wtorek, 27 czerwca 2017

Od Zaina cd. Brooke

Zdarzyła mi się druga kobieta, która sobie założyła, że nie wyjdzie i faktycznie będzie tu siedzieć nie wiadomo ile czasu. Nie lubię szpitali, obecność wokół białych fartuchów nie jest przyjemna, a lekarzom, choć można nie ufać to trzeba przyznać rację. Ale trafi się taka królewska upartość i koniec. Możesz jedynie sobie pogadać i najwyżej oberwiesz piorunującym spojrzeniem.
Ukucnąłem przed nią, ostrożnie opierając dłonie na udach powyżej kolan. Uniosła spojrzenie znad podłogi i mrugnęła oczami, wpatrując się we mnie. Uniosłem kąciki ust, próbując samym tym pocieszyć dziewczynę. Większość twierdzi, że zwyczajne stwierdzenie, że będzie dobrze nie pomaga i nie ma sensu. Osobiście tak nie uważam i jestem pewien, że drugiej osobie robi się od razu cieplej na sercu. Nie rozwiązuje to problemów, ale wspomaga duchowo.
-Zawsze kierujesz się rozsądkiem. Siedzenie tutaj nie zda się na nic. I tak cię nie wpuszczą do jutra rana - pokręciłem głową, mówiąc jak najspokojniej. I taka była prawda. Nie było szans na zobaczenie. Informacja o trafieniu do szpitala babci Brooke była i dla mnie szokująca. Lubiłem tą kobietę, od razu chwyciła mnie za serce tą swoją pogodnością i podziwiam jej chęci do utrzymania tego całego gospodarstwa - Chodź - odparłem proszącym tonem, łapiąc jej dłoń i wstając.
-Ale ja chcę mieć pewność, że nic jej nie jest - jej ton głosu był łamiący, ale pomimo słów oporu, wstała - To moja jedyna rodzina - nigdy nie pytałem o jej relacje rodzinne, ale z tego co wiem, ma jeszcze ojca. Kiedyś od niej wyciągnę.
-I myślisz, że ona pozwoliłaby ci siedzieć na korytarzu w bezczynności, zmęczeniu, takiej bezradnej? - uniosłem brwi. Nie lubiła gdy miałem rację, zawsze przewracała oczami i patrzyła na ludzi wokół jakby mieli jej w czymś pomóc. Słodkie.
-Myślę, że zrobiłaby to samo - westchnąłem. Tak jak mówiłem. Zero dyskusji.
-Niech ci będzie - mruknąłem - Godzina, a jeśli nic się nie zmieni, wracasz ze mną do domu - usiadłem, opierając plecy o ścianę. Pokiwała głową. Była zmęczona. Zaśnie szybciej niż sądzi. Pociągnąłem ją w swoją stronę. Usiadła obok, opierając policzek o moje ramię i przymknęła oczy.
-Tylko na chwilę - szepnęła. Pokiwałem głową. Tak się mówi, że na chwilę. Po chwili szepnąłem jej imię, ale odezwała się tylko cisza. Oparłem głowę o jej i sam zasnąłem.
Obudziła mnie dopiero zimna dłoń, którą ktoś położył na ramieniu. Poderwałem głowę do góry, czując, że Brooke nadal śpi na moim ramieniu. Spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem na kobietę stojącą obok. Biały fartuch mignął mi przed oczami, co spowodowało tylko delikatne wzdrygnięcie. Gdy objąłem jej całą sylwetkę, moje brwi powędrowały w dół.
-Jest późno - pochyliła się nade mną. Pokiwałem głową, odsuwając ramię najbardziej jak tylko mogłem. Odprowadziłem ją wzrokiem, pocierając jedną ręką twarz. Minęły już trzy godziny. Tak jak było mówione - jedziemy do domu. Ostrożnie przekręciłem się, podnosząc dziewczynę do góry i wziąłem na ręce. Skrzywiła się.
-Dokąd idziemy? - poprawiła się.
-Do samochodu - odpowiedziałem. Chyba nie dotarło do niej zbytnio co powiedziałem. Mruknęła cicho w odpowiedzi i poszła spać dalej.
Niby szpital nie był tak daleko od domu jej babci, ale droga o tak późnej godzinie dłużyła się niemiłosiernie. Mogłem wypić kawy. Większe skupienie, a sam czułem jak moja świadomość mówiła, że dłużej nie da rady prowadzić. W końcu zajechaliśmy do domu. Wysiadłem z auta, napotykając stajennego, który był tak zwanym głównodowodzącym pod nieobecność starszej kobiety. Przywitałem się z nim, obszedłem samochód i wziąłem Brooke z powrotem na ręce. Położyłem ją w pokoju gdzie poprzednio spała. Sam już nie kierowałem się na dół, ale obrałem sobie drugi pokój na górze. Zamknąłem za sobą drzwi i opadłem na łóżko, nie mając sił zdjąć z siebie cokolwiek.
Przez cały ranek bolała mnie głowa. Ledwo co wstałem, a poczułem ból od skroni aż do potylicy. A podobno alkohol ma tylko takie magiczne właściwości. Kawa mi pomoże. Kawa mym wybawieniem. Wraz z kubkiem w ręce, oparłem się o blat stołu i zamknąłem oczu, słysząc jak ktoś wraca z dworu. Do kuchni weszła Brooke, rzucając mi szybkie spojrzenie, nalała sobie wody do szklanki i usiadła naprzeciwko. Uniosłem spojrzenie znad parującego napoju bogów.
-Jak zasypiałam byłam w innym miejscu - złączyła palce rąk.
-Jak zasypiałaś byłaś nieprzytomna i nikt nie był w stanie cię obudzić - posłałem jej uśmiech.
-Powiesz mi w jaki ciekawy sposób pozbyłam się ubrań z siebie? - uniosła brew do góry. Postawiłem kubek na stole, gdy zapadła między nami cisza.
-Nie wszystkich... Może wstałaś w nocy i stwierdziłaś, że dobrym pomysłem jest zdjęcie tego z siebie? - wzruszyłem ramionami, ukrywając uśmiech pod pretekstem wzięcia kolejnego łyka kawy.
-Tak samo jak przyjazd tutaj i zabranie mnie ze szpitala?
-Czasem dzieją się rzeczy niewytłumaczalne - wyszczerzyłem się - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - wstałem, odkładając kubek do zlewu i podszedłem do Brooke. Odgarnęła włosy z twarzy. Usiadłem na blat - Bardzo możliwe, że polecisz ze mną do Californii - i to nie była prośba.
-Bardzo możliwe? - uniosła brwi.
-Oczywiście, jak już twoja babcia poczuje się nieco lepiej... Po prostu nie pozwalam ci się zamartwiać. Należy nam się odpoczynek.
-Nie wiem... Ale wzięło się to tak nagle?
-Potem ci powiem. Rzeczy mam w akademii, więc poczekamy aż twoja babcia poczuje się lepiej, wrócimy i wtedy ci zdradzę szczegóły - przewróciła oczami, uśmiechając się.
-Nie siedź na stole - trzepnęła mnie w ramię.
-Całkiem wygodnie. Chcesz sprawdzić? - pociągnąłem ją za rękę.

Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz