wtorek, 28 lutego 2017
Od Cole'a do Anastazji
poniedziałek, 27 lutego 2017
Od Quinlan CD Will'a
1000 postów!
Od Seleny cd. Bastiana
- Przecież jest otwarte - burknęłam pod nosem, będąc pewna, że to mój brat.
Podeszłam do drzwi i od razu zaczęłam się modlić, żeby wcześniejsze słowa, były wypowiedziane wystarczająco cicho.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do pani Ruby.
- Witaj Selena, mam do ciebie małą sprawę. Masz dzisiaj czas? - spytała, obdarzając mnie serdecznym uśmiechem.
- Tak, oczywiście. Poza treningiem nie mam żadnych innych planów, a coś się stało?
- Ostatnio miałaś oprowadzić nową uczennicę, jednak ci się to nie udało, więc dostajesz szansę, żeby się zrehabilitować - zaśmiała się - Niedługo przyjedzie nowy uczeń, nazywa się Bastian. Mogłabyś go oprowadzić?
- Oczywiście, nie ma sprawy.
Nie mam pojęcia dlaczego się zgodziłam, to oznacza, że raczej nie będę mogła się teraz wyspać.
- Może być o 16? - spytała, na co kiwnęłam głową, a kobieta podziękowała cicho i życzyła mi miłego dnia.
- Hej - zawołałam, a chłopak po chwili się odwrócił - Czy to ty jesteś tym nowym? Bastian jak mniemam. Jestem Selena, witaj na naszym uniwersytecie.
- Miło poznać, piękna. - Uśmiechnął się całując wierzch mojej dłoni.
- Mi również bardzo miło cię poznać. - Uśmiechnęłam się nieśmiało, a przez jego gest, byłam wręcz pewna, że moje policzki oblały się rumieńcem. - Mam nadzieję, że spodoba ci się w Morgan University.
- Ja również. - Odwzajemnił uśmiech.
- To co, może zwiedzanie zaczniemy od toru wyścigowego, a potem pójdziemy na parkur. Dzięki tobie zwolnili mnie dzisiaj z popołudniowego treningu, więc mamy dużo czasu - zaśmiałam się, ruszając spokojnym krokiem w stronę toru.
- Um.. wszystko w porządku? - Spytałam.
- Tak, a czemu miałoby nie być? - odpowiedział szybko
- No właśnie, tylko wydaję. - Uśmiechnął się.
Niepewnie odwzajemniłam uśmiech i po chwili zauważyłam jak Luke wychodzi ze stajni.
- O! To Luke, mój brat, mogę was sobie przedstawić. - Uśmiechnęłam się delikatnie kierując w stronę stajni.
- Luke to twój brat? - spytał lekko zdenerwowany.
- Um.. tak, ale nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem - odpowiedziałam trochę zdziwiona jego reakcją.
Chłopak szybko zniknął mi z pola widzenia, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak.
Od Nialla cd. Charlotte
- Na kacu nie pojedziesz sam - mruknął i udał się w stronę schodów.
- Nie mam kaca - jęknąłem niechętnie podążając za nim.
Szybko znaleźliśmy się w samochodzie, a jakiś kwadrans później byliśmy już na obrzeżach miasta. Dokładnie pokierowałem Luke'a do kwiaciarni, w której byłem ostatnio, a jego poprosiłem o kupno czekoladek, bo byłem wręcz pewny, że nie wrócimy do akademika na czas.
- Jakie?
- No czekoladki, po prostu.
- Ale jakie? Mleczne, gorzkie, z nadzieniem, bez nadzienia, z alkoholem..
- Bezalkoholowe - przerwałem mu - Dobra, czekaj, lepiej sam wybiorę.
Wszedłem do kwiaciarni, a starsza kobieta stojąca za ladą od razu posłała mi szeroki uśmiech.
- W czym mogę pomóc?
- Potrzebuje bukiet, musi być piękny i duży.
- Przeprosiny? - spytała, mimo, że chyba od razu była tego pewna.
- Dokładnie - odpowiedziałem.
- Zaraz znajdziemy coś idealnego. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Kobieta przez długi czas oglądała i pokazywała mi różne kwiaty, opowiadając jednocześnie o ich znaczeniu. Wybrałem bukiet, który od razu wpadł mi w oko, składał się głównie z białych i różowych róż. Podziękowałem i zaraz po zapłaceniu, szybko pobiegłem po czekoladki, których oczywiście nie mogło zabraknąć!
- Bardzo śmieszne.
Zignorowałem jej odpowiedź i wstałem z krzesła po to, aby zaraz uklęknąć na jedno kolano. Na twarzy Charlotte dało się dostrzec kilka emocji na raz, zaczynając od strachu, przez złość do solidnego wkurwienia.
- Niall, wstań - powiedziała ostro.
- Charlotte, przepraszam za wczoraj, nie chciałem żeby tak wyszło. Nawet nie podrywałem tej dziewczyny!
Uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko, a żadne z nas już się nie odezwało i oboje udaliśmy się w swoje strony.
spowodowane tym, że miała założone okulary, a ja pierwszy raz je zobaczyłem. Z czy bez i tak wyglądała pięknie, co nie podlegało żadnej dyskusji. Spróbowałem skupić swoją uwagę na Jeffreyu, który właśnie próbował stoczyć pojedynek z moją sznurówką, jednak chcąc, nie chcąc słyszałem jej rozmowę.
Od Juliet do Andy'ego
Cała noc nie mogłam spać, dziwnie jest kiedy opuszczać swój dom z którego nie ruszałaś się od dziecka. A teraz jestem w Londynie i za kilka godzin będę w akademii, którą tak bardzo chwali moją mama. Wyobrażałam sobie, każdy szczegół mojego przybycia do niej, ale za zawsze kończy się to inaczej. Raz mam wielkie wejście, gdzie wszyscy się we mnie wpatryują. Później przemykam jak cicha myszka, żeby nikogo nie zobaczyć. A ten co powtarzał się wiele raz, że zrobiłam z siebie debilke i wywinęłam orła na lodzie. I jak mam się nie denerwować?
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał za pięć 10. Powoli wyszłam z łóżka i od razu poszłam ubrać się w ciuchy i ogarnąć moja twarz.
- Ju, chodź na śniadanie, mamy 20 minut!- usłyszałam poirytowany krzyk taty.
- Idę! - roztrzepałam włosy i poszłam do małej kuchni, która wczoraj służyła nam jako salon
- Musisz się pospieszyć, dobrze wiesz, że jedziemy za miasta, a pół czasu będziemy stać w korkach - przewróciłam oczami i zaczęłam jeść płatki
- Skończę, pozbieram kosmetyki i jedziemy - zanim zdążyłam zareagować wstał od stołu i poszedł do łazienki, gdzie jak mogę się domyśleć zbiera moje rzeczy. Pokiwałam głową i dojadłam śniadanie.
- Idę to zanieść i już tam poczekam - wzięłam torebkę i upewniłam się, że mam telefon i portfel. Następnie założyłam ciepłą kurtkę i owinęłam się szalikiem. Weszłam do widy i nacisnęłam guzik na parter, ostatni raz spojrzałam na pokój hotelowy i drzwi się zatrzasnęły. Tata siedział już w taksówkę i cały czas spoglądał na zegarek. Wypuściłam powietrze i zajęła miejsce z tyłu. Kierowca od razu włączył się w ruch, a ja spojrzałam na tatę, który bacznie mnie obserwował.
- Co? - warknęłam
- Po prostu, zobaczymy się dopiera w wakacje
- Zawsze możesz przyjechać, albo jak....
- Mam nadzieję, że nie będą do mnie dzwonić, że źle się zachowujesz. Nie chcę powtórki z ostatniej szkoły, jasne?
- Miałeś mi tego nie wypominać!
- Trakuj to jako pouczenie. Trzymaj się z dala od kłopotów - zacisnęłam pięści
- Jak zawsze - uśmiechnęłam się do niego i oparłam głowę o zimną szybę
- Dream będzie przed nami, ciocia z nią jedzie - pokiwałam głową, przez co uderzyłam się w głowę, złapałam się za czoło
- Kur... - zostałam szturchnięta
- Słownictwo - podniosłam ręce w górę, a kiedy się odwrócił wystawiłam język. Wyjęłam telefon i słuchawki, gdzie włączyłam pierwsze lepsze wideo. Ważne żeby przestać myśleć o akademii.
~~~~~
Wyjechaliśmy na teren mojego obecnego domu i mogę stwierdzić, że dam sobie rade. Po prostu wszystko wyglądało pięknie, a biały puch który przykrywał budynki nadawał temu miejscu tajemniczości. Otworzyłam drzwi i pewnie stanęłam na ziemi. Rozejrzałam się dokładnie, a w tym czasie zostały wyjęte moje walizki.
- Masz tu klucze i kartkę z numerem pokoju, jak się rozpakujesz a nie będziesz wiedziała co i jak pójdź do sekretariatu. - podał mi je i przysisnął do siebie - Będę tęsknić.
- Ja też - uśmiechnęła - Ale jak nie chcesz spóźnić sie na samolot to powinieneś już iść.- Pokiwał głową i wszedł do samochodu. Nie czekając aż odjedzie poszłam do stajni, gdzie właśnie głowę wychyliła Dream.
- Hej malutka, jak czujesz ? - pogłaskałam ją po grzbiecie. - Zobaczysz spodoba ci się tu - wprowadziłam ją do boksu i upewniłam się, że został zamknięty.
- Przyjdę wieczorem- ostatni raz ją pogłaskałam i wyszłam. Szłam wolnym krokiem, starając się unikać lody, ale co? Oczywiście noga musiała mi się powinąć. Starałam się utrzymać równowagę, jednak wiedziałam jak to się skończy. Zamknęłam oczy i czekałam na upadek. Stało się coś zupełnie innego, poczułam rękę na tali, a następnie stałam na własnych nogach. Spojrzałam w górę i napotkałam piękne błękitne oczy.
-Em.. dziękuję - mruknęłam - Juliet - wyciągnęłam rękę w jego stronę
- Andy - odpowiedział ściągając ją.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że cały czas się mu przeglądam.
- Masz ładny tatuaż - powiedziałam niepewnie, w końcu coś musiałam prawda? Nie ważne, że widziałam tylko górną część.
- Dzięki - złapał się za szyję.
Jasne, nie podtrzymuj konwersacji. Sama sobie poradzę.
- Miło było poznać, ale muszę iść się rozpakować - obdarzyłam go lekkim uśmiechnęłam i podeszłam do swoich walizek. Podniosłam jedną i prawie bym się przewróciła. Znów poczułam ręce na swoje tali i wybuchnęłam śmiechem.
- Do trzech razy sztuka, co? - spojrzałam w jego stronę, pokiwał głową
Czy on się w ogóle uśmiecha?
- Pomogę Ci, tylko przypilnuj mogę psa- mrugnął do mnie, podają smycz do zwierzęcia. Wzięłam ją i spojrzałam wymownie na psa. Andy złapał dwie walizki w ręce a jedną wsadził pod pachę. Ja spojrzałam na psa i pochyliłam się w jego stronę - Masz fajnego właściciela, ale nie wchodzimy sobie w drogę - szepnęłam stukając go po główce. Cicho warkną, ale ukrywałam to kaszlnięciem. Trzeba sobie jakość radzić...
- Który pokój? - wyjęłam kartkę z kurtki i na nią spojrzałam
- 61
- To koło mnie, będziesz miała znajomą osobę obok siebie - weszliśmy do budynku i od razu skierowaliśmy się w stronę schodów.
Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego powodu...
Postawił walizki koło drzwi i odebrał swojego psa. Wyjęłam klucz i wsadziłam go do zamka, następnie przekraczając.
- Jeszcze raz dziękuję - uchyliłam drzwi
- Nie ma sprawy. Jak będziesz tego potrzebowała to daj znać.
- Po prostu bądź gdzieś w pobliżu - uśmiechnęłam się - Do trzech razy sztuka - Jasne, do zobaczenia
- Do zobaczenia - wtargałam bagaże do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. W końcu mogłam dobrze rozejrzałam się po moim nowym pokoju. Nie był za duży, ale za mały też nie. Biurko stało obok okna z balonem, a pojemna szafa naprzeciwko. Łóżko jednoosobowe znajdowało się w centralnym punkcie. Wystarczy, że ozdobie je po swojemu i poczuje się jak u sobie. Uśmiechnęłam się zadowolona i zaczęłam się rozpakowywać. Kiedy położyłam ostatnie książki na biurku, pokoju nabrał już wyrazu. Jutro zabiorę się za zawieszenie plakatów i wyłożenia kosmetyków i biżuterii.
Odwróciłam się w stronę okna i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zapadł już wieczór. Czyżbym nie zdążyła na kolację ? Ups, innym razem.
Zarzuciłam kurtkę i zamknęłam pokój. Prawie w podskokach szłam do mojej klaczy, prawie, ponieważ nie chciałam pogłębić uczyć z twardą powierzchnią.
- Przyszłam skarbeczku - weszłam do niej i mocna ją przytuliłam - Jak Ci miną dzień, co ? - wziełam grzebień i zaczęłam ją czesać - Obiecuje, że jutro pójdziemy na wycieczkę. Musimy poznać teren - walnęłam mnie głową w ramie, uznałam to za jej odpowiedź. Spojrzałam na nią i szeroko się uśmiechnęłam. Dream wydawała się weselsza, chyba zmiana otoczenia dobrze jej zrobiła. Wyjęłam telefon i chciałam zrobić jej zdjęcie. Jednak usłyszałam cichy szelest i zmrużyłam oczy. Kto spaceruje o tej porze i w taką pogodę. Nie wliczając mnie. Zaczęłam podchodzić w stronę drzwi z szczotką w dłoni, jakoś trzeba się bronić. Rozejrzałam się w obie strony, nic nie widziałam. Gdy usłyszałam szczeknięcie podskoczyłam przestraszona i rzuciłam przedmiotem przed sobie. Ktoś cicho jęknął....
Andy? :D
Noah i Harry odchodzą!
niedziela, 26 lutego 2017
Od Mirany cd. Luke'a
- Bardzo mi miło z tego powodu, panno Evans. - chłopak uśmiechnął
- Luke - szepnęłam - Zostaniesz dzisiaj ze mną? Nie chcę spędzać tej nocy sama...
- Bardzo chętnie. - Uśmiechnął się składając pocałunki na mojej szyi
Luke przytulił mnie mocno, po czym wziął na ręce i przeniósł na moje łóżko. Zaczęliśmy się śmiać, gdy swobodnie opadliśmy na łóżko.
Od Pameli do Andy'ego
Przemyłam twarz zimną wodą, bo oczywiście ciepłej nie było, oraz umyłam zęby, by wreszcie wziąć się za nakładanie lekkiego makijażu. W zasadzie nałożyłam tylko tyle, by zakryć mój stan emocjonalny, te worki pod oczami wszystko zdradzały. Nie chcę, żeby Theo martwił się o mnie. Stella też bardzo się mną przejmuje, a przecież wiem, że oboje mają inne problemy. Nie chcę dokładać im więcej.
Byłam już spakowana, więc, nie mając zbyt wiele do roboty, wzięłam się za przygotowywanie śniadania. Nie wiedziałam na co będą mieć ochotę, dlatego zrobiłam naleśniki i tosty francuskie z serem. Zawsze lubiłam gotować, ale czasem nie miałam już na to siły, w zasadzie najczęściej właśnie tak się działo. To kolejny paradoks - bardzo lubię gotować, ale nienawidzę jeść. Byłam w połowie pracy, a była siódma, czyli zaraz wszyscy zaczną wstawać. Theo ma być w pracy na dziewiątą, chyba, że znów mu coś wyskoczy. Stella nie pracuje, bo nie może znaleźć sobie pracy, ale pewnie Aida postawi ją wcześniej na nogi.
Nie myliłam się - po półgodzinie rozległ się płacz małej i zaraz potem głosy Theo, który zaczął się ubierać do pracy, i Stelli. Nie czekałam długo na to, by się zjawili, ale na szczęście zdążyłam skończyć robienie śniadania i w tej chwili wpatrywałam się w kawałek naleśnika na moim widelcu, próbując zmusić się do przełknięcia choćby tego małego kęska, by nie niepokoić nikogo.
- O, już nie śpisz? - zagadnęła Stella, wchodząc do pomieszczenia z Aidą na rękach.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową i zmusiłam do bladego uśmiechu. Nie czułam się najlepiej. Dziś miałam wyjechać na Uniwersytet Morgan, ale to wcale mi się nie uśmiechało. Wolałabym zostać z nimi i żyć tak, jak żyłam do teraz, jednak nie mogę całe życie zawracać im głów. Muszę stanąć na nogi, a oni muszą w końcu ode mnie odetchnąć.
- Hej, Pam, mówię do ciebie! - Theo pomachał mi dłonią tuż przed nosem, na co prychnęłam cicho.
- Zamyśliłam się. - odparłam tylko, nadal wpatrując się w kawałek jedzenia nabity na widelec, który jakby utknął w połowie drogi do moich ust.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a ja tylko skinęłam głową, uparcie gapiąc się na to jedzenie - Wszystko w porządku? - zadał kolejne pytanie, łapiąc mnie za dłoń spoczywającą na stole.
Podniosłam wzrok znad widelca i, siląc się na kolejny uśmiech, spojrzałam mu w oczy.
- W porządku. Nie martw się. - wzięłam kawałek naleśnika do ust, zmuszając się do przełknięcia, nienawidzę uczucia, kiedy przełykam. - Tylko trochę się denerwuję... Wiesz, dziś wyjeżdżam.
- Och, moja mała siostrzyczka dorasta. - wyszeptał, teatralnie ścierając z policzka niewidzialne łzy.
Wychyliłam się przez stół i trzepnęłam go w ramię, kara musi być. Nie tylko ja wpadłam na taki pomysł, bo Stella w tym samym momencie pacnęła go w tył głowy.
Pociąg mknął po torach z zawrotną szybkością. Obserwowałam przez okno przedziału smugę barw - różnych odcieni szarości aż do bieli. Cały krajobraz rozmywał się w jedną wielką wstęgę niezidentyfikowanych rzeczy, które nie miały tożsamości. Obok mnie w transporterze spał spokojnie Joy, który nigdy niczym się nie przejmował, czego zawsze mu zazdrościłam. Taki królik to ma fajne życie - tylko śpi i je, z przerwami na mizianie i głaskanie, które ludzie zapewniają mu z niebywałą przyjemnością. On nie musi się niczym martwić ani niczym przejmować, w zasadzie nic go nie obchodzi. Fajnie mu. Za to mnie w tej chwili zżerał strach. Od środka. Żałowałam, że nie pozwoliłam odprowadzić się na peron - Theo pomógłby mi się uporać z moimi emocjami, ale teraz nie chcę do niego dzwonić i go martwić. Jest w pracy, więc powinien skupić się właśnie na niej i tylko na niej. Czułam się źle, ale nie mogę ciągle na nim polegać, muszę wreszcie zacząć radzić sobie sama. Trzeba zacząć myśleć pozytywnie - tam ludzie mnie nie znają, więc nie będą patrzeć na mnie przez pryzmat przeszłości, w ich głosie nie będę dosłuchiwać się litości. Zaczynam od nowa.
Kilkugodzinna podróż była dla mnie zaskakująco wyczerpująca, mimo iż wcale mi się nie dłużyła - wręcz przeciwnie, upłynęła zaskakująco szybko. Zawsze kiedy chcę coś odwlec czas przyspiesza. Nawet rozwrzeszczana banda rozpieszczonych bachorów nie przeszkadzała mi tak, jakbym się tego po sobie spodziewała. Naprawdę te potwory były nieznośne. Trójka, a robiła tyle rabanu co przynajmniej dwa tuziny normalnych dzieci. Kiedy jeden z chłopców przyklejał gumę do żucia do włosów swojej siostry ich matka nawet nie zareagowała. Ale ja nie zwracałam na to zbyt dużej uwagi. Żołądek ściskał mi się ze stresu i to była jedyna rzecz, którą byłam w stanie odczuć w tej chwili. Brakowało mi powietrza, ale nawet nie byłam w stanie ruszyć się, by uchylić okno. Nie chciałam, żeby ktoś z przedziału zwrócił mi uwagę na chłód jaki panuje na zewnątrz. Nie miałam podstawy, żeby bać się otworzyć to cholerne okno, ale i tak się bałam, nawet wtedy, gdy zdałam sobie sprawę z bezsensowności takiego zachowania. Dlatego do końca podróży dusiłam się w tym ciasnym przedziale. Musiałam wyglądać naprawdę źle, bo w pewnej chwili jakiś starszy pan zapytał się mnie czy dobrze się czuję. Odpowiedziałam, że tak, ale, jak nietrudno się domyślić, kłamałam.
Kilka godzin później stałam przed bramą wjazdową mojego nowego domu. Jeju... ale dziwnie to brzmi. Albo brzmi dziwnie tylko w mojej głowie. Mimo wszystko nie próbowałam wypowiedzieć tego na głos, by się przekonać. Wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli ruszyłam żwirowaną drogą, ciągnąc za sobą dwie duże walizki. Trochę ciężko było mi iść, ale jakoś sobie poradziłam, choć przyszło mi na myśl, że chciałabym to zobaczyć z perspektywy kogoś innego, bo na pewno wyglądam komicznie. Dalej się bałam, ale myśl, że mam coś do zrobienia bardzo mi pomagała. Chciałam szybko dotrzeć do budynku i załatwić wszystkie sprawy związane z zakwaterowaniem.
Cicho zapukałam do drzwi opatrzonych napisem "SEKRETARIAT". Odczekałam kilka minut i zapukałam ponownie, bo niestety, nie uzyskałam odpowiedzi. Stałam wpatrując się w drzwi jeszcze jakieś kilkadziesiąt sekund. Ja to zawsze mam takie szczęście. Zorientowałam się mniej więcej gdzie znajduje się akademik i, oczywiście bez klucza do pokoju, ani nawet przydziału, udałam się w jego stronę. Wolę czekać tam niż tutaj. Poczułam jak mój telefon wibruje lekko, więc wyciągnęłam spojrzałam na niego. SMS od Theo - Wszystko w porządku? Nawet się nie zastanawiając odpowiedziałam, że tak. Nie chcę go martwić.
Usadowiłam się wygodnie na schodach przed drzwiami akademika. Oparłam się o jedną z walizek, a na drugiej położyłam nogi. Wyciągnęłam Joy'a z transportera i zaczęłam go głaskać, kładąc na kolanach. Poprawiłam sukienkę, która lekko się podwinęła i włożyłam na uszy słuchawki. Nigdy nie patrzyłam na tytuł piosenki - wybierałam losową palylistę i po kilku pierwszych nutach starałam się zgadnąć tytuł, to jedna z naprawdę bardzo niewielu rzeczy, w których byłam dobra. Tak zrobiłam i tym razem i już po pierwszej nucie poznałam piosenkę Black Veil Brides - Heart Of Fire. Zaczęłam poruszać nogą w rytm muzyki.
I wtedy stało się coś naprawdę bardzo dziwnego - zobaczyłam jak Andy Biersack idzie sobie spokojnie w moim kierunku i, tak jak ja, ma na uszach słuchawki. Jezu, ze mną jest na prawdę coś nie tak, bardzo nie tak. Spojrzałam jeszcze raz. I BYŁ. Nadal szedł w moim kierunku, na jego twarzy widziałam ten jego charakterystyczny uśmiech.
Ogarnij się.
On jest normalnym człowiekiem.
Spojrzałam automatycznie na swoje dłonie, nie chcąc, by już pierwszego dnia ktoś uznał mnie za szurniętą. Nagle poczułam jak coś zimnego szturcha mnie w ramię. Spojrzałam w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się duży czarny pies. Momentalnie zerwałam się na równe nogi, przyciskając do siebie Joy'a. I oczywiście potknęłam się na stopniu i upadłam na swoje walizki, robiąc koło siebie niezłe zamieszanie. Słuchawki zsunęły mi się
- Błagam zabierz go! - pisnęłam cicho.
Nie myślałam racjonalnie i nie obchodziło mnie, że to stworzenie ma na sobie kaganiec. Chciałam tylko, żeby ktoś go ode mnie zabrał. Andy patrzył na mnie z nieco ironicznym uśmiechem, ale minę i tak miał nieodgadnioną.
I to się nazywa dobre pierwsze wrażenie...
Mimo wszystko chłopak podszedł do mnie, ściągając z uszu słuchawki.
- W porządku? - zapytał z tym samym uśmieszkiem.
- Będzie w porządku, kiedy go weźmiesz. - wymruczałam cicho, nie mając nawet śmiałości na niego spojrzeć. Byłam zajęta obserwacją dobermana, który, nie wiem jak i czemu, ale stanowił dla mnie potencjalne zagrożenie. To dawało mi pretekst, żeby nie utrzymywać z chłopakiem kontaktu wzrokowego.
Czułam jak moje policzki płoną z zażenowania. Chciałam zniknąć. Świetne pierwsze spotkanie z idolem, nie przeżyłam czegoś takiego nawet we śnie.
Od Bastiana do Seleny
życiu. Najgorsze jest to, że na uniwersytecie uczy się Mirana i ten jej laluś Luke. Nie byłem już zazdrosny o nich, byłem wściekły bo dopiero wyjaśniliśmy sobie wszystko i miałem nadzieję, że więcej się nie zobaczymy i pewnie vice versa, a teraz mamy tak po prostu mijać się na korytarzach? Masakra... Przecież kiedy Mira mnie zobaczy chyba zejdzie na zawał. Ona mnie szczerze nienawidzi i nie dziwię jej się ani trochę. Byłem skończonym dupkiem, i wiem, że nie zmienię się szybko, a tak na prawdę nie chcę się zmieniać. Lubię dominować w związku i tyle, taki już jestem. Czułem ogromnego stresa więc od razu zapaliłem fajkę i uspokoiłem się.
Kiedy w końcu dojechałem do akademii, muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Już sam parking świetnie wyglądał. Wyszedłem z auta i razem z Koksem poszedłem do przyczepy, żeby wyprowadzić Efendiego. Kiedy był za długo wewnątrz przyczepy bardzo mocno się denerwował. Zanim tutaj przyjechałem dostałem całe wytyczne: Co? Gdzie? I jak wygląda na tym uniwersytecie. O 16 miał się zjawić ktoś kto mnie oprowadzi. Spodziewałem się jakiegoś leszcza więc najpierw poszedłem z koniem do stajni i zaprowadziłem ogiera do boksu, który całkiem szybko znalazłem. Potem udałem się po resztę rzeczy mojego konia i odniosłem je do mojej szafki w siodlarni.
Zegarek w telefonie wskazywał dopiero 14.30 więc uznałem, że dobrym pomysłem będzie się rozpakować i znaleźć pokój. W końcu nie będę czekał na kogoś przez półtorej godziny na parkingu prawa? Zabrałem moje 2 walizki i plecak z bagażnika i razem z Koksem na dziedziniec kampusu. Było tam na prawdę ładnie tak nowocześnie i starodawnie za jednym razem. Dosłownie paradoks.
Szedłem w stronę akademika kiedy zamarłem. Zobaczyłem Miranę i Luke'a wychodzących z budynku trzymających się za ręce. To było strasznie niezręczne. Szybko odwróciłem wzrok i dalej szedłem przed siebie mijając tą dwójkę nie okazując jakichkolwiek emocji.
Kiedy wszedłem do budynku ukazał mi się nowoczesny ogromny hall i szerokimi schodami prowadzącymi na górę. Miałem już swój kluczyk więc od razu wyszedłem po schodach. Na 3 piętrze znalazłem mój pokój. Na drzwiach był spory numer 67. Pokój był bardzo duży i przestronny.
Rozpakowałem się w niecałe 40 minut i padłem zmęczony na łóżko. Zacząłem myśleć o całej sytuacji z Miraną i Luke'iem. Co teraz? W głowie miałem mnóstwo myśli. Leżałem tak przez półgodziny kiedy doszedłem do wniosku, że nie będę się teraz nimi przejmować tylko pójdę na spotkanie z osobą, która miała oprowadzić mnie po całym kompleksie.
Idąc na parking gdzie mieliśmy się spotkać wyobrażałem sobie, że pierwszą osobą którą poznam będzie napalony na mnie gej. Na całe szczęście myliłem się.
- Hej ty jesteś tym nowym? Bastian jak mniemam, Selena witaj na naszym uniwersytecie. - krzyknęła piękna dziewczyna wołająca zza moich pleców
- Miło poznać piękna. - posłałem jej uśmiech jak z okładki i ucałowałem w dłoń
"Może ten uniwersytet nie będzie taki zły"pomyślałem.
Sel?
Od Andy'ego do Juliet
- Ares - mruknąłem cicho, a pies zaraz znalazł się przy moim łóżku - Podaj mi tamtą torbę.
Wystarczyło, że wskazałem na przedmiot, a Ares od razu ruszył w jego stronę i biorąc w żeby kawałek materiału, przyciągnął go do łóżka. Poklepałem go delikatnie po głowie, co jak go nauczyli poprzedni właściciele, było dla niego wielką pochwałą i zacząłem szukać jakiś tabelek.
Zawsze miałem przy sobie coś silnego i przeciwbólowego, liczne, częste oraz głośne koncerty są męczące i często odbijają się również na zdrowiu. Bóle głowy pojawiały się czasem przed lub w trakcie koncertu, więc trzeba było szybko sobie z tym radzić. Poza tym, nawet gdybym zapomniał składować tabletki, na pewno zrobiłaby to moja mama, która wciąż nie może zrozumieć, że jestem już dorosły. Kocham ją i nie przeszkadza mi jej lekka nadopiekuńczość, wiem, że robi to z troski.
Gdy udało mi się wreszcie znaleźć niewielkie pudełko poszukiwanych tabletek, wyjąłem dwie z opakowania i sięgnąłem po butelkę wody, stojącą na szafce nocnej. Miałem głęboką nadzieję, że są wystarczająco silne, by poradzić sobie z moim bólem głowy. Po połknięciu ich położyłem się z powrotem na łóżku i obserwowałem jak za oknem zaczyna padać deszcz. Przy tak niskiej temperaturze, deszcz nie oznacza nic dobrego. Zaraz zacznie zamarzać i znów warstwą lodu pokryje chodniki, tworząc prywatne lodowisko Morgan University, tak, że praktycznie uniemożliwi poruszanie się. Oczywiście pracownicy dają z siebie wszystko i gdy tylko przestanie padać, zrobią z tym porządek.
Z resztą, czym ja się przejmuję? Na chwilę obecną i tak nie planuję ruszać swojego tyłka dalej, niż do stołówki. Może, ale to może, pójdę później na trening, a zajęcia muzyczne.. no właśnie, dzisiaj są zajęcia muzyczne. Okej, na nie pójdę, jeżeli przestanie mnie w końcu boleć głowa. Czemu tak źle się czuję? Nie mam pojęcia, być może zmiana otoczenia, stres związany z wciąż nową dla mnie szkołą, prawie całkowita zmiana stylu życia, albo po prostu łapie mnie jakaś choroba. Poza tym, ostatnio bardzo mało sypiam, co również może odbijać się na moim zdrowiu.
Zerknąłem na zegarek wiszący przy biurku i orientując się, że jest godzina 8, postanowiłem odpuścić sobie również śniadanie i pójść jeszcze spać, z nadzieją, że po krótkiej drzemce poczuje się lepiej.
- Tak? - odezwałem się przykładając telefon do ucha.
- Cześć synku. Obudziłam cię? - spytała zmartwiona.
- Nie, tak czy siak muszę już wstać.
- Źle się czułem, ale już mi lepiej. - Przetarłem twarz dłonią, chcąc się jakoś rozbudzić.
- A byłeś u pielęgniarki? Dali ci jakieś tabletki? Może powinieneś jechać do lekarza...
- Mamo - przerwałem jej - Jest w porządku.
- Eh.. no dobrze, w sumie dzwoniłam, żeby się zapytać co u ciebie, jak sobie radzisz w nowym miejscu.
- Jest dobrze, myślę, że zostanę tu dłużej, niż na początku zakładałem.
- Uśmiechasz się więcej?
- Mamo - jęknąłem.
Juliet Simms i Dream
Motto: "Jeśli jest noc, musi być dzień, jest łza jest uśmiech."
Imię: Juliet
Nazwisko: SimmsPochodzenie: San Francisco, California, USAPojazd: Preferuje chodzenie pieszoPokój: 61Grupa: IIIPoziom: Średnio zaawansowanyKoń: DreamGłos: Juliet SimmsRodzina: Jeffrey Simms - ojciec (lekarz)Emma Simms - matka (weterynarz)Aparycja: Juliet to długowłosa blondynka, o dużych brązowych oczach. Ma zaledwie 165, co uważa za swoją wadę. Na pierwszy rzut oka, uwagę przykuwają pełne jasnoróżowe usta i mały zadarty nosek. Jest szczupła z lekko zarysowanymi mięśniami. Posiada kilkanaście tatuaży, które na co dzień stara się zakrywać. Zazwyczaj ubiera się na czarno, ale zdarza się, że założy coś jasnego.Charakter: Ma bardzo trudny charakter, który zmienia się pod byle pretekstem.Jednak stara się być tą słodką i nieśmiałą. Ma momenty, w których chcę się dobrze zabawić, oczywiście z najlepszym towarzystwem. Jeżeli chce to postawi na swoim, a jej zdanie naprawdę trudno podważyć. Jest osobą. którą z pozoru bardzo łatwo zranić. Dlatego z biegiem lat postawiła mur, który ma ją chronić przed ludźmi. który mogą ją skrzywdzić.Zainteresowania: Jej pasją są oczywiście konie i jeździectwo, odziedziczyła to po swojej mama, która zawsze zabierała ją na wszelkie wyjazdy związane z końmi. Lubi się uczyć i to nie tak, że cały czas siedzi przy książkach. Po prostu przychodzi jej to od ta...- sama uczy się grać na gitarze z nie najlepszym skutkiem (ale się stara)- ma prawo jazdy, którego nie używa, bo nie ma samochodu- gdy się stresuje, zawsze palnie coś głupiego- nie przepada za psami i kotamiKontakt: nie pamiętam swojej nazwy
Imię: DreamPłeć: KlaczRasa: Koń pełnej krwi angielskiejCharakter: Jest żywiołowym koniem i często też upartym. Lubi poznawać otaczający ją świat. Jeżeli zacznie się wygłupiać, uspokoi ją tylko marchewka.Specjalizacja: wyścigiUmiejętności: Mocną stroną ą wyścigi,co mówi jej specjalizacja. Dobrze radzi sobie z prędkością. Często bywa upartaWłaściciel: Juliet Simms
Od Luke'a cd. Mirany
- Dobry wieczór. - Uśmiechnąłem się do starszej kobiety, stojącej za ladą.
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? - Podniosła wzrok znad gazety i obdarzyła mnie przyjaznym uśmiechem. - Piękne kwiaty, dla pięknej dziewczyny?
- Dokładnie.
Kobieta pokazała mi kilka różnych bukietów, a ja zdecydowałem się na ten, który od początku wpadł mi w oko, a składał się on z czerwonych i białych róż. Zapłaciłem i podziękowałem starszej pani, która była bardzo, ale to bardzo sympatyczną osobą. Gdy wsiadłem do samochodu, od razu zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę wpół do dziesiątej.
Zapukałem do drzwi, a po usłyszeniu cichego proszę, wszedłem do środka. Mirana miała na sobie jedynie koszulkę, która sięgała kawałek za jej biodra. Posłała mi nieśmiały uśmiech, a ja odłożyłem kwiaty i podszedłem bliżej, łapiąc ją w pasie i podnosząc do góry. Posadziłem ją na blacie, łapiąc jej nogę pod kolanem i podciągając wyżej. Drugą ręką objąłem ją, jednocześnie mocno przytulając do siebie.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie - szepnąłem jej do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek.
- Cieszę się, że cię poznałam, panie Hemmings.
- Bardzo mi miło z tego powodu, panno Evans. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Luke - szepnęła - Zostaniesz dzisiaj ze mną?
- Bardzo chętnie. - Uśmiechnąłem się składając pocałunki na jej szyi.
Przytuliłem ją mocno, po czym wziąłem na ręce i przeniosłem na łóżko. Zaczęliśmy się śmiać, gdy swobodnie opadliśmy na łóżko.