- Słyszałeś Leonardzie? Zaraz dojeżdżamy - mruknęłam szeptem do kota, który leżał w transporterze, ułożonym obok mnie.
- Postaraj się zaaklimatyzować i być delikatnie bardziej niż zwykle normalną - dodał Patrick. W ułamku sekundy mój wzrok powędrował do przedniego lusterka, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zmieszał się. Zacisnęłam mocniej szczęki. Bardziej niż zwykle normalna, to chyba kpina. Wysiadłam zaraz po tym, jak auto się zatrzymało. Za nami jechał samochód, przewożący Fantome'a. Pewnym krokiem ruszyłam z kierunku stani. Pewnym, dumnym, ale jednak delikatnym. Ból dokuczał mi jak na razie mniej, niż na co dzień, ale o uldze nie było mowy. Przed wejściem do pięknych, zadbanych i nadzwyczaj czystych, jak zauważyłam, stajni, stała kobieta starsza od mojej matki, wyglądała na emanującą dobrocią.
- Dzień doby - odezwała się do mnie. - Nazywam się Ruby Stewart, jestem właścicielką tej Akademii, a ty?
- June Van Allen - przedstawiłam się i podałam jej rękę. - Czy są wolne boksy, blisko wyjścia?
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Jacob? - podszedł do nas starszy, ale całkiem dobrze trzymający się mężczyzna. - June pyta o wolne boksy przy wyjściu.
- Oczywiście są wolne, większość woli miejsca w środku budynku, żeby konie nie przemarzły w zimne dni.
- Fantome'owi nie przeszkadza temperatura, a mi odległość owszem. Nie chcę, żeby to zabrzmiało niemiło, to naprawdę wspaniałe stajnie, jednak nie na moje możliwości.
- Masz jakieś problemy? - zapytała ze zmartwieniem.
- Cóż, niewielkie problemy zdrowotne, dlatego wolę, aby był bliżej wyjścia.
- Oczywiście, już szykuję boks - odparł mężczyzna, a ja skinęłam głową i odwróciłam się, właśnie podjechał samochód z moim koniem. Kierowca otworzył klapę. Wystarczyło, że cmoknęłam trzy razy, a mój fryz posłusznie wyszedł, zatrzymując się tak, że jego łeb znajdował się na wysokości mojego ramienia. Wzięłam go za część uzdy i wprowadziłam do stajni, aby po chwili ustawić go w boksie.
* * *
Drzwi za Patrickiem się zamknęły i zostałam sama. Rozejrzałam się po pokoju, który był utrzymany w jasnych biało kremowych kolorach. Nie był on ogromny, jednak nie mały... wystarczający. Drzwi znajdowały się po jego prawej stronie. Na lewo od wejścia stał materiałowy fotel z małym szklanym stoliczkiem, a za nimi duża, widać, że pojemna, szafa. Obok znajdowało się ogromne okno, z szerokim parapetem, na którym stało kilka roślinek. Na prawej ścianie znajdowały się drzwi, do niewielkiej łazienki, dalej ciągnąca się przez prawie cały pokój komoda. Naprzeciwko drzwi stało duże lustro, oparte o ścianę, a obok niego wysoka lampa. Dalej łóżko, na którym można by się pewnie zgubić. Co po mi aż tak obszerne łóżko? No niech im będzie, z drugiej strony znajdował się mały stoliczek nocny. Podłoga była wyłożona bardzo jasnymi, brązowymi deskami.
- Ładnie tutaj, nieprawdaż? - położyłam transporter na podłodze i wypuściłam mojego kociaka, który po przeciągnięciu się, podszedł do łóżka, na które wskoczył. - To ty tu zostań, a ja pójdę znaleźć kawę i mleko.
Jakimś pięknym cudem, mój pokój miał numer 14, czyli znajdował się znośnie blisko stołówki. Pomimo popołudniowych godzin, w środku znajdowało się mało ludzi. Podeszłam do jednego z okienek i w miarę możliwości najmilej zapytałam o kawę i mleko dla Leonarda. Po przyniesieniu mi trochę mleka, poinstruowała mnie, gdzie znajdę kawę. W jednym z rogów pomieszczenia stał stół, na którym można było znaleźć dzbaneczki z kawą, herbatą, a także różne dodatki. Nalałam sobie do kubka jasno brązowego, dymiącego płynu i podeszłam do pierwszego wolnego stolika, jaki znalazłam. Zaciągnęłam na dłonie rękawy bluzy, którą miałam na sobie, wzięłam kubek w obie ręce i rozkoszowałam się smakiem napoju, kiedy ktoś się do mnie dosiadł.
- Można?
- Nie mam takiej władzy, żeby zabronić - odparłam, wpatrując się w zawartość kubka.
Ktoś? Coś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz