środa, 1 sierpnia 2018

Od Louisa cd Lydii

- Będę czekać na ciebie w parku na ławce po lekcjach, jakbyś chciał jednak porządnie porozmawiać, przyjacielu — dziewczyna szepnęła mi do ucha, po czym pocałowała mnie w policzek i wstała. Minęła me krzesło i zniknęła z klasy. Moja ręka automatycznie powędrowała do miejsca, gdzie poczułem wcześniej muśnięcie warg. Nie rozumiałem do końca, co się przed chwilą stało. Jednak po chwili ocknąłem się z zaskoczenia i niepewnie wziąłem kartkę leżącą przede mną. Schowałem ją do kieszeni i ruszyłem na kolejne zajęcia, mając w głowie mętlik…
Na następnym wykładzie siedziałem w ławce obok Quinlan. Było to jednocześnie dobre i złe. Po części dziewczyna rozumiała to, że potrzebowałem ciszy, aby się skupić. Jednak w momencie, gdy zaczynało jej się nudzić, to zaczynała mnie zaczepiać. Czasami próbując wciągnąć do rozmowy, innym razem po prostu mi dokuczając. Na szczęście tym razem siedziała w miarę spokojnie, więc mogłem spokojnie pomyśleć o sytuacji z poprzednich zajęć. Nadal nie byłem pewny, o co w tym wszystkim chodziło. Dlaczego tak nagle dostałem miano czyjegoś przyjaciela? Szczególnie że kompletnie się nie znaliśmy. Przecież ledwo co poznałem jej imię. Ludzie są dziwni. Tylko tyle wiedziałem.
- Ooo… A to, co to? — usłyszałem nagle głos kuzynki, a zaraz potem poczułem jej rękę w mej kieszeni.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że to tam musiała znajdować się karteczka od Lydii. Nie myliłem się. Zaraz przed nami znalazł się ów kawałek papieru, a fioletowo włosa dziewczyna uważnie się mu przyglądała. Westchnąłem tylko i położyłem głowę na ławce, czekając na serię pytań, która najprawdopodobniej zaraz miała mnie dopaść.
- Kogo to numer telefonu? A ten numer pokoju? Poznałeś kogoś? Co się wydarzyło? A może ty masz randkę? Odpowiadaj — nie minęła minuta, zanim Quinn zaczęła wiercić we mnie dziurę wzrokiem, koniecznie chcąc dowiedzieć się wszystkiego na temat karteczki.
- Nie możesz choć raz odpuścić? — na to pytanie otrzymałem tylko spojrzenie, która wyrażało jedno: „Żartujesz sobie?”
- Okej, okej. Już ci tłumaczę. Od razu ci mówię, że to nie jest żadna randka ani nic w tym stylu. Dostałem tę kartkę od Lydii. Dziewczyny, którą ledwo co poznałem. Powiedziała też, że będzie czekać na mnie w parku po lekcjach, ale to nieważne. W sumie to nawet nie wiem do końca czy kiedykolwiek użyję którejś z tych informacji. Jakoś nie jestem przekonany co do zaprzyjaźniania się z innymi. Ty, Zoey i Erik w zupełności mi wystarczacie — powiedziałem dość cicho.
- Masz świadomość, że nie możesz się zamykać na innych? — Quinlan uniosła jedną brew.
- Dlaczego? Przecież wasza trójka jest jak najbardziej wystarczająca. Nie potrzebuję nikogo więcej — jęknąłem i przewróciłem oczami.
- Oj Lou Lou, jeszcze się przekonasz. Ale zapamiętaj sobie teraz jedno. Ja zawsze mam rację. Do tego nigdy ze mną nie wygrasz — zaśmiała się cicho, a ja tylko patrzyłem na nią niepewnie, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodziło. Po chwili wpatrywania się w nią po prostu wzruszyłem ramionami i z powrotem skupiłem się na lekcji.
~*~*~*~*~
Oczywiście nie mogłem spodziewać się tego, co wydarzy się po lekcjach. Chociaż przepraszam bardzo. Mogłem się tego domyślić. To w końcu była Quinlan. Jednak w momencie, gdy przeciągnęła na swoją stronę Zoey i Erika wiedziałem jedno. Nie miałem praktycznie żadnych szans. Może jednak przejdźmy do sedna sprawy. Do tego, co się wydarzyło.
Spacerowałem w okolicach parku wraz z przyjaciółmi, swobodnie z nimi rozmawiając na najróżniejsze tematy. Nawet nie zauważyłem momentu, gdy dziewczyny pochwyciły mnie i zaczęły wprowadzać w jego głąb. Dopiero gdy zauważyłem Lydię siedzącą niedaleko na ławce, zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodziło. Na przerwie przed ostatnią lekcją, powiedziałem Quinlan, że nie chcę. Nie pójdę do parku i już. Jak widać, ta postanowiła zmienić me plany. Momentalnie wyrwałem się dziewczynom i stanąłem w miejscu. Obróciłem się na pięcie i już miałem odchodzić, gdy poczułem na ramieniu mocny uścisk. Spojrzałem na Erika błagalnie. Miałem nadzieję, że chociaż on nie brał w tym wszystkim udziału. Ten jednak tylko pokręcił przecząco głowę i wskazał wzrokiem na Zoey stojącą wraz z Quinn. Westchnąłem i odwróciłem się w ich stronę. Stanąłem w miejscu i skrzyżowałem ręce na piersi. Nie miałem najmniejszego zamiaru uczestniczyć w ich intrygach.
- Louis. Daj spokój. Idź do niej. Przestań izolować się od ludzi — warknęła Zoey.
- Nigdzie nie idę — powiedziałem stanowczo.
- A założymy się? Pamiętasz może, co ci powiedziałam na zajęciach — Quinlan uśmiechnęła się tajemniczo, a ja dopiero w tym momencie zrozumiałem, o co jej chodziło. Ona od początku wiedziała, że nie będę chciał pójść na to spotkanie. Już wtedy sobie to wszystko zaplanowała. To właśnie tego dotyczyły słowa, „Do tego nigdy ze mną nie wygrasz”
Zamyślony nie zauważyłem, kiedy całą trójką zaciągnęli mnie bliżej Lydii, a następnie popchnęli w jej kierunku. Oczywiście sami od razu uciekli. Niepewnie na nią spojrzałem. Miałem nadzieję, że dziewczyna mnie nie zauważyła. Jednak nadzieja jest matką głupich. Momentalnie ma obecność, została wykryta. Brązowowłosa pomachała mi ręką na powitanie. Nie miałem już wyjścia. Wziąłem głęboki wdech i ciężko wypuściłem powietrze. Raz kozie śmierć. Podszedłem powoli do niej i usiadłem obok na ławce.
- Em… Hej? — powiedziałem, a może raczej zapytałem dość cicho.

Lydia?
Przepraszam, że takie krótkie i mało się dzieje, ale obiecuję poprawę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz