gdy w końcu mu o tym powiedziałem. Nie miałem też za złe, że chce się dowiedzieć trochę o moim życiu, w końcu jest ojcem Milesa i ma takie prawo. Zarazem dziękowałem mu, że więcej nie pytał. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, w kuchni pojawił się Ian, na którego zwrócił uwagę. Chłopak sięgnął po leżące nieopodal przekąski i odwrócił się w naszą stronę, unosząc spojrzenie na ojca.
- Dzisiaj wieczorem wybywam. Może wrócę później, może nie. Nie wiem - wzruszył ramionami, a mężczyzna pokiwał głową.
- Dobrze, tylko bądź na jutro. Trzeba jeszcze parę rzeczy z góry poznosić, a chłopaki pewnie będą musieli się zbierać do akademii na powrót. Nie chcę ich trzymać zbyt długo - brunet na chwilę zwrócił na mnie swoje spojrzenie, po czym spuścił głowę i pokiwał na znak, że będzie.
- Tato! - dało się słyszeć z góry. Mężczyzna wstał i przeprosił mnie na chwilę, po czym zniknął. Upiłem kolejny łyk herbaty, kątem oka obserwując stojącego niedaleko Iana.
- Poznaliście się w akademii? - zagadnął z obojętnością. Uniosłem spojrzenie i pokiwałem głową - Dobrze wiem jakich mój brat ma kolegów. Możemy ze sobą nie rozmawiać, ale choćby chciał, nie ukryje wszystkiego przed wszystkimi - zmierzyłem go spokojnym spojrzeniem. No dobrze, to zachowujemy pozory.
- Byłem u siebie w domu po parę rzeczy, bo jeszcze nie zdążyłem się porządnie wyprowadzić, a żeby dotrzeć do Aberdeen, muszę przejechać przez Edynburg, więc umówiliśmy się, że po drodze go zgarnę z akademii lotniczej - wytłumaczyłem - Tak po prostu bardziej się opłacało. A że chciał wstąpić do swojego domu, to chyba normalne - wstałem i podszedłem do zlewu, odkładając kubek pana Charlesa.
- Ojciec cię woła - usłyszałem za sobą i odwróciłem się patrząc na podchodzącego bliżej Milesa. Odprowadziłem wzrokiem Iana, stukając palcami w porcelanę, z której nadal unosiła się do góry jasna chmura gorącej pary. Naprawdę próbowałem się powstrzymać od uśmiechu, ale niezbyt mi się to udało, bo gdy spuściłem głowę w dół, on sam pojawił się na mojej twarzy. Mimo, że moje włosy przysłoniły być może połowę policzka, musiało być to bardzo dobrze widoczne.
- I czego się tak szczerzysz? - Miles spojrzał na mnie uważnie. Uniosłem powoli głowę, odwracając w jego stronę i przez chwilę patrzyłem na niego w ciszy. Widziałem to w jego oczach, że domyśla się wszystkiego, ale tak jakby czekał aż ja sam mu to powiem i udowodnię.
- Nie śmieję się - zaprzeczyłem, z powrotem spuszczając głowę.
- Jasne - mruknął, odkładając to co trzymał w ręce dalej i oparł się bokiem o szafki, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Po raz kolejny spojrzał na mnie w ciszy - Przecież widzę, kłamco - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i spojrzałem przed siebie.
- Pilnujesz mnie, tak jakby miało mi się stać coś naprawdę złego, a przez naprawdę długi czas, nie zauważyłem aby twój brat miał zdolności seryjnego mordercy - spojrzałem mu w oczy, unosząc brwi podczas brania kolejnego łyka herbaty. Chłopak zmierzył mnie spojrzeniem, prostując się, tak jakby coś mocno próbował zrozumieć bądź kalkulował. Po chwili delikatnie się skrzywił i wrócił do poprzedniej czynności.
- A nie chcesz? - zapytał, delikatnie zmieszany, ale nadal pewny swojego, jakby to co mówię, było prawdą.
- Nie, dlaczego miałbym nie chcieć? Podoba mi się adoracja, ale nie jestem ślepy i widzę, że za każdym razem, gdy Ian pojawia się w moim otoczeniu, ty natychmiast pojawiasz się obok.
- Nie widzę w tym nic nienormalnego, bo przecież...
- Miles - przerwałem mu, czego nie miałem w zwyczaju robić. Nie spodziewałem się, a co lepsze... on chyba też nie. Delikatnie się zmieszałem, odwracając wzrok w drugą stronę, ale zaraz natychmiast go podniosłem - Nie obronisz mnie przed całym złem tego świata, choćbyś chciał - odłożyłem kubek na bok, oglądając się za siebie i szybko pocałowałem go w policzek. Zmarszczył brwi i odwrócił się w moją stronę.
- Co to było?
- Dyskretny całus, więc się nie zdradź, obrońco - uśmiechnąłem się do niego.

Miles?
Mam nadzieję, że nie wyszło to bardzo źle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz