piątek, 16 czerwca 2017

Od Emmy C.D. Eliota

Zdążyłam skończyć rozmawiać z Marco przez telefon, kiedy ktoś desperacko zaczął dobijać się do moich drzwi. Otworzyłam je, przed nimi stał Lewis.
- Mamy go - wyszczerzył się.
- Kogo? - zapytałam, a on mnie bezceremonialnie przesunął na bok, przelazł przez pokój i walną się na łóżko.
- Twojego Eliota. Wiem gdzie chodził do szkoły. Wychowuje go wujostwo, tak? Skoro tak, to musieli go zabrać rodzicom. Jeśli tak, to wujek Google, nam pomoże znaleźć tego przyczynę - zamknęłam drzwi i odwróciłam się do niego.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam nagle. To tak do niego nie pasowało, że zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie za szybko go oceniałam. Ja. Przecież ja nie oceniam... przynajmniej się staram.
- Jemu pomagam, mała - puścił mi oczko, a ja przebiegłam przez pokój i rzuciłam się na niego.
- Dziękuję!
- Spokojnie, bo mnie połamiesz. Dawaj laptopa - po chwili leżeliśmy obok siebie na moim łóżku, on szukał jakiś informacji w telefonie, ja w laptopie.
- Nie uważasz, że...
- To chore? - dokończył. - Nie za bardzo. Gdyby on był jak wszyscy to pewnie tak, ale w przypadku Eliota nie mamy innej możliwości powiedzenia się czegoś o nim.
- Mhm - nie byłam przekonana co do jego racji, ale byłam zbyt ciekawa, co się stało Eliotowi.
- Jak on ma na nazwisko? - zapytał Lewis.
- Ty to powinieneś wiedzieć.
- A... tak... Alderson - odparł smutno.
- Co się stało?
- Artykuł znalazłem... "Ojciec oskarżony o molestowanie swoich dzieci", a nazwisko Alderson i jego miejscowość, to raczej nie zbieg okoliczności... - wyrwałam mu z ręki telefon. Zaczęłam czytać to, co Lewis znalazł. Serce mi waliło, jakby zaraz miało wyskoczyć. Molestowanie, jego strach, obawa ludzi, przerażenie, kiedy chciałam go dotknąć, ta kłębiąca się niepewność. Pochłaniałam kolejne wyrazy i z trudem dopuszczałam do siebie ich znaczenie. Coś powoli we mnie pękało, oczy zakrywały się łzami. On się mnie boi... boi... BOI... BOI. Poczułam jak Lewis przytula mnie, obejmuje od tyłu, opiera głowę o bok mojej głowy, coś mi tłumaczy. Co mi tłumaczył? Patrzyłam tylko na jego telefon, który rzuciłam w drugi koniec łóżka. To wszystko wydawało się takie logiczne, takie spójne, ale tak bardzo chciałam, aby było nieprawdziwe. Nie dlatego, że nagle się go brzydziłam czy bałam. Nie. Chciałam, aby to nie było prawdą, że Eliot musiał tak cierpieć.
- Lewis... - szepnęłam wracając do rzeczywistości.  - Co ja mam zrobić?
- Wiesz, że to nie będzie proste?
- Wiem...
- Bo u mnie można to było wyodrębnić i zamknąć tylko w odczuciach fizycznych, bólu ciała, ale u Eliota to tak nie działało. Ból nie był tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny.
- Wiem...
- Strach przed dotykiem, jaki zrodził się w jego głowie, może być praktycznie nie do pokonania.
- Ja... chcę aby wiedział, że będę przy nim.
- To w sumie dobry pomysł - odparł, gładząc mnie po włosach. - Pewnie ciągle myśli o tym, że gdyby ktoś się dowiedział, to by odszedł... Też tak miałem, dopóki Zain kategorycznie oświadczył, że się nigdzie nie wybiera.
- Tak! - wstałam i wybiegłam z pokoju.
- Poczekaj! - wrzasnął za mną, ale ja się nie zatrzymałam. Przebiegłam kilkanaście metrów i trochę zbyt energicznie, zaczęłam pukać do drzwi Eliota. Otworzył mi dość niepewnie, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Mogę wejść? - zapytałam, po chwili wahania, szerzej otworzył drzwi, a kiedy tylko znalazłam się wewnątrz pomieszczenia, odwróciłam się i... o mój Boże. Ja go przytuliłam.  Okazało się, że byłam sporo wyższa od niego, więc obiełam go w pasie i wtuliłam policzek w jego tors.
- Eliot ja wszystko wiem, ja się dowiedziałam, ale ja się nigdzie nie ruszam, słyszysz? Ja chcę ci pomóc, ja... - odsunęłam się, chciałam wyjść. - Boże, co ja... ja...
- Stój tu - złapał mnie Lewis i postawił przed Eliotem. Patrzył na nas przerażony. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam w żadnych oczach takiego strachu. - Dowiedzieliśmy się, co zrobił ci ojciec - Eliot spuścił głowę i objął się ramionami. - A ten mały zapaleniec chciał przekazać ci, że dla niej to niczego nie zmienia. I chciała cię przeprosić, że to nagłe przytulnie, ponieważ wie, że to dla ciebie jest na pewno trudne. Tak to się robi - mruknął do mnie.
- Ja... nie wiedziałam jak to zrobić - spuściłam głowę. - Ale to wszystko prawda, Eliot. Nic się nie zmieniło...
- Dla.. dlacz... - zaczął jąkać.
- Ja chcę ci tylko pomóc, bo miałeś o wiele trudniej ode mnie, a temu małemu czemuś podobno zależy na tobie i cię lubi, bo chce.
- Lewis - odepchnęłam go.
- Nieprawda?
- No prawda - zrobiłam się cała czerwona.

Eliot?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz