W pewnym momencie zatrzymałem się. Woda sięgała mi powyżej pasa, przez co Hailey także była zamoczona, pomimo że właściwie na mnie wisiała. Wszyscy się na nas, nie patrzyli, wręcz gapili.
- Hailly - mruknąłem. Bardzo chciałem, aby się przełamała.
- Nie - kręciła głową i wtuliła się w moją szyję, jej palce wbiły się w moje plecy. Zacząłem powoli kucać, przez co ona coraz bardziej się zanurzała. - Lewis!
- Przy mnie nic ci nie grozi, pamiętasz? - wymruczyłem, chcą jej przypomnieć jak przetrwaliśmy burzę. Morze było zdecydowanie mniej ryzykowne, ponieważ ja dokonale pływałem i nurkowałem. Ponownie, lecz wyraźnie niechętnie wstałem.
- Ale to nie to samo! - zaczęłam drżeć.
- Puść ją po prostu! - krzyknął Dominic.
- Topił cię ktoś kiedyś?! - warknąłem, odwracając się do nich. Spojrzałem na niego wściekły. Nikt mi nie będzie straszył Hailey. Nawet on.
- Twoje zachowanie... jest podejrzane - powiedział James wzruszając ramionami.
- Nie podejrzane, Jem - Marie go popchnęła, złapał ją za rękę przez co oboje zanurkowali. Po kilkunastu sekundach wrócili na powierzchnię. - Ktoś tutaj po prostu się zakochał.
- Co?! - wrzasnęli z Dominic'iem, a Hailey jeszcze bardziej przylgnęła do mnie.
- Lewis, jak nie chcę... - szepnęła.
- Przecież będę cię trzymać, widziałaś jak nurkowali - mruknąłem, a ona pokręciła głową.
- Lewis? - tych dwóch idiotów nadal stało jak wrytych.
- Słucham?
- Wy... - zaczął James.
- Zamknij się James, on chce mnie utopić, pomóż mi! - wrzasnęła Hailey, kiedy uderzyła w nas fala. Jej twarz zasłonił mój tors. Podrzuciłem ją lekko, poprawiając jej pozycję.
- Ja? Ciebie?! - zerknąłem jej w oczy.
- Tak - głos jej znowu drżał.
- Nie...
- To mnie zabierz stąd - poprosiła, odsuwając się troszeczkę i patrząc mi błagalnie w oczy. Będę musiał jej to wynagrodzić. Bardzo, będę musiał... Zresztą, z taką gibką osobą, można zrobić wiele ciekawych rzeczy. Gorzej ze mną. Właściwie, co tam. Morfina i do przodu.
- Ale spróbujemy na basenie, jak wrócimy do Anglii? - pokiwała głową. - To wychodzimy.
- Dziękuję - odsunęła się troszeczkę, wzięła w dłonie moją twarz i pocałowała, drżącymi ustami. Na początku delikatnie, później mocniej, wsunąłem subtelnie do jej ust, przez co mniej przysunęła się, napierając na mnie.
- O ja pierdole... - odparł Dom, oderwała się ode mnie, oblizując usta. Brunet gapił się na nas z otwartymi ustami. Przewróciłem oczami.
- Przyzwyczają się... muszą - szepnąłem. Zacząłem przedzierać się przez wodę, na brzeg.
- Jesteś miękki - prychnął Zain.
- Możesz być pewny, że jak ją odstawię, to do ciebie wrócę kochasiu i twoje włosy ucierpią - zaśmiałem się, a on wystawił do mnie język.
Znowu uderzyła we mnie fala, a ja się zachwiałem. Hailey, zaczęła piszczeć i dopiero po kilkunastu sekundach uspokojania i gładzenia po plecach się uspokoiła. Pomyślałem, że nigdy nie zauważyłem u niej aż takiej histerii. Kiedy woda sięgała mi tylko do kolan, podniosłem ją i przerzuciłem sobie przez ramię.
- Nie podoba mi się to - jęknęła.
- Przepraszam, ale trochę mnie boli boczek - odparłem, łapiąc ją za tyłek i gryząc tuż przy biodrze.
- Ał - pacnęła mnie w plecy. - Co to za gryzienie w miejscu publicznym?
- Jakim publicznym! Sami przyjaciele! - postawiłem ją na ziemi, a ona od razu
przyciagnęła moją twarz do swojej i pocałowała.
- Wiesz, w sumie to ulga, że oni wiedzą...
- Zgadzam się - zamruczałem. Schyliłem się i podałem jej moją bluzę. - Okryj się, bo mi się przeziębisz.
- Nie bój się o mnie.
- Muszę - cmoknąłem ją i wróciłem do wody. Zanurkowałem i podpłynąłem do Zaina, złapałem go za nogi wciągając pod wodę.
- Lewis! - krzyknął kiedy się wynurzliśmy. - Ty... idioto!
- Co? - zdziwiła się Brooke.
- Potrafi tak mówić - zaśmiałem się. - Masz za swoje, debilu!
Rzucił się na mnie, znowu zanurkowaliśmy, szamocząc się pod wodą. Opadliśmy na dno, jednak zaraz po tym jak traliśmy tyłkami na dno, podnieśliśmy się na nogi, wychodząc na powierzchnię od pasa w górę.
- Ale zimno - syknąłem.
- Niech cię rozgrzeję - przytuliliśmy się do siebie. - Cieszę się, że jako twój osobisty grzejniczek, mam godnego następcę.
- Hailly - mruknąłem. Bardzo chciałem, aby się przełamała.
- Nie - kręciła głową i wtuliła się w moją szyję, jej palce wbiły się w moje plecy. Zacząłem powoli kucać, przez co ona coraz bardziej się zanurzała. - Lewis!
- Przy mnie nic ci nie grozi, pamiętasz? - wymruczyłem, chcą jej przypomnieć jak przetrwaliśmy burzę. Morze było zdecydowanie mniej ryzykowne, ponieważ ja dokonale pływałem i nurkowałem. Ponownie, lecz wyraźnie niechętnie wstałem.
- Ale to nie to samo! - zaczęłam drżeć.
- Puść ją po prostu! - krzyknął Dominic.
- Topił cię ktoś kiedyś?! - warknąłem, odwracając się do nich. Spojrzałem na niego wściekły. Nikt mi nie będzie straszył Hailey. Nawet on.
- Twoje zachowanie... jest podejrzane - powiedział James wzruszając ramionami.
- Nie podejrzane, Jem - Marie go popchnęła, złapał ją za rękę przez co oboje zanurkowali. Po kilkunastu sekundach wrócili na powierzchnię. - Ktoś tutaj po prostu się zakochał.
- Co?! - wrzasnęli z Dominic'iem, a Hailey jeszcze bardziej przylgnęła do mnie.
- Lewis, jak nie chcę... - szepnęła.
- Przecież będę cię trzymać, widziałaś jak nurkowali - mruknąłem, a ona pokręciła głową.
- Lewis? - tych dwóch idiotów nadal stało jak wrytych.
- Słucham?
- Wy... - zaczął James.
- Zamknij się James, on chce mnie utopić, pomóż mi! - wrzasnęła Hailey, kiedy uderzyła w nas fala. Jej twarz zasłonił mój tors. Podrzuciłem ją lekko, poprawiając jej pozycję.
- Ja? Ciebie?! - zerknąłem jej w oczy.
- Tak - głos jej znowu drżał.
- Nie...
- To mnie zabierz stąd - poprosiła, odsuwając się troszeczkę i patrząc mi błagalnie w oczy. Będę musiał jej to wynagrodzić. Bardzo, będę musiał... Zresztą, z taką gibką osobą, można zrobić wiele ciekawych rzeczy. Gorzej ze mną. Właściwie, co tam. Morfina i do przodu.
- Ale spróbujemy na basenie, jak wrócimy do Anglii? - pokiwała głową. - To wychodzimy.
- Dziękuję - odsunęła się troszeczkę, wzięła w dłonie moją twarz i pocałowała, drżącymi ustami. Na początku delikatnie, później mocniej, wsunąłem subtelnie do jej ust, przez co mniej przysunęła się, napierając na mnie.
- O ja pierdole... - odparł Dom, oderwała się ode mnie, oblizując usta. Brunet gapił się na nas z otwartymi ustami. Przewróciłem oczami.
- Przyzwyczają się... muszą - szepnąłem. Zacząłem przedzierać się przez wodę, na brzeg.
- Jesteś miękki - prychnął Zain.
- Możesz być pewny, że jak ją odstawię, to do ciebie wrócę kochasiu i twoje włosy ucierpią - zaśmiałem się, a on wystawił do mnie język.
Znowu uderzyła we mnie fala, a ja się zachwiałem. Hailey, zaczęła piszczeć i dopiero po kilkunastu sekundach uspokojania i gładzenia po plecach się uspokoiła. Pomyślałem, że nigdy nie zauważyłem u niej aż takiej histerii. Kiedy woda sięgała mi tylko do kolan, podniosłem ją i przerzuciłem sobie przez ramię.
- Nie podoba mi się to - jęknęła.
- Przepraszam, ale trochę mnie boli boczek - odparłem, łapiąc ją za tyłek i gryząc tuż przy biodrze.
- Ał - pacnęła mnie w plecy. - Co to za gryzienie w miejscu publicznym?
- Jakim publicznym! Sami przyjaciele! - postawiłem ją na ziemi, a ona od razu
przyciagnęła moją twarz do swojej i pocałowała.
- Wiesz, w sumie to ulga, że oni wiedzą...
- Zgadzam się - zamruczałem. Schyliłem się i podałem jej moją bluzę. - Okryj się, bo mi się przeziębisz.
- Nie bój się o mnie.
- Muszę - cmoknąłem ją i wróciłem do wody. Zanurkowałem i podpłynąłem do Zaina, złapałem go za nogi wciągając pod wodę.
- Lewis! - krzyknął kiedy się wynurzliśmy. - Ty... idioto!
- Co? - zdziwiła się Brooke.
- Potrafi tak mówić - zaśmiałem się. - Masz za swoje, debilu!
Rzucił się na mnie, znowu zanurkowaliśmy, szamocząc się pod wodą. Opadliśmy na dno, jednak zaraz po tym jak traliśmy tyłkami na dno, podnieśliśmy się na nogi, wychodząc na powierzchnię od pasa w górę.
- Ale zimno - syknąłem.
- Niech cię rozgrzeję - przytuliliśmy się do siebie. - Cieszę się, że jako twój osobisty grzejniczek, mam godnego następcę.
- Właściwie, to dla czego nic nie powiedzieliście? - zapytał Zain, kiedy wyszliśmy na brzeg.
- My jeszcze czekamy na oficjalne powiadomienie, że jesteś w związku z niejaką Marie Saint - odparła Hailey.
- Dokładnie - poprałem ją, podchodząc do niej i przytulając.
- Fu, odsuń się, mokry jesteś - pocałowałem ją.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uśmiechnąłem się. - Wracamy?
- Tak! - krzyknęła Brooke, idąc w kierunku klifu, a Zain pokręcił głową.
- Proponuję od razu terapię szokową, Zain - zaproponowałem, a on wyszczerzył się i popędził za nią. Po chwili słychać było jej pisk, kiedy turlali się po piasku. - Też tak chcesz?
- To ja już wole te krzaki - wybuchliśmy śmiechem.
- Jakie krzaki? - zainteresowała się Marie.
- Już ty dobrze wiesz - odparłem, a James przewrócił oczami.
Wróciliśmy na górę, gdzie trochę się osuszyliśmy opatulając się kocami, na których wcześniej siedzieliśmy. W końcu mniej więcej ogarnięci ponownie znaleźliśmy się w samochodach. Nareszcie to nieopisanej radości Brooke mogliśmy wrócić do domu, gdzie musiał już na nas czekać pyszny obiad. Co zresztą okazało się prawdą. Jak stwierdził dziadek, babcia już od godziny nas wyczekiwała, nie pozwalając mu jeść przy okazji, ponieważ postanowiła, że wszyscy zjemy razem. Tak więc zastawili stół na werandzie za domem. Wyszliśmy na spory zadaszony taras. Biały obrusik, konwalie w dzbaneczkach, piękne nakrycie... Dopiero kiedy jedzenie zostało wyniesione na zewnątrz i przyszedł czas na siadanie do stołu, powstał jeden mały problem. Było jedno miejsce za mało. Po prostu się nie zmieściło. Babcia już miała zmieniać wszystko, kiedy kazałem wszystkim siadać. Wziąłem Hailey za rękę, sam zająłem krzesło, a ona usiadła mi na kolanach, przejmując mnie za szyję przy okazji. Niestety mojej kochanej staruszce się to nie spodobało, kiedy szykowałem się do kazania, sytuację uratował dziadek.
- Cicho kobieto, widać, że moja krew - odparł. - Tylko się nie pobrudźcie.
- Mamy doświadczenie, proszę pana - odpowiedziała Hailey.
- Mów mi dziadku - uśmiechnął się szeroko. Nie wierzyłem, że to powiedział.
- My jeszcze czekamy na oficjalne powiadomienie, że jesteś w związku z niejaką Marie Saint - odparła Hailey.
- Dokładnie - poprałem ją, podchodząc do niej i przytulając.
- Fu, odsuń się, mokry jesteś - pocałowałem ją.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uśmiechnąłem się. - Wracamy?
- Tak! - krzyknęła Brooke, idąc w kierunku klifu, a Zain pokręcił głową.
- Proponuję od razu terapię szokową, Zain - zaproponowałem, a on wyszczerzył się i popędził za nią. Po chwili słychać było jej pisk, kiedy turlali się po piasku. - Też tak chcesz?
- To ja już wole te krzaki - wybuchliśmy śmiechem.
- Jakie krzaki? - zainteresowała się Marie.
- Już ty dobrze wiesz - odparłem, a James przewrócił oczami.
Wróciliśmy na górę, gdzie trochę się osuszyliśmy opatulając się kocami, na których wcześniej siedzieliśmy. W końcu mniej więcej ogarnięci ponownie znaleźliśmy się w samochodach. Nareszcie to nieopisanej radości Brooke mogliśmy wrócić do domu, gdzie musiał już na nas czekać pyszny obiad. Co zresztą okazało się prawdą. Jak stwierdził dziadek, babcia już od godziny nas wyczekiwała, nie pozwalając mu jeść przy okazji, ponieważ postanowiła, że wszyscy zjemy razem. Tak więc zastawili stół na werandzie za domem. Wyszliśmy na spory zadaszony taras. Biały obrusik, konwalie w dzbaneczkach, piękne nakrycie... Dopiero kiedy jedzenie zostało wyniesione na zewnątrz i przyszedł czas na siadanie do stołu, powstał jeden mały problem. Było jedno miejsce za mało. Po prostu się nie zmieściło. Babcia już miała zmieniać wszystko, kiedy kazałem wszystkim siadać. Wziąłem Hailey za rękę, sam zająłem krzesło, a ona usiadła mi na kolanach, przejmując mnie za szyję przy okazji. Niestety mojej kochanej staruszce się to nie spodobało, kiedy szykowałem się do kazania, sytuację uratował dziadek.
- Cicho kobieto, widać, że moja krew - odparł. - Tylko się nie pobrudźcie.
- Mamy doświadczenie, proszę pana - odpowiedziała Hailey.
- Mów mi dziadku - uśmiechnął się szeroko. Nie wierzyłem, że to powiedział.
Hailey?
Oh my darling... <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz