niedziela, 4 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Pod koniec rozmowy, moje powieki już bez zbędnego kontrolowania opadały na oczy. Oparłam podbródek o dłoń i słuchałam w ciszy reszty. W końcu babcia Lewisa postawiła sprawę jasno - każdy idzie do swojego pokoju i wysypia się na jutrzejszy dzień. Chyba miała dokładnie zaplanowane wszystko dla wszystkich. Nie zdziwiłabym się. Rzadko kiedy zdarza się taka gromadka do pomocy.
Chłopak zniknął za drzwiami. Na korytarzu zostałam tylko ja i ciche dźwięku dochodzące z kuchni, które zapewne za chwilę ucichną. Skierowałam głowę w kierunku swojego pokoju i uśmiechnęłam się pod nosem. Pewnie, że chciałby abym tak chodziła. Ale nic nie przychodzi tak łatwo panie Draxler. O tym akurat ma pan pojęcie.
Zamknęłam drzwi za sobą, sprawdzając na szybko telefon i wręcz zatopiłam się w miękkiej poduszce. Sen przyszedł bez problemu. Pogoda była idealna.

Było cicho. Dziwnie cicho. I ta cisza przepełniała cały dom. Chyba zbytnio przyzwyczaiłam się do chociażby cichych dźwięków miasta, samochodów czy też odgłosów dobiegających ze stajni. To było w pewnym aspekcie przerażające. Pierwszy raz zdarzyło mi się wstać i wpatrywać się w sufit bez określonego celu. Dylemat wstać czy też nie był nie do rozstrzygnięcia. Jest o wiele zbyt przyjemnie by wychodzić z cieplutkiego łóżeczka. Przewróciłam się na bok i z krzywą miną spojrzałam na zegarek. Dobra, chyba jednak się ruszę z miejsca.
Po szybkim ogarnięciu, wyszłam z pokoju i zakładając kosmyk włosów za ucho, znalazłam się na dole tuż obok kuchni. Nawet teraz mogłam usłyszeć wyraźnie swój oddech. Jest zdecydowanie za cicho. W kuchni siedział tylko Aleksander z od dawna krzątającą się babcią. Uśmiechnęłam się na powitanie, delikatnie kłaniając głowę gdy kobieta zwróciła na mnie swoje spojrzenie. Usiadłam przy stole, na którym po chwili pojawił się kubek z parującą kawą. Babcia uśmiechnęła się. Skąd ona wiedziała, że akurat to mi jest potrzebne.
-Gdzie reszta? - zapytałam, biorąc łyk kawy i uniosłam spojrzenie znad kubka, patrząc na Aleksandra. Chłopak wzruszył ramionami, lecz po chwili, gdy dokończył swoje śniadanie, szybko podzielił się wiadomymi informacjami.
-Dominic zniknął w tajemniczych okolicznościach, Marie z Jamesem chyba nadal siedzą w pokoju i debatują nad dzisiejszą kreacją dziewczyny, Brooke wyciągnęła Zaina na spacer, który równa się, jak to określiła z porannym joggingiem, a Lewis? Cóż, on chyba próbuje pokonać dziadka w argumentach na różne tematy.
-Nie uda mu się? - widziałam rozbawioną minę Aleksandra.
-Nie da rady - roześmiał się i spojrzał w stronę drzwi wejściowych, w których w tym samym momencie stanęła Brooke z Zainem. Chłopak zanim wszedł do środka oparł się dłońmi o kolana, pochylając nad podłogą i ciężko oddychał. Poranny jogging?
-Daj mi zaczerpnąć powietrza... - jęknął.
-Słaba kondycja - dziewczyna weszła do kuchni i wzięła w ręce butelkę wody.
-Bo jak postanawiasz wbiec do lasu, który znajduje się kilkanaście kilometrów dalej, skręcić w jakąś nieznaną uliczkę i jeszcze napotykasz dzika na swojej drodze to się nie dziwię! - Zain podniósł się do pionu i wszedł do kuchni, naciskając butelkę wody ręką. Zawartość wylała się na bluzkę Brooke, która zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem.
-Wybacz - posłał jej złośliwy uśmiech.
-Ale to będzie najlepszy pomysł w całym moim życiu! Wycieczka na galę do Dubaju równa się z niesamowitym przeżyciem - Marie zbiegła po schodach zaraz za Jamesem, który opadł obok mnie na krzesło i wpatrując się w jeden punkt przed siebie, słuchał dziewczyny, która stanęła na środku kuchni z szerokim uśmiechem.
-Marie... to ogromna odległość, a gala... - zaczął, ale nie zdążył skończyć.
-Australia jest o wiele dalej i nie widzisz w tym problemu - przerwała mu, odsuwając krzesło i usiadła na nim - Będzie cudownie - James jednak nie wydawał się być przekonany, sądząc po jego minie. Wyglądali razem słodko.
-Ale Marie...
-Nie i koniec. To jedyna taka szansa.
-Gala to rzeczywiście coś fajnego - po chwili wtrącił się Zain, kiwając głową.
-Prawda? - dziewczyna zgodziła się.
-Owszem. Znani ludzie, śliczne stroje, na każdym kroku fotograf, piękne panie z dekoltem do brzucha... - chłopak uśmiechnął się wymownie. Z twarzy Australijki zniknął uśmiech, pokręciła głową.
-Zmiana planów. Wybiorę inne miejsce - dziewczyna wstała z krzesła i skierowała się z powrotem na górę.
-Ty to zaplanowałeś? - James spojrzał na Zaina, który zadowolony rozsiadł się na krześle.
-Wrodzona umiejętność - przewrócił oczami. James ruszył za Marie.
-Dekolt do brzucha? - Brooke nie omieszkała mu tego wypomnieć.
-No co? - uniósł do góry ręce - Mówię to co widziałem.
-Kompletny brak wyczucia - skomentowałam, dopijając kawę.
-Czepiacie się - mruknął pod nosem.
-Może chociaż w tym mają rację - zza rogu wyłonił się Dominic.
-Od kiedy ty stoisz po czyjejś stronie?
-Zawsze stoję po drugiej stronie kiedy w grę chodzi twoje zdanie - chłopak uśmiechnął się złośliwie.
-Dobrze, dobrze, kochani. Idźcie rozprawiać na ten temat na dwór. A później wyznaczę wam zadania specjalne - kobieta wyczuwając ewidentną wymianę zdań bez ustępstwa obydwóch stron, posłała im proszące spojrzenie. Odstawiłam kubek do zlewu i wyszłam pierwsza na zewnątrz, kierując się w stronę altanki gdzie siedział dziadek Lewisa.
-Znowu grasz sam ze sobą? - Aleksander podszedł bliżej. Mężczyzna, który wydawał się na pierwszy rzut oka powalić każdego teraz uśmiechnął się w stronę wnuczka i wzruszył ramionami.
-Kwestia przyzwyczajenia. Może macie ochotę ze mną pograć? - skierował spojrzenie na mnie.
-Nie wiem czy potrafię. Nigdy nie grałam w szachy - podstawiłam sobie krzesełko naprzeciw mężczyzny i usiadłam, robiąc miejsce dla Aleksandra.
-To proste - uśmiechnął się - Aleksander pojął to w niecałe pięć minut. Nauczymy cię.
Zawsze myślałam, że ta gra wymaga o wiele większego zrozumienia, ale po drugiej partii zrozumiałam o co w niej chodzi. Nie było to takie trudne. I o dziwo nie szło mi źle. Przy pomocy Aleksandra mogłam spokojnie stwierdzić, że ogrywałam mężczyznę, który zapewne dawał mi to robić. W pewnej chwili do stoliczka podszedł Lewis i pochylił się nad starszym mężczyzną z delikatnym uśmiechem.
-W końcu znalazłeś kogoś do rozrywki? - przejechał spojrzeniem po pionkach ustawionych na czarno-białych polach dopóki nie napotkał moich oczu.
-Wyobraź sobie, że mnie ogrywają. Stworzyli ten swój team i są nie do pokonania - roześmiał się.
-Bo my jesteśmy dobraną parą, prawda? - uśmiechnęłam się szeroko, przybijając z Aleksandrem piątkę.
-Zaraz pokażemy im jak się powinno grać - Lewis ukucnął obok.
-Ty? Mnie? - prychnęłam.
-W szczególności tobie - posłał mi złośliwy uśmiech, stawiając swój pionek na odpowiednie miejsce.
-Jasne. Przegrasz z impetem - oparłam się łokciami o blat i wykonałam swój ruch.
Po chwili, gdy gra zaczęła się na dobre, mężczyzna zabrał Aleksandra ze sobą, cicho mrucząc coś do niego. Chłopak kiwnął głową i ruszył z dziadkiem.
-Nie możesz wykonać takiego ruchu! - krzyknęłam, opuszczając brwi.
-Jak to nie? Mogę, znam zasady gry...
-Uczyłam się przed chwilą i wszystko pamiętam - zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
-Właśnie Przed chwilą - podkreślił.
-Sugerujesz coś? - oparłam się plecami o krzesełko.
-Nie. Absolutnie nic - wyszczerzył się w moją stronę.
-Udowodnię ci, że nie wolno robić takiego ruchu - wstałam i oparłam dłonie o biodra.
-Czy ty zawsze się musisz ze mną kłócić - cofnął rękę do tyłu, kładąc ją na oparciu krzesła.
Podeszłam, kładąc dłonie na blacie stoliczka i pochyliłam się w jego stronę.
-Uwielbiam to robić - mrugnęłam, zabierając z pola pionek, który według mnie nie powinien się tam znaleźć.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz