poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Od Zaina cd. Felicity

Właściwie to nie potrafiłem się określić czy ją lubię, czy nie. Nie badałem gruntu, a proponowana przez dziewczynę konna "przejażdżka" była dobrą sposobnością by podjąć jakąś decyzję. Była strasznie uparta, ale nie to mnie najbardziej denerwowało. Jej niewidoczna nieustępliwość w tym wszystkim odgrywała główną rolę, a z psychologicznego punktu widzenia, to właśnie to najbardziej sprawiało, że odbierałem ją w sposób niezbyt... jak to ująć? Dobry? Zbyt zwyczajne. Pozytywny? Nieprawdziwe. Nawet nie potrafię określić w jaki, ale jedno co było zauważalne, to nasza dwójka reagowała na swój widok tajemniczą alergią. Tak powiedział Styles, a ja się z nim wyjątkowo zgadzam.
Nie będę ukrywał też, że nie dawało mi satysfakcji patrzenie jak Felicity z trudem utrzymuje godną postawę, powstrzymując się przed rzuceniem we mnie najbardziej zrozumiałych obelg, możliwych na tym świecie. Posiadałem tego świadomość i chyba dlatego wewnątrz siebie miałem do niej ogromny szacunek, który oczywiście nie okazywałem, albo zwyczajnie w świecie on był przysłonięty warstwą posyłanych w stronę dziewczyny uszczypliwości. Jednego nie wolno mi jednak odejmować - z tym kluczem miałem dobre intencje i jakby była ciut milsza, to pewnie dostałaby go już na lekcji, ale panna Stufts wolała pokazywać fochy, niż współpracować.
Zdziwiła mnie jednak jej propozycja, może nieco nawet zaskoczyła. W pierwszej chwili pomyślałem, że dlaczego niby ma się skazywać na spędzanie czasu z osobą, do której nie żywi pozytywnych uczuć, ale po chwili zastanowienia, zapytałem sam siebie dlaczego miałbym nie skorzystać? Morrigan się wybiega, aczkolwiek wewnątrz czułem, że przy tej miłej przejażdżce, upokorzę się jeszcze bardziej. Choć nadal miałem wrażenie, że to tylko niecny podstęp, a dziewczyna wcale nie zjawi się przed stajnią, zadając mi porządnego pstryczka w nos przy następnym spotkaniu. Mimo wszystko, już teraz musiałem jej zaufać, bo przystałem na propozycję i oddałem jej klucze czyli moją jedyną przepustkę do rozmowy z Felicity. Właściwie, to po co ja chcę z nią rozmawiać skoro nie widzę w tym żadnego celu? Ani swojej korzyści. Brzmi okropnie. Głupi mózg zaczyna za dużo myśleć i zakodował sobie w tej części umysłu szarą kartę z pogrubionymi literkami, układającymi się w słowo F-E-L-I-C-I-T-Y.
Nie byłbym sobą gdybym zignorował tą uwagę i tak po prostu się odwrócił, dając spokój. Schowałem ręce w kieszenie i uśmiechnąłem się szeroko na słowa dziewczyny.
- Dobrze wiem, że na to liczysz! - krzyknąłem za nią, widząc jak odwraca szybko twarz, którą mimo wszystko zakryły włosy - Jak każdy zresztą! - jej ramiona uniosły się delikatnie w górę, jakby w cichym parsknięciu, a sama dziewczyna zniknęła po chwili z mojego pola widzenia.
~*~
Przez moment zastanawiałem się przed opcją ewentualnego spóźnienia, ale biorąc pod uwagę umowę, jakoś dałem radę wywlec się z pokoju w ciągu tych piętnastu minut, zostawiając sobie kolejne piętnaście na ogarnięcie Morrigan. No dziesięć, odejmując te pięć minut przekonywania na szybko Harry'ego, że postaram się nie wypalić coś mega głupiego podczas tej "konnej konferencji pokojowej". On oczywiście biadolił swoje, próbował mnie nawet zastraszyć i być może by mu się udało, gdybym go jeszcze słuchał. Potem przekonywał, że Felicity nie jest taka zła, jakbym tego nie wiedział. W końcu nie uważam ją za jakąś czarownicę z bagien i nie tylko z tego powodu, że jest zwyczajnie ładna. Jednak po moim wymownym spojrzeniu zakończył ten wątek rozmowy, a ja szybko się ulotniłem.
Do stajni wszedłem ostrożnie, w bojaźni przed ewentualnym przedwczesnym spotkaniem. I nie żebym miał jakiś problem z tym, ale jeśli godzić, to o ustalonej porze dnia i godzinie. Oparłem się o kraty boksu, z którego kara wychyliła powoli głowę, trzymając siano w pysku.
- Obiecaj mi, że mnie nie upokorzysz, bo wiem, że jesteś do tego zdolna. Szczególnie w terenie - przejechałem dłonią po jej ganaszach, odwracając się na pięcie w stronę siodlarni. Otwierając drzwi miałem zaszczyt być uczestnikiem ciekawej rozmowy, właściwie to głównym rozmówcą pomiędzy samym mną a Emerson, która jakby tutaj czekała. Nie żeby wydało mi się to dziwne, czy coś, w końcu była przyjaciółką Felicity i ze zwykłego przypadku mogła się tu pojawić, ale po chwili miałem się przekonać, że jednak nie.
- Tylko ani słowa, że z tobą rozmawiam, bo będę miała kazanie dłuższe niż od matki - brunetka spojrzała zza drzwi, które delikatnie przymknęła. Zmarszczyłem brwi, nie odzywając się z powodu próby zrozumienia jej poczynań. Uśmiechnęła się zadowolona, jakby jej plan działania szedł całkowicie poprawnie i według ogromnego założenia. Odwróciła się w moją stronę i zaczęła entuzjastyczny monolog - Słuchaj, Felicity kiedyś chodziła do szkoły muzycznej. Nie żebym coś sugerowała, ale można by o tym porozmawiać, w końcu powinieneś mieć jakieś pojęcie na ten temat, a skoro to jej jakieś tam zainteresowanie, no to...
- Jasne - przerwałem jej dosyć delikatnie, uśmiechając się nieco rozbawiony - Wytłumacz mi tylko jedno. Właściwie, po co mi to wiedzieć? - dziewczyna przewróciła oczami i wzięła głęboki wdech, przygotowując się do wypowiedzi.
- Do Archiego też czasem nie dociera, trudno się z wami porozumiewa, ale trudno - mruknęła pod nosem i nie dając mi dojść do słowa, które zapewne miałoby na celu obronę mojej męskiej osobowości, przeszła to tłumaczeń - Uważam, że jeśli macie ze sobą w miarę normalnie porozmawiać, to musicie znaleźć wspólny język jakim mogą być chociażby te same zainteresowania. No bo w końcu też uczęszczałeś do szkoły muzycznej - pokiwałem głową, krzyżując ręce na klatce, przyglądając się uważnie stojącej przede mną brunetce. Ona nie dostając ode mnie żądnej odpowiedzi, kontynuowała - Znam ją dosyć długo i wiem, że z nią nigdy nic nie wiadomo, ale po prostu załatw to tak, żeby nie miała powodów aby znaleźć właśnie takie powody by ciebie nie lubić.
- Mhm, rozumiem - kiwałem głową, unosząc wzrok do góry i przez chwilę patrząc w okno nad wiszącymi siodłami - Mam udawać miłego, grzecznego chłopca by nie urazić wrażliwej duszy?
- Masz się postarać i tyle - odpowiedziała przybierając znudzoną minę i przewracając oczami, gdy się roześmiałem.
- Dobrze, w końcu muszę i tak sprawić by podpisała pakt pokojowy - wzruszyłem ramionami, mijając ją i sięgając po sprzęt swojej klaczy.
- Jesteście zmuszeni żyć w swoim otoczeniu, więc wierz mi, ale takie pakty pokojowe długo nie trwają, albo są po prostu fałszywie utrzymywane - dziewczyna stanęła w drzwiach od siodlarni, tym samym zagradzając mi przejście. Spojrzałem w dół, nie żeby była ode mnie sporo niższa, ale jej sympatyczny uśmiech nie pozwalał na zwykłe "Przepraszam, chcę przejść".
- Więc co jeszcze lubi? - wyraźna wygrana Emerson bardzo ją ucieszyła, więc zabrała ode mnie ogłowie i przewieszając sobie je przez ramię, ruszyła w kierunku boksu Morrigan. Ruszyłem za nią. Zaprzeczałem samemu sobie, że chcę poznać zainteresowania Felicity, ale ta strefa była wyjątkowo ciekawa. I miałem pole do zaskoczenia jej, choć problem mógł pojawić się wtedy, gdyby spytała skąd to wiem.
- Seriale. Dosłownie w deszczowych dniach potrafi pochłaniać je jak gąbka wodę. Przynajmniej tak mi się wydaje - oparła się o drzwiczki do boksu, wyjmując zabraną marchewkę i podając Morrigan przy okazji. Wyprostowałem się, kończąc czyścić Mori, która zresztą była czysta po porannej toalecie.
- Ona wie, że sprzedajesz mi takie informacje? - zaciekawiłem się, sięgając po siodło, utrzymując przez chwilę z próbującą ukryć niewinny uśmiech Emerson. Pokręciła głową delikatnie, zaciskając usta - To nie nazywa się fachowo zdrada?
- To tylko pomoc. Powinieneś być wdzięczny, bo ja za chwilę się z kimś widuję i mogę śmiało powiedzieć, że czas poświęcony tobie, ale głównie dla Felicity, mogłam wykorzystać na czekanie - uniosła wdzięcznie palec do góry - Ale wracając... wykorzystaj wszystko co nie równa się z pogrzebaniem waszego pokoju.
- Mam po prostu tego nie spieprzyć, bo stracę szansę. Jasne jak słońce - dziewczyna przejechała rozbieganym spojrzeniem po boksie i z uznaniem przytaknęła ruchem głowy.
- Ujęłabym to może jakoś bardziej delikatniej, ale może być. Sens jest równoznaczny - poklepałem klacz po łopatce, gdy po raz pierwszy od dawna, bez utrudniania, dała założyć sobie ogłowie na głowę.
- Będę ostrożny. Obiecuję - Emerson skinęła głową i po chwili ulotniła się ze stajni, tak aby nikt jej nie zauważył.
Wyszedłem z boksu wraz z Morrigan, która od razu uniosła głowę do góry, dosyć nerwowo idąc w kierunku wyjścia - rutyna. Ostatnio ją zaniedbałem, w sensie takim, że coraz mniej poświęcam jej swoją uwagę. Spojrzałem na zegarek, idąc do drugiego wyjścia stajni, gdzie ustalone było spotkanie wraz z Felicity. Gdy wyszedłem zza rogu, dziewczyna już czekała na swoim koniu, szybko oglądając się w moim kierunku.
- A już myślałem, że naprawdę mnie zrobiłaś w konia - rzuciłem w jej kierunku, patrząc w górę na twarz dziewczyny, z której próbowałem cokolwiek wyczytać. Jednak promienie padały pod takim kątek, że nie byłem w stanie zobaczyć z tej perspektywy dokładnej sylwetki dziewczyny.
- Przecież obiecałam - odpowiedziała w momencie, gdy wsiadłam na delikatnie kładącą po sobie uszy Morrigan - Zresztą czy z tobą, czy bez, pojechałabym w teren, gdyż Lady Makbet potrzebne jest trochę ruchu.
- Co za obojętne stwierdzenie - powiedziałem sam do siebie, na tyle cicho, by Felicity jedynie mogła słyszeć cichy pomruk pod nosem - Mam do ciebie pytanie - zacząłem, czekając na reakcję, zanim ruszymy w podbój lasu, pól i znienawidzonego jeziora, które dotychczas istniało pod porządną warstwą lodu - Mogę wołać na ciebie City?

Felicity?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz