Az mnie zakulo w sercu, gdy zobaczylam jak zareagowali na siebie bracia. To bylo takie... Szczere.
Sama zapragnelam takiego rodzenstwa, bylam jedynaczka i wlasciwie jedynym dzieciakiem w rodzinie, bo siostra mojej mamy nie miala dzieci.
Chlopacy byli do siebie podobni jak dwie krople wody, gdyby nie wzrost i nieco mlodsze rysy twarzy Aleksandra to z pewnoscia by mi sie mylili.
Mlody, w przeciwienstwie do Lewisa, byl naprawde przesympatyczny, poczulam taka dziwna wewnetrzna pustke, gdy patrzylam na jego radosc ze spotkania z bratem. W drodze do Hyde Parku nie odzywalam sie za duzo, chcialam by rodzenstwo sie wygadalo, nie skupiajac sie szczegolnie nad rozmowa, zastanawialam sie nad ich cala pokrecona sytuacja rodzinna.
Po chwili Lewis to zauwazyl i mnie zagadnal, usmiechnelam sie do niego lekko, byl... Zupelnie inny, oczy mu blyszczaly i szczerze mowiac to nie mogl sie zamknac.
Nie potrafilam go rozgryzc.
W koncu dotarlismy w miejsce docelowe, czyli do lodziarni, przysluchiwalam sie jak zastanawiaja sie nad smakami.
- A ty? Jakie bierzesz? - spytal Aleksander. Zawahalam sie.
- Ja nie chce - wzruszylam ramionami, nie jadlam slodyczy od kilku lat, pewnie zrobiloby mi sie niedobrze od razu.
- Slucham? - uniosl wysoko brwi. - Lewis, kogo ty sprowadzasz - rzucil do brata. Zasmialam sie, nie dziwilam sie jego reakcji, malo kto to rozumial.
- Sam nie wiem - mruknal starszy.
- Bananowe z mietowymi, musisz sprobowac - nalegal mlodszy chlopak, spieralam sie z nim przez chwile, ale gdy kazal mi uargumentowac piecioma sensownymi powodami dlaczego nie chce, wreszcie uleglam.
- To kto idzie zamowic? - zapytal Lewis, a my popatrzylismy po sobie z Aleksandrem, a potem poslalismy mu wymowne spojrzenia. Chlopak westchnal glosno, pokrecil glowa i ustawil sie w kolejce do kasy.
- Nie znacie sie dlugo, prawda? - zagadnal mnie, unioslam brew, przygladajac sie stojacemu w oddali Lewisowi.
- Nie wiem, moze z trzy tygodnie? - odparlam z zastanowieniem. Mlody poslal mi nieco zdziwione spojrzenie, juz mialam spytac, o co chodzi, ale wspanialy braciszek wrocil, niosac dla nas wszystkich lody. Spojrzalam ze zrezygnowaniem na ich wielka ilosc, nie ma szans, zebym to zjadla.
- Idziemy usiasc nad jeziorem? - spytalam. Kiwneli glowami i zajadajac sie lodami. Meczylam moj smakolyk, zapewne bylby smaczny, gdybym nie byla tak odzwyczajona od cukru. Rozsiedlismy sie wygodnie nad Serpentina, przygladalam sie plywajacym w niej kaczkom, pare z nich wyszlo na brzeg i otrzepalo sie.
- Wygladasz z tym lodem jakbys chciala umrzec - stwierdzil Lewis, poslalam mu spojrzenie spode lba, a Aleksander go upomnial.
Naprawde bylo mi niedobrze, ale nie chcialam robic z siebie sieroty. W koncu jeden z ptakow podszedl do mnie dosc blisko, wykorzystalam wiec okazje i ulamalam kawalek wafelka. Rzucilam go w strone kaczki, a ona lapczywie sie na niego rzucila.
Spojrzala na mnie z nadzieja, wiec dorzucilam jej jeszcze dwa kawalki, a potem jeszcze dla innych pierzastych, ktore widzac latwe pozywienie dolaczyly sie.
Aleksander i Lewis patrzyli z niepokojem na zblizajace sie do nas stadko kaczek.
- Oliwia, nie sadzisz ze nie powinn... - zaczal Aleksander, a wtedy jedna z nich sie na mnie rzucila. Krzyknelam glosno i podskoczylam w gore, gdy jej skrzydla zalopotaly mi nad glowa. Agresywne kwakanie kaczki oraz odglosy zwijajacych sie ze smiechu chlopakow towarzyszyly mi podczas szalonej ucieczki.
Zaczelam przeklinac w myslach pomysl na ubranie butow z obcasem, a potem wywalilam sie na trawe. Lewisowi w koncu udalo sie odgonic napastnika, schowalam twarz w dloniach, a brunet przykucnal obok mnie.
- Wszystko w porzadku? - spytal. Spojrzalam na niego zazenowana, nie mam pojecia, ale odkad go poznalam to moje zycie bylo jakas seria glupich wpadek. Z trudem probowal udawac powaznego, ale byl na tyle uprzejmy by sie nie smiac.
- Tsa - odburknelam i wytarlam kolana z gliny.
Aleksander podal mi reke, zlapalam ja i sie podnioslam. Wszyscy w parku sie na nas gapili, zacisnelam usta i wyobrazilam sobie, jak to komicznie musialo wygladac z boku. Poprawilam wlosy, wbilam wzrok w ziemie i usmiechnelam sie szeroko.
- Boze, Olivia - westchnal Lewis i pokrecil glowa.
- Pojde lepiej umyc rece - odparlam, majac nadzieje ze sa w blocie, a nie w kaczym gownie.
- Nie utknij w lazience, okay?
Kiwnelam glowa.
Weszlam do lazienki, zamknelam sie w kabinie, wysiusialam, i wiecie co?
Drzwi sie nie chcialy otworzyc.
Lewis? XD
Boze to opowiadanie to dno, przepraszam xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz