Rano skoro świt obudziłam się ponownie. Delikatnie wyślizgnęłam się z obcięcia mojego narzeczonego i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na jego śpiącą postać i uśmiechnęłam się na ten widok. Był taki spokojny, eteryczny... pochyliłam się i pocałowałam go delikatnie w czoło. Był dla mnie taki dobry, nie mogłabym go zranić. Tydzień i będzie po wszystkim. Za to za kilka miesięcy zostanę szczęśliwą mężatką. Przeciągnęłam się i wstałam aby po chwili poszukać w szafie stroju do biegania. Przebrałam się szybko, złapałam za telefon, wsunęłam buty na stópki i wyszłam z pokoju na paluszkach. Trzeba było teraz tylko wyjść na zewnątrz niezauważoną. Przemknęłam jeszcze dosyć ciemnymi korytarzami akademika, ponieważ wlewało się do nich tylko przymglone, jakby leniwe światło poranka. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl porannej mgły, która była bardzo potrzebna w takie parne dni, gorące dni. Precyzyjnie ustalałam listę energicznych piosenek, idealnych właśnie do biegania, kiedy nagle znalazł się obok mnie, wokół mnie spory bieg, który skakał i skamlał.
- Cześć Brittany! - zaśmiałam się, sięgając ręką do psa i gładząc go po łebku. Zaraz po tym obok mnie znalazła się nasza śliczna Australijka. - Cześć śliczna!
- O proszę, witasz mnie lepiej, niż to robi na co dzień mój chłopak - westchnęła, przewracając oczami, a ja zaśmiałam się.
- Cóż, myślę, że akurat z Harry'm wystarczy, że mu powiesz, a zostaniesz się każdego ranka piękną księżniczką, której ślady stóp mógłby całować...
- Dobra, dobra! Przestań! - teraz ona zaczęła chichotać. Zawsze ją lubiłam za jej siłę i niecodzienny charakter. Byłyśmy wbrew pozorom dosyć podobne.
- Nie wiedziałam, że biegasz? - rzuciłam, bawiąc się uszami Brittany'ego.
- Biegam tylko kiedy Harry mnie zdenerwuje.. a uwierz mi potrafi być małym irytującym dzieckiem - zaczęła się rozciągać, a ja po chwili do niej dołączyłam. - Ty jeszcze przed?
- Tak, dopiero wyszłam...
- Dołączymy do ciebie - powiedziała nagle tak pewnym tonem, że od razu pomyślałam, że chyba jakakolwiek dyskusja z nią, chyba nie miała większego sensu. Pokiwałam więc głową, zamknęłam usta i czekałam, aż zacznie temat. Czułam w kościach, że go zacznie, w końcu to nasza kochana Isabelle od naszego kochanego Harry'ego, a oni oczywiście musieli poczuwać się do roli mediatorów... szczególnie z poglądami i predyspozycjami Stylesa. Jednak ku mojemu zdziwieniu ruszyłyśmy równym truchtem, całkiem dobrym tempem, Issy zapytała, czy będę słuchać na słuchawkach, więc cicho puściłam muzykę z telefonu i tyle. Żadnego słowa wspomnienia o mnie i Zainie, żadnej niezręczności. Byłyśmy tylko my, jak zawsze sobie myślałam, że to mogłoby wyglądać, gdybyśmy nie mieszkały za daleko od siebie. My dwie biegnąc przed siebie, szukając przygód i spokoju, zen w biegu, jak zwykłam to określać, kiedy jeszcze regularnie biegałam. Dobiegłyśmy do lasu.
- Wiesz...
- O nie - mruknęłam od razu. Czyli jednak nadszedł ten moment?
- Posłuchaj - zatrzymała się, a ja zaraz po niej, czyli kilka metrów dalej. - To jest jedno wielkie nieporozumienie, rozumiesz?
- Co?! Co jest nieporozumieniem?! To że się przespał z tą dziwką?! - wydarłam się, nie miałam już siły trzymać tego w sobie.
- Kto powiedział, że to zrobił?
- Wszyscy! Wszyscy tak mówią, słyszę te ich szepty, słyszę je i mam dosyć!
- A wiesz, że jak zaczęłaś chodzić z Zainem, to też tak ludzie mówili? - zapytała, a ja otworzyłam szeroko oczy. Nawet o tym nie wiedziałam. - A spałaś z nim?
- Nie... - szepnęłam.
- Właśnie. Zresztą postaw się w jego sytuacji. Znikasz, wracasz i nagle masz narzeczonego, a nie masz pojęcia ile on się wycierpiał. Zain to świetny aktor, wyćwiczony, ale jestem kobietą i widzę, widziałam jak cierpiał na choćby widok blondynki, jak się oglądał myśląc, że to może ty, ale nigdy się do tego nie przyznał.
- A ja? Myślisz, że to przyjemne dowiedzieć się przez rozmowę telefoniczną, która nie trwała minuty, że ktoś chce cię prawdopodobnie zabić i masz zostawić miłość swojego życia, aby mogła być bezpieczna? - spojrzała na swoje stopy. - Nikt z was nie wie, czego tam doświadczyłam. Nie wiem dlaczego jestem z Louisem, ale wiem, że przy nim byłam bezpieczna i na tym mi zależało. Teraz? Nie wiem. Byłam taka wściekła jak zobaczyłam Zaina z inną, bo wiedziałam, że to moje miejsce. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, a to takie było! Nigdy, nikomu nie oddałam tak szybko serca, tak szybko, że zaczęłam od razu planować przyszłość, bo wiedziałam, że muszę z nim skończyć w małżeństwie!
- Dlaczego mu tego nie powiesz? - uniosła brew.
- Bo... Nieważne...
- Imany - złapała mnie za ramię, kiedy chciałam biec dalej, nawet nie wiem kiedy znalazła się obok mnie.
- Bo się boję - przyznałam cicho, niemal niesłyszalnie. Moje oczy napełniły się łzami. - Tak bardzo się boję, że mnie wyśmieje, że powie, że go zraniłam, zostawiłam i nie wybaczy mi tego... Nie chcę tego zrobić, nie chcę się ukorzyć. Nie chcę być tą słabszą, bo moja postać została zbudowana na sile, tylko tak przetrwam.
- Kochasz go? - zapytała.
- Którego?
- To ty mi powiedz - odparła pewnie.
- Louis... był bezpieczeństwem, jestem mu wdzięczna, ale nigdy nie spowodował takich motyli w moim brzuchu jak Zain... On potrafił to zrobić zwykłym, przelotnym spojrzeniem na zajęciach. Jego... jego zawsze chciałam... Nie wiem dlaczego tak wyszło z Louisem...
- Powiedz mu to.
- Louisowi?!
- Zainowi głupia - przewróciła oczami. - Spróbuj, jeśli powie coś złego, to dasz mu w twarz i wyjdziesz z tego z klasą. Po prostu zrób to. Dla mnie, dobrze? - pomachała tymi swoimi długimi rzęsami.
- Mhm... dobrze. Tylko nie rozmawiajmy już o tym. Nie lubię się otwierać. Skończmy to - mruknęłam, a ona zadowolona energetycznie pomachała głową. Przynajmniej tyle szczęścia w nieszczęściu.
Kiedy wróciłyśmy i wzięłam prysznic, a po wyjściu zauważyłam tylko, że Louisa nie ma w pokoju, więc wzruszyłam ramionami i miałam już wyjść, kiedy za łóżku zobaczyłam talerz pełen kanapek. Ten mężczyzna jest zdecydowanie zbyt idealny, aż mam tego czasem dosyć. Chcę mieć powód, żeby na niego nakrzyczeć, ale nawet nie mam ku temu okazji. Nie da się tego zrobić. Zjadłam kilka i zerknąwszy na zegarek zobaczyłam, że powinno być już wystarczająco późno, aby Zain był już obudzony. Złapałam się również na tym, że stanęłam przed lustrem i przeglądałam się w nim przez dobre pięć minut, chcąc wyglądać idealnie. Zaśmiałam się sama z siebie. Wyszłam. A później...
Drzwi były uchylone, pewnie przez Harry'ego i usłyszałam to. "Nienawidzę jej", "co za pusta idiotka", inne rzeczy, a te blond włosy najchętniej by podpalił... Coś we mnie pękło. Spojrzałam w stronę mojego pokoju, łzy zamazały mi obraz, ale widziałam Louisa, który patrzy się na mnie. Był zmartwiony, zły? Odwróciłam się, znalazłam pokój Issy i weszłam do niego, zamykając za sobą drzwi na klucz. Spojrzała na mnie, a ja wybuchnęłam łzami. Już mnie nic nie obchodziło, nic. Podeszła do mnie, złapała za dłonie, zaprowadziła do łóżka. Nie pytała, o nic nie pytała. Usiadła obok mnie, objęła, ja wtuliłam się w nią i płakałam. Każdy by płakał jakby nagle stracił kogoś bliskiego, a ja czułam się tak jak wtedy, kiedy powiedzieli mi jako małej dziewczynce, że już nie mam rodziny, że jestem sama... Znowu byłam sama...
Zain?
Przepraszam, miało być lepsze