niedziela, 4 czerwca 2017

Od Ariany do Dominica

Samochód zatrzymał się, kończąc koncert osuwających się spod kół kamieni. Szofer wyjął z bagażnika moje walizki. Nawet dzisiaj nie mogła sobie wziął wolnego i mnie przywieź, tak bardzo zajmuje ją praca w rządzie...praca ważniejsza od córki.
Wysiadłam, może odrobinę zbyt mocno trzaskając drzwiami. Uspokój się Ari, to ma być twój wielki dzień...w końcu spełniasz marzenia. Akademia była iście...rajska. Wszędzie ogrody, natura...było tak, jak sobie wymarzyłam. Na razie. Weszliśmy głównym wejściem.
***
Po podpisaniu wszystkich papierów, które miały umożliwić mi rozpoczęcie nauki w środku semestru, skierowano mnie do internatu. Wstrzymałam oddech.
- O matko...- wyrwało mi się.
Mój pokój miał numer 58, na piętrze. Oczywiście wszystko w środku było bogate, jak to w szkole dla bogatych nastolatków. Tylko to mnie martwiło...czy wszyscy tutaj będą bucami zapatrzonymi w siebie? Czy znajdę z kimś wspólny język?
Byłam jednak zmotywowana, by zobaczyć resztę tego pięknego ośrodka. Liczyłam tez na to, że wpadnę na kogoś, kto...
Nagle z całym impetem, z jakim zbiegałam po schodach, uderzyłam w coś twardego. Owe "coś' było torsem mężczyzny. Drugie "coś" z hukiem upadło na posadzkę. Odbiłabym się i upadła, znając moje szczęście, na schody, powodując krwotok wewnętrzny wszelkich narządów, ale ten ktoś złapał mnie za łokcie i unieruchomił. Uniosłam głowę, by spojrzeć na pechowca. Spoglądała na mnie młoda twarz chłopaka o jasnozielonych oczach. Czarny kosmyk opadał mu na czoło.
- Twój telefon... - delikatnie puścił mnie i schylił się po leżący ekranem do dołu smartfon.
Nie wiem czemu, ale w tym samym momencie zrobiłam dokładnie to samo. Zderzyliśmy się głowami, cicho zaklęłam, a chłopak syknął.
- Strasznie przepraszam! - wyciągnęłam ręce w przepraszającym geście - Dlaczego zawsze mnie to spotyka? - dodałam ciszej, sama do siebie.
- Auć, ale żeś przywaliła
Mimo lekkiej złości, miał ciepły i przyjemny głos, kompletnie niepasujący do bogatego i rozpieszczonego gbura.
- Chyba nam obojgu przyda się lód...wiesz, gdzie tu jest kuchnia? - uśmiechnęłam się głupkowato, wciąż odczuwając poczucie winy za cały incydent.
Spodziewałam się gruszek na wierzbie, a dostałam z liścia...a raczej z główki. Coraz mniej podoba mi się to miejsce.


[Dominic? C:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz