Życie każdego człowieka jest układanką, złożoną z rożnych puzzli.
Czasami jesteśmy w stanie kilkanaście z nich połączyć prawidłowo w
bardzo szybkim czasie, odnajdując je wśród reszty, a czasem potrzebujemy
sporo czasu i cierpliwości na znalezienie choćby dwóch pasujących do
siebie. Jednak właśnie te najdłuższe poszukiwania dają nam w końcu
największą satysfakcję, gdyż to one znajdują się w centrum naszej
układanki. Są źródłem długotrwałego szczęścia i poczucia spełnienia,
jednak niewielu z ludzi zdaję sobie sprawę, że nie zawsze udaje im się
odpowiednio dopasować puzzle. A jak dobrze wiemy, wystarczy jeden źle
dobrany kawałek, by całokształt pracy rozsypał się z powrotem na części
pierwsze, a nasz wysiłek poszedł na marne. Czasami zdarza się również,
że w twojej ręce przypadkowo znajdzie się ten puzzel, którego zadaniem
było połączenie dwóch większych części w jeden wspólny, harmonijny
obrazek. Tym jednym, najważniejszym kawałeczkiem może być najlepszy
przyjaciel, pasja, dom czy też zwykłe wydarzenie z życia.
Proste? Czy nie do końca?
Wyszedłem z internatu, wkładając dłonie w kieszenie bluzy. Na niebie
zgromadziły się ciemne chmury, skutecznie zasłaniając dopływ promieni
słonecznych, które aktualnie były pożądane przez większość mieszkańców
Anglii. Szaro-bury krajobraz oraz niskie ciśnienie działały dosyć
przygnębiająco, zarówno na stan psychiczny, jak i fizyczny człowieka, a
jedyną istotą, która była w stanie mi poprawić humor był pewien
czterokopytny gniadosz, zapewne zajadający się teraz świeżą trawą.
Ruszyłem w kierunku imponującej wielkości pastwisk, gdzie miał na mnie
czekać Fireproof, już oporządzony oraz (przynajmniej mam nadzieję)
zaaklimatyzowany. Jako towarzystwo wystarczał mi odtwarzacz muzyki, para
słuchawek ukryta w brązowych włosach i oczywiście dobra playlista.
Mijałem kolejne miejsca, wciąż nie dowierzając imponującemu rozmiarowi
Uniwersytetu. To miejsce mogło nam dać więcej, niż byliśmy sobie w
stanie wyobrazić, ja i Fireproof. Nie żałowałem, że tu jestem. Choć
wciąż były momenty, w których czułem się faktycznie przerażony. Potęgą
tego miejsca. Ludźmi. Sobą i swoimi decyzjami. Przyszłością.
Przechodząc obok stajni kiwnąłem Jacobowi, którego miałem już okazję
poznać i przyspieszyłem kroku, dostrzegając w oddali na pastwiskach
stado kopytnych, a wśród nich mojego gniadosza. Nie pasł się, jak reszta
koni, lecz cwałował radośnie, od czasu do czasu brykając koziołka, na
co mimowolnie się uśmiechnąłem. Z upragnionym od dawna spokojem
wypuściłem ze świstem powietrze, zwracając wzrok ku niebu i opierając
się o drewniane belki ogrodzenia.
Pamiętam dzień, w którym mnie zaakceptował. Pamiętam dni wspólnych
wycieczek po okolicach Waterford i to rosnące uczucie przywiązanie do
tego zwierzęcia. Teraz, nie wyobrażam sobie życia bez Fireproofa.
Absolutnie nie. Ale wiem też, że sporo się zmieni i dostosowanie się
będzie wymagało od nas sporo ciężkiej pracy.
Z rozmyślań wyrwało mnie mocne szarpnięcie, a było ono o tyle
niespodziewane, że musiałem podeprzeć się o ogrodzenie, żeby zachować
równowagę. Moim oczom ukazała się drobniutka istota o czekoladowych
włosach, zaplątanych w urokliwego warkocza, chyba mówiąca coś do mnie,
jednak przez muzykę w uszach nie mogłem tego usłyszeć. A chciałem.
Chciałem porozmawiać.
I w sumie tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła, prawie
truchtając w stronę stajni. Westchnąłem tylko, słysząc burczenie
własnego brzucha i również zdecydowałem się wracać, tym bardziej, że z
nieboskłonu zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Skierowałem się w
stronę internatu oraz stołówki, jednak stawiając pierwszy krok, poczułem
pod stopą coś twardego. Z pod buta wystawał kawałek srebrnego klucza do
pokoju z uroczą zawieszką, a ja mogłem się tylko zakładać czyją jest
własnością. Przed oczami mignęły mi brązowe włosy osoby, które na mnie
wpadła. To pewnie wtedy musiała go zgubić. Schowałem więc klucz głęboko
do kieszeni i ostatni raz spoglądając na Fireproofa, ruszyłem napełnić
czymś domagający się posiłku żołądek, zastanawiając się gdzie będę miał
okazję znaleźć dziewczynę.
Aithne? Początki są najgorsze. Tak mówią c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz