Od autora: Nie będę bawić się w E.L.James. Wiecie o co chodzi. Każdy czyta na własną odpowiedzialność. Tak zwane "+18" dzieci kochane, aczkolwiek czy 18 to kwestia dyskusyjna ♥
Odwzajemniłam uśmiech mężczyzny, spuszczając spojrzenie i nabijając na widelec kawałek kurczaka. Ugryzłam kęs, przenosząc spojrzenie na Lewisa i podstawiłam mu jedzenie pod nos.
-Dobrze dziadku - odparłam, unosząc oczy.
-To może chociaż jakiś widelec - kobieta zamierzała wstać, ale mężczyzna położył dłoń na jej i uśmiechnął się.
-Jest całkowicie zbędny, kochanie - odpowiedział - A ty synu uważaj, żeby ci nikt tej panienki nie ukradł - Lewis mocniej objął mnie rękoma wokół talii.
-Nie martw się... nie ma szans - mruknął i przełknął kęs, czekając na kolejny.
Po obiedzie każdy wyciągnął się w jakimś spokojnym miejscu, resztę tego ostatniego dnia spędzając jak najlepiej. Ja sama postanowiłam po raz ostatni popatrzeć w błękitne niebo Irlandii, leżąc na zielonej trawie w sadzie pod jabłoniami. Zamknęłam oczy, rozkoszując się promieniami słońca muskającymi moją twarz. Do czasu gdy nie poczułam ciepłego oddechu na nosie i nie poczułam ciepłych warg. Uśmiechnęłam się, nadal nie otwierając oczu.
-To tutaj postanowiłaś się schować - chłopak usiadł obok mnie, podpierając ręce o kolana. Zerwał kilka źdźbeł trawy i zaczął je ze sobą splatać.
-Ktoś mi mówił, że to jedno z najlepszych miejsc na odpoczynek - mruknęłam. Lewis spojrzał w górę na liście jabłoni i pokiwał głową, przytakując - Powinieneś też się położyć i korzystać - uniosłam powieki i przechyliłam głowę, patrząc na jego twarz.
-Pomagałem uporządkować wszystko dziadkom puki jeszcze mają kogo wykorzystać - uśmiechnął się, ale przez jego twarz przebiegł cień smutku. Przejechałam dłonią po jego ramieniu i przyciągnęłam do siebie. Oparł głowę o mój brzuch i spojrzał w niebo. Wplątałam dłoń w jego czarne włosy.
-Zamierzam spędzić ten czas jak najbardziej produktywnie - odparłam, rozczesując kosmyki - Nie wiadomo kiedy będzie kolejna okazja tu być. A mam nadzieję, że jeszcze tu się pojawię - zdałam sobie sprawę, że mówię sama do siebie. Chłopak odpłynął z wtuloną twarzą we mnie. Mruknął coś w odpowiedzi po minucie ciszy. Uniosłam kąciki ust, sięgając po leżącą nieopodal książkę, którą polecił mi nie dawno dziadek Lewisa. I lepiej żeby nie wiedział jaka to książka.

-Dobranoc - chłopak uśmiechnął się do dziadków i ruszył na górę.
-Lewis - pisnęłam, obejmując jego brzuch - Bo rzeczywiście sobie coś uszkodzisz jak mnie będziesz tak nosił - rozejrzałam się, szukając czegoś do złapania. Ale niestety poręczy na schodach nie było. Jak na złość. Będąc tak do góry nogami miałam problem z określeniem gdzie właściwie mnie ciągnie. Ale wiedziałam, że te drzwi nie są drzwiami mojego pokoju. A gdy weszliśmy do środka byłam już pewna, że to nie mój pokój.
-I gdzie ty mnie ciągniesz, co? - warknęłam - Pomyliły ci się chyba miejscówki - opuścił mnie na łóżko, sam kładąc się w przeciwną stronę do mnie. Wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
-Nie chcesz ze mną spać? - zrobił smutną minę, opuszczając kąciki ust.
-To się nazywa ubezwłasnowolnienie. Przyszłabym gdybym chciała - prychnęłam, wywracając oczami i wędrując palcami po jego spodniach.
-Przepraszam - odparł. Mierzyłam go spojrzeniem.
-Kobiet nie wolno zmuszać. One muszą zdobywać, wtedy czują się spełnione, są wartościowsze w swoich oczach, nawet jeśli wam się to nie podoba - pociągnęłam nosem i skinęłam głową.
-Naprawdę? - jego mimika była pełna niedowierzania, a dłonią nie przestawał głaskać mojego uda - To trudne do zrozumienia.

Zmarszczył czoło, uśmiechnął się i potrząsnął głową.
-Zrobiłeś głupstwo - ciągnęłam, robiąc jak najpoważniejszą minę - Wiele głupstw. Nie mam co do tego wątpliwości. Ale przeprosiłeś za nie, a ja wierzę, że zrobiłeś to szczerze. Twoje wytłumaczenie wiele wyjaśniło, jego część nawet rozumiem - zrobiłam krótką pauzę i mówiłam dalej - Nie mogę jednak wykluczyć w związku z tym często będę odczuwała potrzebę, żeby cię uderzyć. Byłoby miło, gdybyś zechciał to znieść.
Uśmiech rozpromienił jego twarz. To był cudowny widok. Rzadki i piękny. Nie przestawał kiwać głową.
-Za to, że cię noszę na rękach? - podniósł się, zbliżając znacznie swoją twarz i pochylił się nade mną.
Zanurkowałam w nieskończoną głębię jego oczu, ciesząc się całą feerią barw i pozwoliłam jej się pochłonąć. Przez chwilę tonęliśmy w tym kontakcie wzrokowym, aż nagle coś się zmieniło. Nie miałam pojęcia, co się dzieje w jego głowie, wiedziałam tylko, że czuję nieokiełznaną tęsknotę, która z sekundy na sekundę robiła się coraz trudniejsza do wytrzymania.
-Piękna jesteś, Hail - delikatnie przesunął policzkiem po moich wargach i powoli zbliżył twarz do mojej twarzy. Jego spojrzenie powędrowało z moich oczu na usta i znieruchomiało tam. Czułam jego ciepły oddech na mojej skórze i coraz mocniejsze bicie serca w mojej klatce piersiowej. Niby to drugi raz, ale wiem, że za każdym będę tak reagować. Uzależnię się od jego bliskości... on zaczyna działać na mnie jak narkotyk. Lekko przechylił głowę, pokonał ostatni milimetr i delikatnie pocałował moją dolną wargę. Zastygłam, nie mając odwagi oddychać. Z pytającym wyrazem twarzy, jakby chciał się upewnić, cofnął się odrobinę. Lewis nie dostał werbalnej odpowiedzi. Chociaż miałam do niego tysiące pytań, w tej chwili nie było nic do powiedzenia. Zamknęłam oczy, pokonałam dzielącą nas, niewielką odległość, ujęłam jego dolną wargę pomiędzy moje i zaczęłam go całować. Lekko. Delikatnie.
Skóra Lewisa była słona, tak samo jak moja. Tylko ten smak przypominał mi o tym, co się między nami wydarzyło, przez co musiałam przejść, by w końcu, chociaż nigdy nie sądziłam, że to możliwe, znaleźć się w jego ramionach. Lewis chwycił dłonią tył mojej głowy, nasze wargi powoli otwierały się, spotykały coraz rytmiczniej i z większą namiętnością. Nasze języki dotknęły się i odnalazły w tańcu, którego melodię znaliśmy tylko my. Łaskotanie przeniknęło całe moje ciało i sprawiło, że poczułam się wolna. Grawitacja przestała dla mnie istnieć, byłam lekka, poza czasem i przestrzenią. Nasz pocałunek stawał się coraz intensywniejszy, emocje migotały w nas jak płomienie zapałek. Z każdym cichym westchnięciem coraz bardziej zmieniałam się w popiół. Uzależniłam się od tego wyzwalającego uczucia. Niczym wciągnięta w niewidzialny wir, opadałam coraz bardziej do tyłu. Lewis poszedł za moim ruchem, ani na sekundę nie odrywając się od moich ust. Biodrami wślizgiwał się pomiędzy moje nogi, aż stopniowo poczułam na ciele cały jego ciężar, który mocniej wcisnął mnie w łóżko. W tym momencie moje zmysły należały do niego, skupiały się na tym, żeby go doświadczyć wszystkimi sposobami. Wdychałam jego zapach, smakowałam go, czułam jego dłonie, które trzymały z boku moją twarz, czubkami palców dotykałam jego żeber i słyszałam ciche dźwięki naszych pocałunków oraz ledwie słyszalne westchnienia Lewisa. Chcąc go zobaczyć, otworzyłam na chwilę oczy.
To było tak mocne, tak obezwładniające i pełne, a jednocześnie nie wystarczało. Chciałam go poczuć najintensywniej, jak tylko można poczuć drugiego człowieka. Moje myśli pożegnały się ze mną, a jakakolwiek kontrola, którą jeszcze dysponowałam, rozwiała się jak dym na rozgwieżdżonym niebie. Nie miałam najmniejszego pojęcia, co robię, wiedziałam tylko, że to miłe i przyjemne uczucie, wsunąć ręce pod bluzkę Lewisa i podciągnąć ją. Na kilka sekund przerwał pocałunek, żeby ściągnąć niepotrzebne ubranie przez głowę, a potem wrócił ustami do moich ust. Całował mnie jeszcze namiętniej, z jeszcze większym głodem niż wcześniej. Od jego nagiej skóry dzielił mnie już tylko mojej milimetrowej grubości T-shirt.
Odwzajemniałam wszystkie ruchy jego warg, a moje palce odrobinę mocniej naciskały na jego napięte plecy i wystające kości ramion. Kochałam go dotykać, cieszyłam się wszystkim, czego dotykały moje dłonie. Chłopak poruszał się na mnie powoli i namiętnie, wyzwalając w tej sposób wciąż silniejsze pragnienie. Moje dłonie powędrowały w dół jego pleców i drżąc przesuwały się w górę i w dół. Jego skóra była ciepła i miękka. Powoli dotykałam dalej, czułam gęsią skórkę, która pojawiła się na jego plecach. Podwinęłam nogi, owinęłam udami jego biodra i zarejestrowałam coraz wyraźniejsze ciepło w moim podbrzuszu.
Nasz pocałunek stał się gwałtowniejszy, ale nie stracił swojej delikatności. Kiedy czubkami palców powędrowałam po nagiej skórze jego ciała, wstrząsnął nim dreszcz, a on cicho jęknął w moich ustach. Nasze przyspieszone oddechy spotkały się, a klatki piersiowe unosiły się i opadały w o wiele za szybkim rytmie. Lewis oderwał dłonie od mojej twarzy, jedną lekko chwycił mnie za głowę, drugą pogładził moje ramiona, moją rękę i mój bok. Pozwolił dłoni podążać dalej, objął mnie w talii, odwrócił się na plecy i zręcznie pociągnął mnie za sobą. Tak szybko znalazłam się na jego brzuchu, że nie miałam nawet czasu tego zarejestrować. Po prostu całowałam go dalej. Moje włosy opadły na jego twarz. Uśmiechnął się, spojrzał na mnie prze chwilę lśniącymi oczami, a potem delikatnie odgarnął pasma włosów i miękko przyciągnął mnie do siebie, przyciskając wargi do moich. Jego ciało było twardsze, o wiele bardziej muskularne niż moje. I chociaż nie wydawał się być wielce napakowany to sylwetka nie budziła u mnie żadnych sprzeciwów. Podobał mi się. W każdym calu. Opuszki jego palców wędrowały po moich plecach, głaskały mnie po biodrach i błądziły dalej, w stronę nagich ud. Czułam się, jakbym stanęła w płomieniach i z każdym jego dotykiem spalała coraz bardziej. Serce zaczęło mi walić jak młotem, kiedy położył całe dłonie na moich nogach i przeciągnął nimi w górę, z tą różnicą, że tym razem pogłaskał mnie po pośladkach. Lekkim szarpnięciem uniósł brzeg mojego T-shirtu o kilka centymetrów. Wstrząsnął mną dreszcz, kiedy poczułam, że wsuwa pod niego palce. Tysiące zimnych i gorących ciarek przebiegło po mnie. Dyszałam do jego ust i uniosłam mój tułów tak wysoko, żebym mogła mogła wsunąć między nas dłonie. Położyłam je płasko na jego klatce piersiowej, a potem na wysokości bioder. Kiedy poczułam skórę Lewisa, on wyciągnął brzuch, jakby moje palce były zimne. Ale były ciepłe, tak samo jak jego ciało, którego napięte mięśnie głaskałam. Jeśli chodzi o seks, Lewisowi z pewnością nie można było nic zarzucić. Doskonale wiedział jak zadowolić kobietę, a przynajmniej mnie.
Głaskaliśmy się dalej, przeżywaliśmy każdą sekundę jakby trwała cały dzień. Chłopak przewrócił mnie na plecy, nachylił się nade mną i ustami zamknął moje wargi. Wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, przeciągając nimi po plecach. On pozwolił swoim palcom ześlizgnąć się po mojej szyi. Zaparło mi oddech, kiedy delikatnie musnął moją skórę pomiędzy moimi piersiami. Pogłaskał mnie po brzuchu, po boku, po moich nagich udach. Jego wargi opuściły moje usta i całowały po szyi. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Przeciągnął dłonią po moich biodrach i chwytając mój bok, wykonał ruch w górę. Płynnym gestem położył dłoń na mojej piersi, pogładził ją przez bluzkę, która jakimś dziwnym trafem nadal zasłaniała moje ciało. Serce stanęło, by po chwili zacząć bić ze zdwojonym tempem. Przyciągnęłam usta Lewisa z powrotem do moich i pocałowałam go ponaglająco. Jego dłoń powędrowała w dół mojego brzucha i wsunęła się pod T-shirt. Drżałam z każdym centymetrem, jaki odkrywał na mojej skórze. Wszystkie mięśnie mojego ciała napięły się, mój tułów zdrętwiał. Kiedy dotarł do piersi i położył na niej dłoń, straciłam oddech w naszym pocałunku. Pamiętam, że pomiędzy mną a Lewisem kiedyś pojawił się temat piersi, ale to wydawało się takie odległe i nierealne w naszej sytuacji. Jego dłoń była tak czuła, głaskała mnie w sposób, jakiego pragnęłam. Westchnęłam cicho i cieszyłam się tym wspaniałym uczuciem. Usta Lewisa oderwały się od moich, przyciągnął swoje czoło do mojego i spojrzał mi w oczy. Jego oddech był zdyszany i igrał ciepłem na mojej twarzy. Na piersi czułam każdy jego palec.
-Nie są za małe - wyszeptał, a ja odwzajemniłam jego słodki uśmiech - Są właśnie takie, jakie powinny być.
Uśmiech trwał tak długo, aż zdjął dłoń z piersi i lekko podciągnął moją bluzkę. Powoli, kawałek po kawałku, odkrywał brzuch i położył czoło na moich biodrach, by móc widzieć, co odsłania. Nie byłam pewna, czy to, co wyprawia mój puls, mieści się jeszcze w kategoriach przyspieszonego bicia serca, czy w nomenklaturze medycznej nazywa się już zapaścią. Lewis rozbierał mnie tak powoli, że każda sekunda w moim odczuciu trwała dziesięć minut. Kiedy był już blisko odsłonięcia górnej bielizny, szybko przycisnął swoje usta do moich. Poczułam, jak w pocałunku jego wargi układają się w uśmiech i chcą wypowiedzieć jakieś słowo. Ale nie zrealizował swojego planu, kiedy mocno, ale mimo wszystko tak, by mógł odczytać ten gest, uszczypnęłam go w bok. Czy właśnie rozległ się jakiś dźwięk? Nie, poza Lewisem nie chciałam już dziś nic słyszeć. Nie było tu miejsca na hałas dobiegający spoza pokoju.
Chłopak oderwał się od moich ust. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek nosa.
-Mam przestać? - pewnym ruchem potrząsnęłam głową i wyprostowałam się, by dosięgnąć jego ust. O przestawaniu nie mogło być mowy - po prostu nie miał mnie tak cholernie długo rozbierać i dodatkowo jeszcze mi się przyglądać. Wrócił do miejsca, w którym skończył, pogłaskał mnie dłonią po odsłoniętym brzuchu i bardzo boleśnie odwlekał moment, w którym będę przed nim leżeć w samej bieliźnie. Tym razem, nie patrząc na mnie, ponownie chwycił krawędź mojej bluzki i milimetr po milimetrze przesuwał go w górę. Pod tym dotykiem serce wymykało się mi spod kontroli - to nic nowego - ale tak głośno nie biło nigdy dotąd. Naprawdę zaczęłam się niepokoić, czy Lewis, współmieszkańcy i reszta świata przypadkiem go nie słyszą. Czy musiał mnie doprowadzać do takiego obłędu? Bawić się w kotka i myszkę? Rozkoszować się mną zamiast przejść do konkretów?
Przełknęłam ślinę. Im dłużej o tym myślałam, tym mniej korzystny wydawał się ten moment, by wykorkować. To kompletnie nie pasowało do moich planów. Męczyć się do dwudziestego pierwszego roku życia, a kiedy już zaczyna być pięknie, zaliczyć zatrzymanie akcji serca. Bardzo śmieszne.
Lewis zatrzymał rękę, znieruchomiał na kilka sekund i uniósł głowę. Ze zmarszczonym czołem spojrzał na mnie.
-To moje czy twoje serce?
Cholera. On naprawdę to usłyszał. Czy mogło być gorzej? Owszem. Twarz Hailey O`brien postanowiła bowiem zmienić barwę na truskawkową. Przez chwilę żadne z nas nie wykonało ruchu, skupiliśmy się na głośnym stukaniu. Zresztą... kogo to obchodzi. Nie po to doszłam do takiego momentu by teraz przerwał mi jakiś, nawet nieznany dźwięk. Przyciągnęłam go do siebie, niemal wpijając się w jego usta, tym samym mówiąc, że nie obchodzi mnie nic prócz niego. Widocznie ten ruch zmusił go do pozbycia się mojej bluzki. Niemal w tym samym czasie podniósł biodra do góry. Zostałam w samej bieliźnie, całując jego skórę na szyi. Od jakiegoś czasu moje palce zahaczały o jego pasek, przejechały po biodrach i zatrzymały się na srebrzystej sprzączce, odpinając ją. On jednak odsunął się, składając pocałunki na linii mojego brzucha. Znowu mi się wymknął, nie dając dostępu do tego co chciałam uczynić. Zżerała mnie irytacja, którą jednak Lewis zastąpił cudownym dotykiem w okolicach zapięcia stanika. Nie jestem przyzwyczajona do odpuszczania sobie tego co chcę, a tym bardziej co pragnę. Przygryzłam jego skórę na szyi dosyć mocno. Widziałam jak jego brwi opuszczają się, a ucisk na jednej z moich rąk się wzmacnia. Nie lubił gdy mu się czegoś zabrania, a to był ewidentny zakaz. Przewróciłam go na plecy i pokręciłam głową, nie dając dosięgnąć swoich ust.
-Nigdy więcej tego nie rób - mruknęłam, patrząc mu w oczy i odpięłam jego spodnie, które za sprawą jednego sprawnego ruchu, znalazły się obok łóżka. Przejechał dłonią po linii mojego ciała aby znowu wrócić do zapięcia. Usiadłam na jego biodrach, pochylając się nad nim i muskałam ustami jego szyję, zjeżdżając coraz niżej. Po jakimś czasie gry wstępnej, która trwała dosyć długo według mnie, co doprowadzało mnie do szaleństwa, w pełni mogłam się zadowolić i rozkoszować nim, moim jedynym i własnym na wyłączność. Gdy mnie całował, pieścił co tylko było możliwe, obdarowywał westchnieniami i sam rozkoszował się moim cichym stękaniem, które im bardziej narastało w siłę, stosownie zamykał ustami moje wargi. Dałam mu luz, chwytając się rękoma pościeli i nadal rozkoszowałam się smakiem jego ust, co jakiś czas ciężko nabierając powietrza do płuc, którego mi brakowało. Nie pozwolił mi się podnieść, przyciskając do siebie i wyraźnie dając znać, że nie mam próbować się mu wyrwać. Wcale nie zamierzałam i dawno odpuściłam.

-Całkiem przyjemnie tego słuchać - mruknął zadowolony. Jeździłam palcem po jego ramieniu, wpatrując się w czarne drgające rzęsy. Nie chciało mi się spać, chociaż byłam zmęczona i totalnie padnięta. Humor mi dopisywał i uczucie wspólnoty pewnie też, gdyby nagle między nas nie wpadł Zain. To był szczyt... Słyszałam, że James już miał ciekawą przygodę i to podobną, ale... do cholery, oni byli ubrani, a ja obecnie miałam na sobie tylko kołdrę.
-Następnym razem jak zostaniecie sami w pokoju to postarajcie się kochać ciszej. Spać się nie da - rzucił bez ogródek i wyszczerzył się.
-Won stąd idioto! - krzyknął Lewis, który też nie spodziewał się takiego przebiegu zdarzeń.
-A może teraz kto inny cię zadowoli, co? - chłopak uniósł brwi. Usiadłam, trzymając kołdrę i rzuciłam w niego poduszką.
-Spadaj stąd! - Zain chwycił ją w ręce i uderzył Lewisa.
-To od niej - mruknął mu na ucho, całując w policzek i szybko wstał, niemal wybiegając z pokoju.
-Ja go zabiję... - mruknął, gwałtownie się podnosząc do góry. Założył na siebie coś by nie wyjść nago na korytarz, podniósł poduszkę i ruszył w kierunku drzwi. Delikatnie zdezorientowana, sama założyłam bieliznę z powrotem, idąc za nim. Wyszłam na korytarz gdzie obecnie toczyła się prawdziwa bitwa. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, dostając w jednej chwili z poduszki.
-To nie ja - brunet pokręcił głową - To ona - wskazał na Brooke, która stała w przejściu swojego pokoju.
-Jeszcze raz wpadniesz mi do pokoju, nie ważne z jakiej przyczyny, a obiecuję, że pomogę Lewisowi w twojej szybkiej śmierci...
-Czy wy możecie... - z pokoju wyszedł James i również, podobnie jak ja dostał poduszką, tyle że w twarz. Niestety Zain znajdował się za blisko niego by do tego nie doszło.
-Czterech zaliczonych... - Zain odszedł powoli do tyłu - Brakuje jeszcze dwóch.
-Ja ci dam zaliczonych... - Lewis sięgnął po poduszkę i rzucił w przyjaciela. Geniusz, zamiast odsunąć się do tyłu, zrobił krok w bok i zjechał po schodach. Zapadła cisza. Wepchnęłam w ręce chłopaka swoją poduszkę i podeszłam na skraj podłogi korytarza, patrząc w dół.
-No i go zabiłeś - uśmiechnęłam się, widząc jak Zain leży na podłodze i śmieje się. W tym samym momencie na dole pojawiła się babcia Lewisa z założonymi rękoma na biodrach.
-Nic mi nie jest - chłopak spojrzał na kobietę, a potem na Lewisa.
Lewiś?
Moje kochanie usatysfakcjonowane? ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz