Ja mu pomagam? Czyli to nie była moja wina, może chociaż nie bezpośrednio. Skupiłam się na tych słowach, dających mi nadzieję. Skoro tak, to może nie wszystko stracone. W końcu jeśli przed jego przyjazdem tutaj było gorzej, to znaczy, że istnieje możliwość, że z czasem one całkiem ustaną albo chociaż ich liczba zmniejszy się do niewpływającej wyraźnie na jego życie. Kiedy mnie przytulił, a ja mogłam poczuć jego zapach, przez chwilę zapomniałam o tym wszystkim. To nie chodziło o to, że te ataki mnie odpychały, bo nie, jednak nie mogłam powiedzieć, że nie to było delikatnie przerażające. Dla niego za to pewnie jeśli nie równie przerażające, to żenujące. Bał się, że gdy się dowiem, odrzucę go, zresztą niezdziwiłabym się gdyby tak się działo z zwiększością poznanych przez niego ludzi. Sama nie wiem, jakbym zareagowała nie poznawszy go wcześniej. Na szczęście poznałam... Z półprzytomności wyrwał mnie jego głos, pytający czy zostanę jego dziewczyną... Co?! Co to właściwie za pytanie... z drugiej strony to miał być koniec. Miałam dać mu spokój. A on teraz się o to pyta?
- Ja? - szepnęłam. Spojrzał na mnie przerażony i cały czerwony.
- Bo... jak... bo... - jąknał się oddychając coraz szybciej.
- Spokojnie, cicho... - podeszłam do niego najbliżej jak mogłam i dłonią sięgnęłam do jego twarzy. Delikatnie pogładziłam go po policzku. - Przy mnie nie musisz się tak denerwować.
- Ale... ale...
- Ciii - delikatnie przysunęłam jego twarz do swojej i go pocałowałam. - I nie zadawaj retorycznych pytań - zachichotałam.
- D... dobrze? - lekko się uśmiechnął, a ja się do niego przytuliłam.
- Cieszę się, że jest ci trochę lepiej dzięki mojej obecności - odparłam wtulona w niego. - Aa... - odsunęłam się troszeczkę od niego. - Przepraszam?
- Nie... nie musisz - nadal był cały czerwony.
- Po prostu, wiem że to trudne. I nie musisz się mnie pytać, czy możesz mnie dotknąć, jak nie będę chciała, to ci powiem - odparłam dalej się uśmiechając. - Próbujemy?
- Chyba... chyba tak - powiedział do podłogi.
- Boisz się, że będę się czuła jak ty, wtedy? - po długiej chwili zawahania, pojawiał głową.
- Tak... - przyznał.
- Spokojnie, nie poczuję się tak - puściłam mu oczko. - Chodź, musimy chyba podziękować Marco... kto by się spodziewał.
- Nigdy mu nie... dziękowałaś?
- Nie no, dziękowałam. Jednak nie spodziewałam się, że jego jakikolwiek spontaniczny pomysł wyjdzie mi na dobre.
- Czemu? - zainteresował się. Ruszyliśmy w stronę wyjścia ze stajni.
- Ostatnim razem, dzięki takiej spontaniczności mało nie uciął mi palca, a wcześniej... w sumie zawsze kończyło się na moich obrażeniach fizycznych... Taki talent.
- Ja? - szepnęłam. Spojrzał na mnie przerażony i cały czerwony.
- Bo... jak... bo... - jąknał się oddychając coraz szybciej.
- Spokojnie, cicho... - podeszłam do niego najbliżej jak mogłam i dłonią sięgnęłam do jego twarzy. Delikatnie pogładziłam go po policzku. - Przy mnie nie musisz się tak denerwować.
- Ale... ale...
- Ciii - delikatnie przysunęłam jego twarz do swojej i go pocałowałam. - I nie zadawaj retorycznych pytań - zachichotałam.
- D... dobrze? - lekko się uśmiechnął, a ja się do niego przytuliłam.
- Cieszę się, że jest ci trochę lepiej dzięki mojej obecności - odparłam wtulona w niego. - Aa... - odsunęłam się troszeczkę od niego. - Przepraszam?
- Nie... nie musisz - nadal był cały czerwony.
- Po prostu, wiem że to trudne. I nie musisz się mnie pytać, czy możesz mnie dotknąć, jak nie będę chciała, to ci powiem - odparłam dalej się uśmiechając. - Próbujemy?
- Chyba... chyba tak - powiedział do podłogi.
- Boisz się, że będę się czuła jak ty, wtedy? - po długiej chwili zawahania, pojawiał głową.
- Tak... - przyznał.
- Spokojnie, nie poczuję się tak - puściłam mu oczko. - Chodź, musimy chyba podziękować Marco... kto by się spodziewał.
- Nigdy mu nie... dziękowałaś?
- Nie no, dziękowałam. Jednak nie spodziewałam się, że jego jakikolwiek spontaniczny pomysł wyjdzie mi na dobre.
- Czemu? - zainteresował się. Ruszyliśmy w stronę wyjścia ze stajni.
- Ostatnim razem, dzięki takiej spontaniczności mało nie uciął mi palca, a wcześniej... w sumie zawsze kończyło się na moich obrażeniach fizycznych... Taki talent.
Eliot?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz